fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Magicznym pojmowaniem wiary nie zwalczymy pandemii

Zmniejszenie liczby osób w kościele podczas Mszy – a do tego zmierzają dokumenty KEP – nie jest żadnym rozwiązaniem. Obecnych zaleceń Episkopatu nie da się podeprzeć ani nauką, ani teologią.
Magicznym pojmowaniem wiary nie zwalczymy pandemii
zdj.: Connor Cunningham, CC BY-SA 4.0

Głos ekspertów w sprawie koronawirusa wydaje się jednoznaczny. Choroba może nie być dla nas tak olbrzymim zagrożeniem, mogącym mieć skutki równie wielkie, jak dżuma dla średniowiecznej Europy. Do takiej sytuacji może jednak dojść, jeśli nie podejmie się stanowczych działań prewencyjnych, które zapobiegną rozprzestrzenianiu się epidemii. Należy zatem podążać drogą złotego środka między bagatelizowaniem a paniką. Mając to na uwadze, polski rząd podjął wpierw decyzję o odwołaniu wszelkich zgromadzeń publicznych, zamknięciu szkół, uczelni, teatrów oraz kin. Wystosowano także apele o ograniczenie kontaktów międzyludzkich. Środki prewencji zostały jeszcze zaostrzone 13 marca, gdy premier ogłosił, że w Polsce wprowadzono stan zagrożenia epidemicznego. W rezultacie między innymi zamknięto granice i zawieszono połączenia międzynarodowe, a wszystkich wracających spoza terytorium RP do kraju kieruje się na dwutygodniową kwarantannę.

Z początku dyskutowano o tym, jak szeroko zastosować pierwszą pulę rządowych restrykcji. Dopatrywano się niekonsekwencji w tym, że zamyka się teatry lub kina, lecz pozostawia się otwarte galerie handlowe, w których zawsze panuje tłok i łatwiej w nich o zarażanie innych niż w niewielkiej kawiarence. Dziś jednak, po decyzji z 13 marca i głębszym rozpoznaniu sytuacji, w której znaleźliśmy się z powodu wirusa, początkowe spory przestały mieć sens.

Rozporządzeniem rządu zakazano wszelkich zgromadzeń publicznych – w tym zgromadzeń religijnych – które byłyby liczniejsze niż pięćdziesiąt osób. Istnieje jednak taka przestrzeń publiczna, która ma prawnie gwarantowaną autonomię, a prosty nakaz jej ograniczenia nie jest możliwy. Mowa o kościołach, w których organizacja wszelkich wydarzeń religijnych podlega władzy biskupów. Mimo zaistniałych okoliczności i powszechnych zaleceń, by ograniczać kontakty między ludźmi, postawa Episkopatu w odniesieniu do pandemii koronawirusa wciąż jest niejednoznaczna i podlega zmianom w czasie. Można powiedzieć, że biskupi robią wszystko, aby uniknąć przyjęcia rozwiązań biskupów włoskich i tym samym nie odwoływać celebracji Mszy Świętych na czas określony zaleceniami epidemiologicznymi.

Dla każdego praktykującego katolika długotrwała niemożność przystępowania do Eucharystii jest rzeczą bardzo bolesną. W tej sytuacji naśladowanie działań, które przyjął Episkopat Włoch, w tym sam papież, jest jedynym rozsądnym wyjściem, wartym zachowania. Częściowa zmiana, która zaszła w postawie tamtejszych pasterzy, a która polega na otworzeniu kościołów dla modlitwy indywidualnej, nie zmienia istoty rzeczy, jaką jest odwołanie wszelkich publicznych, zbiorowych nabożeństw. Niestety, biskupi polscy raczej nie kwapią się do podążania tą drogą. Co więcej, kryzys związany z koronawirusem wywołał całą falę komentarzy części katolików, którzy w odwołaniu celebracji Mszy Świętych i wszelkich innych zgromadzeń publicznych w kościołach widzieli zaparcie się wiary, zwątpienie w realną obecność Chrystusa w Eucharystii i wyrażenie braku zaufania w Bożą opiekę. Zupełnie na przekór zaleceniom epidemiologicznym gdzieniegdzie wezwano do gromadzenia się w kościołach i zbiorowej modlitwy w intencji zakończenia epidemii, czego przykładem była chociażby suplikacja pod obrazem Matki Bożej Częstochowskiej na Jasnej Górze.

Opisane wyżej postawy trzeba jasno i stanowczo skrytykować. Nie mają one oparcia ani w doktrynie katolickiej, ani tym bardziej w zaleceniach naukowców. Sprawę można nawet wyrazić ostrzej: po pożarach w Australii koronawirus jest kolejnym wydarzeniem, które część osób wierzących zaczyna tłumaczyć w kategoriach kary za grzechy, znaków końca czasów lub zaczyna poszukiwać środków zaradczych mających swoim quasi-magicznym wymiarem zastąpić ekspertów, procedury i ludzką solidarność. Miłość do cudu wygrywa z cudem miłości.

Czy można krytykować przełożonego?

Zanim przejdę do zasadniczej argumentacji, muszę odsunąć pewien możliwy zarzut, zgodnie z którym nie mam prawa podważać zarządzeń biskupów, gdyż byłoby to wbrew regule posłuszeństwa. Otóż, jest prawdą, że biskupom Kościoła jako następcom Apostołów należy się szacunek i posłuszeństwo w sprawach wiary i moralności. Nie oznacza to jednak, że świecki katolik może być wyłącznie odbiorcą poleceń władzy duchownej, a sam nie ma prawa do żadnej interwencji, gdy uzna, że zaszły stosowne przesłanki, pozwalające na wysnucie wniosku, że zagrożone jest dobro Kościoła.

Prawo do upomnienia przełożonego jest wprost wyrażone w Nowym Testamencie. Święty Paweł tak pisał Liście do Galatów: „Gdy następnie Kefas przybył do Antiochii, otwarcie mu się sprzeciwiłem, bo na to zasłużył. Zanim jeszcze nadeszli niektórzy z otoczenia Jakuba, brał udział w posiłkach z tymi, którzy pochodzili z pogaństwa. Kiedy jednak oni się zjawili, począł się usuwać i trzymać się z dala, bojąc się tych, którzy pochodzili z obrzezania. To jego nieszczere postępowanie podjęli też inni pochodzenia żydowskiego, tak że wciągnięto w to udawanie nawet Barnabę. Gdy więc spostrzegłem, że nie idą słuszną drogą, zgodną z prawdą Ewangelii, powiedziałem Kefasowi wobec wszystkich: «Jeżeli ty, choć jesteś Żydem, żyjesz według obyczajów przyjętych wśród pogan, a nie wśród Żydów, jak możesz zmuszać pogan do przyjmowania zwyczajów żydowskich?»” (Ga 2, 11-14). Upomnienie ze strony świętego Pawła spotkało świętego Piotra z uwagi na to, że pierwszy papież stosował podwójne standardy w zależności od tego, czy znajdował się wśród pogan, czy wśród Żydów. Było to zachowanie niewłaściwe zarówno z punktu widzenia prawa Bożego, jak i z punktu widzenia dobra Kościoła. Dla każdej rodzącej się wspólnoty jest bowiem podwójnie bolesne, gdy jej przywódca swoim postępowaniem podważa jej wiarygodność.

Dalekim echem upomnienia Pawłowego jest 212 kanon Kodeksu Prawa Kanonicznego, który w paragrafie 3 mówi o wszystkich wierzących: „Stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i zdolności, jakie posiadają, przysługuje im prawo, a niekiedy nawet obowiązek wyjawiania swojego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra Kościoła, oraz – zachowując nienaruszalność wiary i obyczajów, szacunek wobec pasterzy, biorąc pod uwagę wspólny pożytek i godność osoby – podawania go do wiadomości innym wiernym”. Dalsze organizowanie zgromadzeń publicznych sprzyja roznoszeniu się koronawirusa, które jest istotnym zagrożeniem dla dobra Kościoła. Życie i zdrowie wiernych należy bowiem do tego dobra. Wynika stąd, że świeckiemu katolikowi przysługuje prawo do wyjawienia swojego zdania, w tym wypadku zdania krytycznego, względem dotychczasowych decyzji Konferencji Episkopatu Polski.

KEP stosuje półśrodki

Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, arcybiskup Stanisław Gądecki, w pierwszej reakcji na zalecenia Głównego Inspektora Sanitarnego wydał 10 marca oświadczenie, w którym wystosował prośbę, żeby „zwiększyć – w miarę możliwości – liczbę niedzielnych Mszy Świętych w kościołach, aby jednorazowo w liturgiach mogła uczestniczyć liczba wiernych odpowiednia do wytycznych służb sanitarnych”. Dwa dni później, 12 marca, Rada Stała KEP wydała zarządzenie, w którym zaleca, aby biskupi diecezjalni do 29 marca udzielili dyspensy od obowiązku niedzielnego uczestnictwa we Mszy Świętej osobom w podeszłym wieku, osobom z objawami infekcji (jak kaszel, katar czy podwyższona temperatura), dzieciom i młodzieży szkolnej oraz dorosłym, którzy sprawują nad nimi bezpośrednią opiekę, a także osobom czującym obawę przed zarażeniem. Następnego dnia, czyli 13 marca, gdy rząd zadecydował o wprowadzeniu na terenie całego kraju stanu zagrożenia epidemicznego, biskupi musieli wprowadzić jeszcze ostrzejsze restrykcje. Rada Ministrów zdecydowała bowiem, że z uwagi na ogólną sytuację nie mogą się odbywać żadne zgromadzenia publiczne – w tym religijne – które skupiają więcej niż pięćdziesiąt osób. W odpowiedzi na to arcybiskup Gądecki wystosował apel do biskupów diecezjalnych, żeby ograniczyć odpowiednio liczbę wiernych znajdujących się w kościele podczas jednej Mszy Świętej.

Choć w postawie biskupów widać zmianę i ciągły ruch w kierunku coraz większej ostrożności, należy jasno stwierdzić, że oba rozwiązania są z epidemiologicznego punktu widzenia półśrodkami. Jak pisała Maria Libura, ekspertka Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego do spraw zdrowia, „przykład krajów azjatyckich, takich jak Chiny, Japonia czy Korea Południowa, pokazuje, że izolacja społeczna jest krytycznym czynnikiem opanowania epidemii koronawirusa”. Podany przez Liburę przykład Korei Południowej jest w tym kontekście szczególnie pouczający. Jednym z głównych powodów rozprzestrzeniania się wirusa była grupa religijna Shincheonji. Gdy w połowie stycznia w Chinach zaczął szaleć koronawirus, członkowie grupy spotykali się w swojej głównej świątyni w Gwacheon w pobliżu Seulu. Potem, między 31 stycznia a 2 lutego, nieznana liczba wiernych Shincheonji zebrała się na pogrzebie brata założyciela wspólnoty. Lokalne media donosiły, że przed jego śmiercią, która miała miejsce 31 stycznia, pacjent był hospitalizowany w szpitalu w Cheongdo Daenam, będącym samym sercem koreańskiego kryzysu związanego z wirusem. Wiele przypadków zarażenia zostało potwierdzonych właśnie w tym szpitalu. Należy przy tym zaznaczyć, że władze wspólnoty religijnej długo zwlekały z podjęciem współpracy z władzami na rzecz rozpoczęcia działań prewencyjnych. Skutki tych zaniechań są teraz aż nadto widoczne.

Potrzeba to powiedzieć raz jeszcze. Wirus roznosi się drogą kropelkową lub poprzez kontakt z powierzchnią, na której są obecne patogeny COVID-19. Choć jest groźny przede wszystkim dla osób starszych, nie znaczy to, że jeśli seniorzy zostaną w domu, a ich dzieci i wnuki pójdą do kościoła, to wszystko będzie dobrze. Choroba u młodzieży może przebiegać bezobjawowo i nie jest wykluczone, że ci, którzy wrócą z Mszy, przyniosą dziadkom i babciom śmiertelnie dla nich niebezpiecznego wirusa. Dlatego zupełna izolacja jest jedynym wyjściem z sytuacji. Tezę tę wspierają także najnowsze badania epidemiologów z Imperial College London. Dopóki wypadków jest mało, można je kontrolować. Dramat obecnej sytuacji we Włoszech polega na tym, że restrykcje wprowadzono zbyt późno, a ludność potraktowała je jako okazję do ferii i wspólnego spędzania wolnego czasu. W rezultacie włoska ochrona zdrowia, która tak samo jak każda inna ma ograniczone zasoby, nie była w stanie przyjąć w krótkim czasie tak dużej liczby pacjentów i odpowiednio się nią zaopiekować.

Powyższe przykłady dość jasno pokazują, dlaczego zmniejszenie liczby osób w kościele podczas Mszy – a do tego zmierzają oba dokumenty KEP – nie jest żadnym rozwiązaniem. Na pewno nie da się podeprzeć argumentami naukowymi obecnych zaleceń Konferencji Episkopatu. Czy jednak da się je podeprzeć teologią? Czy rację ma redaktor Paweł Lisicki, który skrytykował „pomysł, żeby zamykać kościoły, nie udzielać sakramentów, nie dopuszczać wiernych, bo to niesie za sobą zagrożenie”. Skomentował go następująco: „Z perspektywy religijnej, a nawet świeckiej i tak wszyscy ludzie w końcu umrą. Oczywiście nie należy się do tego przyczyniać, lecz przed tym bronić, ale szaleństwo polegające na tym, że totalnie się na coś zamykamy, bo to zaraz spowoduje śmierć, świadczy o bardzo dużej kruchości obecnego człowieka”?

„Jako wyraz rozumnej służby Bożej” (Rz 12, 1)

Teoretycznie Lisicki ma rację. Wszyscy umrzemy. Jednak nie znaczy to, że należy zlekceważyć wartość życia dla chodzenia na Mszę w czasach pandemii. Zostało, co prawda, powiedziane, że „jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje” (Łk 9, 23). Jednak ofiara z własnego życia i wyzbycie się egoizmu są prawdziwe wyłącznie wtedy, gdy działanie jest zwrócone na dobro drugiej osoby. Bez tego odniesienia szafowanie własnym zdrowiem, nawet z pobudek prima facie religijnych, nie tylko nie jest czynem moralnie dobrym, ale może być wręcz grzechem.

Przykładem takiej postawy może być zachowanie tych starożytnych chrześcijan, którzy chcieli celowo wystawić się na śmierć męczeńską, żeby od razu trafić do raju. Ich błędem nie był brak wiary w istnienie Boga lub życie wieczne. Wręcz przeciwnie, postawa tych ludzi była przepojona pewnością co do realności rzeczywistości nadprzyrodzonej. Ich błędem był właśnie brak odniesienia przedsięwziętego działania do dobra drugiej osoby – czyli brak miłości. Męczennik bowiem nie szuka cierpienia, lecz w imię zachowania wiary i relacji z Chrystusem przyjmuje to cierpienie, które na niego spada. Nie zostaje się też męczennikiem, ponieważ jest się zabijanym, lecz zyskuje się to miano, ponieważ kochało się tych, którzy męczennika zabijali. Całe to rozumowanie można również ująć krócej i znacznie bardziej formalnie. Otóż z ogólnej przesłanki, że życie doczesne jest jedynie wędrówką do życia wiecznego, nie wynika wniosek, do którego Lisicki się skłania. Do życia wiecznego prowadzi bowiem nie jakiekolwiek życie doczesne, ale takie, które miało określoną treść.

Przeciwko opinii naczelnego „Do Rzeczy” przemawia także Katechizm Kościoła Katolickiego. W punkcie 2288 czytamy: „Życie i zdrowie fizyczne są cennymi dobrami powierzonymi nam przez Boga. Mamy się o nie rozsądnie troszczyć, uwzględniając potrzeby drugiego człowieka i dobra wspólnego. Troska o zdrowie obywateli wymaga pomocy ze strony społeczeństwa w celu zapewnienia warunków życiowych, które pozwalają wzrastać i osiągać dojrzałość. Należą do nich: pożywienie i ubranie, mieszkanie, świadczenia zdrowotne, elementarne wykształcenie, zatrudnienie, pomoc społeczna”. Opinia Lisickiego stoi w bezpośredniej sprzeczności z treścią Katechizmu. Chyba że Paweł Lisicki uważa, iż wystawianie się na przenoszenie wirusa lub bezpośrednią infekcję jest rozsądną troską o życie i zdrowie, która uwzględnia potrzeby drugiego człowieka i dobra wspólnego. Trudno mi sobie jednak wyobrazić, w jaki sposób można by udowodnić takie twierdzenie.

„Nie będziecie wystawiali na próbę Pana, Boga waszego” (Pwt 6,16)

Wiemy już, że absencja na Mszy Świętej w czasach pandemii nie jest wynikiem nadmiernego przywiązania do życia doczesnego. Co więcej, można dowodzić, iż zachodzą obecnie przesłanki pozwalające stwierdzić, że uczęszczanie na zbiorowe praktyki religijne jest formą wystawiania Boga na próbę. To zaś grzech wielokrotnie piętnowany w Piśmie Świętym. Na czym on polega?

Zapis o tym, żeby nie wystawiać Boga na próbę, znajduje się w Księdze Powtórzonego Prawa, ale po raz kolejny został przywołany przez samego Jezusa w scenie kuszenia na pustyni w Ewangelii świętego Mateusza: „Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na narożniku świątyni i rzekł Mu: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, jest przecież napisane: Aniołom swoim rozkaże o tobie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień». Odrzekł mu Jezus: «Ale jest napisane także: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego»” (Mt 4, 5-7). Istotę tego grzechu stanowi podejmowanie z premedytacją takiego działania, które nie jest z definicji nakierowane na dobro drugiej osoby, ale zarazem stwarza dużą przestrzeń ryzyka. Działający ma nadzieję, że może bez obawy o własne życie lub bezpieczeństwo podjąć się określonej czynności, uważając jednocześnie, iż Bóg na mocy swoich przymiotów i danej obietnicy wybawi go od wszelkich negatywnych konsekwencji niebezpieczeństwa, na które się człowiek wystawia. W ten sposób Bóg ma zostać niejako przymuszony do cudownej interwencji. To fundamentalne naruszenie wolności, która jest podstawą miłosnej relacji między człowiekiem a Stwórcą.

Branie udziału w zbiorowych praktykach religijnych w czasach pandemii to wystawianie Boga na próbę. W dodatku jest ono grzechem tym większym, że jego skutki nie dotyczą tylko jednostki, lecz z powodu natury okoliczności łatwo mogą się przelać na wspólnoty rodzinne, lokalne i dalej. Tak bowiem działa zaraza. Ponieważ istnieją inne niż fizyczny sposoby przyjmowania Komunii Świętej (porównaj Dekret o Najświętszym Sakramencie przyjęty na Soborze Trydenckim, rozdział VIII), dusza człowieka nie byłaby zagrożona przez czas, w którym kościoły zostałyby zamknięte. Nie można zatem powiedzieć, że działanie osoby uczestniczącej w takich warunkach we Mszy Świętej jest zwrócone ku jakiemuś dobru. Na pewno zaś kult Boga nie może odbywać się z pominięciem dobra bliźnich, na których możemy przenieść koronawirusa. Tym samym, podejmując się uczestnictwa w publicznym nabożeństwie w czasach pandemii, człowiek tworzy sytuację ryzyka. Modlenie się wówczas do Boga o ochronę przed skutkami zarazy jest niczym innym, jak przymuszaniem Stwórcy do uczynienia cudu, ergo: wystawianie Boga na próbę.

Mimo to kilka dni temu na facebookowym profilu parafii pod wezwaniem Świętego Krzyża w Poznaniu zamieszczono taką oto wiadomość: „Zapraszamy na modlitwę do Trójcy Przenajświętszej i Niepokalanego Serca NMP w intencji ustania epidemii koronowirusa i ochronę naszych rodzin dzisiaj tj. 11 marca o godzinie 20.00 w naszej parafii. Odmówimy różaniec i koronkę do Bożego Miłosierdzia”.

Czy Ciało Chrystusa nie zaraża?

Reakcji katolików na pandemię towarzyszyły argumenty, że przecież Komunia Święta to Ciało i Krew Chrystusa, a one nie mogą zarażać. W podobnym tonie wypowiadał się arcybiskup Andrzej Dzięga, który w liście pasterskim na III Niedzielę Wielkiego Postu napisał: „Chrystus nie roznosi zarazków ani wirusów. Chrystus rozdaje Świętą czystość i Życie, przywraca zdrowie”. Co więcej, pojawiły się uwagi, że Eucharystia jest także lekarstwem ciała, a nie tylko ducha. Niestety, tych poglądów nie da się uzasadnić teologicznie.

Po pierwsze, przemiana dokonująca się w akcie konsekracji dotyczy substancji chleba i wina, a nie ich przypadłości. Kościół wierzy, że mimo fizycznej osłony, która składa się z fizycznego chleba i fizycznego wina, tam głęboko znajduje się realne i substancjalne Ciało Pańskie. Innymi słowy, przemianie ulega substrat (greckie hypokeimenon), czyli ta część przedmiotu, która nie jest poznawalna zmysłami, ale skupia jego cechy istotne i stoi u podstawy (łacińskie substare, ‘stać pod czymś’) wszystkich zjawisk fizycznych. Natomiast w akcie transsubstancjacji zostają zachowane fizyczne przypadłości i własności chleba i wina. Wynika z tego, że choć taki Pokarm ma również konsekwencje dla duszy, to nie zatraca swoich skutków dla ciała ludzkiego. Winem, które stało się Krwią Pańską, można się upić, a opłatkiem, który stał się substancjalnie Ciałem Chrystusa, można się najeść (porównaj: święty Tomasz z Akwinu, „Summa przeciw poganom”, IV, 66). Wynika z tego również, że na chlebie eucharystycznym wciąż mogą być wirusy, którymi się można zakazić.

Komunia Święta nie jest magicznym chlebem, a akt konsekracji nie jest formą zaklęcia. Ofiara Mszy Świętej dokonuje się bowiem nie dzięki mistycznym prawom istniejącym w świecie, lecz na mocy wiary w obietnicę Osoby, która – przyjąwszy naturę ludzką 2000 lat temu – obiecała, że będzie z nami po wszystkie dni aż do skończenia świata (porównaj: Mt 28, 20). Ani u świętego Tomasza z Akwinu, ani w Katechizmie nie ma słowa na temat domniemanych mocy uzdrowicielskich co do ciała, które miałaby posiadać Eucharystia. Katechizm wśród owoców Komunii Świętej wymienia pogłębienie zjednoczenia z Chrystusem, oddzielenie od grzechu, zgładzenie grzechów powszednich, zachowanie od grzechów śmiertelnych, głębsze zjednoczenie z Ciałem Mistycznym Chrystusa, którym jest Kościół (KKK 1391-1398).

Owszem, można choremu udzielić Komunii świętej w intencji uzdrowienia z choroby cielesnej, jednak jest to po prostu wołanie o cud. Cuda zaś i wszelkie nadzwyczajne interwencje Boże dokonują się tylko wtedy, gdy po ludzku nie ma innego ratunku i gdy wskazują na to istotne korzyści duchowo-moralne uzdrawianego i jego otoczenia. Jest to zresztą topos biblijny (porównaj na przykład: Rdz 21, 14-21 lub Wj 13, 1-22). Trudno stwierdzić, jakie korzyści duchowo-moralne można by odnieść w sytuacji, w której panuje pandemia wirusa, a wierni lekceważą zalecenia służb epidemiologicznych.

Bóg a kara za grzechy

Ani koronawirus, ani pożar w Australii, ani wielkie trzęsienie ziemi z Lizbony z roku 1755, które Wolter podawał jako argument przeciw dobroci Boga, nie są karą Bożą za grzechy. Wprawdzie w wielu miejscach Pisma czytamy, że Bóg karze za przestępstwa przeciwko Jego prawu (porównaj: Rdz 19, 1-29 lub Wj 34, 7), ale znaczenie słowa „kara” zmienia się na kartach Biblii wraz ze zbliżaniem się czasów nowotestamentowych. A przecież to w Nowym Testamencie znajduje się pełnia Objawienia. Choć w psalmach wciąż pobrzmiewa przekonanie, że sprawiedliwy jest miły w oczach Boga, dzięki czemu Bóg daje mu życie szczęśliwe w sensie doczesnego dostatku (porównaj: Ps 1 lub Ps 128), to historia Hioba ostatecznie burzy ten obraz.

Opowieść ta skupia się na tytułowym bohaterze, który traci wszystko, co było mu bliskie: majątek, dzieci, a nawet zdrowie. Zostaje tego pozbawiony, chociaż był sprawiedliwy. Gdy Hiob znajduje się w środku swojej tragedii, przychodzą do niego trzej przyjaciele, z których każdy podejmuje próbę przekonania cierpiącego, że jego opłakany stan jest wynikiem popełnionego grzechu. Hiob upiera się, że jest bez winy. Spór ostatecznie zostaje rozwiązany pod koniec księgi interwencją samego Boga, który chwali Hioba za sprawiedliwość, a jego przyjaciół gani. Główny zarzut Stwórcy przeciwko nim brzmi: „Zapłonąłem gniewem na ciebie i na dwóch przyjaciół twoich, bo nie mówiliście o Mnie prawdy, jak sługa mój, Hiob” (Hi 42, 7). Mówiąc inaczej, gniew Boga był spowodowany słowami przyjaciół Hioba, którzy mówili, że istnieje bezpośrednia zależność między grzechem przeciwko Panu a cierpieniem człowieka.

Historia Hioba jest w nauczaniu Kościoła zapowiedzią losu Chrystusa, który też przecież cierpiał, choć tak samo jak Hiob grzechu nie popełnił. Jakby tych argumentów było mało, Apostołowie wprost zapytali Chrystusa, czy cierpienie lub wypadek są karą za grzechy (porównaj J 9, 1-4). Odpowiedź Zbawiciela była negatywna – nie ma takiej zależności. Mimo tych oczywistych dowodów dziś wielu katolików usiłuje dopatrywać się prostego schematu „grzech–kara” w pojawianiu się katastrof naturalnych, pożarów lasów lub epidemii koronawirusa. Najczęściej argumenty na poparcie takich tez bierze się z prywatnych objawień mistyków. Ten stan rzeczy jest tym bardziej zasmucający, że elementarna metodologia teologii, w której powaga Pisma i Tradycji Kościoła zajmowały zawsze pierwsze miejsce, ustępuje zapisom osobistego doświadczenia religijnego, rozumianego nadto w bardzo emocjonalnych kategoriach.

Miłość chrześcijańska w czasach zarazy

Doświadczenia trudne, a nawet bolesne, są z chrześcijańskiego punktu widzenia tak niepożądanym, jak i po ludzku nieusuwalnym elementem egzystencji człowieka. Zaufanie Bogu, który jako jedyny może uzdolnić do miłości doskonałej, oraz sama miłość, która wyraża się w odpowiedzialnej służbie bliźniemu, mają być odpowiedzią na to, co bywa w różnym stopniu przykrym doświadczeniem każdego z nas. Jeśli ze świata wyrzuci się tę perspektywę, wtedy nic realnie się nie zmieni. Jeśli jednak się ją uwzględni, wówczas w perspektywie ludzkiej egzystencji zostaje miejsce na „być może”, czyli na nadzieję.

Dla każdego katolika czas bez dostępu do Ofiary Mszy Świętej jest naprawdę trudny. Należy jednak podjąć ten trud i stanowczo zaapelować do biskupów, żeby poszli śladem biskupa gliwickiego Jana Kopca i zawiesili sprawowanie wszelkiego kultu publicznego na czas określony wymogami sanitarnymi. Dotychczasowe działania są bowiem, jak to próbowałem wykazać, połowiczne, a tak naprawdę nieskuteczne, i mogą w dalszej perspektywie okazać się torpedowaniem już wprowadzonych przez rząd restrykcji. Nie można realizować pobożności kosztem zdrowia i życia innych. Czasy pandemii to nie są czasy na indywidualne ryzyko, lecz na zbiorową odpowiedzialność, która być może w zaistniałych okolicznościach jest najlepszym przykładem miłości do Boga i bliźniego.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×