Z Grzegorzem Laszukiem, pomysłodawcą kolektywnego projektu internetowego Radio Kapitał, rozmawia Marta Zdanowska.
29 czerwca w Muzeum Sztuki Nowoczesnej odbyła się impreza otwarcia społecznościowego Radia Kapitał. Skąd pomysł, żeby założyć takie radio?
Mam wrażenie, że ten pomysł od dawna krążył po mieście. To się nazywa community radio, czyli radio niekomercyjne, robione oddolnie przez mały kolektyw. Takie rozgłośnie radiowe już od dłuższego czasu działają na świecie, w każdym kraju na troszeczkę innej zasadzie. Na przykład w Stanach Zjednoczonych czy w Kanadzie są to najczęściej radia uniwersyteckie, tworzone przez grupy artystów albo studentów, którzy chcą opowiadać o tym, co robią, i prezentować ulubioną muzykę. Internet pozwala słuchać tych radiostacji zewsząd i spoglądając na znajome radia tego typu, pomyśleliśmy, że fajnie byłoby zrobić własne. Już od dwóch lat rozmawialiśmy o tym w Komunie Warszawa, ale też na przykład z Teatrem Nowym, z Bogną Świątkowską. Niektóre instytucje nagrywały wcześniej podcasty. Zebraliśmy po prostu te różne energie i pomysły.
Studio korzysta teraz z trzymiesięcznej rezydencji Komuny Warszawa w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, ale rozumiem, że to długofalowy projekt.
Chcielibyśmy działać bardzo długo. Teraz jesteśmy w dość komfortowej sytuacji: Komuna rzeczywiście ma swój czas rezydencji letniej w MSN-ie i udało nam się zrobić tam studio. Potem przeniesiemy je w inne miejsce. Jest kilka wstępnych lokalizacji, więc mamy nadzieję, że radio będzie działało. Ten czas to taki okres próbny, dajemy sobie te trzy miesiące, żeby sprawdzić, na ile nasze wyobrażenia – że damy radę zrobić radio, że będą nagrania, że sprzęt zadziała – są prawdziwe. Żeby sprawdzić, czy ta duża liczba ludzi, którzy się angażują, po kilku tygodniach się nie wykruszy. Chcemy stworzyć grupę redakcyjną, która powinna liczyć trzydzieści–czterdzieści osób, żeby zapewnić stały dostęp nowych audycji, nowej muzyki, nowych rozmów.
Z tego, co widzimy, chyba się uda. Mamy poczucie, że jest duży entuzjazm wokół naszego radia; kiedy patrzymy na słupki słuchalności, to widać, że cały czas ktoś słucha. To nie są może jakieś zawrotne liczby, ale ciągle ten krąg się rozszerza. Ludzie dzwonią albo piszą do nas maile – jak zrobić audycję, jak mogą się dopisać do tego projektu. Dlatego liczymy na to, że ukształtuje się grupa osób, która będzie prowadziła radio przez następne lata.
Każdy może się włączyć?
Zapraszamy wszystkich.
Żadne umiejętności nie są wcześniej sprawdzane?
Nie. Zaangażowało się dużo bardzo fajnych osób z doświadczeniem w różnych swoich komóreczkach. Informatycy wspomagają nas programistycznie, prawniczka, która ma też audycję, wspiera nas od strony prawnej. Z bardzo wielu niepozornych umiejętności stworzyliśmy dosyć sprawną konstrukcję. Kolejne osoby, które nauczyły się obsługiwania konsolety, umawiają się na dyżur, żeby przyszedł ktoś, kto chce się nauczyć. Jedna osoba, która została przeszkolona, przeszkoli kolejne trzy. W ten sposób rozrasta nam się grupa współpracowniczek i współpracowników.
Kilka osób poprosiło o kurs prowadzenia audycji – jak pracować z mikrofonem, jak obsługiwać mikser. Ktoś odpowiedział: „Dobrze, ja znam kogoś, kto to poprowadzi” i już jest grupa, która się samokształci. Zresztą te internetowe radia mają taką miłą właściwość, że ktoś czasami czegoś dotknie, puści niechcący jakiś utwór, który nie był zaplanowany, i mówi: „przepraszam”. To jest tak żywe, tak przyjemne, że nie ma tego ciśnienia ramówki, reklam co piętnaście minut, napięcia. Słucha się długich utworów. Osobiste zaangażowanie, czasami nieprofesjonalnych autorek i autorów, daje bardzo dobrą energię.
W Radiu Kapitał można zrobić audycję na każdy temat?
Nie mamy ograniczeń, jedynym warunkiem jest to, żeby w audycjach nie było mowy nienawiści. Wszystkie programy mają być propozycjami autorskimi – czyli jeśli ktoś lubi jazz, to przyniesie autorski wybór swojej ulubionej jazzowej muzyki i o niej opowie, albo nawet samo zestawienie będzie tworzyło jakąś wartość. Są audycje, w których jest dużo szumu drzew. Na przykład ja puszczałem coś takiego przez godzinę. Nie wiem, czy ktoś tego słuchał, ale było mi przyjemnie, że mogłem zrobić taką audycję i wszyscy byli na to otwarci, mówili: „OK, to jest twoja autorska audycja, szalej”. Po prostu.
W tym momencie jest już bardzo szeroka gama tematów, bo i audycja o prawie, i o zapachach, i oczywiście dużo, dużo muzyki. Przyjęliśmy, że dobre radio to osiemdziesiąt procent muzyki, dwadzieścia procent gadania – i tak to się chyba będzie kształtowało.
Co ważne, w takich rozgłośniach internetowych będziemy mieli też stałą, wzrastającą bazę podcastów. Każda audycja, która jest nadawana na żywo, wpada do archiwum, więc można sobie ją odsłuchać w dowolnym momencie, wybrać otagowane gatunki muzyczne czy tematy.
Zaangażowanie w taką inicjatywę to też okazja, żeby poznać nowych, ciekawych ludzi.
Podczas pierwszych zebrań redakcyjnych sam dziwiłem się, że przychodzi tyle osób, o których nie wiedziałem, że są w mieście, robią coś, czego się nie spodziewałem. Byłem przyzwyczajony, że słucham takiej muzyki w Berlinie czy w Londynie, a tutaj się okazało, że w niektórych klubach w Warszawie też takie rzeczy się dzieją. Ci ludzie z kolei nie wiedzieli, że jest taki teatr jak my. To otwierające dla wielu środowisk, ale także dla słuchaczy. W tym trochę nieustawionym ostatecznie programowo radiu będzie można odkrywać perły naszego miasta, które są obecnie niszami.
Czy w dobie internetu, serwisów streamingowych, radio ciągle jeszcze ma szansę być potrzebnym medium, które dociera do odbiorców?
Właśnie z tego względu podkreślałbym autorski charakter naszego radia. Oczywiście można słuchać Spotify, gdzie algorytm programuje wszystko, czasami pewnie nawet w interesujący sposób, ale gust didżejów czy didżejek zderza czasami bardzo dziwne energie muzyczne. Słuchałem audycji i moim zdaniem żaden algorytm nie wymyśliłby takich zestawień. Łączenie Bacha z trzydziestosekundowym śpiewem ptaków, a potem z przejeżdżającym tramwajem… W niektórych audycjach zbliżamy się do sztuki radia w rozumieniu bardzo awangardowym, czyli do autorskiego tworzenia pewnej audiosfery. To nie polega tylko na tym, żeby nadawać nieustająco muzyczkę, przy której się miło pracuje albo spędza czas wieczorem, ale właśnie na takich autorskich skojarzeniach, niemożliwych dla jakiegokolwiek algorytmu.
Zdajemy sobie jednak sprawę, że krąg, który tworzył radio, to osoby częściowo zaangażowane w sztukę, w działania społeczne, niezależne kolektywy muzyczne. Na pewno nie jesteśmy nastawieni na popowy sukces. Raczej nie będziemy mieli stu tysięcy słuchaczy, chociaż byłoby fajnie. Pewnie będziemy szukali tych nisz, które są niezagospodarowane albo rozproszone w mieście.
Kiedyś z Komuną tworzył pan pirackie Radio Czosnek, jeszcze w Otwocku. To powrót do tamtych czasów?
Wtedy jeszcze nie było internetu, trzeba było mieć antenę, ale zrobiliśmy to tak, że nasz kolega, student Politechniki, zmontował to radio i zadziałało. Mieliśmy je na początku w galerii Komuny Otwock, ale po dwóch tygodniach musieliśmy się przenieść, ponieważ zagłuszaliśmy telewizory sąsiadów. Radio trafiło do mojego mieszkania i też niestety po miesiącu sąsiedzi stwierdzili, że dzieje się coś niedobrego w naszym bloku, bo zagłuszamy wszystkie pozostałe anteny. Teraz wystarczy mieć niezbyt drogi komputer i to już jest to, dwa mikrofony, zwykłe wyposażenie didżejskie. Takich rzeczy mieliśmy trochę w Komunie, więc po prostu je pospinaliśmy i już. Internet nie jest drogi, nadajemy cały czas.
Dla mnie to jest jak powrót do czasów młodości, kiedy robiliśmy radio domowe, bardzo autorskie, dla zabawy. Tego ducha zdobywania nieznanych terytoriów i ten entuzjazm odczuwam teraz w Radiu Kapitał. Mnóstwo ludzi się wciąż dopytuje, jak to zrobić, co robić i jak zupełnie bezinteresownie wspierać ten projekt.
Projekt można także wspierać, kupując akcje. Jako radio społecznościowe Radio Kapitał ma być zbudowane na bazie akcjonariatu społecznościowego. Na waszej stronie internetowej można przeczytać, że każdy akcjonariusz i akcjonariuszka nabywa prawo do udziału w zebraniach akcjonariackich, a tym samym – decydowania o przyszłości i polityce radia.
Nawet żeby prowadzić takie niekomercyjne radio, potrzebujemy funduszy, bo musimy wykupić domenę, opłacić prawa autorskie. To niewielkie pieniądze, ale niezbędne. Ten akcjonariat to tak naprawdę nieco bardziej zaawansowana forma crowdfundingu. Mamy poczucie, że ludzie zaczynają rozumieć naszą ideę, że poprzez zakup akcji stają się trochę współwłaścicielami radia. Oczywiście to nie jest taki akcjonariat, jaki znamy z giełdy, chociaż kiedyś może przekształcimy to w ten sposób. 14 lipca odbyło się pierwsze zebranie akcjonariuszy i akcjonariuszek, zastanawialiśmy się, jak ustawić radio biznesowo. Chcemy jak najczęściej organizować takie spotkania, łączące aspekt merytoryczny z rozrywkowym. Będziemy się poznawać, zdobywać wsparcie w kontakcie personalnym, przy okazji robić audycje z zebrań i szukać nowych pomysłów, a potem pozyskiwać kolejne pieniądze na podtrzymanie działalności. Oprócz tego, że co jakiś czas będą sprzedawane akcje, chcemy umożliwić stałe wspieranie radia przez comiesięczne wpłaty. Nawet pięć czy dziesięć złotych, ale wpłacane regularnie, będzie dla nas sporą pomocą, ułatwiającą pokrycie kosztów utrzymania radia.
Dużo osób kupiło akcje?
Pewnie już teraz około trzystu osób. To bardzo dużo jak na tak niszowy projekt, bez żadnej reklamy. Ludzie przychodzili i ufali nam w ciemno, bo zaczęliśmy sprzedaż, kiedy tylko został rzucony pomysł, że zakładamy radio. Kupowali akcje na przykład za sto złotych, wierząc, że pomysł wypali. A to nie jest taka suma, jaką się wrzuca do puszki przy barze, tylko całkiem spore pieniądze.
Nazwa radia odwołuje się do jednego z haseł rezydencji Komuny Warszawa w Muzeum Sztuki Nowoczesnej – Kapitalizm JEST. To ostateczne wyznanie braku wiary w antykapitalistyczną rewolucję?
Chcemy w ramach tej rezydencji porozmawiać poważnie o kapitalizmie, bo „kapitalizm” to słowo zakazane i dominuje – przynajmniej w kręgach artystycznych, lewicowych, z których się wywodzę – mówienie o nim wyłącznie jako o systemie, który chcemy zniszczyć, znieść albo radykalnie zmienić. Mam poczucie, że takie zaangażowane manifesty, pod szyldem „zburzmy ten system”, są totalnie bezskuteczne, dlatego chcemy raczej opowiadać o tym, w jaki sposób efektywnie wykorzystać kapitalizm. Przygotowujemy też słuchowisko na ten temat, a we wrześniu otworzymy wystawę, której hasłem przewodnim będzie właśnie „Kapitalizm JEST”. Planujemy też cykl wykładów, rozmów. Chcemy w troszeczkę inny sposób niż tradycyjnie lewicowy przedstawić to zagadnienie.
Ja już dawno nie jestem rewolucjonistą. Na początku Komuny, czyli trzydzieści lat temu, byliśmy młodymi rewolucjonistami, rewolucjonistkami, natomiast teraz jesteśmy pragmatycznie nastawieni do tego, co nas otacza. Zresztą ze dwadzieścia lat temu zrobiliśmy już cykl spektakli pod tytułem „Dlaczego nie będzie rewolucji” i od tego czasu skupiamy się na tym, żeby dyskutować z systemem albo inaczej definiować słowa, aby nie były blokadami dla skutecznego działania. Staramy się poprzez te mechanizmy, które daje demokracja i państwo, wpływać na to, co nas otacza. Prawdę mówiąc, nie życzyłbym sobie rewolucji, bo najczęściej rewolucje nie wnoszą nic nowego, przeważnie są awarią systemu, która powoduje ofiary, również śmiertelne, a potem wraca się do tych samych kolein.
W kapitalizmie media w większości są nastawione na zysk. Radio Kapitał jako zupełnie niekomercyjny projekt jest na drugim biegunie.
Nie mam problemu z tym, że coś się robi dla zysku, że ktoś lubi zarabiać pieniądze albo korzystać z tego, co oferuje rynek. Chodzi tylko o to, żeby ta potrzeba nie przekształciła się w jakiegoś demona, który rzuca się na społeczeństwo. Sam na co dzień jestem kapitalistą, bo mam firmę, zatrudniam ludzi. Jestem też konsumentem, co prawda dość niszowym, ale lubię kupować ładne, drogie książki, dobrą i czasem drogą muzykę albo chodzić na – nie zawsze tanie – spektakle teatralne. W tym systemie wciąż obracamy pieniędzmi, więc trzeba przedstawić je nie jako zło, które wszystko psuje, tylko jako krwiobieg społeczny. Dzięki nim możemy kupować usługi albo państwo może wspierać usługi, które są potrzebne społeczeństwu, przekierowywać pieniądze z podatków na słuszne potrzeby społeczne.
Niszowe działania artystyczne czy projekty medialne nie mają jednak szans na wolnym rynku. W związku z tym często trzeba z nich rezygnować z powodu braku finansowania.
O tym też chcemy rozmawiać, bo skuteczne działanie państwa polega także na tym, żeby wspierać tego typu inicjatywy, uzupełniające miękką tkankę społeczną. Poprzez nie można łatwiej docierać do grup wykluczonych, opowiadać o nich. Chodzi o to, żeby na wielu poziomach udrażniać komunikację, co wydaje mi się skutecznym sposobem poprawiania jakości życia.
Muszę przyznać, że na początku myślałam, że nazwa Kapitał jest prowokacyjna.
Dla mnie w ogóle nie jest prowokacyjna. Jest wieloznaczna, bo z jednej strony „Kapitał” to Marks, z drugiej strony kapitał społeczny to jeszcze coś innego. Fajnie, że mamy nazwę, która trochę drażni, jest nieoczywista. Większość ludzi, jakich zaprosiliśmy na spotkanie redakcyjne, na początku była nieufna, ale potem kupili tę nazwę. Ma w sobie coś pociągającego i bawimy się nią na różne sposoby, więc chyba zostanie z nami na dłużej.
Modne sformułowanie to też kapitał kulturowy.
Właśnie, dużo można dolepić do tego kapitału. Mam nadzieję, że jak za pewien czas ktoś usłyszy „kapitał”, to pomyśli: „O, słucham tego radia”, a nie „Czytam Marksa” albo „Złoszczę się na kapitalizm”. Zobaczymy, wszystko przed nami. Na razie jest świetna energia i ogromny entuzjazm.
Marta Zdanowska
Grzegorz Laszuk