fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Krach relacji społecznych

Cała afera Amber Gold ujawniła przede wszystkim nie prawdę o słabości instytucji państwa, nie o tym, że na rynku działają oszuści, ale przede wszystkim prawdę o mizerii relacji społecznych wewnątrz naszego społeczeństwa.

 

Ilustr.: Antek Sieczkowski


Z coraz większymi wątpliwościami czytałem tekst Anny i Klausa Bachmann „Państwo przyjdzie i wyrówna?”, który ukazał się w „Gazecie Wyborczej” dawno temu, bo 28 sierpnia. Autorzy przekonują, że „powszechne apele o to, by państwo opiekowało się ofiarami Amber Gold należy zaliczyć do populistycznej demagogii”, wieszczą, że „gdyby państwo zgodziło się na wyrównanie strat każdemu, kto kreuje się na ofiarę, wychowałoby obywateli na bezmyślnych konsumentów oraz przysparzałoby oszustom i nieodpowiedzialnym przedsiębiorcom dodatkowych klientów”.
Nie wskazują niestety, kto taki proponuje, by pomoc państwa objęła „każdego, kto kreuje się na ofiarę”. Ja podobnego tekstu nie czytałem, podobnego apelu nie słyszałem. Autorzy dokonują również klasycznego doprowadzenia sprawy do absurdu, porównując klientów Amber Gold do hazardzistów i pisząc: „Państwo nie zakazuje biednym emerytom, którzy nie znają zasad hazardu i rachunku prawdopodobieństwa, wstępu do kasyna”. Powołują się również na, rzekomo analogiczne i niewarte niuansowania przy porównaniu do sytuacji Polski, dzieje niemieckiej ustawy przeciwko nieuczciwej konkurencji. Swój tekst Bachmannowie kończą dramatycznym pytaniem: „czy chcemy żyć w społeczeństwie, w którym podatnicy wyrównują straty hazardzistom i państwo demoralizuje wszystkich uczestników rynku?”. Wiadomo wszak, że nie chcemy.
 
Nie wiem, gdzie Autorzy uczyli się znaczenia słowa demagogia, którym szafują. Nikt rozsądny nie proponuje przecież, by państwo wzięło w opiekę wszystkich klientów Amber Gold. Jedynie Bachmannowie potrafią zrównywać cynicznego „hazardzistę, który zdecydował się na igranie z piramidą finansową i wycofał swój wkład o dzień za późno” z każdym, również tym rzeczywiście oszukanym, klientem firmy Marcina P.. Niedostrzeganie jakichkolwiek niuansów w ocenie postaw osób lokujących swoje oszczędności w niepewnych instrumentach finansowych wydaje się nieuprawnioną generalizacją.
Autorzy sugerują również jakoby państwo nie ponosiło żadnej odpowiedzialności za działalność Amber Gold, mimo że w świetle prawa spółka nie miała prawa powstać, a sejmowe wystąpienia premiera Tuska, ministra Gowina i prokuratora Seremeta nie pozostawiły złudzeń co do tego, że w tej sprawie zawiodły również państwowe instytucje. Jak widać, niekiedy działania Komisji Nadzoru Finansowego, która, jako jedyna instytucja zachowała się w tej sprawie profesjonalnie, to za mało.
 
Nie wątpię, że profesor politologii na wyższej uczelni i koordynator w niemałej Fundacji (jakimi są Autorzy tekstu) mają wystarczające kompetencje, by ocenić ryzyko finansowe i zrozumieć umowę, którą podpisują. Nie wiem tylko, skąd czerpią przekonanie, że kompetencje te są i powinny być domeną wszystkich Polaków.
Cała afera Amber Gold, o czym rzadko się mówi, ujawniła przede wszystkim nie prawdę o słabości instytucji państwa (o niej wiemy już od dawna), nie o tym, że na rynku działają oszuści (to prawda stara jak ludzkość), ale przede wszystkim prawdę o mizerii relacji społecznych wewnątrz naszego społeczeństwa. Kluczowe pytanie, jakie warto sobie zadać, myśląc o tych spośród klientów Amber Gold, którzy rzeczywiście zostali oszukani, a wśród których jest również wiele osób z najróżniejszych powodów mniej obeznanych z zasadami działania rynku, brzmi: gdzie była ich rodzina lub przyjaciele, gdy inwestowali oszczędności całego życia? Gdzie byli ich rodzice, dzieci lub wnuki? Dlaczego nie chcieli lub nie mogli zwrócić się o pomoc do kogoś bardziej kompetentnego? Mnie samemu, by bić się we własne piersi, nieobeznanemu ze szczegółami działania rynku, nie przyszłoby do głowy, by oszczędności życia zainwestować bez konsultacji z rodziną lub znajomymi, którzy mogliby mi pomóc. Trudno uwierzyć, by którykolwiek spośród oszukanych klientów Amber Gold (którego placówki znajdowały się w większości w dużych miastach), nie miał w swoim, nawet nieco dalszym, otoczeniu żadnej osoby choć trochę znającej się na inwestowaniu lub przynajmniej zdolnej odnaleźć odpowiednie ostrzeżenia na stronie KNF lub forach internetowych.
 
Nie ma bowiem obowiązku (ani potrzeby), by każdy Polak, niezależnie od wieku, choroby, wykształcenia, zainteresowań i miejsca zamieszkania, sprawnie poruszał się po Internecie, znał się na instrumentach finansowych i kruczkach prawnych. Jeśli jednak z jakiegoś powodu tak ryzykowną decyzję człowiek, świadomy swych ograniczeń, podejmuje bez konsultacji choćby z najbliższymi, to problem sięga dużo głębiej, niż tylko w rejon kiepskiego działania organów państwa i ludzkiej natury, pozwalającej Marcinowi P. bez mrugnięcia okiem oszukiwać innych.
I właśnie ze względu na olbrzymią różnicę w kapitale społecznym, opartym na zaufaniu (także wobec państwa) i współpracy, między społeczeństwami polskim i niemieckim powoływanie się na przykład naszych sąsiadów zza Odry jest pozbawione większej wartości. Aby tę różnicę zniwelować, nie wystarczy pozostawić rzeczywistych ofiar oszustwa samym sobie ze słowami, które ostatnio wielokrotnie można było usłyszeć: „sami są sobie winni”. Przynieść to może jedynie odwrotny skutek. To praca na lata, wymagająca wszechstronnych działań. Od sytuacji Niemców różni nas również, w Polsce mizerny, poziom edukacji ekonomicznej dostępnej w szkole.
 
Zmienić się musi znacznie więcej, niż tylko prawo, by postulat traktowania absolutnie wszystkich obywateli jako wystarczająco świadomych, by nie paść ofiarą oszustwa, miał rację bytu. Do tego czasu państwo, zwłaszcza, gdy samo ponosi część winy za zaistniałą sytuację, powinno brać również część odpowiedzialności za swoich obywateli. Bez tego możemy mieć do czynienia z elitarną pogardą dla bezradnych, gorzej wykształconych i mających mniejsze możliwości weryfikacji swoich decyzji osób, które, często z miłości do bliskich, postanawiają zaryzykować oszczędności życia, bez świadomości tego, co może ich spotkać. Podkreślmy raz jeszcze: nie wszyscy klienci Amber Gold zostali oszukani. Na pewno byli wśród nich również cyniczni, finansowi gracze. Nie sposób jednak, póki co, wszystkich mierzyć tą samą miarą. Nie na tym polega równość i solidarność, by słabszych pozostawiać samym sobie, bez opieki.
Na koniec chciałbym Annie i Klausowi Bachmann również zadać pytanie, pozostając w konwencji kasyna i hazardu: czy chcemy żyć w społeczeństwie, które tak samo traktuje cynicznego oszusta, świetnie zdającego sobie sprawę z ryzyka, oraz uzależnionego od hazardu, uwikłanego w spiralę długów zdesperowanego człowieka, który, niepewny jutra, chwyta się każdej możliwości zdobycia pieniędzy? Czy w równym stopniu obu chcielibyśmy odmówić jakiejkolwiek pomocy i wsparcia?

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×