Kotas: Lesbijki będą ratować świat
Marta Zdanowska rozmawia z Dorotą Kotas – autorką książki „Pustostany” (Niebieska Studnia, 2019). Książka uzyskała nominację do Nagrody imienia Witolda Gombrowicza przyznawanej za najlepszy debiut, a 28 sierpnia otrzymała Nagrodę Literacką Gdynia w kategorii prozy (wywiad został przeprowadzony przed przyznaniem tego wyróżnienia).
Czym się teraz zajmujesz?
Pracuję w kawiarni prowadzonej przez lesbijki. Jest to lokal przerobiony z dawnego zakładu krawieckiego i galerii sztuki. Szukam miejsc, które są trochę takie jak ja.
Pracuję bardzo mało i czasami za darmo. Zazwyczaj nie oddzielam pracy od życia i nie traktuję jej przesadnie poważnie, ale lubię robić rzeczy, w których sens mogę uwierzyć. Interesują mnie zajęcia, które umożliwiają obserwowanie świata niedostępnego zbyt łatwo. Dlatego chodzę też z moim psem w odwiedziny do Centrum Alzheimera albo na zajęcia dla osób z niepełnosprawnością intelektualną – w ramach stażu w Stowarzyszeniu Zwierzęta Ludziom.
Kiedy decydujesz, gdzie się zatrudnić, rozważasz to miejsce także pod kątem możliwości zbierania ciekawych opowieści?
Na pewno nie umiem zmusić się do robienia czegoś, co nie wydaje mi się ciekawe. A opowieści zbierają się same, ja tym specjalnie nie zarządzam. Nie wyciągam z nikogo historii i mało rozmawiam z ludźmi, których spotykam – zazwyczaj tylko im się przyglądam, bo wstydzę się zbyt mocno, żeby zrobić więcej.
Komunikuję się, głównie pisząc. Jest to dla mnie bardziej naturalna forma kontaktu niż mówienie. Ale lubię oglądać ludzi i wymyślać.
Twoje CV zawarte w książce jest imponujące. Wykonywałaś dziesiątki różnych prac, sadziłaś kwiaty na skwerze w Garwolinie, statystowałaś w paradokumentach, pracowałaś w kiosku Ruchu, robiłaś inwentaryzacje w centrach handlowych…
CV, które znajduje się na końcu książki, jest oczywiście skrótem. Nie ma tam wszystkiego. Zostało dołączone w ostatniej chwili i było prawdziwym CV, które napisałam do prawdziwej pracy. Ale moi przyjaciele powiedzieli, że brzmi zbyt agresywnie, i odradzili wysyłanie go ludziom od PR, strasząc, że nikt mnie nie zatrudni. Chciałam być wtedy sekretarką w Krytyce Politycznej. Ale Krytyka mnie nie wybrała. Było mi trochę przykro, więc pomyślałam, że prześlę CV wydawcy „Pustostanów”, żeby się nie zmarnowało.
Jest jeszcze jakieś zajęcie, którego bardzo chciałabyś spróbować?
Kiedyś chciałam myć okna na wieżowcach i nawet dostałam tę pracę. To było kilka lat temu. Na rozmowie kwalifikacyjnej powiedziano mi wtedy, że w Polsce zajmują się tym tylko trzy kobiety, więc byłam bardzo zdeterminowana. Ale warunki zatrudnienia trochę mnie przerosły. Chcieli, żebym założyła działalność, zdobyła dofinansowanie unijne i kupiła sobie sama sprzęt, dlatego się nie zdecydowałam. Byłam też na rozmowie o pracę jako kominiarka. Chłopcy w firmie zaczęli mi już szukać stroju roboczego, ale koniec końców nie pasowały mi godziny. Okazało się też, że to wcale nie tak ciekawe, jak myślałam, bo prowadzi się głównie nudne kontrole. Ale zazwyczaj robię te rzeczy, które chcę robić.
Praca w korporacji czy na etacie odpada z zasady? Piszesz, że najgorsze, co można zrobić, gdy szuka się sensu w życiu, to znaleźć normalną pracę.
Po prostu nie jest to kompatybilne z moim stylem życia. Trudno mi pracować na etacie i nie mieć czasu wolnego, który jest dla mnie nadrzędną wartością, ważniejszą niż pieniądze. Potrzebuję też w pracy elastyczności – tego, żeby nie musieć do niej iść wtedy, kiedy nie mam siły. Czasami jestem zbyt zmęczona, żeby wyjść z domu, i czuję, że nie może z tego wyniknąć nic dobrego.
Staram się pracować tylko tyle, ile jest niezbędne.
Da się w ogóle tak żyć?
Nie wiem. Szukam na to sposobów i mam na razie dużo szczęścia. Wygrywam sporo konkursów. Czasami niespodziewanie dostaję pieniądze albo znajduję na śmietniku dokładnie to, czego mi trzeba. Może to być fikus sprężysty o wysokości trzech metrów albo cały kontener świeżych szparagów, które mogę wymienić na coś innego do jedzenia. Zazwyczaj kiedy myślę, że już zdecydowanie powinnam zacząć szukać poważnej pracy, ponieważ jest naprawdę ciężko, dostaję najlepsze zlecenia, które sprawiają, że znowu mogę to odwlekać. Bo właśnie wtedy zdarza się, że mój pies wygrywa casting do reklamy albo dostaję zwrot podatku.
Po latach pracy na umowach zlecenia mam pewną wprawę w życiu na krawędzi. Potrzebuję bardzo mało. Mogę chodzić w ubraniach znalezionych w piwnicy zmarłych sąsiadów i przerobionych na maszynie albo ugotować obiad z resztek z dna lodówki. Mam liczne umiejętności ułatwiające przetrwanie – i przekonanie, że co by nie było, ja sobie poradzę.
„Pustostany” napisałaś zamiast pracy magisterskiej.
Tak, polecam tę metodę wszystkim! Koniec studiów magisterskich to optymalny czas, kiedy wszyscy i tak coś piszą, więc łatwo jest napisać książkę. Oceniając, czy bardziej zależy mi na tym, żeby zdobywać tytuły, które mi się nie przydadzą, czy na tym, żeby napisać książkę i zrobić to, czego zawsze chciałam, wybrałam to drugie. Studia trochę mi pomogły znaleźć czas, ale nie nauczyły mnie pisania.
Zawsze chciałaś zostać pisarką? Chciałabyś zajmować się tym na pełny etat?
Nie wiem, co to by mogło właściwie oznaczać „pisanie na pełen etat”. Czy miałabym pisać po osiem godzin dziennie, pięć razy w tygodniu? Był moment, kiedy chciałam zostać weterynarzem. Ale jednak weterynarzem, który jest pisarką. Chciałabym móc nazywać się pisarką i na to zasłużyć. Ale jednak móc pisać tylko od czasu do czasu. Wtedy, kiedy jest co i gdy jest na to dobry moment. Żeby pisać, muszę też coś przeżywać i zajmować się czymś jeszcze. To niezbędne połączenie.
Czyli nie masz długofalowych planów na życie?
Mam poczucie bardzo dużej chwilowości wszystkiego. Nie nastawiam się na długie życie. Raczej nigdy nie będę miała stałej pracy, nie dostanę kredytu, nie kupię mieszkania. Nie jest to też moim celem. Najbardziej prawdopodobna i najodleglejsza przyszłość, jaka mnie czeka i jaką umiem sobie wyobrazić, to śmierć przy przejeżdżaniu na rowerze przez Warszawę. Towarzyszy mi uczucie ciągłego kończenia się świata, pękania i rozpadania się. Nie robię dużych planów, bo to nie ma dla mnie sensu.
Doświadczasz czasem nudy?
Ostatnio nudziłam się miesiąc temu, jak wyjechałyśmy z moją dziewczyną na wakacje. Po drodze miałyśmy wypadek i samochód wpadł nam do rowu. Wyciągali nas z niego mężczyźni na traktorach. Byłyśmy tak przerażone, że gdy udało nam się wydostać i gdy dotarłyśmy do wynajętego domku, siedziałyśmy tam przez cały dzień. Stwierdziłyśmy, że nie będziemy nic więcej robić, nigdzie już jeździć ani spacerować, bo po prostu życie jest zbyt stresujące, a przynajmniej było takie tego dnia. Wtedy trochę mi się nudziło. Bo była to bardzo mała przestrzeń i nie do końca wiedziałam, czym mogę zająć moje ciało i co mam właściwie zrobić, kiedy nie ma nic do robienia, nie mam nawet swoich rzeczy, bo są wakacje, na których jesteśmy bez zwierząt i bez zasięgu internetu. Czytałam wtedy kilkuletnie gazety znalezione w pokoju. Obok przepisów na dania ze składników, o których nigdy nie słyszałam, i mody z 2016 roku najciekawsze były historie o osobach, które wyszły z domu i zapomniały, kim są. Ale taka nuda nie zdarza się często. Nie potrzebuję zazwyczaj wielkich rozrywek. Po prostu dużo sobie wyobrażam. Myślę, że można przeżyć wiele przygód, nie wychodząc z domu. Najwięcej.
„Pustostany” są fikcją literacką?
Jest tam dużo prawdziwych osób, prawdziwych miejsc i same prawdziwe emocje.
To z pozoru lekka książka, ale pojawia się tam też sporo ważnych społecznie tematów. Jest wątek molestowania seksualnego, nieradzenia sobie z życiem, być może nie jest to wprost nazwane, ale także depresji czy fobii społecznej. Czujesz, że może to być głos osób, które nie radzą sobie z presją osiągnięć czy wymagań społecznych?
Mam wrażenie, że to narracja, która pojawia się coraz częściej, że już tak naprawdę nikt nie wierzy w to, że możemy być beztroscy, pracować, mieć udane życie i wszyscy odnieść sukces. Świat coraz bardziej pęka i powstaje coraz więcej szczelin, przez które wylewa się niedopasowanie i niemożliwość spełnienia zbiorowych marzeń o sukcesie w życiu. Zaczynamy już mieć tego dość i być zmęczeni. Ten rok w ogóle jest takim koszmarem, kiedy dzieją się wszystkie najgorsze rzeczy, których nie mogliśmy sobie wcześniej wyobrazić i które przeżywamy pierwszy raz. Wizja idealnego życia jest już w większym stopniu fikcją niż czymś dostępnym, co można sobie wybrać i przeżyć.
Jest taki fragment w tej książce, że aby nadać życiu sens, wystarczy zrobić jedną rzecz dziennie, na przykład pójść po chleb. Myślę, że dla wielu osób może być ważny.
Mam nadzieję, że to jest uleczające podejście. Zgoda na myślenie, że czasami słaby dzień, w którym ze wszystkich ważnych zadań wobec świata wstawi się tylko pranie w pralce, może być wystarczająco dobry i wystarczająco obfity w spełnienie w życiu. Nie trzeba każdej minuty spędzać efektywnie. Gdy zaczęła się kwarantanna, pojawiła się nowa presja, żeby nawet siedząc w domu, nie pozwalać sobie na bezczynność: zrobić wszystkie kursy jogi z internetu, język obcy za złotówkę i nauczyć się gotować ramen online. Strasznie ciężko jest bez przerwy mieć zadania i odnosić sukcesy.
Sukces literacki też?
Sukces literacki to po prostu miła niespodzianka. Można napisać świetną książkę, o której nikt się nie dowie i która nie zostanie nigdzie nominowana ani zauważona, bo będzie miała słabą promocję. Albo przepadnie wśród innych znanych nazwisk. Myślę, że ja miałam tu dużo szczęścia. „Pustostany” są trochę alternatywne i pokazują inne sposoby życia niż te najbardziej popularne. Nie jest to książka, która mogłaby odnieść wielki sukces komercyjny. Wydało ją małe wydawnictwo. Nie jest poradnikiem ani życiorysem gwiazd. Jest debiutem autorki, której nikt nie zna.
Piszesz w „Pustostanach”, że „Polskę można poznać od zupy strony i ona jest dokładnie taka: czasami wydaje się niejadalna, dziwna, taka, że lepiej nie wiedzieć, z czego jest, i aż nie chce się brać jej do ust. Ale nadal rozmyślasz o niej, o tej zupie, i zastanawiasz się: co za kraj. Do niczego niepodobny. Polska taka, że lepiej nie wiedzieć”.
Wcześniej wysłałam ten tekst na konkurs Polskiego Radia pod hasłem „Moja niepodległość”. Dostałam wtedy wyróżnienie. Radio wysłało mi pocztą kubek termiczny, staromodny plecak z napisem Polskie Radio, długopis i książkę o Józefie Piłsudskim, czyli wiele zabawnych przedmiotów. Główną nagrodą było jednak odczytanie tekstu na antenie radia.
Zaskakujące, że tak mało patetyczny tekst wybrali.
Spodziewałam się, że zostaną tam nadesłane same wielkie teksty o ojczyźnie i doniosłych echach patriotyzmu. Ja nigdy nie byłabym w stanie czegoś takiego napisać, więc stworzyłam tekst o gotowaniu zupy. Napisałam do Jedynki wiadomość, że najprawdopodobniej nie wygram tego konkursu, bo jest to państwowe radio i mam świadomość, jak jest, więc zrozumiem to i szkoda, ale napisałam tekst, więc wysyłam w załączniku.
O wynikach dowiedziałam się na stażu w Węgajtach. Mieliśmy akurat próbę i ćwiczyliśmy łemkowskie kolędy. Zadzwoniło radio, a Wacek Sobaszek nakrzyczał na mnie, że w teatrze nie wolno odbierać telefonu. Było to miłe, chociaż zabawne, że dostałam wyróżnienie.
Patriotyzm bardzo mnie interesuje jako temat i mam ochotę pisać o nim z przekory. Myślę, że ma to duży potencjał edukacyjny, kiedy na konkurs z powstaniem wielkopolskim w tle wysyłam opowiadanie o faszystach i lesbijkach. W pewnym stopniu jest to żart, ale też odzyskiwanie tematu, który świat trochę mi odbiera. Patriotyzm wzbudza we mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony mocno mnie obrzydza, a z drugiej bardzo chciałabym móc być lesbijką patriotką i o tym napisać. Piszę teksty, które w konkursach mają małe szanse, ale i tak potrzebuję to robić i wierzę w sens tego.
Czasem jednak wygrywają.
Jeden z takich patriotycznych tekstów ukazał się nawet w antologii wydanej z okazji stulecia odzyskania niepodległości. Oczywiście też są w nim liczne wątki queerowe. Ten tekst zostanie dołączony jako dodatek do audiobooka „Pustostanów”, który jest teraz w produkcji i będzie za chwilę dostępny. Znajdzie się tam też opowiadanie o pieskach porzucanych w oknach życia, które nie weszło do książki, ale jest moim ulubionym i chyba najzabawniejszym. Wysłałam też kiedyś opowiadanie o psach na Święto Policji, ale niestety nie zdobyłam żadnej nagrody. Zdarza się, że świadomie rezygnuję z tej szansy dla żartu – na przykład kiedy chciałam zostać zapamiętana jako dziewczyna, która nie zgadza się z Olgą Tokarczuk. Niestety wyniki konkursu zostały ogłoszone zaraz po Nagrodzie Nobla i nie dostałam nawet wyróżnienia.
„Pustostany” są w dużej mierze o Grochowie. Praga jest dość oryginalną dzielnicą – myślisz, że taką książkę dałoby się napisać wszędzie?
Myślę, że tak. Teraz mieszkam na Mirowie. To w sumie podobne miejsce, tylko trochę bardziej nawiedzone. Też są stare kamienice i szaleńcy błąkający się po podwórkach, którzy wykrzykują różne rzeczy nocą. Sporo dziwnych sąsiadów i ludzi pracy. Do tego miejsca pamięci i zagraniczne wycieczki. Dlatego jeszcze więcej się dzieje. Niedaleko mojego domu znajduje się ostatni ocalały fragment muru getta warszawskiego, pod który turyści przynoszą kwiaty i znicze. Zdarzają się też dziwne sytuacje związane z mieszkaniem w takim sąsiedztwie. Dla mnie duchy są bytem równorzędnym zwykłym osobom, a duchy miejsc i duchy rzeczy to niezbędny element rzeczywistości.
Miałaś w podstawówce obniżoną ocenę z zachowania z powodu zbyt dużej wyobraźni.
Całe moje życie skupiło się w słowach i w wymyślaniu historii. Od zawsze niewiele mnie łączyło z rzeczywistością. Szkołę zniosłam bardzo dobrze, bo miałam tę przewagę, że od początku potrafiłam pisać i byłam w tym najlepsza. To dawało mi taryfę ulgową. Nie chodziłam na część lekcji i nie wykonywałam zadań, na które nie miałam ochoty. Wybaczano mi to, ponieważ robiłam szkolną gazetę albo pisałam tekst przedstawienia z okazji ślubowania. Od początku życia robiłam po prostu to, co chciałam. A chciałam głównie czytać, rysować i pisać.
Dzieciństwo wspominam bardzo osobno. Wydaje mi się, że nigdy nie miałam dzieciństwa – jestem raczej jedną z tych osób, które były stare przez całe życie. Moje dzieciństwo polegało w dużym stopniu na tym co teraz, czyli na siedzeniu w pokoju i robieniu książek obrazkowych w zeszytach. Ale nie pamiętam zbyt wiele. Nie mam czasu myśleć o dzieciństwie, to już było i mnie nie obchodzi. Jestem mocno skoncentrowana na zapamiętywaniu wszystkiego, co w tej chwili widzę. A stare historie? Myślę, że nigdy nie napiszę książki o dzieciństwie, bo jestem na to za stara.
Interesujesz się polityką?
Nie robię tego dla przyjemności. Ale jest to nieuniknione. Nie lubię hałasu i bycia w tłumie nieznajomych osób na ulicy, nie wychodzę też z przyjemnością z domu. Ale kiedy czytałam wszystkie straszne informacje o tym, co znowu zrobiła policja i jak potraktowano na Krakowskim Przedmieściu moich przyjaciół albo ilu znajomych zostało aresztowanych bez powodu i z agresją, to rośnie we mnie straszny strach. Dlatego potrzebuję wychodzić na ulicę. Kiedy mogę wejść w tłum ludzi, którzy okazują swoje wsparcie osobom LGBT+, czuję się z tym trochę lepiej i wiem, że nie jestem sama. Myślę że zaangażowanie jest konieczne w tych czasach, a może w każdych.
Nie myślisz czasem, że najlepiej byłoby od tego uciec, wylogować się z sieci, przestać śledzić newsy?
Uważam, że to niemożliwe, to jest zbyt wszechogarniające. Nie mogę uciec z mojego otoczenia, nie mogłabym ucinać wszystkich rozmów albo zamknąć się w domu i przeczekać życia. To też nic nie da. Nie mogę się wylogować ze świata, w którym pod moim oknem przejeżdża homofobiczna ciężarówka i puszcza z głośników nagrania mówiące, że gwałcę dzieci. To chore, że takie rzeczy są legalne i że ktoś je robi. Ostatnio zatrzymałam ciężarówkę. Znowu przyjeżdżała obok mnie, więc stanęłam na ulicy. Samochody zaczęły trąbić, a ludzie krzyczeć, że jestem pojebana. Jestem tym tak bardzo zmęczona, że do pewnego stopnia było mi obojętne, czy ktoś zrobi mi krzywdę. Nie miałam wtedy żadnego planu i nie wiedziałam, co robić. Zazwyczaj kieruję się emocjami, teraz mam ich nadmiar.
Nie boisz się otwarcie mówić o swojej orientacji seksualnej?
To w ogóle nie jest dla mnie temat do ukrywania. Jest to coś, z czym człowiek rodzi się i czego sobie nie wybiera. Nie wiem, jak miałabym się ukrywać, nie ma w tym dla mnie sensu, bo nie robię nic złego i nic, co wymagałoby budowania w sobie uczucia wstydu. Oczywiście liczę się z różnymi konsekwencjami i spotykają mnie niemiłe sytuacje, ponieważ żyję w Polsce, która nie jest specjalnie miłym miejscem. Ale osoby heteroseksualne się nie ukrywają, a wcale tak bardzo się nie różnimy. Żyję z osobą, którą kocham. Jej płeć nie jest dla mnie wyróżnikiem tego, że nasze życie staje się lepsze albo gorsze od życia innych osób.
Tematyka homoseksualizmu pojawia się także w Twojej debiutanckiej książce „Pustostany”. Jest chociażby mała wzmianka o byłej dziewczynie bohaterki.
Tak, ale nie napisałam o tym wprost. Jest to pozostawione w zawieszeniu. Nie piszę o tym, który z bohaterów jakiej jest orientacji, chociaż w domyśle daleko im do hetero.
Te wątki interesują cię w twórczości, chciałabyś podejmować ich więcej?
Chciałabym napisać drugą książkę o lesbijkach. Na razie ona układa się w mojej głowie, nie mam jeszcze precyzyjnego planu. Ale czuję, że nominacje (do Nagrody Literackiej Gdynia i Nagrody imienia Witolda Gombrowicza za najlepszy debiut) trochę mi ułatwiają wprowadzanie nowych tematów i dają prawo do tego, żeby pisać więcej. Teraz jestem w Gdyni. Różne osoby pytają mnie o to, czy jest coś, nad czym teraz pracuję, i co z drugą książką. Lubię sprawdzać, co się stanie, i mówić im, że druga książka będzie o lesbijkach. Kiedy ktoś pyta dalej, co te lesbijki będą w tej książce robić, zazwyczaj mówię, że będą ratować świat.
Dorota Kotas
Marta Zdanowska