Kościół uwięziony w historii
Czas izolacji, ograniczenia kontaktów i możliwości zgromadzeń to dla wszystkich wspólnot duże wyzwanie. Kościół katolicki, w którego istocie zawiera się wspólnotowość, jak wiele innych staje nie tylko przed pytaniami praktycznymi, ale także wobec znacznie głębszych kwestii, które obecna sytuacja podaje w wątpliwość. Teologowie i komentatorzy analizują te pytania, rodziny uczą się na nowo domowej liturgii i wspólnego czytania Pisma, wspólnoty przeorganizowują swoje działanie, by nie pozostawiać w tyle wykluczonych, papież na pustym placu świętego Piotra błogosławi miastu i światu pogrążonym w ciszy. Na swój sposób odkrywają złowrogą nowość i zaskakujący potencjał tej sytuacji.
Na tym tle słowa wypowiedziane 3 maja na Jasnej Górze przez przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski zdumiewają. Podczas niedzielnej Mszy arcybiskup Stanisław Gądecki odczytał specjalnie na tę okazję przygotowaną modlitwę „Aktu Zawierzenia Polski Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i Matce Bożej Królowej Polski”, prosząc w niej o „ratunek dla naszej Ojczyzny w jej dzisiejszym trudnym doświadczeniu”. Z samego gestu, ale nade wszystko z tekstu tej modlitwy wyłania się obraz Kościoła uwięzionego w historii, z niejasnych przyczyn celebrującego starcia wojskowe sprzed stu lat, Kościoła narodowego złożonego z niemych wiernych i ich wybitnych przywódców, wreszcie Kościoła używającego symboli i metafor, które nie mają nic wspólnego z doświadczeniem współczesnego człowieka ani z przygniatającymi go problemami.
Modlitwa w imieniu
Na początku tekstu dowiadujemy się, że „Akt Zawierzenia” wypowiadany jest zbiorowo przez polskich biskupów (autodefiniujących się jako „my, Pasterze Kościoła w Polsce”). Przybywają oni na Jasną Górę, tak jak biskupi w przeszłości, dziękują, przepraszają za grzechy, proszą o pomoc. Na końcu modlitwy pada jednak stwierdzenie, że modlitwa ta wypowiadana jest w imieniu Kościoła w Polsce. Co więcej, miejscami pojawia się sugestia, jakby włączali się w ten gest wszyscy Polacy czy (jakkolwiek go biskupi nie definiują) naród (konsekwentnie pisany wielką literą): „Ku Tobie wznosi się dzisiaj nasza ufna modlitwa, która zespala serca wszystkich Polaków”.
Mistrzowie duchowości uczą, że podstawą modlitwy jest szczerość i otwartość. Nie prognozują znacznego rozwoju duchowego tym, którzy usilnie trzymają się fałszywego obrazu siebie i próbują go zaprezentować Bogu.
Czy nam się to podoba, czy nie, „modlitwa nie zespala serc wszystkich Polaków”, a chrześcijaństwo to nie jest mecz piłki nożnej, w której polska drużyna musi się okazać bardziej wysportowana od innych drużyn narodowych.
Kościół Polaków czy Kościół w Polsce
Optyka narodowa przenika jednak cały tekst modlitwy: począwszy oczywiście od tytułowania Matki Bożej Królową Polski, poprzez dobór przywoływanych rocznic i wzorców, a nade wszystko poprzez zdefiniowanie, jakie jest naczelne zadanie biskupów w Polsce: „To tutaj od pokoleń uczymy się, że królowanie Chrystusa, a wraz z Nim Maryi, Królowej Polski, obejmuje w sposób szczególny również służbę Narodowi”. Pominę konstrukcję tego zdania, która sugeruje, że Chrystus w ramach swojego królowania służy polskiemu narodowi, bo mam nadzieję, że nie o to biskupom chodziło.
Teza, że zadaniem chrześcijańskich przywódców jest praca na rzecz jednego z narodów, jako że jest obca logice chrześcijańskiej, domagałaby się jednak osobnego oświadczenia od biskupów. Cóż według nich znaczy konkretnie służba narodowi? Jak definiują naród? Jak definiują swoją relację z przedstawicielami innych narodów? Czy Królowanie Chrystusa nie oznacza raczej, że Jego uczniowie służą najsłabszym i podejmują trudną naukę bycia bratem i siostrą dla każdego człowieka?
Uroczystość
Logika bardziej narodowo-historyczna niż chrześcijańska pobrzmiewa również w doborze dnia, w którym modlitwa została odczytana. Tak się w tym roku nietypowo złożyło, że Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski zbiegła się z czwartą niedzielą Wielkanocy. Automatyczną praktyką kościelną w takich sytuacjach jest przeniesienie uroczystości na dzień następny. Jednak arcybiskup Gądecki w imieniu Konferencji Episkopatu Polski wystosował w zeszłym roku pismo do Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, aby uroczystość przeniesiona została na 2 maja, nie na 4. Prośba została przyjęta i uroczystość obchodzona była w sobotę. Zagadką jest, dlaczego przy wyborze daty dla swojej uroczystej modlitwy biskupi postanowili kierować się logiką historyczną (3 maja), a nie liturgiczną (2 maja).
Setna rocznica
Doniosłość modlitwy, budowaną konsekwentnie przez wyszukane przymiotniki, archaizujące czasowniki i pisanie wielu słów wielkimi literami, podkreślają wymienione w kolejnych akapitach rocznice. To one czynią rok 2020, według autorów, rokiem szczególnym. Po pierwsze jest to setna rocznica bitwy warszawskiej. Na drugim miejscu wdzięczność biskupów budzi rocznica urodzin Jana Pawła II – nawet nie jego życie czy nauczanie, ale właśnie rocznica.
Każdy, kto z czułością i zrozumieniem obserwuje Kościół w Polsce, będzie w stanie wymienić kilka trochę bardziej aktualnych powodów do wdzięczności, nade wszystko wśród mądrych i solidarnych inicjatyw prowadzonych przez świeckich.
Dlaczego jego przedstawiciele nie uważają za stosowne wspomnienie o nich? Nie zauważyli ich? A może nie uznają ich za wystarczająco kościelne, skoro nie zostały oficjalnie potwierdzone przez znanych z historii hierarchów?
Nasze grzechy
Wybiórczość, która najbardziej rzuca się w oczy i budzi największe emocje, objawia się jednak we fragmencie, w którym biskupi przepraszają za grzechy. Fragment ten teoretycznie dopuszcza dwie interpretacje, choć jest dość oczywiste, co biskupi mieli na myśli. Piszą (pamiętajmy, podmiotem mówiącym w tym tekście wciąż są „my, Pasterze Kościoła w Polsce”): „Prosimy Cię, przebacz nam nasze grzechy przeciwko życiu, bezczeszczenie Twojej eucharystycznej Obecności, bluźnierstwa wobec Twojej Najświętszej Matki i Jej wizerunków oraz wszelki grzech niezgody”.
Zatem albo biskupi zapragnęli publicznie wyznać, że zdarzyło im się bezcześcić Najświętszy Sakrament i bluźnić przeciwko Matce Bożej, albo w tej retorycznej formie nagle podmienili „my” na „oni” i postanowili przepraszać za nie swoje grzechy.
Czy piszą tu nagle jako Kościół w Polsce? Jako wszyscy Polacy? Jako naród?
Jeśli tak, dlaczego dokonują tego przejścia akurat tam, gdzie mowa o grzechach? Dlaczego chociaż nie dodadzą do tej listy nadużywania władzy, systemowego ukrywania i ułatwiania pedofilii i innych aktów przemocy seksualnej? Dlaczego nie dodadzą do tej listy grzechów, które są powszechnymi problemami w naszym społeczeństwie? Dlaczego nie ma tu wyzysku, pogardy dla migrantów, przemocy wobec kobiet, nienawiści wobec wszystkich „innych”, wykluczenia, obojętności, niesprawiedliwości?
Ten rok rzeczywiście jest szczególny, ale nie dlatego, że sto lat temu urodził się Jan Paweł II, ale dlatego, że zmagamy się z pandemią, z suszą, dlatego że wielu ludzi boi się o swoją przyszłość, a rządzący przekraczają kolejną granicę przyzwoitości. „Chrześcijańskie dziedzictwo na polskiej ziemi” to w tym szczególnym roku solidarność, miłosierdzie, szukanie pokoju i sprawiedliwości, dawanie nadziei. To właściciele restauracji, którzy gotują dla lekarzy, sąsiedzi, którzy przynoszą starszym zakupy, znajomi, którzy dzielą się swoją pensją, bo akurat mieli szczęście być na etacie. To księża i świeccy, którzy przez telefon pocieszają strapionych, samotnych i cierpiących. To kobiety i mężczyźni, którzy w czasie rosnących zakażeń nieznanym wirusem wychodzą do bezdomnych. To komentatorzy i komentatorki, duszpasterze i duchowe autorytety, którzy pozwalają nam zrozumieć lepiej, jak w nowej sytuacji podążać za Jezusem.
Aż chce się zapytać: „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych?”.