Gdyby jeszcze TVN24 wysłało dziennikarza-bulteriera, który przyszpiliłby kardynała prawdziwie trudnymi pytaniami i wybijał go z rytmu… Okazuje się jednak, że nienagannie elegancki i uprzejmy Piotr Kraśko stanowi jeszcze mniej korzystne tło dla kardynała Stanisława Dziwisza, który pogrąża się ukojony miękkim tonem rozmowy, jakby nie rozumiejąc, jak bardzo jej treść go obnaża.
Owszem, redaktor zadaje pytania o ojca Marciala Maciela Degollado, pieniądze od Legionistów Chrystusa, które ten przywoził do Watykanu, oraz o głośną ostatnio sprawę molestującego proboszcza z Międzybrodzia, którą, jak twierdzi ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Dziwisz miał zignorować. Prawdę mówiąc, nie są to jednak pytania nazbyt zaskakujące, raczej z tych oczywistych, przewidywalnych i leżących na ulicy. Co zatem mówi nam sytuacja, w której kardynał Dziwisz nawet z nimi sobie nie radzi? Czy to starość, czy niemoc kościelnych służb prasowych, które ważnego kardynała wypuściły nieprzygotowanego w prime timie komercyjnej stacji z narracją, którą udźwignąć mogłaby tylko życzliwa widownia telewizji Trwam? Czy też ktoś wystawia kardynała na odstrzał, byśmy obejrzeli sobie dokładnie jego słabości? Nie wiem, nie jestem mocna w kościelne spiski. Odnotowuję tylko, z jak wielu powodów taki wywiad w profesjonalnie działającej instytucji nigdy nie powinien się wydarzyć.
Jednak miał miejsce. I może to dobrze? Sama nie mam zbyt wielu złudzeń dotyczących hierarchii kościelnej, ale wiem, że wiele osób w Polsce wciąż wierzy w jej autorytet, inni w możliwość samooczyszczenia, jeszcze inni tęsknią za moralnym przywództwem i duchową opieką. To nie są jacyś obcy, ale nasi nauczyciele, autorytety, rodzice. Ostatnio odbyłam wiele rozmów z osobami, które tak czują i które moją krytykę episkopatu widzą jako obrazoburczą. Być może właśnie dla nich kardynał Dziwisz – kustosz pamięci Jana Pawła II, jego towarzysz przez ponad trzydzieści lat w Watykanie oraz niegdysiejszy ordynariusz jednej z najważniejszych diecezji w Polsce – musiał utonąć w publicznym wywiadzie.
Ciężko mi się ekscytować tym wywiadem, bo jest pełen dokładnie tego, czego się spodziewałam: niezrozumienia lub nieprzyznawania wagi problemu oraz, co za tym idzie, braku impulsu nawrócenia i oczyszczenia, a także ubranego w wytarte frazy krętactwa służącego chronieniu siebie i dawnego przełożonego. To istota tego, co skrywają ośmieszające kardynała Dziwisza słowa, że faktów o Degollado dowiedział się od Kraśki, czy wykręcanie się, że był sekretarzem prywatnym, więc nic, co oficjalne, nie przechodziło przez niego. Najlepiej cały wywiad streścił Artur Nowak, publikując ze zdjęciem Dziwisza na Facebooku jednozdaniowy komentarz: „Ja w ogóle nigdy nie byłem w Watykanie”.
Wniosek dla nas wszystkich? Trzymający władzę w Kościele, choć coraz więcej wiemy o ich grzechach i zaniedbaniach, nie mają interesu w tym, by instytucję oczyścić. Byli, a często wciąż są, beneficjentami nieprzejrzystego systemu, który przez lata budowali, wspierali i który teraz ich chroni. Przechodzą na naszych oczach na zasobne kościelne emerytury. Nawet nie próbują się oczyszczać i tłumaczyć. Niby to wiedzieliśmy, niby nie trzeba nam było tego przypominać, ale…
Zapamiętajcie to pałacowe wnętrze, aranżację, jak do wywiadu z głową państwa. Tak ich traktujemy, tak pozwalamy im żyć. Kardynał Dziwisz nie ma nam nic do powiedzenia. Żadnych refleksji i skrupułów, choć mówi coś o sumieniu.
Nie czekajcie już na nic, porzućcie złudzenia. Czas na czyszczenie struktur, pociąganie do odpowiedzialności i głęboką reformę Kościoła.