„Jeśli masz tak jak ja, krzycz lalala” prostolinijnie nawołuje Maria Peszek w ostatniej piosence swojej nowej płyty „Karabin”. I niby noga wystukuje już rytm utworów, niby chwytliwe, zrymowane słowa zostają w głowie i można by oczywiście podpisać się pod tym, o czym śpiewa. Ale czy „Karabin” sprawi, że zakrzykniemy od razu wespół z Peszek?
Poprzednia płyta artystki „Jezus Maria Peszek”, niezwykle dobrze przyjęta przez krytyków i słuchaczy, jak wszyscy mogli się dowiedzieć po jej wydaniu, była owocem osobistych problemów, cierpień i walki z depresją. Złośliwi zwrócili szczególną uwagę na twórczy wpływ pobytu Peszek w Tajlandii. Praca nad „Karabinem” nie polegała już na terapeutycznych wyjazdach do „egzotycznych krajów”, ale na lekturze reportaży na temat wojny w Rwandzie, Kambodży, przyglądaniu się polskiemu antysemityzmowi, obserwowaniu, jak funkcjonuje i funkcjonowała nienawiść. W efekcie płyta ma nie być zapisem życia prywatnego. Wręcz przeciwnie – już w pierwszych utworach słychać, że celem dzisiejszej Marii Peszek jest twórczość zaangażowana. Zaangażowana nie tylko poprzez indywidualne kwestionowanie „tradycyjnych polskich wartości” i bunt przeciwko patriarchalnemu modelowi życia społecznego.
W pierwszym singlu „Polska A B C i D” artystka śpiewa:
Inny nie znaczy gorszy lub zły […]
Nic nie jest takim, jakim się wydaje,
So don’t judge the book by its’ cover
Trudno nie zgodzić się z tymi słowami. Trudno też przekreślić wartość ciągłego napominania do szacunku dla odmienności. Jednak polsko–angielski refren brzmi niestety jak wytarty, moralizatorski frazes, którego wydźwięk nie osiągnie raczej mocy pocisku z karabinu. „Misyjność” przesłania całej płyty balansuje ciągle na granicy oczywistości ocierającej się o kicz i autentyczności, w której pobrzmiewa nuta świeżości.
I właśnie aktualność i szczerość stają się największymi atutami „Karabinu”. Peszek porusza tematy, które, choć ciągle obecne w publicystyce, nie znajdują aż takiego zainteresowania wśród artystów i odbiorców sztuki. Otwarcie deklaruje, że stworzona przez nią płyta jest przede wszystkim pacyfistyczna. A pacyfizm rozumie niemalże anachronicznie – w wywiadzie jako inspirację przywołuje artystów takich jak John Lennon. Chociaż więc niektóre słowa piosenek z „Karabinu” mogą zaskakiwać w kontekście wcześniejszej twórczości Peszek, po takich deklaracjach przestają dziwić.
W utworze „Krew na ulicach” śpiewa po prostu:
ile jeszcze litrów czerwieni, aż się coś zmieni
A w „Żołnierzyku”:
żadna wojna nie jest święta, każda wojna jest przeklęta
Uproszczenie utworów, także formalne, ma służyć konkretnym celom – dotarciu do jak największej ilości odbiorców. Świat z piosenek Peszek staje się czarno–biały, warstwa muzyczna bardziej przystępna dla ucha, melodie zaczynają brzmieć podobnie i coraz bardziej znajomo. Trudno zabiegi te po prostu potraktować jako wady. Zostały zastosowane w pełni świadomie i przynajmniej częściowo skutecznie – niektóre z piosenek już po pierwszym przesłuchaniu nie dają o sobie zapomnieć. Zupełnie innym pytaniem jest to, czy płyta nie traci przy tym w wymiarze artystycznym.
Zmiany, które dokonały się w podejściu Peszek do roli twórcy i w innym spojrzeniu na cel własnej sztuki, nie wpłynęły na zabiegi, jakimi się posługuje. Nadal na pierwszym planie jest tekst, który choć czasem strywializowany, ciągle przesycony jest charakterystycznymi grami słownymi i prostymi, gramatycznymi rymami.
Jaka ze mnie gwiazda, chyba że Dawida,
Jezus Maria Peszek, syn i córka Żyda
Przywykliśmy już nieco do – całkiem skądinąd sprawnego – igrania z symboliką religijną, dlatego niejedno sformułowanie, które mogłoby jeszcze zaskoczyć na płycie „Jezus Maria Peszek”, na „Karabinie” nie robi już aż takiego wrażenia.
Konsekwentnie sięga też po język codzienny i potoczne sformułowania. I chociaż zawsze przyglądała się im krytycznie, niejednokrotnie traktując je jako wyraz ideologii, na którą nie może się zgodzić, teraz skupia się na języku w jego najgorszej postaci. Piosenka „Modern holocaust”, złożona z tekstów pogróżek, najprawdopodobniej internetowych, jest już nie tylko wyrazem dystansowania się od treści pojawiających się w środkach masowego przekazu. Jest podjęciem otwartej walki ze słowem, które staje się pierwszym krokiem ku wojnie. Można zarzucać jej przesadę i naiwność, gdy mówi: „W moim kraju palą tęcze, jak kiedyś ludzi w stodole”, ale nie sposób odmówić słuszności sprzeciwowi, jakiemu daje wyraz.
W konsekwencji „Karabin” nie tylko „wypuszcza słowa jak naboje”, ale prowokuje do pytań o rolę sztuki i kryteria oceny tej „zaangażowanej” czy po prostu wyznaczającej sobie cele nie tylko artystyczne. I jeśli słuchamy MIA ze względu na jej piosenkę i teledysk „Borders”, analogicznie powinniśmy zaśpiewać wraz z Peszek przewijający się przez całą płytę refren „lalala”, chociażby ze względu na to, że nikt oprócz niej nie krzyczy obecnie w Polsce tak mocno i głośno.
magazyn lewicy katolickiej
Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!