fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Kamieński: Żołnierz przyszłości będzie sterować rojem dronów za pomocą myśli

Czy najnowsze technologie Pentagonu sprowadzą ludzi do zasobu internetu rzeczy? Rozmowa z prof. Łukaszem Kamieńskim.
Kamieński: Żołnierz przyszłości będzie sterować rojem dronów za pomocą myśli
ilustr.: Hanna Najgebauer

W przyszłości będą się toczyć cyberwojny – hakerskie, czy wojny tradycyjne, w których walczyć będą cyborgi?

Ja bym tego nie kontrastował: albo cybernetyczna, albo cyborgiczna. Rzeczywistość się przeplata i jest złożona. Funkcjonowanie cyborga opiera się na komunikacji między technologią i ciałem. A czym innym jest bezprzewodowa komunikacja jak nie cyberprzestrzenią? Więc tych dwóch elementów nie sposób oddzielić, ponieważ są ze sobą ściśle powiązane. Istota cybernetyki polega na traktowaniu życia w kategoriach procesów przetwarzania informacji.

Ale walki cyborgów? Brzmi to jak tanie science fiction.

Czy ja wiem, czy jak tania fantastyka naukowa? Przecież wizje cybernetycznych organizmów, technologicznie ulepszonych ludzi, pojawiają się na kartach najwybitniejszych dzieł od Roberta Heinleina po Williama Gibbsona. Weźmy na przykład egzoszkielet bojowy, który jest już stosowany przez amerykańskie siły zbrojne. Jest to projekt rozwijany od pierwszej dekady dwutysięcznego roku. Chodzi o robota ściśle współpracującego z ciałem w celu odciążenia mięśni i układu szkieletowego oraz wzmocnienia fizycznego użytkownika. Owszem, taka funkcjonalność jest jeszcze niezbyt ekscytującą. Dużo ciekawszy jest egzostrój – przypominający pierwotne wizje fantastyczno-naukowe. Wspomagany nie tyle pancerz, co ubranie, które przylega do ciała i które nie tylko potęguje siłę i wytrzymałość, ale także ściśle monitoruje parametry życiowe, takie jak tętno, ciśnienie czy poziom stresu.

A może już jesteśmy cyborgami? Przecież ciągle korzystamy z technologii, które rozszerzają nasze możliwości. Gdzie jest różnica między korzystaniem z narzędzi a byciem cyborgiem?

Granica jest płynna. To, że mam do ciała wszczepionego chipa, ale używam go tylko do otwierania drzwi, nie czyni mnie jeszcze w pełni cyborgiem. Istota cyborga polega nie na tym, że mamy jakąś technologię dołączoną do ciała lub nawet implantowaną, a na tym, że za jej sprawą zmienia się nasz sposób doświadczania rzeczywistości.

Na przykład?

Egzoszkielet można wyposażyć w algorytmy maszynowego uczenia się, które są w stanie doskonale odczytać zamiar wykonania ruchu w oparciu o czujniki rozmieszczone na stroju, a na kolejnym etapie – w oparciu o czytniki EEG mózgu. Mało tego, można zaprogramować pewne konfiguracje ruchów, które szkielet będzie wykonywał wbrew intencji użytkownika, tak żeby nauczyć go nowych sekwencji ruchów. To jest bardzo cyborgiczne, oznacza bowiem ścisłą integrację technologii i ciała. Technologia wpływa na ciało, zmieniając relacje między użytkownikiem i otoczeniem, rzeczywistością. Do tego dochodzi jeszcze na przykład rekonstruowanie zmysłów.

To znaczy?

Ulepszenie, i to wręcz radykalne, wzroku oraz słuchu, a nawet wyposażenie organizmu w możliwości odczytywania i odczuwania bodźców, których naturalnie nie jesteśmy w stanie odbierać: fal elektromagnetycznych spoza skali ludzkiej percepcji: podczerwieni, ultrafioletu, ultradźwięku, drgań, magnetyzmu.

W jaki sposób mielibyśmy to odczuwać?

Za pomocą substytucji sensorycznej. Polega ona na odbieraniu bodźców jednego zmysłu za pomocą innego. Korzystają z tego osoby z upośledzeniem wzrokowym albo słuchowym. Dla niewidomych konstruowane są specjalne urządzenia haptyczne, czyli drgające w sposób umożliwiający orientowanie się w przestrzeni.

Niewidomi posługują się też niekiedy metodą kląskania, a więc wydawania dźwięków za pomocą języka i odbieraniem odbitej fali za pomocą wzmocnionego zmysłu słuchu. Osoby, które opanowały tę zdolność do perfekcji, poruszają się niczym nietoperze. Mogą na przykład bez większego problemu jeździć na rowerze. Dzięki temu, że mózg jest bardzo plastycznym organem, który potrafi się przekonfigurować, gama możliwości substytucji sensorycznej jest bardzo szeroka, przy czym wielu inspiracji dostarcza świat przyrody. Ale jeszcze ciekawsze rzeczy dzieją w obszarze rozwoju interfejsów mózg-komputer.

W książce pojawia się nawet przesyłanie myśli i emocji bezpośrednio do głowy innym ludziom.

Wszystko zaczęło się od próby pomocy osobom sparaliżowanym, które nie były w stanie poruszać kończynami. Żeby mogły otrzymać namiastkę niezależności, na przykład włączać światło, otwierać drzwi czy odbierać pocztę elektroniczną. Innymi słowy, w ramach rozwijania terapeutycznych technik pozamięśniowej komunikacji zaczęto tworzyć interfejsy odczytujące sygnały wprost z mózgu. Ich historia w bardziej zaawansowanej formie sięga jeszcze lat 90-tych, a prapoczątki jeszcze wcześniej.

Czyli to relatywnie stare rozwiązanie.

Tak, ale pamiętajmy, że od pierwszych laboratoryjnych testów do sprawnego i wydajnego zastosowania wiedzie długa droga. Dynamiczny postęp dokonuje się od początków naszego stulecia: sygnały elektryczne z mózgu trzeba precyzyjnie odczytać; trzeba je przefiltrować, wzmocnić, oczyścić je z całego zgiełku innych sygnałów, które mózg cały czas emituje. Więc stworzenie metod i algorytmów, które będą rozpoznawały wzorce i przekładały je na kod komputerowy – proces ten określa się mianem dekodowania – zrozumiały dla oprogramowania, to trudne zadanie. Na postęp składają się niezliczone projekty badawcze, eksperymenty, testy. Ich wyniki nawarstwiają się, umożliwiając nowe rozwiązania i udoskonalanie systemu.

Efekt jednak jest taki, że sparaliżowani pacjenci z wszczepionymi elektrodami do mózgu w ramach projektów realizowanych przez DARPA – amerykańską agencję do spraw zaawansowanych obronnych projektów badawczych – byli w stanie za pomocą myśli poruszać zewnętrznymi robotycznymi ramionami. Co więcej, dowiedli, że możliwe jest latanie w symulatorach myśliwcami F-35 oraz rojami dronów.

DARPIE tak bardzo zależy na losie osób z niepełnosprawnością?

W Stanach Zjednoczonych, jak zresztą w większości państw, eksperymenty na ludziach są dozwolone jedynie w celach terapeutycznych. Każdy program finansowany przez rząd, czy to będzie departament obrony, czy Narodowe Instytuty Zdrowia, musi więc mieć wyraźny cel medyczny. Dlatego na pierwszy rzut oka mogą dziwić projekty obronne DARPA, które mają, na przykład, pomóc w wyjściu z silnej lekoopornej depresji. Ale to, co pomaga przywrócić utracone możliwości chorym, zastosowane u osób zdrowych, bardzo często tworzy efekt wzmacniający.

Dla mnie bardzo ciekawy jest wzajemny związek pomiędzy sektorem cywilnym, naukowo-badawczym i wojskowym, które intensywnie się wzajemnie się inspirują. Wojsko korzysta z dorobku postępujących badań naukowych. DARPA sprawdza, czy coś, co wydaje się fantastyczne, stało się już na tyle realne, że można by to za pomocą badań podstawowych wdrożyć w życie. Agencja bardzo często doprowadza projekty do etapu, w którym pewne rozwiązania można poddać testom klinicznym. Jeśli dane urządzenie, lek lub metoda przejdzie żmudną procedurę testów nadzorowanych przez Federalną Agencję ds. Leków, to dopiero wówczas może uzyskać zgodę i trafić na rynek. Bardzo wiele technologii, których rozwój zainicjowała DARPA, podlega później komercjalizacji i trafia do szerszego obiegu.

No tak, wiele technologii, z których korzystamy powstały na skutek Zimnej Wojny. Tylko czy gdyby tych samych środków nie dać naukowcom, żeby pracowali nad tym, co ich akurat interesuje, a nie czego wymaga Pentagon, to również nie doświadczylibyśmy takich samych skoków technologicznych?

Ale naukowcy i tak w większości badają to, co ich interesuje. Korzystanie z pieniędzy Pentagonu nie uchodzi w USA za coś podejrzanego czy nagannego, wręcz przeciwnie. Budowanie portfolio w oparciu o badania finansowane przez rząd nie jest źródłem jakiejś akademickiej hańby. Co nie zmienia faktu, że kontrowersje etyczne niekiedy się pojawiają i znani naukowcy zrywają kontakty z sektorem obronnym.

Norbert Wiener, twórca cybernetyki, jeszcze po II wojnie światowej był zaangażowany w projekty finansowane przez Pentagon, ale w pewnym momencie uznał, że nie chce z tym mieć z nim nic wspólnego, bo nie wie, w jaki sposób jego wynalazki mogą być zastosowane – czy nie będą służyły zabijaniu i kontrolowaniu zamiast rozwojowi cywilnemu. Gdy technologie wychodzą z laboratoriów, zaczynają żyć własnym życiem. Od polityków i wojskowych zależy, w jaki sposób i do jakich celów zostaną wykorzystane. Mawia się, że technologia jest neutralna: to od człowieka zależy, do czego zostanie zastosowana.

Wracając: w przyszłości będę mógł przesyłać myśli swojemu znajomemu?

Miguel Nicolelis, amerykański neurobiolog brazylijskiego pochodzenia, pokazał, że można przesłać myśl z mózgu jednego szczura do mózgu drugiego szczura. W 2012 roku przeprowadził pionierski eksperyment, w którym dwóm szczurom, umieszczonym w osobnych klatkach wszczepiono elektrody. Żeby napić się wody, szczur musiał użyć odpowiedniej dźwigni. Ale tylko w klatce pierwszego szczura zapalająca się dioda sygnalizowała, której dźwigni powinien użyć. Okazało się, że drugi szczur, w oparciu o sygnał mózgowy przesyłany z mózgu pierwszego i stymulujący jego neurony potrafił odbierać komunikaty od pierwszego szczura. Dzięki temu wybierał odpowiednią dźwignię z dokładnością ponad 70 procent. Później zaczęto eksperymenty z wielomózgowymi sieciami szczurów.

Czyli w kolejnym kroku taki sam eksperyment przeprowadzamy na ludziach?

Wspomniany Miguel Nicolelis przeprowadził pierwszy i ostatni projekt finansowany przez DARPA, a był on związany z koncepcją komunikowania się za pomocą bezgłośnej mowy. Polegał on na tym, że kiedy ja intensywnie myślę, wyobrażając sobie słowa, pan słyszy je dzięki syntezatorowi mowy w słuchawkach.

Swoją drogą, od czasu tego projektu Nicolelis zerwał wszelkie kontakty z Pentagonem, ponieważ nie chce mieć nic wspólnego z pieniędzmi pochodzącymi od wojska. Stał się dosyć wyjątkowym neurobiologiem w swoim środowisku, ponieważ mocno krytykuje kolegów za to, że niczym dzieci cieszą się z kolejnych funduszy zdobywanych w ramach rządowych i wojskowych programów, a nie zdają sobie sprawy – a często w ogóle nie chcą – czemu mogą w ostatecznym rozrachunku służyć ich badania.

A co z konsekwencjami takich eksperymentów? Czy nie będzie jak z mediami społecznościowymi? Na początku nikt się przecież nie spodziewał, że mogą się przyczyniać do wzrostu odsetka samobójstw wśród młodzieży.  Nie czeka nas to samo, tylko do potęgi?

Oczywiście, tutaj poziom efektów niezamierzonych i skala negatywnego wpływu na kondycję ludzką są nieporównywalnie większe. Natomiast pamiętajmy, że każda nowa technologia wiąże się z jakimś ryzykiem. Dopiero po dłuższym okresie korzystania z niej mogą się ujawnić efekty uboczne, których twórcy nie mogli przewidzieć.

Albo też technologia może zostać zastosowana w sposób odbiegający od intencji badaczy nie w celu leczenia, tylko zabijania; nie w celu promowania współpracy, ale generowania propagandy i podburzania; albo kontroli społecznej.

No właśnie.

Można wskazać na dwa skrajne obozy. Do jednego należą osoby, którym bliżej jest do poglądów transhumanistów, którzy uważają, że państwo nie ma żadnego prawa do zabraniania ulepszeń i kontrolowania stosowania nawet najbardziej kontrowersyjnych technologii. Jeśli chciałbym się udoskonalić, to żadne prawo nie powinno mi tego zabraniać, nawet jeśli potencjalnie może mi to zaszkodzić. Sam biorę za to odpowiedzialność, ponieważ jestem wolnym człowiekiem. Z drugiej strony znajdują się biokonserwatyści, którzy uważają, że ze względu na to, że biotechnologie – na przykład inżynieria genetyczna – mogą ingerować w samą istotę człowieczeństwa, a skutki w „zabawy w Boga” mogą być wręcz apokaliptyczne, państwo ma obowiązek ścisłego reglamentowania tego typu biomedycznych rozwiązań. Na biegunie tej grupy można też ulokować swoistych współczesnych luddystów, którzy twierdzą, że rozwój niebezpiecznych technologii trzeba zatrzymać albo chociaż wprowadzić moratorium, na przykład na rozwój sztucznej inteligencji czy dronów zabójców, gdyż systemy te są tak niebezpieczne, że może się wyrwać spod kontroli człowieka. Oczywiście, pomiędzy tymi dwoma ekstremami lokują się rozmaite opalizacje bardziej wyważonych poglądów i stanowisk.

A Twoim zdaniem rozwój nauki i techniki jest nieunikniony?

Uważam, że postępu naukowego nie da się zatrzymać. Po pierwsze, byłoby to wbrew idei wolności badań naukowych. Istotą rozwoju nauki jest swoboda i autonomia. Inaczej mielibyśmy do czynienia z cenzurą i państwowym sterowaniem nauką. Oczywiście, czym innym są takie ryzykowne badania i eksperymenty, które mogłyby zagrażać istocie człowieczeństwa. Weźmy na przykład klonowanie człowieka, które jest powszechnie zabronione na mocy wewnętrznych regulacji prawnych poszczególnych państw. Inżynieria genetyczna również jest obwarowana i być powinna rozmaitymi ograniczeniami.

Czyli jednak możemy stawiać jakieś granice.

I tak i nie. Z jednej strony, technologia jest naszym wytworem. Z drugiej strony jednak ewolucja technologii przypomina ewolucję biologiczną, w tym sensie, że powstanie jednych technologii pociąga za sobą z konieczności, jakby naturalnie, rozwój innych. Jest jeszcze stanowisko pośrednie.

Jakie?

Czerpie inspirację z filozofii i działań ruchów ekologicznych. Chodzi o zasadę ostrożności, która mówi, że jeżeli nie jesteśmy w stanie przewidzieć negatywnych i nieznanych konsekwencji naszych działań, to nie powinniśmy ich podejmować, aż do momentu, kiedy nie upewnimy się, że nie spowodują one większej szkody niż pożytku.

Brzmi sensownie.

Jest to, oczywiście, bardzo zrozumiałe w kontekście zmian klimatycznych. To stanowisko wywodzące się z ruchu Zielonych, zostało przejęte również przez konserwatywnych bioetyków. W Stanach Zjednoczonych prym wiódł wśród nich Leon Kass, przewodniczący Prezydenckiej Rady do spraw Bioetyki za czasów administracji prezydenta George’a W. Busha. Kass stawiał wyraźne granice etyczne i normatywne w sferze rozwoju biotechnologii. Bazował nie tylko na konserwatywno-religinych przesłankach, a właśnie na zasadzie ostrożności. Nie mamy przecież żadnej pewności, że lek dopuszczony do wykorzystania, który ma zapobiegać powstawaniu traumy, stosowany przez lata nie wywoła niezamierzonych efektów ubocznych i, powiedzmy, spowoduje upośledzenie pewnych funkcji kognitywnych albo emocjonalnych.

Albo czy się nie przyczyni do wybuchu epidemii opioidowej, jak w Stanach Zjednoczonych. Tutaj pojawia się jeszcze jeden aktor, którego mniej widać w Twojej książce – biznes. Wyobrażam sobie, że implant w mózgu nie będzie służył do rozwoju ludzkiej świadomości, a raczej do wyświetlania nam spersonalizowanych reklam.

Bez wątpienia. Trochę tego problemu dotykam na przykładzie firmy Neuralink Elona Muska. W tym miejscu możemy zadać pytanie, co kieruje Muskiem w jego dążeniu do wszczepiania do mózgu supernowoczesnych elektrod?

Co kieruje?

Jeśli miałbym przemawiać jego głosem, to byłaby to misja zbawienia ludzkości w obliczu nieuchronnego rozwoju sztucznej inteligencji. Natomiast krytycy wskazują, że eksperymenty Muska poruszają się być może na granicy etyczności i legalności. W trakcie eksperymentów z koronką neuronalną zmarło kilka małp. Musk jest biznesmenem i kieruje nim chęć zdobycia przewagi rynkowej. Zysk. Każda opatentowana nowinka jest potencjalnym źródłem ogromnych pieniędzy. Ale też środowisko neurobiologów z dużą rezerwą podchodzi do celów i wizji Neuralinka – interfejsu neuronalnego łączącego nas z algorytmiczną superinteligencją.

Co mnie zaskoczyło, w książce mimo fascynacji wizjami żołnierza przyszłości, wydajesz się być sceptyczny względem technologii jako sposobu rozwiązywania problemów społecznych, a nawet militarnych.

Tak, sympatyzuję z tradycyjnym podejściem do etosu wojownika, którego atrybuty wiążą się z zapałem, edukacją, ćwiczeniami i samodoskonaleniem. Nie podoba mi się idea, że będziemy identyfikować i kategoryzować żołnierzy za pomocą technologii przesiewowych albo obrazowania mózgu. Na zasadzie: jesteś lepszym kandydatem, ponieważ algorytm uznał, że podejmujesz szybsze decyzje, a ty jesteś wolny, zatem odpadasz.

Dane zamiast pasji?

Czynnik powołania, pasji, chęci, emocji przestaje mieć znaczenie. Zamiast tego na pierwszy plan wysuwa się postrzeganie człowieka w kategoriach danych biologicznych przekształcanych w dane cyfrowe: sprowadzania ludzi do bycia zasobem, który można przeczesywać, mierzyć, ustawić na skali, a potem eksploatować. W gruncie rzeczy z tych różnych puzzli, o których piszę, wyłania się wizja człowieka jako elementu internetu rzeczy. Zaczynamy traktować ludzkie ciało i mózg jako generator danych. Zasysanych przez algorytmy maszynowego uczenia się, a dla nich, wiadomo – im więcej danych, tym lepsze wyniki.

Właśnie, tak interpretuję tytuł twojej książki – „Mimowolne cyborgi”. Piszesz, że wiele cech żołnierza przyszłości to cechy Achillesa. Czy tak, jak bohaterowie „Iliady” byli uzależnieni od woli bogów, żołnierz przyszłości będzie uzależniony od boga-algorytmu?

Nie użyłbym słowa „uzależniony”. Ale faktycznie Achilles jest tym, kim jest – a więc herosem – dzięki woli bogów. Korzysta z ich wsparcia. To jest archetyp, który miał pokazywać ludziom, że powinni dążyć do wykraczania poza ziemskie ograniczenia. Czy to będzie Achilles, czy to będzie Prometeusz, czy to będzie Dedal, czy to będzie Adam i Ewa. Za każdym razem chodzi o pokusę wykroczenia poza ograniczenia ciała. Jest to przecież szalenie ludzkie dążenie. No a czym jest współcześnie technologia? Czy nie jest bogiem cywilizacji postkapitalistycznej? Technologia rządzi naszym codziennym życiem, światem, a nawet tym wywiadem, który jest nagrywany, zanim zostanie spisany, poddany edycji, przesłany. Jesteśmy zanurzeni w technologii i nie sposób od tego uciec.

Na zakończenie. Czy sam chciałbyś zostać cyborgiem?

Na próbę, tak.

A gdyby się nie dało wycofać?

Na pewno nie chciałbym się stać mimowolnym cyborgiem.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×