fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Kadziak: W Kościele nie ma miejsca na seksizm

Przywództwo powinno być służbą. Dlatego hierarchowie i liderzy wspólnot powinni służyć Kościołowi, a człowiek – otaczającemu go stworzeniu.
Kadziak: W Kościele nie ma miejsca na seksizm
ilustr.: Zofia Kiljańska

Z Magdaleną Kadziak ze Światowego Ruchu Katolików na rzecz Środowiska rozmawiają Anna Sands i Maria Rościszewska.

Dlaczego katolik powinien interesować się ekologią?

Jeżeli zna nauczanie Kościoła lub chociaż rozumie podstawy wiary i przesłanie Pisma Świętego, powinien naturalnie troszczyć się o to, co Bóg dał ludziom. Wątpliwości co do zaangażowania ekologicznego pojawiają się dopiero w jakimś kontekście politycznym. Jeżeli zapytasz dziecko: „Czy troska o to, co stworzył Bóg, jest ważna?”, w naturalny sposób odpowie: „Tak”. Troska o zasoby środowiska i zwykła solidarność społeczna są wpisane w to, co głosi Kościół. Człowiek otrzymał od Boga mądrość i Ducha Świętego, żeby wiedzieć, jak dobrze zarządzać środowiskiem.

Jak rozumiesz to zarządzanie? Często słyszy się, że werset z Księgi Rodzaju o tym, że ludzie mają sobie „czynić ziemię poddaną” (Rdz 1,28), uzasadnia wyższość człowieka nad innymi stworzeniami i pozwala na ich wykorzystywanie.

Tak, bardzo łatwo jest wyciągnąć jeden werset z kontekstu i z niego zbudować sobie coś nowego. Natomiast jeżeli czytamy ten werset przez pryzmat całego Pisma i pamiętamy, że Jezus jest równocześnie Głową i Sługą Kościoła, że umywał stopy swoim uczniom, mówiąc: „A wy czyńcie podobnie” – to widzimy, że przywództwo obecne w naszym świecie i przywództwo proponowane przez Boga wyglądają zgoła inaczej.

Czyli naszą koncepcję panowania musimy ująć przez pryzmat panowania Jezusa?

Tak. Bo jak wygląda panowanie Boga nad nami? Oddał swoje życie za nas, żebyśmy my mogli mieć życie. Nasza relacja z resztą stworzenia powinna być odbiciem tego, jak Bóg panuje nad światem.

O tej relacji pisze papież Franciszek w swojej encyklice „Laudato Si’”, gdzie mówi również o ekologicznym nawróceniu. Czym ono jest?

To przede wszystkim zdanie sobie sprawy, że nasz współczesny tryb życia powoduje, że nie troszczymy się o życie – nasze, zwierząt, roślin. Mało czasu spędzamy w naturze i przez to łatwo nam zapomnieć, że jesteśmy jej częścią. Daleka jestem od narzekania w stylu „dzisiejsze pokolenie to tylko siedzi w telefonach” i „kiedyś to było”. Fakty jednak są takie, że coraz więcej czasu spędzamy w pracy i w szkole, miasta się rozrastają, brakuje w nich zieleni i tak dalej – odrywamy się od środowiska naturalnego. Nie zdajemy sobie do końca sprawy ze zmian klimatycznych. Nie pamiętamy też o tym, że naszymi bliźnimi są nie tylko ci wokół nas, ale również ludzie na Globalnym Południu, których zmiany klimatu dotykają w sposób o wiele bardziej widoczny. Nawrócenie ekologiczne jest zdaniem sobie sprawy z tych wszystkich rzeczy. I, jak każde nawrócenie, musi doprowadzić nie tylko do zmiany myślenia, lecz również zmiany zachowania. Bo wiadomo, że zmiana samych przekonań nie jest wiele warta, jeśli nie idą za nią konkretne kroki.

Na tym właśnie polega praca w Światowym Ruchu Katolików na rzecz Środowiska? Próbujecie przekonywać ludzi do nawrócenia ekologicznego?

Naszym ogólnym zadaniem jest promocja encykliki „Laudato si’” i rozpowszechnianie jej przesłania w przystępny sposób. Ze względu na specyficzną narrację w Polsce ekologia wydaje się promowana przez media „lewicowe”, a w każdym razie te niezwiązane z Kościołem. A my chcemy, by o środowisku naturalnym słychać było z ambony. Nie chcemy przekonywać przekonanych – próbujemy docierać do tych, którzy na zagadnienia ekologiczne patrzą raczej nieufnie. Do nich też dostosowujemy nasz język i działania, które są rozmaite. Na przykład co roku organizujemy Niedzielę św. Franciszka, której celem jest jednocześnie celebracja Bożego stworzenia i szerzenie świadomości, jak możemy o nie lepiej zadbać. Tegoroczna edycja odbędzie się już czwartego października i podczas niej skupimy się na kwestii zużycia wody w parafiach: gdzie jest marnowana, jak ją możemy zatrzymać i wykorzystać ponownie.

W zeszłym roku organizowaliśmy to wydarzenie pod hasłem walki ze smogiem. Jak pokazywały badania Polskiego Alarmu Smogowego, zanieczyszczenia powietrza były jedną z przyczyn poronień. Bóg daje życie, a smog zabiera. Jeżeli rzeczywiście uważamy, że życie od poczęcia jest ważne i należy je chronić, to zatroszczmy się o nie integralnie. Innym aspektem naszej pracy jest tworzenie przestrzeni na dialog z ekonomistami, przedsiębiorcami i naukowcami – organizujemy co roku w Krakowie międzynarodową konferencję naukową „Creatio Continua”, gdzie rozmawiamy o kryzysie klimatycznym w sposób interdyscyplinarny. Oprócz tego cały czas działa grupa animatorówLaudato si’”, która na przykład prowadzi warsztaty w różnych miejscach w Polsce – dla osób, które przejmują się tym, co się dzieje, kochają swoją wspólnotę parafialną i chciałyby właśnie w niej zobaczyć zmianę.

Dbanie o swoją najbliższą wspólnotę, także pod względem ekologicznym, jest oczywiście ważne, ale… czy to nie za mało? Można odnieść wrażenie, że o ekologii myśli się w sposób zbyt indywidualistyczny, przerzucając na jednostki ogromną odpowiedzialność. A co z odpowiedzialnością polityków czy wielkich korporacji niedbających o zrównoważony rozwój?

Rzeczywiście, ważny jest balans pomiędzy tymi dwoma aspektami. Nasze jednostkowe działania są ważne, ale nie ze względu na to, jak wpływają na atmosferę planety, globalne ocieplenie i tym podobne – pod tym względem rzeczywiście mogą wydawać się nieistotne. One przede wszystkim zmieniają coś w naszej mentalności. Gdy mówię mojej babci, że nie jem mięsa, to ona zastanawia się dlaczego – co powoduje rozmowę i refleksję na ten temat.

Trzeba pamiętać, że mamy odpowiedzialność zarówno społeczną, jak i jednostkową. Musimy wywierać różne naciski: strajkować i protestować, ale też działać poprzez nasze wybory konsumenckie. Tymi różnymi sposobami możemy wywierać wpływ na polityków, korporacje, innych ludzi.

A jak widzisz to w kontekście teologii katolickiej? Często myślimy o grzechu w kategoriach indywidualistycznych – a sprawy systemowe pozostawiamy niejako poza naszą odpowiedzialnością.

Społeczna nauka Kościoła mówi o tym, że katolik ma obowiązek brać udział w życiu polityczno-społecznym. Nie chodzi o to, by wstąpić do jakiejś partii, ale głosowanie demokratyczne oraz po prostu codzienne decydowanie własnym portfelem należy do naszych zobowiązań moralnych. Jesteśmy częścią większej całości i mamy odpowiedzialność nie tylko za samych siebie czy swoje rodziny.

Ilustracja: Oliwia Laskowska

ilustr.: Oliwia Laskowska

Czy masz jakiś pomysł na to, co mógłby robić Kościół, by szerzej działać na rzecz ekologii?

Kościół hierarchiczny?

Możemy pomyśleć o hierarchach, ale możemy też pomyśleć o…

O ludziach, którzy ten Kościół tworzą? Dla mnie w projekcie zazieleniania parafii ważne jest właśnie to, że wraca się do koncepcji parafii jako wspólnoty tworzonej przez ludzi – a nie koncepcji księdza jako pana na włościach i parafian przychodzących raz w tygodniu po usługę, za którą wrzucają po dwa złote na tacę. W naszym działaniu staramy się zaznaczać, że parafia to miejsce wspólne. Niestety w dzisiejszych realiach na wszystko potrzeba zgody proboszcza, a rada parafialna nie ma zbyt wiele do powiedzenia – niby głosowanie jest większościowe, ale i tak ostateczną decyzję podejmuje zazwyczaj sam proboszcz. A to przecież zniechęca do zaangażowania się bardziej w działalność rady. Co z tego, że będziesz się udzielać, jeżeli i tak nie masz wpływu na decyzję?

W naszej akcji chodzi o troskę o własny dom – także dom szerzej pojęty, czyli parafię. Czwartego października w parafiach animatorzy zaproponują modlitwę o ziemię. Opowiedzą o tym, że wody brakuje, szczególnie w mniejszych miejscowościach, gdzie rolnicy mają mniejsze plony, a ceny żywności rosną. Postawienie zbiornika na deszczówkę przy parafii i poruszenie problemu w mikroskali powoduje refleksję i uświadamia ludziom naszą wspólną odpowiedzialność za nasz największy wspólny dom.

Hierarchowie Kościoła mogliby wspierać takie wydarzenia. Faktycznie patronat honorowy arcybiskupa Gądeckiego nad akcją zazieleniania parafii otworzył nam wiele drzwi, a także zachęcił do udziału osoby, które mogłyby być z zasady nieufne wobec tego typu projektów. To ważne, bo w ten sposób hierarchia zaznacza, że to istotny temat. Szczególnie w kontekście wszystkich skandalicznych wydarzeń, kiedy hierarchia zdaje się poświęcać uwagę sprawom, które ich nie dotyczą – tym razem akurat wsparła coś, co rzeczywiście jest ważne.

Z jednej strony ten patronat cieszy – pokazuje, że hierarchom chyba jednak zależy na trosce o środowisko. Z drugiej strony to niezwykle smutne, że trzeba mieć patronat arcybiskupa, by móc cokolwiek zdziałać. Co naprowadza nas na trochę inny wątek, który chciałybyśmy poruszyć: jak to jest być w Kościele zaangażowaną osobą świecką – i to w dodatku młodą kobietą?

To duże wyzwanie. Seksistowskie przekonania, które istnieją w świecie, niestety pojawiają się również w Kościele. A mogłoby się wydawać, że przekonania powinny być budowane nie na stereotypach, tylko na przesłaniu Dobrej Nowiny. Będąc w Światowym Ruchu Katolików na rzecz Środowiska, mam akurat ten przywilej, że pracuję z chłopakami, którzy bardzo zwracają uwagę na podobne kwestie. Staramy się, żeby na webinarach, które prowadzimy, zawsze była reprezentacja dziewczyn. Moi koledzy podkreślają na spotkaniach z innymi partnerami, że nie jestem niczyją asystentką. Gdy któryś ksiądz zachowuje się nie w porządku, seksistowsko – mówią, że po prostu możemy przerwać z nim współpracę.

Ale bywa ciężko. Zdarza się, że kiedy odbieram telefony, słyszę: „To proszę skontaktować mnie z doktorem Mateuszem, to wtedy on potwierdzi”. Wtedy odpowiadam: „Już podjęłam decyzję, nie muszę tego dalej konsultować”. Spotykam się z wieloma podobnymi sytuacjami i próbami dyskryminacji. To nigdy nie jest przyjemne i profesjonalizm wymaga ode mnie, aby zwrócić na takie sytuacje uwagę i powiedzieć: „To jest niewłaściwe”.

Staram się natomiast nie pozwolić na to, aby cokolwiek, co mi ktoś powie, mogło mnie dotknąć i skrzywdzić. Wiem, że ostatecznie żaden człowiek nie może mi ani niczego dać, ani zabrać. Jestem zabezpieczona w tym, kim jestem, w Bogu. Nikt nie może mnie wywindować komplementem: „Jesteś świetna, tyle wiesz, tyle działasz!”, nikt też nie może mnie ściągnąć do dołu powiedzeniem mi, że jestem dziewczyną, blondynką i nie za dużo wiem. Istnieje ograniczone grono ludzi mających głos w moim życiu, który się dla mnie liczy. Tylko członkowie rodziny i osoby mi bliskie mogą mi coś powiedzieć, a gdy zwracają uwagę, robią to z miłością. Tylko oni, nie osoby, które spotykam raz w pracy – i które uważają, że mają prawo komentować moje życie, bo są wyżej w hierarchii, bo są białoskórym mężczyzną czy też księdzem w Polsce.

Czy mimo tego oparcia w Bogu nie masz czasami ochoty zrezygnować – przez różne niepowodzenia czy trudności we współpracy? Nie wydaje ci się, że w polskim Kościele nie ma sensu działać? A może zastanawiasz się, czy mogłabyś więcej i szybciej zdziałać gdzie indziej?

W mojej pracy mam styczność z różnymi środowiskami i wobec tego doświadczenia też są różne. Nasz szef, Tomasz Insua – który jest katolikiem i jest niezwykle autentyczny w tym, co robi – dba o to, aby na spotkaniach nikt nie przerywał kobiecie i aby na webinarach były reprezentowane obie płcie. Raz zwrócił nam uwagę, że kobiety na panelu wystąpiły tylko w roli moderatorek, a nie było żadnej ekspertki. Z drugiej strony jednak są środowiska mniej progresywne, w których istnieje przekonanie o wielkiej przepaści między księżmi i świeckimi, a co dopiero między mężczyznami i kobietami. Współpracując z tą „drugą stroną”, odczuwam w sobie brak zgody na takie myślenie. Wiem, że Kościół jest Chrystusowy i seksistowskie czy dyskryminujące zachowania nie powinny się w nim pojawiać.

Jestem bardziej zdeterminowana do działania na rzecz tego, by sytuacja się zmieniła, niż do tego, aby odejść. Rozumiem, że ostatecznie Kościół poza wymiarem ziemskim ma swój wymiar wieczny, i wiem, że celem Kościoła jest, jak mówimy co niedzielę, oczekiwanie przyjścia Pana w chwale. Pytanie, czy rzeczywiście oczekujemy tego, że przyjdzie Jezus i Kościół się odnowi – czy raczej boimy się zmiany i tego, co będzie.

A tu i teraz – co byłoby trzeba, by Kościół na ziemi zmieniał się na lepsze?

Niemożliwe jest wymyślenie jakiejś recepty na odnowienie Kościoła – na przykład takiej, która polegałaby na tym, by cały episkopat podał się do dymisji. Chociaż na pewno część hierarchów powinna…

Wydaje mi się, że pierwszą rzeczą jest zdanie sobie sprawy z tego, że chrześcijaństwo nie jest tylko jakimś światopoglądem, który możesz przyjąć i zastosować w życiu – ono opiera się na osobistej relacji z Bogiem i na byciu w Kościele. Tu nie chodzi o jakieś zakazy i nakazy jak w innym systemie moralnym, ale o przyjęcie tego, że Dobra Nowina jest naprawdę dobra i że Bóg tak ukochał świat, że dał swojego Syna – by każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Gdy doświadczenie Bożej miłości jest punktem wyjściowym, zmienia to twoje wybory i spojrzenie na przyszłość, daje ci nadzieję.

Równocześnie wierni muszą jednak sobie zadać pytanie o sens swojego bycia w Kościele. W Starym Testamencie była to świątynia, do której mogli wejść tylko lewici ubrani w odpowiedni sposób. Teraz świątynią Ducha Świętego jesteśmy my, ludzie – dopiero to objawienie może tak naprawdę zmienić sposób funkcjonowania Kościoła. W pewnym sensie ja jestem Kościołem, każdy z nas nim jest. Oczywiście, nie biorę na siebie całej odpowiedzialności za to, co się dzieje. Jest jeden Mesjasz, Zbawiciel – i ja już nie muszę nim być, nie muszę ratować świata (całe szczęście!). Ale chcę być świadomą częścią tego Kościoła. Wiedzieć, co robię, dlaczego tu jestem, pytać Boga, co ja mogę zrobić, co moje życie może wnieść do obrazu całej naszej wspólnoty, także w Polsce.

Czyli potrzebny nam Kościół pod przewodnictwem świeckich?

Wierzę w to, że jest możliwa zdrowa hierarchia i zdrowe przywództwo. Jest wiele wspólnot katolickich w Polsce, którymi kierują kobiety i mężczyźni świeccy – i robią to naprawdę dobrze. Przywództwo naprawdę jest jednocześnie służeniem. Problem pojawia się, gdy zmienia się to w wyzysk, manipulację… Ale myślę, że hierarchia może być uzdrowiona.

Natalia de Barbaro w tekście „W tylnych ławach” opublikowanym w miesięczniku „Znak” pisała, że gdyby istniała jakaś firma, w której wszyscy szefowie są mężczyznami i z założenia wiadomo, że kobiety nie mogą awansować na wysokie stanowiska kierownicze, to nigdy by w niej nie pracowała. A jednak wszystkie jesteśmy w Kościele.

Rzeczywiście temat kapłaństwa kobiet to jest wyzwanie. Bardzo podoba mi się książka Zuzanny Radzik „Kościół kobiet”, która uwidacznia dyskusje na temat kapłaństwa kobiet, jakie odbywają się Kościele, pokazuje ich rys historyczny. Radzik pokazała coś, co w mediach katolickich się nie pojawiało: że dyskusja na ten temat trwa i że tak, jak jest, nie jest okej. Po prostu.

To też kwestia języka. Na przykład nie jest w porządku mówić, że dziewczyny są bardziej cierpliwe czy łagodne. W Liście do Galatów jest napisane, że owoce Ducha Świętego to cierpliwość, łagodność, uprzejmość. Czy chcemy zasugerować, że dziewczyny mają większe predyspozycje, żeby przynosić owoce Ducha Świętego? To absurdalne. Perspektywa biblijna nie pozwala wierzyć w takie seksistowskie stereotypy.

A jak byś się odniosła do kapłaństwa kobiet z biblijnego punktu widzenia? Często można spotkać się z argumentem, że ponieważ apostołowie byli mężczyznami, to nie ma kapłaństwa kobiet.

Przede wszystkim Biblia jest przesłaniem, które niesie za sobą konkretną wiadomość, ale to nie znaczy, że mamy odtwarzać cały jej kontekst kulturowy – jak ubranie czy sposób podróżowania. Pierwsza osoba, która przychodzi do grobu Chrystusa, to Maria Magdalena. Potem w Ewangelii Łukasza jest napisane, że gdy zmartwychwstały Chrystus spotkał się apostołami, to skarcił ich za niewiarę, za to, że nie uwierzyli świadkom, którzy im mówili o zmartwychwstaniu, czyli kobietom. Świadectwo kobiet nie było wtedy uznawane w sądzie. Wybierając kobiety na swoich świadków, Jezus jest zatem bardzo przełomowy jak na swoje czasy.

Czyli marzysz o Kościele ludzi bardziej niż dotąd równych?

Przede wszystkim chciałabym, żeby ludzie w Kościele wiedzieli, że nie są sierotami – że naprawdę mają Ojca w Niebie. Żebyśmy rozumieli, że katolicyzm to nie jest jakiś światopogląd i zbiór zasad typu „konkubinat to zło” i tak dalej – żeby ludzie dostrzegli, co Jezus dla nas zrobił i do jakiego życia mamy otwarte drzwi. Chciałabym, byśmy mieli świadomość, że naprawdę możemy żyć w wolności – że możemy mieć w sobie pokój bez względu na okoliczności. Że możemy żyć z głębokim poczuciem bezpieczeństwa, które nie zasadza się na pieniądzach, pracy, mieszkaniu.

Chciałabym więc zacząć od objawienia tożsamości, którą mamy w Bogu. Później przyjdzie to, co z tego wynika – nasza troska o wspólny dom: parafię, Kościół i całą Ziemię. Jako Kościół powinniśmy być jak te panny roztropne, które czekają na przyjście Pana i nie będą zaskoczone. To, że jesteśmy pokropieni krwią Jezusa, daje nam poczucie bezpieczeństwa. Łaska, którą otrzymaliśmy przez śmierć Chrystusa, otwiera nam szerokie drzwi do odnowienia naszego życia.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×