Jestem gotowa. O Adwencie blisko siebie (1)
„Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny” – to słowa z 25 rozdziału Ewangelii według świętego Mateusza, które często słyszymy przy okazji Adwentu. Niestety często bywa tak, że w kazaniach i innych adwentowych refleksjach są one wypowiadane jako wyrzut lub upomnienie. Mam wtedy przed oczami obraz, jakby Jezus groził palcem wszystkim tym, którzy niewystarczająco dobrze czuwają, jakby zakładał przy tym, że większość z nas nie ma dostatecznie dobrze rozwiniętej umiejętności czuwania, a przynajmniej nie w takim stopniu, żeby „zasłużyć” na Niebo.
A gdyby tak odwrócić to założenie? A gdyby tak usłyszeć Jezusa jako kogoś, kto wypowiada te słowa z zaufaniem do nas i do naszych wyborów?
„Jestem gotowa, jestem gotowy. Wiem, jak czuwać” – czy to może być prawda o każdym i każdej z nas? Czy taką prawdę o sobie możemy uznać?
Wyobraźmy sobie dziecko, małe albo trochę większe, ale tak do czwartego roku życia. Kiedy jest głodne, domaga się jedzenia. Nikt nie musi go tego uczyć. Domaga się płaczem, krzykiem, potem słowem i innymi werbalnymi bądź niewerbalnymi sposobami, w zależności od swoich umiejętności. Domaga się jedzenia instynktownie, nikt nie musi go uczyć, że jest głodne.
Przypomnijmy sobie siebie, kiedy pada śnieg, a temperatura jest raczej minusowa. Wiemy, że jest zimno i zakładamy ciepłe rzeczy. Z kolei latem nie zakładamy zimowych kurtek. Robimy to instynktownie, w zaufaniu do własnych potrzeb, które podpowiadają nam najlepsze rozwiązania.
Mój przyjaciel nazywa to lekcją ziarenka. Ziarenko wie, jak rosnąć, nikt nie musi mu tego tłumaczyć. Nie studiuje praktycznych sposobów pękania i kiełkowania – po prostu jest sobą.
A jeżeli podobnie jest z Adwentem? Może czekanie na Boga, naszego Stwórcę, jest w nas instynktowne i od zawsze wpisane w nasze serce? Może po prostu umiemy to robić. Może potrzebujemy wsłuchać się w siebie i w swoje potrzeby. Może potrzebujemy zaufać sobie, że tacy, jacy i jakie jesteśmy, nadajemy się do Królestwa Niebieskiego. Może, zamiast się zmieniać i naprawiać przez tysiąc adwentowych praktyk i postanowień, wystarczy nam być blisko siebie, posłuchać swojego ciała, swoich emocji i przeżyć.
Trudno jest być z kimś, kto cały czas chce nas naprawiać i zmieniać. Trudno być z Bogiem, dla którego wciąż jesteśmy nie dość dobrzy. Tylko czy Bóg rzeczywiście chce nas naprawiać i zmieniać? Czy to my sami zakładamy, że pewnie On tego chce? Tymczasem jesteśmy jak ziarenka, nikt nas nie musi uczyć, jak być blisko Boga. Mamy to w sobie – wpisane. Instynktownie wiemy, jaki jest nasz styl i sposób czuwania. Warto być blisko siebie, wsłuchać się w swoje pragnienia i potrzeby, może właśnie tam spotkamy przychodzącego Boga.