fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Jemen. Biedni nie mają przyjaciół

My bronimy się przed koronawirusem myjąc ręce, zachowując dystans i pozostając w domach. Te strategie nie trafią w Jemenie na podatny grunt. O czystą, bezpieczną wodę zawsze było trudno. Wewnętrzni uchodźcy nie pozostaną w domach, bo ich po prostu nie mają.
Jemen. Biedni nie mają przyjaciół
ilustr.: Magdalena Kupiec

Dwie pary dżinsowych spodni, takich tuż za kolano. Jedna bluza, trzy koszulki, plastikowe klapki. Zegarek. Zepsuta komórka – bo nie ma pieniędzy, żeby ją naprawić. Pewnie jeszcze jakaś bielizna. Może szczoteczka do zębów. Drobne zmarszczki wokół oczu, bo uśmiecha się często. Chce podzielić się wodą z poznaną właśnie współpasażerką przepełnionego busiku. Ramzi, jeden z mieszkańców Markazi – obozu dla jemeńskich uchodźców w Dżibuti.

Trzysta metalowych kontenerów mieszkalnych podarowanych przez Arabię Saudyjską pod koniec 2018 roku kosztowało sześć i pół miliona dolarów. Tyle, co pięć pocisków najnowszej generacji spadających na Jemen z saudyjskich dział od marca 2015 roku. Pewnie taniej byłoby nie bombardować. Ale przecież tutaj nie chodzi o to, żeby było taniej. I na pewno nie chodzi o ludzkie życie, które dla dwóch głównych stron tego konfliktu najwyraźniej ma niewielką wartość.

Ramzi pochodzi z Taiz. W mieście walczą siły rządowe z bojówkami ruchu Huthi. Snajperzy są wszędzie. Z Taiz bardzo trudno się wydostać – to najsilniej oblężone miasto w oblężonym kraju. Arabia Saudyjska – w odwecie za pocisk wystrzelony w jej stronę – blokuje wszystkie granice Jemenu od listopada 2017 roku.

Konflikt jest złożony, stron jest wiele, a – jak zawsze – największą cenę płacą zwykli ludzie, którzy konfliktów nie chcą i nie są związani z żadną z frakcji.

*

Pamiętam Taiz jako miasto tętniące życiem, pełne studentów i przestronnych kawiarni. Taki świat pokazywał mi Latif, jeden z miejscowych komendantów. Władze Jemenu szczyciły się wówczas wprowadzeniem zakazu noszenia broni długiej w miejscach publicznych. Tymczasem Latif chodził filmowo wręcz uzbrojony we wszystko, co było zakazane, a na skrzyżowaniach policjanci tylko się mu nisko kłaniali.

Na początku nie wiedziałam, jak pytać o mocno kwaśny zapach w bardzo drogim samochodzie. I o mnóstwo pustych plastikowych torebek. Latif nie rozstawał się ze swoją Czarną Damą. I sięgał do niej często. Jedna dłoń na kierownicy, w drugiej plastikowa butelka, tylko w części wypełniona coca-colą. Tak, żeby pozostał ciemny kolor. Skąd reszta zawartości? Chcesz zobaczyć? Latif telefonicznie składa zamówienie. Podjeżdżamy na kolejne rondo. Zatrzymujemy się i podnosimy z krawężnika kilka plastikowych toreb, w jakich sprzedaje się najtańszą wodę. Tak kupujemy alkohol w kraju, w którym oficjalnie alkoholu nie ma, mówi Latif. Uwierz, sprzedają wszyscy. I tu wymienia ambasady krajów z różnych części świata. Przestrzega tylko przed jednym – nigdy w życiu „Dżibuti whisky”, pamiętaj. Tak, jest coś takiego. Śmiercionośny produkt z kraju po drugiej stronie Bramy Łez (Bab al-Mandib), od którego można stracić wzrok. Sięgają po ten trunek ci, którzy w przypadku zatrucia na pewno nie trafią do lekarza, a ich śmierć raczej nie znajdzie się w żadnych statystykach.

*

Dziś na terenie Jemenu są ponad cztery miliony uchodźców wewnętrznych. Ludzie, których domy zbombardowano, najczęściej ruszają w stronę stolicy. Część zdołała osiedlić się gdzieś po drodze. Jednak kolejne fale eskalacji często sprawiają, że ich prowizoryczne domostwa i życie znów są w gruzach. Więc ruszają w dalszą drogę.

Do tych ludzi stara się dotrzeć z pomocą polskie Stowarzyszenie Szkoły dla Pokoju (organizacja pożytku publicznego) wraz ze swoją partnerską organizacją w Jemenie MonaRelief. Koszyk, na który składa się zazwyczaj 25 kg mąki, po 10 kg cukru i ryżu, 2 l oleju, 1 kg mleka w proszku i odrobina czerwonej soczewicy, pozwala ośmiu osobom przeżyć przez miesiąc. „To taki odroczony wyrok śmierci, śmierci z głodu”, mówią wolontariusze Stowarzyszenia.

Za pozwolenie na dystrybucję żywności trzeba płacić. I trzeba czekać. Dwa tysiące ton żywności, przeznaczonej dla ponad stu sześćdziesięciu tysięcy głodujących ludzi w Aslam, zostały zmarnowane – bo nie było zgody na dystrybucję. W mediach społecznościowych pełno jest zdjęć zepsutego, nadpleśniałego ryżu czy zarobaczonej mąki.

Do obozu Markazi weszłam przez główną bramę, legalnie. Wiem, jak łatwo jest wejść nielegalnie. Wiem, jak łatwo wykorzystać frustrację i brak perspektyw. Słońce w pionie. Zero cienia. Zero Internetu. Zero kontaktu z rodziną, która została w Jemenie. Czym wypełnić dzień? A który to właściwie dzień, miesiąc, rok? Obozy uchodźców czy duże skupiska osób przesiedlonych to najlepsze miejsca do rekrutacji. Każda obietnica pada na podatny grunt.

Fatik Al-Rodaini (założyciel MonaRelief) i Ahmad Algohbary (założyciel HopeRelief) są dziennikarzami. Obaj w pewnym momencie zdecydowali, że nie wystarczy samo pisanie o wojnie. Trzeba organizować pomoc, choćby na niewielką skalę, bo teraz liczy się każde uratowane ludzkie życie. Obie organizacje są wspierane przez polskie Stowarzyszenie Szkoły dla Pokoju. Ahmad swoim własnym samochodem wozi skrajnie wycieńczone głodem dzieci do specjalnej kliniki w Aslam. Wie, ile ryzykuje, ale powtarza, że to najlepsze, co może teraz zrobić.

Gdy w połowie grudnia Fatik zniknął z mediów społecznościowych i nie odbierał wiadomości, było jasne, że coś musiało się stać. Jego najstarszy syn Muhammad, który często pomagał ojcu w dystrybucji żywności, zginął od strzału w głowę tuż obok domu. „Nie, nie szukaliśmy innych organizacji. Wiedzieliśmy, że musimy dać Fatikowi czas”, mówią wolontariusze Stowarzyszenia. Okazało się, że Fatik potrzebował czasu, by choć trochę wydobyć się z traumy po stracie syna. W zeszłym tygodniu, po dwumiesięcznej przerwie, kolejne pięćdziesiąt rodzin odebrało w Sanie pomoc żywnościową za pieniądze zebrane przez Szkoły dla Pokoju. Ale Jemen takich ludzi potrzebuje i potrzebować będzie jeszcze bardziej. Ludzi wykształconych, znających języki obce. Ludzi, którzy jeszcze mają siłę, bo kraj trzeba będzie odbudować. W Markazi przebywa około dwóch tysięcy osób. To całe spektrum postaw i zachowań. Są ludzie pogrążeni w beznadziei i apatii. Są tacy, którzy nie przestają próbować. Małżeństwo z Adenu – lekarka i inżynier od aparatury medycznej: on prowadzi malutki sklepik na terenie obozu, ona stara się pomagać ludziom. Ramzi też chce zarabiać. Zwrócił się do administracji o trzy miksery, minilodówkę i panel fotowoltaiczny. Bo słońca w Dżibuti jest pod dostatkiem przez cały rok. Ramzi kolejny miesiąc czeka na odpowiedź. Ale czekając, potrafi sobie wypełnić dzień – żeby nie zwariować.

Ahmad, młody farmaceuta też z Taiz, już po kilku dniach w Markazi widzi, że to miejsce nie dla niego. Uzbrojony w CV i kopie dyplomów wyrusza do stolicy, żeby tam znaleźć pracę. Tyle że w Dżibuti bezrobocie jest bardzo wysokie i o pracę naprawdę trudno. W Taiz została żona w siódmym miesiącu ciąży i półtoraroczna córeczka. Morska podróż do Dżibuti na przepełnionej łodzi na pewno nie jest dla nich. W linii prostej Taiz od Markazi dzieli 100 kilometrów, a w najwęższym miejscu cieśnina Bab al-Mandib (Brama Łez) mierzy około 35 kilometrów. Ale to tylko na mapie wydaje się proste.

Ahmad chce znaleźć pracę i sprowadzić rodzinę. Po dwóch miesiącach widzi, że jest to coraz mniej prawdopodobne. Powoli oswaja się z myślą o powrocie, na który dziś i tak nie ma szans, bo granice są zamknięte. Ramzi o powrocie nawet nie chce myśleć. „Boję się o swoje życie, rozumiesz?”, powtarza często. Pracował w restauracjach, w fabryce ciastek w Hudajdzie, na budowie w Sanie. Dobrze mówi po angielsku. Nie chce i nie oczekuje niczego za darmo. Tylko nie chce zginąć tak, jak zginął jego siostrzeniec. „A głodne patriotyczne kawałki, że kraj mnie potrzebuje, możesz zostawić dla siebie” – czytam między wierszami.

Wojna w Jemenie – moralnie zbankrutowana i strategicznie przeciwskuteczna, jak określił ją niedawno korespondent „The Independent” Borzou Daraghi – dwudziestego szóstego marca weszła w szósty rok. Bardzo łatwo ją zakończyć, wystarczy przestać sprzedawać broń. Gdy rozpoczynała się w marcu 2015 roku, ludzie powtarzali, że potrwa najwyżej dwa tygodnie, no może dwa miesiące. Bo przecież świat się o nas upomni. Bo przecież mamy przyjaciół. Dziś niestety widać jak na dłoni, że biedni nie mają przyjaciół.

„Patrzą na ciebie i twój paszport jak na zarazę? Martwisz się o swoich bliskich? Wiesz, że nie masz szans na pomoc medyczną? Wiesz, że w każdej chwili możesz zginąć? Witamy w klubie. My tak żyjemy od pięciu lat” – niektórzy w Jemenie jeszcze mają siłę żartować.

*

Pięć lat temu, 25 marca 2015 roku, koalicja pod wodzą Arabii Saudyjskiej rozpoczęła bombardowanie Jemenu w ramach operacji Decisive Storm. Dziś 24 miliony ludzi (80 procent populacji) potrzebują pilnie pomocy humanitarnej. Więcej niż 30 procent z ponad dwudziestu tysięcy nalotów ostatnich pięciu lat dotyczyło celów cywilnych. Koc nie chroni przed bombami – ale dzieci nadal chowają się, gdy słyszą nad głowami bombowce. Ta trauma pozostanie.

My bronimy się przed koronawirusem, myjąc ręce, zachowując dystans i pozostając w domach. Te wezwania nie trafią w Jemenie na podatny grunt. O czystą, bezpieczną wodę zawsze było trudno. Wewnętrzni uchodźcy nie pozostaną w domach, bo ich po prostu nie mają. Jemen pozostawiony sam sobie w obliczu pandemii kolejnej katastrofy może nie udźwignąć. W kwietniu 2018 roku Sekretarz Generalny ONZ António Guterres nazwał sytuację w Jemenie największą katastrofą humanitarną świata. Dziś – w obliczu jednego wspólnego niewidzialnego wroga – wzywa do całkowitego zawieszenia broni. W Jemenie rebelianci Huthi kontynuują ofensywę. Koalicja pod wodzą Arabii Saudyjskiej nie przestaje bombardować. Giną kolejni ludzie, kolejne ofiary ignorowanej wojny.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×