fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Malste: Jedna szkoła dla wszystkich

Fiński program nauczania nie dyktuje nauczycielom metod ani nawet treści nauczania. Wskazuje pewne cele, do których nauczyciele powinni prowadzić swoich uczniów, ale jaką drogą będą ich prowadzić – to zależy od nich.
Malste: Jedna szkoła dla wszystkich
ilustr.: Anna Libera

Z Tiiną Malste rozmawia Misza Tomaszewski.

Fińska szkoła uchodzi za wzór dla innych systemów oświaty mniej więcej od czasu publikacji raportu z pierwszego badania Programme for International Student Assessment (PISA) w 2001 roku. Wygląda jednak na to, że fińscy nauczyciele mają coraz większe powody do zmartwienia…

Dlaczego?

Rezultaty osiągane przez waszych piętnastolatków, choć wciąż bardzo dobre, systematycznie pogarszają się we wszystkich trzech badanych przez PISA obszarach: czytaniu, matematyce i naukach przyrodniczych.

Prawdę mówiąc, międzynarodowe rankingi nie odgrywają dużej roli w życiu fińskich nauczycieli. Gdyby zapytał pan pierwszego lepszego nauczyciela o to, jak wypadamy w badaniu PISA, to wątpię, żeby potrafił na to pytanie odpowiedzieć.

To ciekawe, bo sukces polskich nastolatków w ostatniej edycji tego badania na jakiś czas zdominował przekaz mediów głównego nurtu. Chwaliło się nim Ministerstwo Edukacji Narodowej, dyskutowali o nim eksperci.

W Finlandii rozumiemy, że umiejętności mierzone przez PISA niekoniecznie muszą się pokrywać z celami stawianymi przez nasze programy nauczania. Jesteśmy oczywiście zainteresowani braniem udziału w międzynarodowych badaniach, ale uważamy, że nasza edukacja jest przede wszystkim naszą sprawą. Dlatego korzystamy także z wewnętrznego systemu monitorowania postępów naszych uczniów i uczennic. Nie jest to jednak standaryzowany test, który służyłby do porównywania szkół lub jednostek.

Nie zmienia to faktu, że bardzo martwi nas pogłębiające się rozwarstwienie edukacyjne. Z raportu PISA 2018 wynika, że liczba uczniów osiągających najwyższe wyniki nie maleje, rośnie natomiast liczba uczniów najsłabszych. Dotyczy to przede wszystkim chłopców. Fińskie dziewczęta zawsze wypadały lepiej od swoich rówieśników, podobnie jak dzieje się to wszędzie indziej na świecie, ale wyniki chłopców są jeszcze gorsze niż dotychczas.

Dlaczego tak się dzieje?

Powodów jest przynajmniej kilka. Tradycyjne metody nauczania, które często sprowadzają się do wymagającej skupienia pracy indywidualnej, faworyzują raczej dziewczynki niż chłopców. Dziewczęta lepiej radzą sobie na przykład z czytaniem, które odgrywa kluczową rolę w procesie przyswajania wiedzy z zakresu nauk przyrodniczych. Młodzi ludzie w ogóle czytają mniej niż kiedyś, ale tendencja spadkowa jest wyraźniejsza wśród chłopców. Poza tym wydaje się, że dziewczynki wyraźniej dostrzegają związek między pracą, którą wykonują dzisiaj, a korzyściami, które odniosą z jej tytułu w przyszłości. Chłopcy natomiast rzadziej czują przynależność do społeczności szkolnej, a częściej doświadczają w szkołach bullyingu.

W rozmowach z fińskimi nauczycielami wielokrotnie słyszałem, że w Finlandii „edukacja nie jest kwestią polityczną”. Jak to możliwe, że system oświaty, który został zbudowany na zasadach równości i sprawiedliwości społecznej, nie jest kontestowany ani przez liberałów, ani przez konserwatystów?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy się cofnąć do lat 60., kiedy pojawiła się inicjatywa stworzenia powszechnego systemu edukacji, w ramach którego funkcjonujemy do dzisiaj. Wtedy toczył się wokół tego pomysłu zażarty spór polityczny. Prawica była mu przeciwna, bo umieszczenie uczniów i uczennic pochodzących z różnych klas społecznych w tej samej szkole nie mieściło się jej liderom w głowach. Czy dzieci z rodzin rolniczych i robotniczych mogą uczyć się razem z dziećmi z klasy średniej? Dzisiaj wydaje się to oczywiste, ale wtedy obowiązkowa i bezpłatna edukacja obejmowała tylko sześć klas. Na to, żeby ją kontynuować, pozwolić sobie mogli jedynie nieliczni. Ostatecznie politycy różnych opcji przy dużym poparciu społecznym zgodzili się, że sytuacja dojrzała do zmiany. Było to zresztą częścią szerszego projektu budowy fińskiego państwa dobrobytu. I tak na początku lat 70. peruskoulu, czyli dziewięcioletnia szkoła powszechna, pojawiła się na odległej północy kraju, a po kilku latach dotarła także na południe. Od tamtego czasu minęło już prawie pięćdziesiąt lat, a my wciąż trzymamy się tamtych założeń i chyba dobrze nam to wychodzi.

Fińscy nauczyciele są profesjonalistami kształconymi według standardów akademickich.

Na początku tego długiego procesu minister edukacji pełnił jedną z najważniejszych funkcji w fińskim rządzie. Zazwyczaj nominowano na to stanowisko liderów partii politycznych, żeby podkreślić, jak ważna jest oświata dla naszego niewielkiego narodu. Do dzisiaj uważamy ją za dobro wspólne, które powinno być dostępne dla każdego.

W latach 80. i 90. na świecie zapanowała moda na reformowanie systemów oświaty poprzez wprowadzanie do nich mechanizmów rynkowych: konkurencji między szkołami, standaryzacji programów nauczania, rozliczania nauczycieli z wyników osiąganych przez ich uczniów… Fiński ekspert od edukacji, Pasi Sahlberg, nazwał ją „GERM”, czyli Global Education Reform Movement. Jak udało się wam uniknąć zarażenia się tą zaraźliwą modą?

Zacznijmy od tego, że choć za zarządzanie naszym systemem oświaty odpowiada minister, to wszelkie działania operacyjne podejmują w jego imieniu eksperci zatrudnieni w całkowicie apolitycznej instytucji, jaką jest Fińska Narodowa Agencja do spraw Edukacji. To oni opracowują na przykład programy nauczania. Uważamy, że szkoła jest zbyt ważnym miejscem, by pozostawić decydowanie o niej wyłącznie politykom.

Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy tworzyliśmy koncepcję jednej szkoły dla wszystkich, kształceniem fińskich nauczycieli zaczęły się zajmować uniwersytety. Od pięćdziesięciu lat przygotowujemy ich do wykonywania zawodu na poziomie akademickim i na podstawie badań naukowych. Dzięki temu są wysoko wykwalifikowanymi specjalistami, a ich praca cieszy się szacunkiem. Myślę, że także dzięki temu nasza szkoła nie poddaje się zewnętrznym wpływom, a my jesteśmy w stanie utrzymać system edukacji oparty na równości.

W Polsce wszyscy staliśmy się zakładnikami mechanizmów rynkowych: uczniowie, rodzice, nauczyciele, dyrektorzy… O naszej szkole wiele mówi to, że ważnym punktem odniesienia dla wszystkich aktorów sytuacji edukacyjnej jest ranking liceów publikowany corocznie w prywatnym miesięczniku.

U nas również publikuje się takie rankingi, ale mało kto zwraca na nie uwagę.

Jak to możliwe?

Do niedawna rankingi były konstruowane wyłącznie na podstawie wyników matury, która jest jedynym standaryzowanym testem w doświadczeniu edukacyjnym naszych uczniów i uczennic. Dane te świadczyły o istnieniu pewnych różnic pomiędzy szkołami, ale trzeba pamiętać, że najlepsze wyniki uzyskiwały zazwyczaj szkoły, do których trafiali najlepsi uczniowie. Bardzo możliwe, że szkoły, do których trafiali uczniowie słabsi, radziły sobie lepiej, bo to ich uczniowie robili większe postępy. Tego jednak nie sposób było z takiego rankingu wyczytać. Najnowsze rankingi uwzględniają już tak zwaną edukacyjną wartość dodaną, czyli wkład danej szkoły w wyniki egzaminacyjne, które uzyskują jej uczniowie i uczennice.

W polskiej szkole osiągnięcie wysokiej pozycji rankingowej jest sprawą kluczową, bo od tego zależy kolejny nabór. Jeśli przyjrzeć się szkole fińskiej, można odnieść wrażenie, że motywacja ma w niej charakter czysto wewnętrzny: brak inspekcji szkół, brak zewnętrznego zbierania danych, brak rozliczania nauczycieli z wyników ich uczniów… Co motywuje was do pracy?

Wierzymy, że motywowanie ludzi do rozwoju uda się tylko wtedy, kiedy poczują, że mają autentyczny wpływ na swoje działania. W przeciwnym razie skończy się to dla nich spadkiem poczucia odpowiedzialności. Dotyczy to uczniów, ale także nauczycieli i dyrektorów. To zresztą dzieje się naprawdę w wielu systemach edukacji: uczniowie i nauczyciele są non stop kontrolowani i oceniani, a w efekcie ich motywacja staje się coraz słabsza. Tymczasem nam zależy na tym, żeby jedni i drudzy czuli się właścicielami tego, co robią. Wewnętrzna motywacja jest więc bardzo silnie związana z autonomią szkół i nauczycieli.

Na czym właściwie ta autonomia polega?

Fiński program nauczania nie dyktuje nauczycielom metod ani nawet treści nauczania. Wskazuje pewne cele, do których nauczyciele powinni prowadzić swoich uczniów, ale jaką drogą będą ich prowadzić – to zależy przede wszystkim od nich.

Czy tak duża swoboda nie jest zarazem dużym obciążeniem?

Jedną z kluczowych kompetencji w programie kształcenia fińskich nauczycieli jest zdolność do refleksji. Nie chodzi o to, żeby ktoś przychodził z zewnątrz i oceniał moją pracę. Sama muszę umieć to zrobić, a następnie na tej podstawie wyznaczyć sobie cele rozwojowe. Spotykamy się oczywiście na rozmowach ewaluacyjnych z naszymi przełożonymi, ale dzieje się to nie częściej niż dwa lub trzy razy w roku. Najważniejsze pytanie, które usłyszymy w trakcie takiej rozmowy, brzmi: „Jak mogę ci pomóc w byciu lepszym nauczycielem?”.

W szkole, w której pracuję, autonomia nauczycieli jest zarazem czynnikiem utrudniającym naszą współpracę. Mój kolega nazwał nas kiedyś „spółdzielnią mistrzów”. Jak godzicie te dwie wartości w swoich szkołach?

Odświeżałam sobie ostatnio znaczenie angielskiego słowa autonomous i bardzo mi się spodobało to, co znalazłam: „działający bez nadzoru”. To bardzo dobrze oddaje rzeczywistość pracy fińskich nauczycieli. Program nauczania skłania ich do współdziałania. Tradycyjnie pracowaliśmy samodzielnie, za zamkniętymi drzwiami swoich sal lekcyjnych. Od dłuższego czasu staramy się jednak te drzwi otwierać, by pozwolić uczniom i uczennicom wychodzić na zewnątrz, a innym nauczycielom wchodzić do środka. Grupowe nauczanie i grupowe ocenianie stały się podstawą, bez której nie da się zrealizować programu.

Co to w praktyce oznacza?

Chodzi o tak zwane phenomenon-based learning. Bierzemy jakieś zagadnienie, niech będzie to na przykład środowisko naturalne. Następnie robimy tygodniowy projekt, w trakcie którego przyglądamy się temu zagadnieniu z perspektywy różnych przedmiotów. Może jednak być i tak, że nauczycielka biologii przyjdzie do nauczyciela francuskiego i powie: „Siódma klasa będzie się teraz uczyła o środowisku naturalnym. Czy możesz z nimi o tym podyskutować na swoich lekcjach?”. Później razem zwrócą się do nauczycieli plastyki, historii, chemii… Tak to wygląda w praktyce. To właśnie mam na myśli, kiedy mówię o autonomii nauczyciela. Program nie wymaga uczenia się o środowisku naturalnym w określonym momencie. Można to zrobić w październiku i w maju. Oczywiście tematy na lekcjach matematyki muszą być omawiane w określonej kolejności, ale elastyczność programu jest duża.

ilustr.: Anna Libera

ilustr.: Anna Libera

Zawód nauczyciela wiąże się w Finlandii z dużym prestiżem. Jak to możliwe, że wasze dzieci marzą o byciu nauczycielami? Czy zarabiacie aż tak dobrze?

Pieniądze nie mają tu nic do rzeczy. Zarabiamy w okolicach średniej krajowej, a jeżeli wziąć pod uwagę poziom naszego wykształcenia – niemal wszyscy jesteśmy absolwentami studiów wyższych – to okaże się, że nauczyciel to najgorzej płatny zawód w Finlandii!

Fińska średnia krajowa do najniższych nie należy…

To prawda. Tylko co trzeci spośród fińskich nauczycieli uważa jednak, że podwyżki płac w sektorze edukacji powinny być priorytetem budżetowym. Dla porównania: podobnego zdania jest połowa nauczycieli hiszpańskich i holenderskich oraz ponad dwie trzecie nauczycieli amerykańskich, a wszyscy oni zarabiają relatywnie lepiej od nas.

Jeśli to nie perspektywa wysokich zarobków skłania do podjęcia decyzji o zostaniu nauczycielem, to co na nią wpływa?

Fińscy nauczyciele są profesjonalistami kształconymi według standardów akademickich. Pierwsze oficjalne programy kształcenia ruszyły ponad 150 lat temu. W trudnym okresie początków naszego państwa i później, w czasie drugiej wojny światowej, nazywano nauczycieli „światłem narodu”. To oni stanowili gwarancję kulturowej ciągłości społeczeństwa. Prestiż naszego zawodu ma więc uzasadnienie w naszej historii.

Nasza historia jest dość podobna. Polska tożsamość kulturowa, podobnie jak tożsamość fińska, kształtowała się pod nieobecność państwowości, a nauczyciele odegrali w tym procesie ważną rolę. Prestiż naszego zawodu był wysoki w okresie międzywojennym, ale wraz z upowszechnieniem edukacji w drugiej połowie XX wieku zaczął systematycznie maleć. W tym miejscu drogi naszych szkół się rozchodzą… Dlaczego tak się stało?

Tego nie wiem, bo w grę wchodzi zbyt wiele różnych czynników. Wiem natomiast, że prestiż zawodowy fińskich nauczycieli daje się przynajmniej częściowo wytłumaczyć tym, że w latach 60. ich kształcenie zostało przeniesione z seminariów nauczycielskich na uniwersytety. Status ekspertów i ekspertek, który w ten sposób uzyskali, jest nie do przecenienia.

Zanim zostałem nauczycielem, musiałem zrobić kurs pedagogiczny w ramach moich studiów. Nie czuję, żebym wiele się wtedy dowiedział. Czego muszą się nauczyć fińscy nauczyciele, zanim podejmą pracę w zawodzie?

Żeby zostać nauczycielem w Finlandii, nie wystarczy mieć dyplom magistra. Nauczyciele i nauczycielki szkół podstawowych muszą ukończyć pięcioletnie studia nauczycielskie, a ich koledzy i koleżanki, którzy uczą w liceach, muszą zrobić uzupełniające kursy z dydaktyki swoich przedmiotów. W ramach tych kursów odbywają także praktyki nauczycielskie, i to nie w pierwszych lepszych szkołach, lecz w specjalnie do tego przystosowanych placówkach współpracujących z uniwersytetami. Uczęszczają do nich zwykli uczniowie, ale nauczyciele, którzy nadzorują praktyki pedagogiczne, są na te stanowiska specjalnie wybierani. Praktyki odbywają się równolegle do zajęć teoretycznych, żeby zdobyte w ich trakcie doświadczenie można było na bieżąco konfrontować z refleksją o charakterze naukowym.

No właśnie, co to znaczy, że kształcenie fińskich nauczycieli, a później także ich praca, związane są z badaniami naukowymi?

Wszystko, czego przyszli nauczyciele uczą się na uniwersytetach, musi mieć oparcie w wiedzy naukowej. To jasne, tak jest na wszystkich kierunkach. Gdyby jednak satysfakcjonowało nas powielanie tego, co zostało zapisane w programach nauczania, nie potrzebowalibyśmy do tego zaawansowanych studiów. Wystarczyliby nam sprawni technicy. Nam jednak zależy na nauczycielach, którzy potrafią dobierać treści i metody kształcenia adekwatnie do potrzeb swoich wychowanków. Potrzebujemy profesjonalistów, którzy wykorzystują umiejętności badawcze w praktyce nauczycielskiej. Nauczyciele są najbliżej tego, co dzieje się w szkole, i to oni w najbardziej bezpośredni sposób oceniają działanie systemu edukacji. W swojej codziennej pracy mogą być badaczami i nie udostępniać nikomu swoich obserwacji. Ale mogą też na tej podstawie pisać doktoraty, i nierzadko to się zresztą dzieje.

Najważniejszym narzędziem dla nauczyciela jest jego autonomia w podejmowaniu decyzji. Do tego zaś, żeby dobrze swoją autonomię wykorzystać, potrzebny jest umysł badacza.

Kto jest przyjmowany na studia nauczycielskie? Mówi się, że tylko 10 do 15 procent najlepszych absolwentów szkół średnich ma na to szansę.

Podstawowym celem rekrutacji jest rozpoznanie motywacji kandydatów oraz ich nastawienia. Te dwa czynniki grają większą rolę niż wyniki w nauce. Kiedy zaczynałam studia pod koniec lat 80., najchętniej przyjmowano pilne dziewczęta z najlepszymi ocenami z egzaminu maturalnego. Teraz jest zupełnie inaczej. Wśród przyjętych na studia nauczycielskie są osoby z bardzo różnymi wynikami. Przyjmuje się nawet kandydatów z wynikami słabymi, o ile ich motywacja i nastawienie są przekonujące.

Jak wygląda proces rekrutacji?

Pierwszy etap jest wspólny dla kierunków pedagogicznych na wszystkich fińskich uniwersytetach. Przed egzaminem kandydaci czytają kilka wybranych artykułów naukowych, a następnie na ich podstawie rozwiązują test. Jego celem jest sprawdzenie stopnia zrozumienia tych artykułów oraz umiejętności praktycznego wykorzystania zawartych w nich informacji. Wcześniejsze wyniki w nauce w ogóle nie są na tym etapie brane pod uwagę.

Do drugiej części egzaminu przechodzą osoby, które najlepiej wypadły w części pierwszej. Najczęściej przyjmuje ona postać rozmowy indywidualnej lub grupowej, zadań zespołowych albo testu psychologicznego. W ten sposób rozpoznaje się motywacje kandydatów. Niekiedy bierze się pod uwagę wynik egzaminu maturalnego z języka fińskiego, bo w świetle badań naukowych stanowi on dobry prognostyk przyszłego sukcesu akademickiego. Kompetencje językowe są ważnym narzędziem w procesie uczenia się i uczenia innych, ale nawet w tym przypadku nie wszystkie uniwersytety są zainteresowane oceną maturalną.

Jak młodzi Finowie tłumaczą swoją chęć bycia nauczycielami?

Typowa odpowiedź na to pytanie brzmi: „Chcę być nauczycielem lub nauczycielką, bo dzięki temu mogę mieć wpływ na przyszłość swojego kraju i na przyszłość świata w ogóle”. Do tego dochodzi autentyczne zainteresowanie pracą z młodymi ludźmi. Jest wreszcie powód trzeci: świadczenia przysługujące nauczycielom i perspektywa stabilnego zatrudnienia. W Finlandii nie ma czegoś takiego jak bezrobocie nauczycieli. Proces rekrutacji do zawodu jest bardzo konkurencyjny, ale osoby, które pomyślnie go przejdą, mogą czuć się bezpieczne.

Skoro mówimy o bezpieczeństwie socjalnym… Jaką rolę w życiu fińskich nauczycieli i nauczycielek pełnią związki zawodowe?

Ponad 90 procent nauczycieli i dyrektorów należy do tego samego związku zawodowego pracowników sektora edukacji – OAJ. Jesteśmy więc jedną z najbardziej zjednoczonych grup zawodowych w Finlandii! To OAJ stoi na straży naszych przywilejów i świadczeń.

Jakie to przywileje?

Po zakończeniu lekcji i odbyciu obowiązkowych spotkań resztę pracy możemy zabierać ze sobą do domu. Nikogo nie interesuje, gdzie przygotowujemy się do zajęć albo gdzie sprawdzamy prace naszych uczniów i uczennic. Mamy też najdłuższe wakacje.

To samo mógłbym powiedzieć o polskich nauczycielach, co wcale nie znaczy, że są oni jakoś szczególnie uprzywilejowaną grupą zawodową…

Zawód nauczycielski jest w Finlandii zawodem gwarantującym stabilność. Po ukończeniu kilkumiesięcznego okresu próbnego nauczyciele nie muszą obawiać się utraty pracy, chyba że popełnią przestępstwo. Nawet w przypadku powtarzających się uchybień gminy, które ich zatrudniają, są zobowiązane do znalezienia dla nich innej funkcji. No właśnie: nauczycieli zatrudniają nie szkoły, lecz gminy. To one odpowiadają za zapewnienie im godnych warunków pracy. Jeśli na przykład z jakichś powodów ich kontrakt przewiduje podział etatu między dwie lub trzy szkoły, co zdarza się sporadycznie na przykład w przypadku nauczycieli języków obcych, to czas przejazdów jest wliczony w czas ich pracy. Nauczyciele nie muszą ciułać godzin w różnych szkołach, bo dbają o to urzędnicy. Zawód nauczyciela wiąże się w Finlandii z licznymi korzyściami, a młodzi ludzie dobrze o tym wiedzą.

A jednak w ostatnich latach słyszy się o tym, że jego prestiż, do niedawna porównywalny tylko z prestiżem zawodu fińskiego lekarza, maleje. Spada również liczba kandydatów na studia nauczycielskie. Co się dzieje?

Na pewno wpływa na to coraz większy zakres obowiązków, w tym rosnąca liczba zadań niezwiązanych z uczeniem. Wielu nauczycieli deklaruje, że gdyby mieli skupić się wyłącznie na uczeniu, to byłaby to dla nich praca marzeń. Tymczasem wraz z pogarszającą się sytuacją ekonomiczną do naszych szkół trafia coraz liczniejsza grupa uczniów i uczennic o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Praca z nimi jest znacznie bardziej wymagająca.

Kiedy odwiedzałem fińskie szkoły, zwróciło moją uwagę, że niemal w każdej z nich była infrastruktura przygotowana z myślą o takich osobach, na przykład sale lekcyjne zaprojektowane dla dzieci o większych potrzebach ruchowych albo przestrzenie do pracy w małych grupach. Czy to rodzaj manifestu wartości?

Można tak powiedzieć. W Finlandii wyznajemy zasadę, że każde dziecko ma prawo do nauki w szkole powszechnej. Jeśli szkoła z jakiegoś powodu nie jest w stanie zapewnić uczniowi niezbędnego wsparcia, to zaczynamy szukać pomocy gdzie indziej, w pełnym lub w niepełnym wymiarze godzin. Stawiamy na wczesną interwencję, bo im wcześniej rozpozna się takie szczególne potrzeby, tym szybciej można na nie odpowiedzieć i obserwować efekty. Decyzję o uruchomieniu dodatkowego wsparcia – czy jest to wsparcie podstawowe, intensywne, czy specjalistyczne – podejmuje interdyscyplinarny zespół ekspertów. To złożony system, w ramach którego dostosowuje się sposób postępowania do indywidualnej sytuacji. Uznanie kogoś za ucznia lub uczennicę o specjalnych potrzebach nie oznacza jednak, że on lub ona nie może się uczyć w zwykłej klasie. Niemal w każdej klasie mamy teraz osoby ze stwierdzonym zapotrzebowaniem na wsparcie intensywne lub specjalistyczne.

W Finlandii wyznajemy zasadę, że każde dziecko ma prawo do nauki w szkole powszechnej.

Co wiąże się ze stawianiem dodatkowych wyzwań przed nauczycielami.

Nie da się ukryć. Jest to jednak kwestia równości i sprawiedliwości, w które tak głęboko wierzymy. Naszym zadaniem nie jest izolowanie uczniów i uczennic o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Przeciwnie, o ile to tylko możliwe, powinniśmy włączać ich do społeczności szkolnej. Przecież po skończeniu szkoły nie będą oni żyli poza społeczeństwem. Dlatego również w szkołach powinni mieć możliwość uczenia się razem z innymi.

O ile badanie PISA dotyczy przede wszystkim uczniów, o tyle prowadzone równolegle do niego badanie Teaching and Learning International Survey (TALIS) dostarcza cennych informacji na temat nauczycieli. Raport z badania TALIS 2015 mógł zaniepokoić fińskich ekspertów, bo wynikało z niego, że wasi nauczyciele czują się nieprzygotowani do pracy we współczesnych szkołach.

Tak się składa, że mam przed sobą raport z badania TALIS 2018. Wynika z niego, że poziom satysfakcji zawodowej wśród fińskich nauczycieli, w porównaniu z nauczycielami z 48 innych państw, jest nadal wysoki. Gdyby mogli jeszcze raz wybrać swój zawód, nie zmieniliby swojej decyzji. To bardzo budujący komunikat. Wydaje się, że pozytywne aspekty pracy nauczycieli wciąż przeważają w ich świadomości nad negatywnymi, mimo że takie również istnieją.

Na przykład?

Jednym z największych wyzwań w Finlandii jest to, jak często nauczyciele muszą podczas lekcji interweniować w związku z zachowaniem uczniów. W naszych szkołach obserwuje się przypadki zastraszania, znęcania, przemocy psychicznej. Drugim wyzwaniem jest mentoring. Fińscy nauczyciele i dyrektorzy twierdzą, że proces mentorski dla nowych nauczycieli jest rzeczą bardzo ważną, ale tylko 20 procent szkół prowadziło takie programy.

A co udaje się wam najlepiej?

Kiedy przeglądałam wyniki badania PISA 2018, w oczy rzuciła mi się niepokojąca zależność pomiędzy zadowoleniem z życia uczniów i uczennic a ich wynikami w nauce. Im lepsze są wyniki, tym zazwyczaj mniejsza jest satysfakcja. Uczniowie w państwach przodujących w rankingach PISA, takich jak Korea czy Singapur, są najmniej szczęśliwi. I na odwrót: uczniowie są najszczęśliwsi tam, gdzie wyniki są najsłabsze. Dlaczego o tym mówię? Bo Finlandia jest na pierwszym miejscu, jeżeli chodzi o stosunek wyników do poziomu szczęśliwości uczniów. I to jest chyba jedna z zalet naszego systemu edukacji: największą wartość ma dla nas dobrostan uczniów. Wyniki są dopiero na drugim miejscu.

Tłumaczenie z języka angielskiego: Irena Moszyńska.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×