Jak żyć w sieci i nie zwariować? „Cyfrowy minimalizm” Cala Newporta
Artykuł przedrukowany ze strony Klubu Jagiellońskiego. Lead od redakcji Magazynu Kontakt.
***
Internet uzależnia. Media społecznościowe, filmiki i seriale, czytanie kolejnych stron na Wikipedii pożerają nam coraz więcej czasu i właściwie zlikwidowały nudę. Coraz mocniej zdajemy sobie sprawę z powagi sytuacji. Cal Newport pisze o potrzebie stworzenia kodeksu korzystania z sieci, dzięki któremu będziemy potrafili ustrzec się przed największymi wadami strefy online. Proponuje zarys takiej wizji w wydaniu radykalnym. To tytułowy cyfrowy minimalizm.
Ostatnia dekada to czas radykalnych zmian. Jeszcze dziesięć lat temu korzystaliśmy z internetu wyłącznie przy biurku, dziś właściwie nie przestajemy go używać. Niewygodny kabel został zastąpiony przez wszechobecne WiFi. Medium służącym do internetowej komunikacji jest już nie tylko stojący w dużym pokoju komputer stacjonarny lub służbowy laptop. Stał się nim telefon, telewizor w wersji smart, odkurzacz, lodówka, tablet kosztujący niewiele więcej niż para butów.
Jadąc tramwajem do pracy, nie zatrzymujemy już wzroku na szyldach szpecących nasze miasta, nie liczymy przystanków do zakończenia podróży i nie oglądamy bez końca tych samych niskobudżetowych reklam wyświetlanych nad naszymi głowami. Nuda zniknęła z naszego życia, i to nie tylko w komunikacji miejskiej. W dowolnym momencie możemy uchylić drzwi do internetowych bram. Zawsze jest przy nas któreś z narzędzi, które pozwalają zabić czas. Kompulsywnie „scrollujemy” niekończące się strony z memami, przeglądamy portale newsowe, marnujemy godziny w mediach społecznościowych. Sieć dostarcza nam kolejne odcinki seriali, pozwala słuchać muzyki na Spotify czy osiągnąć nowy poziom w którejś ze smartfonowych gier.
Przez długi czas uznawaliśmy rosnącą popularność internetu wyłącznie za oznakę postępu. Kiedy w 2011 roku wybuchła arabska wiosna, skuteczność masowej mobilizacji protestujących przypisywano Twitterowi (choć w dużej mierze niesłusznie, większość z nich dowiadywała się o zgromadzeniach w inny sposób). Niezależnie od tego, czy chodziliśmy do jednego z prestiżowych warszawskich liceów, czy do podrzędnego technikum na prowincji, mieliśmy taką samą możliwość śledzenia liderów debaty publicznej, a nawet wchodzenia z nimi w interakcje. Powstały platformy e-learningowe, takie jak MIT OpenCourseWare, dzięki którym mogliśmy brać udział w kursach najlepszych naukowców na świecie. Edukacja, komunikacja z bliskimi i społeczeństwem, efektywność pracy, szybkie znajdywanie informacji, demokratyzacja debaty publicznej – przez lata podkreślaliśmy wyłącznie pozytywne strony technologicznej rewolucji.
Jednak coraz częściej dostrzegamy szkodliwe konsekwencje inwazji internetu. Zbyt częste lub długotrwałe korzystanie z sieci negatywnie wpływa na naszą psychikę oraz relacje interpersonalne. Amerykańska naukowiec Jean Twenge w magazynie „The Atlantic” opisuje badania, jakie przeprowadziła na współczesnych nastolatkach, a wiec pierwszym pokoleniu, które co do zasady wychowywało się ze smartfonem w dłoni. Od 2011 roku odsetek depresji oraz prób samobójczych wśród młodzieży rośnie w zastraszającym tempie. Odsetek osób kończących szkołę średnią, które w swoim życiu randkowały z przynajmniej jedną osobą, spadł z poziomu około 85 procent w poprzednich generacjach do zaledwie 56 procent w 2015 roku. Ma to też skutki pozytywne – do poziomu najniższego w historii spadła liczba ciąż wśród nastolatków (która swój szczyt osiągnęła w 1991).
Według Twenge spędzanie większej ilości czasu przed ekranem jest skorelowane ze spadkiem zadowolenia z życia. Nie znamy jednak prawdziwej relacji przyczynowo-skutkowej będącej źródłem zapaści zdrowa psychicznego wśród nastolatków. Nie wiemy, czy problem leży w antyspołecznej naturze technologii, czy może technologia zastępuje inne aktywności dzieci z rodzin o mniejszym kapitale społecznym. Wreszcie problem z technologią może jedynie pośrednio dotyczyć młodzieży – prawdopodobna wydaje się hipoteza, że przyklejeni do ekranu rodzice nie poświęcają wystarczającej uwagi swoim dojrzewającym dzieciom.
Wyniki badań amerykańskich naukowców opisane alarmistycznym tonem oczywiście przyciągają uwagę, jednak czy rzeczywiście są w stanie nami wstrząsnąć? Nie sądzę. Gdybyśmy naprawdę słuchali amerykańskich naukowców, mniej więcej dwa razy w tygodniu najpierw przestawalibyśmy pić kawę (bo według wyników jednego badania powoduje raka), a potem zaczynali z powrotem (bo według drugiego jednak zapobiega jakiejś chorobie).
Potrzeba broni zdecydowanie większego kalibru. A tą zapewne jest osobiste doświadczenie. Każdemu z nas powinna zapalić się czerwona lampka zawsze wtedy, gdy po dawce bezmyślnego „scrollowania” memów i wracania co parę minut na opuszczoną przed chwilą stronę (bo przecież a nuż pojawiło się w międzyczasie coś ważnego) orientujemy się, że przez palce przeleciała nam właśnie godzina.
Potrzeba filozofii korzystania z technologii
W poprzedniej dekadzie technologia radykalnie wkroczyła w nasz świat, w kolejnej będziemy uczyć się z nią żyć. Ten proces już się rozpoczął – popularność zdobywa chociażby idea cyfrowego detoksu (digital detox), polegająca na czasowym (na tydzień lub miesiąc) nieużywaniu telefonu. Profesor Andrzej Zybertowicz idzie o krok dalej, forsuje pomysł wielkiego technologicznego spowolnienia, czy też wprost – wyłączenia internetu.
Inni zastanawiają się, jak ułożyć sobie ze smarfonem zdrowe relacje. Szerokim echem odbiła się inicjatywa byłego etyka designu firmy Google Tristana Harrisa. Jeśli nie wiesz, czym zajmuje się „etyk designu”, to nic dziwnego – stanowisko powstało specjalnie dla Harrisa po tym, gdy wewnątrz firmy w mailu do pracowników zwrócił uwagę, że budowanie „zaangażowania” użytkownika i przyklejanie go do ekranu nie jest odpowiedzialne społecznie. Google doceniło to spojrzenie, jednak Harris po trzech latach zrezygnował z prestiżowego stanowiska i zaczął budować własną organizację pozarządową. Zapoczątkował inicjatywę „Time Well Spent”. Swego czasu wystąpił na TED-owskiej konferencji, na której ośmielił się porównać strategię producentów smartfonów do działań firm tytoniowych dwie dekady temu. Wówczas podważano wartość naukowych argumentów, które wskazywały na negatywny wpływ papierosów na ludzkie zdrowie. Dziś analogicznie wyparcie, zdaniem Harrisa, towarzyszy producentom nowych technologii.
Ta inicjatywa, będąca elementem szerszego społecznego ruchu, powoli zaczęła wpływać na firmy technologiczne. Nowe wersje systemów Android oraz iOS zawierają opcje włączania biało-czarnego ekranu (przez brak kolorów jest mniej atrakcyjny dla naszego mózgu, co nieco zniechęca go do sięgania po urządzenie), a także monitoringu czasu spędzonego w różnych aplikacjach, co uświadamia nam, jak wielką część dnia nam pożerają. Facebook niedawno ogłosił przejście w kierunku prywatności i bezpośredniej komunikacji w wiadomościach zamiast otwartych postów. Choć wielu traktuje tę zapowiedź jako czysto PR-owy ruch będący odpowiedzią na niskie notowania firmy od skandalu związanego z Cambridge Analytica, to jednak niewątpliwie odzwierciedla on rzeczywiste zachowanie użytkowników. Faktycznie coraz częściej używamy zamkniętych kanałów bezpośredniej komunikacji z konkretnymi osobami.
Nowa książka Cala Newporta wpisuje się w poszukiwanie pomysłów na życie z technologią. Jednak Newport zamiast wywierać presję na firmy szuka metod pozwalających nam, użytkownikom, zmienić swoje zachowanie. Cyfrowy minimalizm jest więc procesem świadomego samoograniczenia bez oglądania się na firmy czy państwo, które ma się nami zaopiekować.
Jak zostać cyfrowym minimalistą?
Cyfrowy minimalizm jest jak dobra dieta – nie polega na głodzeniu się przez krótki czas, ale na próbie trwałej zmiany nawyków żywieniowych. Celem cyfrowego minimalizmu jest ograniczenie własnego „spożycia” internetu do małej ilości wybranych platform i usług, których cel jest jasno określony. To odwrócenie cyfrowego maksymalizmu, a więc stanu, w którym (często podświadomie) znajdujemy przynajmniej jedną zaletę danej usługi czy serwisu, co wystarcza nam, aby zacząć używać ich bez oglądania się na skutki uboczne.
Newport namawia nas do procesu, w którym najpierw określamy zasady korzystania z technologii. Zaczynamy od trzydziestodniowego „postu”, mającego nam pomóc spojrzeć z dystansu na to, co tak naprawdę wnoszą do naszego życia różne platformy, a bez których możemy bez problemu funkcjonować. Następnie powoli wprowadzamy technologię, jednak odbywa się to na ustalonych przez nas zasadach i tylko wtedy, gdy nadal utrzymujemy, że korzystanie z danej strony ma jakikolwiek sens. Newport przedstawia także wiele praktycznych sposobów na wytrwanie w narzuconych przez samego siebie ograniczeniach (możemy na przykład „ogłupić” smartfon, czyli odinstalować większość aplikacji, lub zamienić komórkę na tę starego typu). Jeśli potrzebujemy konta na Facebooku tylko do komunikacji z przyjaciółmi, może wystarczy nam Messenger (koniecznie z wyłączoną opcją powiadomień). Jeśli śledzimy jakiś kanał na YouTubie, może lepiej wyznaczyć określoną godzinę w tygodniu, w czasie której nadrabiamy zaległości (koniecznie przy wyłączonym autoplayu).
Czy minimalizm to przyszłość?
Cyfrowy minimalizm to walka podjęta przez nas, pojedynczych Dawidów, z wielkim biznesowym Goliatem – ekonomią uwagi, której celem jest przyklejenie użytkowników do ekranów. Naturalnie, firmy dzięki technologii i znajomości ludzkiej psychiki próbują jak najdłużej zatrzymać nas na swoich portalach. Newport wskazuje drogę do samoograniczenia konsumpcji, które można osiągnąć dzięki trenowaniu woli. Czy w takiej walce mamy w ogóle szanse?
Trudno nie odnieść wrażenia, że zarówno ruch Tristana Harrisa, jak i książka Cala Newporta to dopiero nieśmiałe początki poszukiwania odpowiedzi. Niemożliwe, by minimalistyczne podejście do technologii stało się masowe. O dobro społeczne i psychiczne musimy przede wszystkim zadbać sami. Jednocześnie chyba nawet sam Newport nie sugeruje, że przedstawiane przez niego rozwiązanie jest „dla każdego”. Regulacja ekonomii uwagi i bank dobrych, antyuzależniających praktyk, które oferuje Harris, mogą być elementem drugiej, systemowej nogi.
***
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.