1.
„Między nami” to już czwarte wydanie antologii poezji Jacka Kaczmarskiego. Nie jest to jednak proste wznowienie poprzednich wersji. Księga jest ukoronowaniem procesu, który zaczął się dokładnie trzydzieści lat temu, kiedy to przystąpiłem do tworzenia na własny użytek kompletnego zbioru poezji Jacka.
Początki nie były obiecujące – przepisywałem na maszynie wiersze z opublikowanych przez podziemne wydawnictwa śpiewników tudzież spisywałem je ze słuchu z nagrań z Radia Wolna Europa. Kiedy jednak w 1990 roku, po powrocie Jacka do Polski i powstaniu Pomatonu, zaczęły się pojawiać wydania śpiewników i nut poszczególnych programów, dysponowałem już bazą zawierającą większość utworów Kaczmarskiego. Na początku 1993 roku pomysłem sporządzenia antologii podzieliłem się z Tomaszem Kopciem, on zareagował entuzjastycznie i dał Jackowi znać, że znalazł człowieka, który zebrał wszystkie jego wiersze. W ten sposób doszło do pierwszego spotkania poświęconego antologii. Szybko okazało się, że zgadzamy się z poetą we wszystkich istotnych kwestiach związanych z projektem. Wtedy też powstał skreślony ręką Jacka wstępny szkic księgi – kopię tej notatki załączamy. Na następne spotkanie przyszedłem uzbrojony w stos wydruków. Jacek odwdzięczył mi się wręczeniem maszynopisów wszystkich swoich wierszy. To wprowadziło nową jakość do mojej dalszej pracy nad całością, stając się podstawą do rozpoczęcia poważnego opracowania redakcyjnego.
Po wyjeździe Jacka do Australii sprawa antologii zaczęła żyć własnym życiem, niekontrolowanym w zasadzie przez nikogo. Przygotowany przeze mnie plik powędrował do wydawnictwa, straciłem nad nim kontrolę, a żadna z osób, które powinny się czuć zań odpowiedzialne, nie panowała nad całokształtem. Na domiar złego, każda z nich uważała, że praca redakcyjna została wykonana, bo autor naniósł przecież poprawki. Kaczmarski rzeczywiście wniósł sporo zmian, jednak kwestie czysto techniczne pozostawił korektorom. Nie chcę się wgłębiać w szczegóły, ważne, że w efekcie licznych zaniedbań pierwsze wydanie („A śpiewak także był sam…”,1997) jest niestaranne, z mnóstwem literówek, błędów rzeczowych, a nawet z kilkoma błędami ortograficznymi. Mimo wszystko był to kamień milowy na drodze do realizacji projektu. Książka stała się bowiem punktem wyjścia do dalszej pracy, a jej niedoskonałości uświadomiły mi dobitnie, jak wiele jest jeszcze do zrobienia.
Wiosną roku 2002 zdiagnozowano u Jacka śmiertelną chorobę. Adam Borowski, wydawca pierwszej antologii, dowiedziawszy się o tym, postanowił ją wznowić, żeby wesprzeć poetę zarówno finansowo, jak i psychicznie. Chciał jedynie dołączyć do niej wiersze z dwóch programów, które powstały w międzyczasie („Dwie Skały” i „Mimochodem”) i oddać do druku. Stanowczo zaoponowałem, twierdząc, że pierwsza edycja zawiera zbyt dużo błędów. Jacek, do którego w tej sprawie zadzwoniłem, udzielił mi wsparcia i wspólnie przekonaliśmy Adama, że drugie wydanie będzie możliwe dopiero po wykonaniu gruntownej redakcji.
W tamtym momencie istniały dwie wersje antologii – wydanie książkowe oraz mój plik, nad którym systematycznie pracowałem. Niestety, nie obejmował on istotnych korekt naniesionych przez autora w wydawnictwie przed publikacją pierwszego wydania. Konieczne było więc scalenie obu wersji. Adam Borowski znalazł na to najlepszy możliwy sposób – przekazał plik i wydaną antologię profesjonalnemu korektorowi, który wynotował rozbieżności między tymi materiałami. Pozostało przejrzeć notatki korektora i w przypadku różnic zdecydować, którą wersję przyjąć w nowym wydaniu. Różnic tych było jednak kilkanaście tysięcy, przy czym w wielu przypadkach nawet sam autor nie był pewien, która z wersji jest lepsza. Co gorsza, Jacek czuł się bardzo źle; na moją prośbę o konsultacje odpowiedział – „Rób, Krzysiu, jak uważasz”. Wszystkie decyzje musiałem więc podjąć sam i na własną odpowiedzialność. Tak też zrobiłem, wprowadzając jednocześnie kilka bardzo istotnych zmian do układu książki – chodzi przede wszystkim o utworzenie i dodanie nowego pierwszego rozdziału. Drugie wydanie antologii, „Ale źródło wciąż bije…”, opublikowane zostało jesienią 2002 roku.
Kaczmarski był wyraźnie zadowolony z efektów naszej pracy, z uznaniem zaaprobował mój pomysł nowej kompozycji książki, jednak nie omieszkał wykorzystać okazji do wytknięcia kilku znalezionych literówek (np. „Chłopczyk się nudzi. Sie podpłomyk” zamiast: „Chłopczyk się nudzi. Ssie podpłomyk”). Zrobił to oczywiście żartobliwie, ale korektorskie błędy istotnie nie były przywidzeniem.
W ciągu kolejnych dziewięciu lat całość przeszła jeszcze jedną gruntowną korektę. Już po śmierci poety w 2004 roku teksty wszystkich piosenek zostały porównane z istniejącymi wykonaniami autorskimi, zaś wszystkie wiersze jeszcze sczytałem i porównałem z maszynopisami. Dodatkowo księgę uzupełniłem o trzy nowe rozdziały: teksty utworów z opery bluesowej „Kuglarze i wisielcy” (do libretta Jacka Kaczmarskiego, z muzyką Jerzego Satanowskiego), zbiór okolicznościowych wierszy pod wspólnym tytułem „Fraszki na pracowników RWE” oraz „Tunel” – ostatni tomik wierszy poety, pisanych przezeń w chorobie. W efekcie powstało trzecie wydanie książki – „Jacek Kaczmarski, Antologia poezji”, 2012.
Właściwie natychmiast po publikacji przystąpiłem do notowania błędów korektorskich niezauważonych na wcześniejszych etapach pracy nad dziełem. Najważniejsza praca została jednak już wykonana, mogłem się więc skupić na poprawkach drobniejszych. Po raz kolejny wprowadziłem szereg zmian, porównując dostępne materiały źródłowe. W stosunku do poprzednich wydań antologii uporządkowałem także kolejność rozdziałów, status kryterium wiodącego nadałem bowiem chronologii.
„Między nami” uzupełniłem ponadto o cztery utwory wcześniej niepublikowane: „Monachijskie buki” i fraszkę „Na Piekarza” – utwory odnalezione w archiwach Radia Wolna Europa i Biblioteki Narodowej, „Scenę (Wokalizę na zdarte głosy)” – wiersz okolicznościowy, napisany podczas trasy koncertowej Murów w Muzeum Raju oraz „Do (Poemacik egocentryczny)” –ironiczną poetycką autobiografię, niestety niedokończoną.
2.
Wiersze Jacka Kaczmarskiego to teksty gęste treściowo, w większości wielokrotnie śpiewane na koncertach, żyjące więc własnym życiem. Zdarzało się, że autor zmieniał jedno słowo lub też całą frazę; niekiedy rozmyślnie, czasem zupełnie niechcący. Kwestia ustalenia tak zwanej kanonicznej wersji tekstu jest więc sprawą poważniejszą i nie sprowadza się jedynie do porównania maszynopisu z wersją śpiewaną – szczególnie, że zarejestrowanych wykonań istnieje niekiedy kilkanaście.
Podstawowym kryterium wyboru jest szacunek dla intencji autora. Dlatego też największe znaczenie miały dla mnie konsultacje z poetą, a także wersje zapisane w autorskich maszynopisach. Odstępstwa od maszynopisu mogą mieć miejsce tylko, jeśli jest po temu istotny i jednoznaczny powód. W przypadkach wątpliwych za właściwszą uznać należy wersję śpiewaną w czasach, kiedy utwór pozostawał w czynnym repertuarze poety. Wersje wczesne – albo przeciwnie, śpiewane po latach – są mniej reprezentatywne.
Żeby łatwiej było sobie wyobrazić istotę problemu, pokażmy garść przykładów. Pierwszym może być zakończenie utworu „Bankiet”. W pierwszym i drugim wydaniu antologii kończy się on tak:
Przyjemnie powietrzem oddychać bez ludzi!
Idę środkiem ulicy, radość duszę rozpiera:
Tyle dla mnie znaczyło biały stół zapaskudzić
I rozwalić szczękę kelnera!
Jedyne nagrane autorskie wykonanie tego utworu, zamieszczone na płycie „Bankiet”, ma natomiast zakończenie następujące:
Ja nad wódką poranną przy wyziębłym bufecie,
Oni tam się wsadzają do limuzyn i aut.
Najwyraźniej nie umiem bawić się na bankiecie
I nie dla mnie ślub, pogrzeb, jubileusz czy raut.
Wersja zamieszczona w pierwszym i drugim wydaniu antologii jest pierwotną wersją – w takiej postaci tekst był śpiewany w latach 70. i tak został opublikowany w latach 80. przez paryską „Kulturę”. Potem przez lata Jacek tej piosenki nie śpiewał – aż do kwietnia 1992 roku, kiedy przygotowując się do nagrania „Bankietu”, zmienił zakończenie. Ponieważ tego rodzaju sytuacji jest znacznie więcej, przyjąłem ogólną zasadę, że pierwszeństwo ma wersja częściej grana / bardziej znana / późniejsza. Wersja z „Bankietu” spełnia akurat wszystkie trzy powyższe kryteria, tak więc to właśnie ona powinna znaleźć się w antologii.
Śpiewany przez Przemysława Gintrowskiego (a także przez Jacka Kaczmarskiego na płycie „Muzeum”, 1981), utwór „Czerwony autobus” zawiera następujący fragment:
Że Żydzi to bezpieka!
Myślimy, że poczeka!
Myślimy, że poczeka!
Myślimy, że poczeka! Na Nas raj!
Potem, już na emigracji, Jacek przerobił ten tekst, wzmocnił go:
Że Żydzi to bezpieka!
Więc na co jeszcze czekasz!
Więc na co jeszcze czekasz!
Więc na co jeszcze czekasz! W mordę daj!
Wersja późniejsza i zarazem częściej grana to zatem wersja druga – i dlatego ona właśnie zasługuje na status wersji kanonicznej.
W „Artystach” funkcjonują dwie wersje wersu:
A tam druty, tortury, obozy
i
Adam, druty, tortury, obozy
Dziś wersja druga nieco zatraciła swą czytelność, ale to ona jest pierwotna i tak była śpiewana ta piosenka w czasach swej świetności.
W innym miejscu utworu „Artyści” jest:
Ustawiając na biurkach, w requiemach i trenach
Statuetki z białego marmuru.
Później Jacek udosłownił ten fragment:
Ustawiając na biurkach, w requiemach i trenach
Statuetki Człowieka z marmuru.
Dzięki temu młodsi słuchacze łatwiej mogą wychwycić aluzję do znanego reżysera, jednak pierwsza wersja jest częściej grana jak również pochodzi z czasów, kiedy utwór należał do czynnego repertuaru koncertowego Jacka.
W „Encore, jeszcze raz” funkcjonują dwie wersje belek z ostatniej zwrotki:
Nic nie ma za tą ścianą z wielkich ciemnych belek
i
Nic nie ma za tą ścianą z wielkich czarnych belek
ale to akurat drobiazg. Ciekawsza jest zmiana w „Obławie”. Otóż na płycie „Krzyk” słyszymy:
Wyrwałem się z obławy tej, schowałem w jakiś las
Po napisaniu dwóch kolejnych części „Obławy” (1983) autor poprawił na:
Wyrwałem się z obławy tej, schowałem w obcy las
dzięki temu otworzył pętelkę do „Obławy z helikopterów”:
Obce lasy przemierzam
(albo „przebiegam” – też dwie wersje).
Kolejny przykład dotyczy nie tylko wyboru konkretnej wersji, ale jest też doskonałą ilustracją niesamowitej zdolności poezji do zrównywania treści wyrażeń pozornie przeciwstawnych. Wiersz wymusza bowiem na w miarę świadomym odbiorcy całą masę skojarzeń; opalizuje feerią znaczeń, wprowadza nastrój, który ma ogromny wpływ na odbiór całości, posiada element magiczny czy metafizyczny wręcz, zawierając znaczną część swojej ekspresji poza tym, co w nim stematyzowane. W związku z powyższym zamiana jednego słowa czy nawet odwrócenie jakiegoś znaczenia dosłownego nie musi nadawać wierszowi nowego, innego sensu.
Fragment utworu „Błędy wróżbitów”:
Uwierzcie zgrzybiałym wróżbitom,
Bo zawsze mieć będą rację…
Oni życie oddali
Wyobrażeń orbitom,
Licząc tylko na – próżni – owację.
I wersja druga:
Nie wierzcie zgrzybiałym wróżbitom,
Choć zawsze mieć będą rację…
Oni życie oddali
Wyobrażeń orbitom,
Licząc tylko na – próżni – owację.
Pozornie odbiorca wzywany jest do przeciwstawnych optyk – raz ma wierzyć wróżbitom, raz znów im nie wierzyć! A jednak między sensem podanych dwóch wersji tej samej zwrotki nie ma istotnej różnicy. Druga wersja jest nieco bardziej przekorna, trudniejsza, jednak aura, a także cały zestaw treści i sensów, który utwór budzi w odbiorcy, pozostają te same – właśnie dlatego, że meritum wiersza nie tylko nie ogranicza się do części zwerbalizowanej, ale ta ostatnia jest wręcz dalszoplanowa.
W przypadku zacytowanego fragmentu tekstu „Błędów wróżbitów” zmiany dokonał sam poeta na etapie redakcji pierwszego wydania. Jednak jedyne opublikowane wykonanie tego utworu śpiewane jest w wersji pierwotnej i to ona właśnie funkcjonuje w świadomości odbiorców. Z tą argumentacją, przemawiającą za wybraniem ostatecznie wersji pierwotnej, zgodził się zresztą sam autor.
Kolejny przykład ilustruje mechanizm odwrotny – kiedy zmiana fragmentu wiersza odwraca przekaz całego utworu. „Ballada o drapieżnej bestii”, piosenka pochodząca z 1973 roku, kończy się w maszynopisie tak:
Aż na koniec zaryczał i wyszczerzył swe kły
I odszarpnął od ciała głowinę!
Zgrozy wrzask! Potem cisza – śmiech przez łzy, nie ma krwi
Bo treser
Był manekinem!
Dwa istniejące nagrania wykonań tego utworu – Radio Wolna Europa (połowa lat 80.) oraz Radio Wrocław (2001) – mają natomiast zakończenie następujące:
Tak wahając się ciągle, raz potulny, raz zły,
Zobojętniał na ludzkie lew wrzaski
I zapomniał na koniec, że w ogóle ma kły…
A treser wciąż zbiera oklaski!
Zmiana zwrotki puentującej powoduje, że wiersz po latach traci swój kabaretowy charakter, stając się przypowieścią z morałem.
Równie piorunujący, znakomity efekt dała drobna modyfikacja ostatniej zwrotki „Ballady paranoika”. Wersja z maszynopisu brzmi następująco:
Plan swój wykańczając, jeszcze nam dodali
Gry różne, w których udział mamy brać,
Lecz nie po to, byśmy my z kimkolwiek grali,
Lecz po to, by ktoś mógł z nami grać.
Nagrywając ten utwór w 2001 roku dla Radia Wrocław, ostatnią zwrotkę poeta zaśpiewał natomiast tak:
Plan swój wykańczając, jeszcze nam dodali
Gry różne, w których udział mamy brać,
Lecz nie po to, byśmy my z kimkolwiek grali,
Lecz po to, by ktoś mógł – nami grać.
Usunięcie jednego tylko przyimka kapitalnie wzmocniło puentę i nadało głębszy sens całemu wierszowi.
Jacek niezwykle rzadko celowo poprawiał coś w tekście, szczególnie po tak długim czasie. „Drapieżna bestia” oraz „Ballada paranoika” należą do wyjątków, podobnie jak „obcy las” w „Obławie”. Co innego przykłady takie jak „ciemne belki” z „Encore, jeszcze raz”, które na „czarne” zmieniły się mimochodem.
3.
Dla wszystkich, którzy choć trochę orientują się w twórczości Jacka Kaczmarskiego, oczywiste jest, że każda próba uporządkowania jego dorobku poetyckiego musi opierać się na chronologii oraz podziale wierszy na programy.
Dla tych, którzy poezję Kaczmarskiego znają słabo, potrzebne będzie wyjaśnienie pojęcia „program”. Artysta grupował swoje utwory w cykle połączone myślą przewodnią, stanowiące zamknięte całości, których sens wykraczał poza prostą sumę treści poszczególnych utworów. Dodatkową spoistością takiego cyklu była kreacja wykonawcza, łącząca te utwory w konkretne „tu i teraz” zamykające słuchaczy na godzinę, dwie w konkretnej tematyce, klimacie i narzucające dramaturgię sceniczną całości. Poszczególne utwory łączyły ponadto komentarze i zapowiedzi podpowiadające ścieżkę interpretacyjną, albo przeciwnie – poszerzające pole interpretacji konkretnych utworów.
Sam Jacek nie popierał idei podnoszenia do rangi programów cykli piosenek, które z tych lub innych względów znalazły się na jednej płycie lub kasecie, jednak nie zostały przez poetę pomyślane jako zamknięta całość. W tym sensie programami Jacka Kaczmarskiego są: „Mury”, „Raj”, „Muzeum”, „Wojna postu z karnawałem”, „Sarmatia”, „Szukamy stajenki”, „Pochwała łotrostwa”, „Między nami”, „Dwie Skały” oraz „Mimochodem”.
Oczywiste są również (jako osobne rozdziały) cykle niedokończone, ale pomyślane jako programy („Niewolnicy”, „90 dni spokoju”, „Don Kichot”), otwarte („Poematy”) lub zamknięte tomiki poetyckie („Mój Zodiak”, „Notatnik australijski”, „Skruchy i erotyki dla Ewy”, „Fraszki na pracowników RWE”, „Tunel”), teksty piosenek z opery bluesowej „Kuglarze i wisielcy” oraz cykle złożone z utworów pisanych na przestrzeni kilku lub kilkunastu lat działalności artystycznej Kaczmarskiego, ale z autorskiego założenia stanowiące pewną jedność: „Muzeum-aneks”, „Wysocki”, „Lektury szkolne”, „Bankiet”, „Tłumaczenia i adaptacje”. Nie powinny budzić wątpliwości czytelnika także rozdziały „Varia 1972-81” oraz „Varia 1982-2002”; pomysł ich wprowadzenia oraz sposób zatytułowania poddał zresztą sam autor.
Co ciekawe, Jacek dystansował się od nazywania programami nawet takich rozdziałów jak „Krzyk”, „Kosmopolak”, „Zbroja” czy „Przejście Polaków przez Morze Czerwone”. Jest to o tyle zaskakujące, że mamy tu do czynienia ze spójnością tematyczną i chronologiczną… W przypadku dwóch innych cykli, „Dzieci Hioba” i „Głupi Jasio”, sama publikacja każdego z tych zbiorów piosenek była wydarzeniem artystycznym, a co za tym idzie – mimochodem uczyniła zeń w jakimś sensie program. Rozdział „Głupi Jasio” legitymizuje zresztą nie tylko publikacja kasety, a później płyty pod tym tytułem; jest to również transpozycja cyklu „Z baśni dzieciństwa”, wymyślonego i rozwijanego przez Jacka na przestrzeni lat.
Najmniej oczywiste, jeśli chodzi o układ książki, są rozdziały, których zawartość skompletowałem bez inicjatywy oraz udziału autora. Dotyczy to przede wszystkim „Przybycia tytanów” – rozdziału otwierającego antologię. Kluczem jest tutaj wybór utworów najstarszych, napisanych i śpiewanych przez Kaczmarskiego przed wyjazdem na, jak się później okazało, przymusową emigrację, które jednak nie znalazły się w żadnym innym spójnym cyklu stworzonym przez Jacka w tym okresie. Cele stworzenia i umieszczenia w książce tego rozdziału były dwa. Po pierwsze, lepsze usystematyzowanie materiału (alternatywnym miejscem dla utworów z rozdziału „Przybycie tytanów” byłby z konieczności rozdział „Varia 1972-81”). Po drugie, podkreślenie, że kariera Jacka Kaczmarskiego jako poety nie zaczyna się od „Murów”, a od wierszy młodzieńczych; za najstarszy swój utwór sam autor uznawał „Balladę o istotkach” i dlatego ona właśnie otwiera pierwszy rozdział, a tym samym całą książkę.
Słowa wyjaśnienia wymagają także (jako zbiory, których zawartość skompletowałem bez inicjatywy oraz udziału autora) rozdziały „Pięć sonetów o umieraniu komunizmu”, „Świadkowie”, a także „Inspiracja”. Pierwszy z nich zawiera cykl piosenek przełomu. Jacek obserwował zmieniający się porządek polityczny w Polsce i całym regionie Europy Środkowej i pisał swego rodzaju poetyckie komentarze. Wykonywał je w Radiu Wolna Europa, w autorskim programie „Kwadrans Jacka Kaczmarskiego”. W ten sposób powstał zbiór piosenek zwanych niekiedy kupletami dla Wolnej Europy. Kluczem legitymizującym drugi i trzeci z wymienionych cykli jest ciężar gatunkowy utworów tam zawartych. Na króciutki cykl „Świadkowie” składają się pieśni traktujące o II wojnie światowej, zajmujące jednocześnie bardzo ważne miejsce w dorobku Jacka Kaczmarskiego, lecz niemieszczące się w żadnym innym spójnym cyklu utworów. Podobny rodowód ma rozdział „Inspiracja”, przy czym tu kluczem tematycznym jest refleksja uniwersalna, zaduma nad wszechświatem i cywilizacją.
4.
Niniejsze wydanie antologii nie zawiera wszystkich istniejących wierszy Jacka Kaczmarskiego, a mimo to należy uznać je za wydanie pełne i kompletne. O usunięciu kilkudziesięciu tekstów zdecydował bowiem sam autor, uznając je za niewarte publikacji. Wśród nich były jednak utwory, które wcześniej lub później zaistniały w świadomości odbiorcy, jak na przykład cały szereg piosenek z Radia Wolna Europa, opublikowanych w zbiorczych wydaniach dyskografii Jacka Kaczmarskiego – „Arka Noego” oraz „Suplement”. Ze względu na stawiany antologii wymóg kompletnego pokazania twórczości poetyckiej Jacka utwory te należało przywrócić. Tak się częściowo stało już w drugim wydaniu księgi, natomiast aktualne wydanie jest, w tym znaczeniu, całkowicie kompletne.
Utwory zgromadzone w niniejszej antologii powstawały na przestrzeni lat. Aby wiernie oddać ich różnorodność, zdecydowaliśmy nie wprowadzać ujednolicenia pisowni, tam gdzie to tylko możliwe zachowując teksty w kształcie nadanym im przez autora.
***
Tekst jest słowem wstępnym do czwartego wydania antologii wierszy Jacka Kaczmarskiego „Między nami. Wiersze zebrane”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2017. W sprzedaży od 19 września.
***
Pozostałe teksty z bieżącego numeru dwutygodnika „Kontakt” można znaleźć tutaj.