Iskry miłosierdzia
Czy miłosierdzie potrzebuje pomników? Jakich pomników? Chwałą Boga żywy człowiek – mawiali Ojcowie Kościoła. Tak więc najlepszym pomnikiem miłosierdzia – miłosierny człowiek. Temu, komu okazano miłosierdzie, Bóg mówi: „Idź i ty czyń podobnie”. To wezwanie zobowiązuje nie tylko, by głosić je innym, ale przede wszystkim, by je innym okazywać.
Jest taki wiersz Wisławy Szymborskiej pt. „W parku”, wiersz o pomniku „Miłosierdzia czy czegoś takiego”. O poobijanym pomniku, z którym powinno się „coś z tym w końcu zrobić. Albo wyrzucić gdzieś, albo odnowić”. Losy pomników są różne, a i same pomniki nietrwałe. Narusza je ząb czasu, ręka wandala, czasami młot ideologicznego przeciwnika. Dziś są, jutro może ich nie być. Pozostają po nich puste cokoły, które wcale długo nie pozostają puste. Taki los może też dosięgnąć ewentualne pomniki ku czci miłosierdzia, „czy czegoś takiego”. Tylko czy miłosierdziu potrzebne są pomniki? Jakie pomniki? Chwałą Boga żywy człowiek – mawiali Ojcowie Kościoła. Tak więc najlepszym pomnikiem miłosierdzia – miłosierny człowiek.
„Trzeba tę iskrę Bożej łaski rozniecać. Trzeba przekazywać światu ogień miłosierdzia. W miłosierdziu Boga świat znajdzie pokój, a człowiek szczęście”. Słowa te wypowiedział bł. Jan Paweł II w Krakowie – Łagiewnikach. Rozniecać iskrę Bożego miłosierdzia, to najpierw w to miłosierdzie uwierzyć. Jak się okazuje, już z tym nie jest łatwo. Niedawno Andrzej Stasiuk mówił w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” (7-8.04.12), że trudno mu się pogodzić ze współczesną teologią Boga jako miłości, że to działanie wizerunkowe, które – jak się można domyśleć – jest działaniem „pod publikę”. Czy to rzeczywiście tylko kościelne re-pozycjonowanie marki, którą jest Bóg? Teologia miłości i miłosierdzia Boga długo dojrzewała, ale nie znaczy to, że jej dotąd nie było. Benedykt XVI w encyklice o miłości Deus caritas est przypomina jedynie to, co powiedział wcześniej św. Jan: „Uwierzyliśmy miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością”. Myślę, że historia chrześcijańskiego i kościelnego miłosierdzia czeka jeszcze na prawdziwe odkrycie i opis.
Ale w miłosierdzie nie wystarczy tylko uwierzyć, trzeba je jeszcze ogłaszać innym, wszystkim tym, którzy go potrzebują, a że potrzebują go wszyscy, więc ogłaszać wszystkim. Wciąż jednak byłoby to jeszcze mało. Miłosierdzie Boga wobec człowieka domaga się swoistego rezonansu. Temu, komu okazano miłosierdzie, Bóg mówi: „Idź i ty czyń podobnie”. To wezwanie zobowiązuje nie tylko, by głosić je innym, ale przede wszystkim, by je innym okazywać. Tak właśnie rodzi się „wyobraźnia miłosierdzia”, z którą mamy spoglądać na bliźniego. Bóg też spogląda na nas w jakiejś przedziwnej „wyobraźni miłosierdzia”. Przypomniał nam o tym bł. Jan Paweł II w „Tryptyku rzymskim”, pisząc, iż „żaden wiek nie może przesłonić prawdy o obrazie i podobieństwie”.
Właśnie tak Bóg na nas spogląda. Tak jak nas stworzył, tak jak nas pomyślał, tak jak nas zapamiętał: na swój obraz i swoje podobieństwo. Jego „wyobraźnia miłosierdzia” każe Mu widzieć w nas przede wszystkim to, o czym sam powiedział w szóstym dniu stworzenia, że „było bardzo dobre”. „Wyobraźnia miłosierdzia” to nie tyle wysiłki nad większą skutecznością działalności charytatywnej. To o wiele bardziej dostrzeganie w bliźnim kogoś – z definicji – mi bliskiego, kogoś – tak jak ja – stworzonego przez Boga na Jego obraz i podobieństwo. A gdy się człowieka takim zobaczy, wtedy nie można już przejść obojętnie, trzeba się do niego zbliżyć, by stać się jego bliźnim. Zatem nie chodzi tutaj tylko o miłosierdzie rozumiane jako działalność charytatywna. Takie ograniczone rozumienie miłosierdzia można sprowadzić do dobroczynności i zlitowania się nad biednym. To jest nawet łatwe. Trudniej o miłosierne spoglądanie na człowieka, ale nie spoglądanie z politowaniem, lecz widzenie w nim właśnie Bożego podobieństwa. A może to być stokroć trudniejsze niż nawet pokaźna pomoc materialna.
Niedziela Miłosierdzia, na którą czekamy co roku, to nie tylko dzień szczególnej modlitwy o Boże miłosierdzie nad nami. To za mało. Zaraz potem trzeba rozejrzeć się wokół siebie i przyjrzeć się światu. Ale nie światu jako miejscu grzechu, zbrodni i wojen – jak każe nam telewizyjna wyobraźnia. Trzeba przyjrzeć się światu tak jak widzi go Bóg – a więc jako świat zbawiony: pełen iskier Bożego i ludzkiego miłosierdzia. Trzeba policzyć te iskry.