fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Indonezja. Przemilczana zbrodnia

Ojciec mojego znajomego był znanym indonezyjskim dziennikarzem. Mój znajomy ma takie wspomnienie z dzieciństwa: któregoś dnia, w 1966 roku, przyszła do ojca paczka. Otrzymawszy ją, ojciec przestał pisać. W przesyłce była ludzka głowa - opowiada Natalia Laskowska

W ostatnią sobotę odbyła się polska premiera filmu dokumentalnego „Scena zbrodni” autorstwa Joshuy Oppenheimera. Jest to dokument o jednej z największych zbrodni XX wieku – wymordowaniu około 2 milionów komunistów podczas przewrotu w Indonezji. Po jego światowej premierze, pierwszy raz po pół wieku milczenia, rozpoczęła się poważna debata na temat odpowiedzialności za to ludobójstwo. Poniższy wywiad pochodzi z najnowszego numeru Magazynu Kontakt, nad którym prace jeszcze trwają. Uznaliśmy jednak, że nie można czekać z publikacją.

 

Z Natalią Laskowską rozmawia Paweł Cywiński.

 

Widziałaś oficjalny plakat „Sceny zbrodni” (oryg.: „The Act of Killing”) – filmu dokumentalnego, który zgarnął większość nagród podczas najbardziej prestiżowych festiwali filmowych ostatnich miesięcy?

Widziałam. Przejmujący.

 

Na pierwszy rzut oka dość niezrozumiały. Ogromna ryba, a z jej paszczy wychodzą ludzie ubrani na różowo. W oddali trwa nieprzejednana tropikalna burza.

To scena z filmu. Widzimy Indonezję w 1965-66 roku, w latach zamachu stanu. To był czas, kiedy nie było żadnych publicznych egzekucji. Nie chciano świadków. Mordowano całe wsie, wywożono ludzi w nieznane miejsca i dopiero tam ich zabijano. Chodziło o to, żeby nikt nie wiedział, co się stało – czy ktoś się do czegoś przyznał w czasie tortur, czy doniósł na kogoś, czy w ogóle przeżył. Ofiarom obcinano głowy, ręce, nogi i porzucano zwłoki w lasach lub wrzucano do rzek. Później w złowionych rybach okoliczni mieszkańcy znajdowali ludzkie szczątki.

 

Przerażające. Jak cały ten film. Jego twórca – Joshua Oppenheimer – stworzył dokument o jednym z największych ludobójstw XX wieku. Koszmarze, o którym wciąż zbyt mało wiadomo i wokół którego od pół wieku trwa zmowa milczenia. Co wydarzyło się w latach 1965-66 w Indonezji?

Nie wiemy do końca, archiwa zniszczono, świadków zabito. Niemniej pewne jest to, że w nocy z trzydziestego września na pierwszego października 1965 roku uprowadzono sześciu wysokich rangą generałów i zawieziono ich na wschodnie obrzeża Dżakarty, do jednej z baz wojskowych. Tam generałowie zostali zabici, a o poranku pierwszego października porywacze ogłosili, że władza w kraju została tymczasowo przejęta przez „Ruch 30. Września”, by nie dopuścić do zamachu stanu przygotowywanego przez frakcje w armii mające poparcie Stanów Zjednoczonych.

 

Zamach stanu w obronie przed innym zamachem stanu?
Dokładnie tak – a wszystko zakończyło się trzecim zamachem stanu. Ruch 30. Września powołał rząd tymczasowy, zaś kilka godzin później wszyscy jego członkowie zostali aresztowani przez mało znanego wówczas generała Suharto. Ogłosił on natychmiast, że za zamach trzydziestego września odpowiedzialna jest Partia Komunistyczna Indonezji (PKI). Tak to się wszystko zaczęło. W kolejnych tygodniach nastąpiła eksterminacja członków PKI i powiązanych z nią organizacji.

 

Tak brzmi wersja oficjalna?

Pół wieku później bardzo trudno ustalić, jak to wyglądało naprawdę. Dziś wszystko, co można opowiedzieć o przemocy reżimu generała Suharto, jest silnie zabarwione teoriami spiskowymi. Ale nie da się inaczej – brakuje nam dowodów. Nie wiemy, ile archiwów i dokumentów zostało zniszczonych, ale na pewno niszczone były. Jedną z pierwszych rzeczy, które zrobiono po zamachu trzydziestego września, było podpalenie siedziby Partii Komunistycznej Indonezji. Żadne dokumenty się nie zachowały. Jednakże zwróćmy uwagę, nie zachowały się też te dokumenty, które prawdopodobnie mogły nie istnieć – dowody świadczące o tym, że komuniści rzeczywiście planowali przejąć władzę. A skoro archiwa spłonęły, łatwo stwierdzić, że wraz z nimi spłonęły dowody.

 

Sugerujesz, że generał Suharto mógł uknuć tak makiaweliczną intrygę?

Nic nie sugeruję. Wskazuję tylko, że są różne wersje wydarzeń i ta oficjalna wcale nie wydaje się najbardziej wiarygodna. Podczas przewrotu przebywał w Dżakarcie młody doktorant, Benedict Anderson, który jest dziś jednym z najwybitniejszych badaczy Indonezji. Prawie natychmiast opublikował on raport o tych wydarzeniach, opisujący całkowicie inną wersję. Choć nie wiem, skąd miał informacje: zachodni dziennikarze i badacze mieli wtedy zakaz wyjeżdżania z Dżakarty. Warto jednak zauważyć, że Anderson po publikacji miał zakaz wjazdu do Indonezji przez kolejne trzydzieści kilka lat…

 

I jaka według Benedicta Andersona była geneza zamachu stanu?

Właśnie makiaweliczna. Według niego, generał Suharto był jednym z tych, którzy przygotowali Ruch 30. Września, żeby móc go następnie stłumić.

 

W ten sposób komuniści stali się nieprzypadkowymi ofiarami?

Niezależnie od tego, czy Suharto się przyczynił, czy nie, do zamachu z trzydziestego września, wykorzystał on zaistniałą sytuację, żeby przeprowadzić eksterminację członków PKI. Manipulując opinią publiczną, stworzył atmosferę trwogi przed okrucieństwem komunistów. Przykładowo, mówiąc o Ruchu 30. Września, czyli po indonezyjsku Gerakan September Tigapuluh, używano akronimu Gestapu. Skojarzenia są jednoznaczne.

Prawie natychmiast zaczęły też krążyć opowieści o tym, że porwani i zamordowani generałowie byli wcześniej torturowani, pojawiały się komentarze, że podobny los może spotkać wszystkich. Za pomocą prasy i radia wywołano panikę, zadziałał mechanizm: „zabijaj, albo ciebie zabiją”.

 

A tak naprawdę torturowano tych generałów?

Nie. Lekarze sądowi prawie natychmiast orzekli, że generałowie zginęli od strzałów, zaś kule wyjęte z ich ciał były identyczne z tymi, których używa wojsko.

 

I ta informacja nie przedostała się w żaden sposób do mediów?

Gorzej. Dwa dni później ruszyła nadzorowana przez oddziały strategiczne wojsk lądowych, dowodzone wówczas przez generała Suharto, kampania „uświadamiająca” opinię publiczną o tym, w jakich okolicznościach zginęli generałowie. Do wiadomości publicznej podano wymyślone opisy tortur, jakim zostali oni poddani przed śmiercią. Ludzie dowiedzieli się, że oczy generałów zostały wyłupane, a genitalia odcięte przez działaczki jednej z komunistycznych organizacji kobiecych.

 

Jak zareagowało społeczeństwo indonezyjskie?

Z jednej strony zapanowała panika, z drugiej antykomunistyczna histeria, która doprowadziła do rzezi. A była to rzeź systematyczna. Czynny udział w ludobójstwie brali żołnierze specjalnych szwadronów, podszkolone w tym celu bojówki młodzieżowe, kryminaliści, którym dano wolność… odbierania życia.

Poza zorganizowanymi grupami, dochodziło również do samosądów, podczas których osoby podejrzane o powiązania z Partią Komunistyczną Indonezji były wyłapywane przez swoich sąsiadów i znajomych. W ten sposób rozwiązano też wiele prywatnych antagonizmów. W filmie „Scena zbrodni” jest taki moment, w którym jeden z morderców wspomina, że jego pierwszym celem stał się znienawidzony ojciec byłej narzeczonej.

 

Ile osób zginęło?

Według różnych statystyk w 1965-66 roku zostało zamordowanych od 600 tysięcy do ponad dwóch milionów ludzi.

 

Mordowano wszystkich, którzy mieli coś wspólnego z komunizmem, bez wyjątków?

Poza eksterminacją, stworzono również obozy koncentracyjne. Setki tysięcy ludzi, którzy uniknęli czystek, zesłanych zostało do obozu na wyspie Buru, w zachodniej części Moluków. Pośród nich były również dzieci w wieku przedszkolnym, wzięte w zastępstwie osób, które ukryły się przed pogromem. Zresztą w tych obozach również zginęło później wielu więźniów, ci zaś, którym udało się w nich przeżyć trzynaście lat, zostali w 1979 roku zwolnieni.

 

To wtedy skończył się ich koszmar?

Nic bardziej mylnego – Suharto wciąż rządził. Wraz ze zwolnieniem zostali oni trwale napiętnowani. Nie otrzymali dowodów osobistych, a specjalne legitymacje „ET” (Eks Tahanan-politik – „były więzień polityczny”). Jako „ET”, nie mogli oni pełnić żadnych funkcji publicznych, pracować w urzędach państwowych, służyć w wojsku ani pracować jako nauczyciele lub wykładowcy. Stygmatyzacja ta miała charakter dziedziczny, zatem również członkowie rodzin „ET” do trzeciego pokolenia wykluczeni byli z życia publicznego. W kolejnych latach piętno „ET” uległo kolejnemu wzmocnieniu – indonezyjskie prawodawstwo pozbawiło byłych więźniów czynnego prawa wyborczego.

 

I trwa to do dziś?

Wszystkie zakazy oraz sama etykieta „ET” zostały cofnięte pod koniec lat dziewięćdziesiątych, kiedy Suharto został obalony, po 32 latach sprawowania władzy. Natomiast dopiero w 2005 roku osoby te otrzymały indonezyjskie dowody osobiste.

 

Kim tak naprawdę byli komuniści w Indonezji, że spotkało ich coś takiego?

Partia Komunistyczna Indonezji powstała w 1921 roku. Jej zwolennikami byli robotnicy pracujący w miastach, bezrobotna i wykształcona młodzież oraz członkowie tak zwanej klasy średniej. Tym samym przeciętny sympatyk był osobą młodą, sfrustrowaną brakiem pracy, a zarazem wykształconą. Podczas gdy w pierwszej połowie lat dwudziestych XX wieku jedynie 5% Indonezyjczyków potrafiło pisać i czytać, wśród członków partii komunistycznej piśmiennych było aż 76%.

 

Czy komuniści mieli duże poparcie społeczne?

W latach dwudziestych PKI nie miała wielkiego poparcia, zrobili raz próbę powstania, ale armia holenderska bardzo szybko sobie z nimi poradziła. Wyłapano ich i zesłano na Nową Gwineę. Pozostali zeszli wtedy do podziemia.

 

Pomogło to poparciu?

Wówczas nie, ale zanim doszło do stłumienia powstania komunistycznego, zanim komuniści zeszli pod ziemię – a była to ziemia Holenderskich Indii Wschodnich – stała się rzecz bardzo ważna, choć zupełnie szerzej nie znana. Komuniści zaczęli mówić o Indonezji. Termin Indonezja istniał już wcześniej, od połowy XIX wieku, ale miał znaczenie jedynie geograficzne. To komuniści po raz pierwszy użyli tego słowa w sensie politycznym i tożsamościowym.

 

A ilu było komunistów w przeddzień zamachu stanu?

W 1965 roku, przed pogromem, Partia Komunistyczna Indonezji liczyła sobie 3 miliony członków. Była to wówczas trzecia największa partia komunistyczna na świecie.

 

Po czym wyrżnięto dwa miliony, a resztą zamknięto w obozach koncentracyjnych na ponad dziesięć lat. Dlaczego tak mało się o tym mówi? Dlaczego przez tyle lat nie szukano prawdy?

W tym przypadku zabrakło wsparcia i głosu opinii międzynarodowej. Wszyscy krzyczeli o ludobójstwie Czerwonych Khmerów w Kambodży, powołano międzynarodowy trybunał do rozliczenia tych zbrodni. A czy ktokolwiek chociaż słyszał o tym, co dziesięć lat wcześniej wydarzyło się w Indonezji? Czy którekolwiek mocarstwo próbowało interweniować? A pisano o tym wówczas, pojawiały się notatki prasowe. I nic. Świat zapomniał. Na lekcjach historii w liceum pojawia się chyba wzmianka o Kambodży, co i tak jest już ogromnym osiągnięciem, bo polska edukacja na poziomie szkolnym nie uwzględnia istnienia większej części świata i jej historii. O Indonezji natomiast cisza.

 

A jak sobie radzą z tym w Indonezji?

W Indonezji stworzono zbiorowe poczucie winy za ludobójstwo. I tu pojawia się problem. Ponieważ nie istnieje coś takiego jak zbiorowe poczucie winy za coś, czego się nie zrobiło, za coś, co się wydarzyło bez naszego czynnego w tym udziału. Winni są konkretni ludzie, może być ich wielu, ale każdy z nich ma jakieś imię, datę urodzenia, może adres. Nigdy nie jest winne całe społeczeństwo.

O podobnym problemie pisała Hannah Arendt, gdy rozważała zagadnienia zbiorowej odpowiedzialności, która w porównaniu do winy, jak najbardziej istnieje. Jesteśmy bowiem często odpowiedzialni za konsekwencje czegoś, czemu nie zawiniliśmy. Taka jest cena życia pośród innych ludzi. Ale nie jesteśmy winni.

W powojennych Niemczech również pojawiło się hasło „wszyscy jesteśmy winni” za to, co reżim hitlerowski zrobił z Żydami. Choć brzmi to szlachetnie, prowadzi jednak w istocie do rozmycia winy i odsunięcia jej od prawdziwych winowajców. Tam, gdzie wszyscy są winni, nikt nie jest winny. I taką właśnie strategię – poczucia wspólnej winy za zbrodnię – wypracowano w Indonezji.

 

Jakie są tego skutki?

Wydaje mi się, że jednym z głównych powodów, dla których przez tyle lat po obaleniu dyktatury Suharto, milczano o tych wydarzeniach, były właśnie owe źle ulokowane wyrzuty sumienia. Za rządów Suharto prawdę blokowano również terrorem i propagandą. Film Oppenheimera przerywa to milczenie, pokazując zarazem prawdziwych winnych. Choć to tylko kilku starych już mężczyzn, to są to jednak konkretne osoby. I tych osób jest więcej na różnych szczeblach drabiny społecznej. Oczywiście większość katów – łącznie z Suharto – już nie żyje, ale to nie ma znaczenia, myślę, że zawsze istnieje konieczność wskazywania osób, które faktycznie są winne zbrodni. A jeżeli żyją, to doprowadzenia ich do sądu.

 

Powiedziałaś, że Oppenheimer przerywa milczenie. Dlaczego w Indonezji wcześniej milczano o prawdzie?

Strach, przemoc i złowroga, mroczna tajemniczość, która została wokół tej tragedii wytworzona. Reżim Suharto został zbudowany na przemocy i strachu.

 

Ale w każdym społeczeństwie zawsze znajdą się jednostki, które, mimo zagrożenia życia, i tak będą dążyć do prawdy.

Ojciec mojego znajomego był znanym indonezyjskim dziennikarzem. Mój znajomy ma takie wspomnienie z dzieciństwa: któregoś dnia, w 1966 roku, przyszła do ojca paczka. Otrzymawszy ją, ojciec przestał pisać. W przesyłce była ludzka głowa.

Zadając pytanie o to, dlaczego tak mało ludzi dąży do tej prawdy, trzeba pamiętać, że przemoc towarzyszyła dyktaturze Suharto od początku do końca. W dodatku była to przemoc wzmocniona przez bezkarność osób popełniających zbrodnie. Przecież do tej pory nikt nie odpowiedział za ludobójstwo latach 1965-66. Podobnie nikt nie odpowiedział za inwazję na Timor Wschodni i jego faktyczną kolonizację przez kolejne dwie dekady, podczas której zginęło około 200 tysięcy ludzi. Nikt nie odpowiedział za porwania i dziesiątkowanie ludności w prowincji Aceh, kiedy wprowadzono tam stan wyjątkowy. Nikt nie odpowiedział za porwania i śmierć opozycjonistów.

 

Nie było żadnych procesów?

W sprawie ludobójstwa komunistów nie było żadnej próby postawienia kogokolwiek przed sądem. Ale w większości innych spraw, które wymieniłam, próbowano coś zrobić, choć na pokaz. Były śledztwa i procesy. Niemniej osoby oskarżane o zbrodnie, zazwyczaj wojskowi dawnego reżimu, nigdy nie zostali skazani. Niektórzy pełnią obecnie wysokie funkcje, dwóch z nich ubiega się nawet o fotel prezydencki.

 

Opowiedz mi o twoich znajomych. Jak oni reagują, gdy rozpoczyna się temat ludobójstwa na komunistach?

1965 rok kojarzy im się z zamachem, a nie ludobójstwem. W 1984 roku powstał propagandowy film pod tytułem „Zdrada PKI”. Przez szereg lat, w każdą rocznicę zamachu, film ten wyświetlany był w telewizji i na specjalnych pokazach dla dzieci i młodzieży. I to zadziałało. Suhartowska wersja wydarzeń utwierdziła w świadomości społecznej nienawiść do komunistów i wszelkich idei, organizacji oraz osób, którym, z różnych względów, można byłoby nadać komunistyczną etykietę.

 

Widziałaś ten film?

Na pierwszy rzut oka rewelacyjny, naprawdę świetny thriller. Myślę, że to jeden z lepiej zrobionych filmów w historii indonezyjskiej kinematografii – profesjonalnie nakręcony, z doskonałym montażem i dźwiękiem. Natomiast, gdy się wie, że jest to wulgarne kłamstwo, do tego okupione krwią, to podczas seansu ogarniają człowieka bardzo mieszane uczucia. Sądzę, że podobne uczucia ma się, oglądając filmy Leni Riefenstahl. Niby są świetne. Ale wiesz, że jednak nie są.

 

A od roku film Oppenheimera – „Scena zbrodni” – zdobywa prestiżowe nagrody na całym świecie…

To taka swoista klamra. Film skonfrontowany z filmem. To, co zostało zakłamane przez doskonale zrobiony film sprzed trzydziestu lat, Joshua Oppenheimer odczarowuje również doskonale zrobionym filmem. Zresztą sam Werner Herzog powiedział: „Nie widziałem tak potężnego, surrealistycznego i przerażającego filmu od co najmniej dziesięciu lat. To jest film bez precedensu”.

 

Cały czas mam w pamięci tę obciętą głowę, którą dostał w przesyłce ojciec twojego kolegi. „Scena zbrodni” jest właśnie takim dążeniem do prawdy. Szkoda, że dopiero teraz.

Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego „bohaterowie” w tym filmie zgodzili się w ogóle wziąć w nim udział i opowiedzieć o tym, jak mordowali ludzi. Nie czuję, żeby robili to z potrzeby rozliczenia się z przeszłością. Tam jest taka scena, gdy mówią, że wprowadzali w życie techniki zabijania, które widzieli w filmach. Bo jeden z nich pracował w kinie. Przerażające wyznanie.

A potem jest taka scena, w której coś w nich pęka. I nie ma znaczenia, czy to było w nich już wcześniej, czy też Oppenheimer to z nich wydobył – ważne, że doskonale ten moment uchwycił i pokazał. Zrobił to genialnie.

 

Film można zobaczyć na festiwalu PLANETE+ DOC (10-19 maja w Warszawie, 12-19 maja we Wrocławiu). Kadry z filmu opublikowane dzięki uprzejmości dystrybutora filmu.

 

Natalia Laskowska (1983) – doktorantka na Wydziale Orientalistycznym Uniwersytetu Warszawskiego, zajmuje się zagadnieniem apostazji i wolności religijnej z perspektywy współczesnej myśli islamu w Azji Południowo-Wschodniej. Przez wiele lat mieszkała w Indonezji i Malezji. Studiowała język indonezyjski na Uniwersytecie Narodowym w Dżakarcie oraz nauki polityczne i prawo islamskie na Uniwersytecie Airlangga w Surabaji. Wykłada historię Indonezji i Malezji oraz współczesnej myśli islamu w Azji Południowo-Wschodniej w Collegium Civitas. Jest autorką książki „Indonezja” w serii Historia Państw Świata w XX i XXI Wieku w Wydawnictwie Trio (2012) oraz tekstów i tłumaczeń z tematyki indonezyjskiej i malajskiej.

 

 
Jeśli nie chcą Państwo przegapić kolejnych wydań naszego tygodnika, zachęcamy do zapisania się do naszego newslettera.
 

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×