fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Handel bronią, handel życiem

Ilustr.: Zuzanna Borucka

Lubię filmy akcji. Szczególnie te, w których leje się mnóstwo krwi, a akcja rozgrywa się na tle pięknych meczetów i barwnych straganów. Broń musi być. Inaczej widowisko będzie nudne i mdłe. A w życiu jak w filmie. Szczególnie, jeżeli mamy na myśli złote, pustynne burze, czyli Bliski Wschód. Region ten coraz częściej kojarzony jest nie tylko z przepysznym humusem, irańskimi daktylami czy lekkim izraelskim winem, ale także z atakami zbrojnymi, przewrotami, doniesieniami o wojnach i ludzkich tragediach. Coraz rzadziej mam okazję cieszyć się wypitym właśnie ayranem zagryzionym mięsistymi morelami. Zamiast bowiem wspominać wycieczkę po Bosforze, czytam o realizowanym przez Turcję ambitnym planie modernizacji wojskowej czy irańskiej strategii nuklearnej na najbliższe lata. A czerpanie radości ze słodkiej baklawy jest przesłonięte cierpkim smakiem, goryczą i smutkiem, gdy po raz kolejny dowiaduję się o walkach w Lewancie czy przewrotach w Maghrebie. Coraz częściej, by zrozumieć coś więcej z sytuacji politycznej na Bliskim Wschodzie, która niejednemu kojarzy się z węzłem gordyjskim, zamieniam powieści Nadżiba Mahfuza na gazety Haaretz i PalestineTelegraph, a filmy Nadine Labaki zastępuję newsami z Al Jazeery. Polskie media można przy tym niestety w całości pominąć. W ich doniesieniach trudno doszukać się rzetelnej wiedzy, a chęć wywołania czystej sensacji wzbudza we mnie sprzeciw.

Broń. Za każdym konfliktem stoi człowiek. Człowiek naciska na spust karabinu i to on ten karabin produkuje. Jednak nim maszyna znajdzie się w rękach oprawcy, bojownika czy terrorysty, musi najpierw przybyć długą drogę. Handel kwitnie.

 

Uzbrojony Bliski Wschód

Nawet pobieżny przegląd sił zbrojnych w regionie Bliskiego Wschodu wzbudzić może strach. Wystarczy spojrzeć na długą listę aktywnych w sferze jądrowej sił, które są niejako najpoważniejszym zagrożeniem dla bezpieczeństwa międzynarodowego. Zaangażowanie NATO i USA już dawno przestało być gwarantem spokoju czy stabilności w regionie. To poziom uzbrojenia i jakość armii gotowych go użyć stał się obecnie jednym z głównych elementów tamtejszej polityki.

Broni jest coraz więcej. Obszar ten, postrzegany jako nieustające pole bitwy, jest idealnym miejscem dla handlarzy bronią, producentów, a także zwykłych watażków przerzucających nielegalnie broń przez granice. Dociera ona wszędzie tam, gdzie wybucha konflikt, z większą łatwością niż Czerwony Krzyż czy Czerwony Półksiężyc. Nietrudno się przerazić. Wszystkie państwa arabskie, Iran oraz Izrael, które wytrwale budują swój arsenał, bez przerwy zaopatrują się w ogromne ilości broni konwencjonalnej, a niektóre z nich budują własną broń jądrową. Permanentne wsparcie Zachodu i Wschodu w bliskowschodnim wyścigu zbrojeń przyczynia się z kolei do podtrzymywania trwających walk.

A walki wybuchają notorycznie. Źródeł konfliktów można doszukiwać się w sferze geopolitycznej (złoża naturalne, dostępność do mórz i oceanów, granice kraju), etnicznej (mniejszości etniczne), społecznej (łamanie praw człowieka), religijnej (sunnici i szyici, czy inne starcia pomiędzy mniejszością a większością religijną) i gospodarczej (zadłużenie, bezrobocie, bieda, ogromne dysproporcje w rozwoju cywilizacyjnym). Jednakże pamiętajmy, że na wszystko to należy patrzeć z perspektywy historii regionu, naznaczonej piętnem kolonializmu i Zimnej Wojny. Bez tego nie da się zrozumieć obecnych konfliktów.

 

Imperialna hipokryzja

Z punktu widzenia sił zewnętrznych, a w szczególności Europy, utrzymanie pokoju na Bliskim Wschodzie powinno być o wiele bardziej korzystne niż przeciągła niestabilność polityczna oraz towarzysząca jej gospodarcza regresja i społeczny rozkład. Pokój oznacza stabilność rynku, a co za tym idzie wzrost inwestycji, rozwój regionalnej gospodarki, nowe miejsca pracy, bezpieczeństwo w dostępie do surowców. Ważne są też migracje zarobkowe mieszkańców Bliskiego Wschodu do Europy czy rozszerzenie rynków zbytu. Jednakże konflikty cały czas trwają i bardzo trudno je załagadzać. Przede wszystkim w utrzymaniu pokoju nie pomaga rozbieżność polityki prowadzonej przez kraje europejskie, Stany Zjednoczone, Rosję oraz Chiny. Co ciekawe, największa rozbieżność interesów istnieje pomiędzy Wspólnotą Europejską a Stanami Zjednoczonymi. Choć nie należy zapominać, że nieporozumienia dotyczące prowadzenia jednolitej polityki względem regionu zdarzają się również i w samej UE.

Z drugiej strony z handlem bronią zawsze idą w parze wielkie pieniądze, co budzi wątpliwości natury etycznej. Nic więc dziwnego, że zarówno USA jak i kraje europejskie zatajają ogromne zyski z tego wynikające, umniejszając zarazem realne konsekwencje przepływu broni. Militarna wymiana handlowa jest ostentacyjnie ignorowana w debacie publicznej przez wszystkie zaangażowane w ten proceder rządy. Poruszana jest jedynie wtedy, gdy wzbudzi zainteresowanie opinii publicznej i mediów. Czyli rzadko.

Szczególnie bulwersujące jest to, gdy zauważy się, że stałe dostawy ogromnego arsenału broni konwencjonalnej, amunicji oraz innych materiałów i półproduktów wojskowych stoją w sprzeczności z oficjalnymi założeniami, jakie postawiła sobie Europa względem Bliskiego Wschodu. A jakie są fakty? Główni europejscy eksporterzy, pomimo dużej konkurencji na rynku zbrojeniowym, umocnili w ostatnich latach swoją pozycję na tym obszarze poprzez silne wsparcie marketingowe własnych rządów. Na Bliski Wschód z roku na rok dostarcza się coraz więcej zaawansowanych systemów obronnych: powietrznych, lądowych i morskich.

 

Wyścig zbrojeń

Rok po zamachu na World Trade Centre, we wrześniu 2002, administracja Busha wydała dokument Pax Americana, który przedstawiał USA jako światowego lidera i globalnego przywódcę promującego „wolność”, pokój, walkę z globalnym terroryzmem i reżimami produkującymi broń masowego rażenia. Amerykańskie dążenia do globalnej wolności i demokracji miały przekonać międzynarodową opinię publiczną, że to właśnie Stany Zjednoczone służą ogólnym interesom „wolnych” państw. Pozwala to na skuteczne radzenie sobie ze strefą zagrożeń oraz legitymizuje działania rządu amerykańskiego (interwencje zbrojne, kontrola zbrojna) względem państw bliskowschodnich.

Ciągle otwarte jest pytanie o to, na ile strategia, jaką przyjmują Stany Zjednoczone, jest skuteczna, szczególnie w odniesieniu do głównych wyzwań i zagrożeń na Bliskim Wschodzie. Część komentatorów uważa, że alternatywą może być bardziej „ludzka” polityka Niemiec, dla których nie ma „wojny sprawiedliwej”. Choć zarazem dziwić może fakt, iż Niemcy, darzący taką estymą pokój na świecie, również bardzo chętnie eksportują ogromne ilości karabinów maszynowych, czołgów czy okrętów podwodnych do państw gajów daktylowych.

 

UE nie pozostaje dłużna. 21 listopada 2005 r., w obliczu dużego popytu na sprzęt amerykański oraz w trosce o utrzymanie swoich wpływów ze sprzedaży arsenałów wojskowych na Bliskim Wschodzie, przyjęła ona nowy kodeks regulujący postępowanie w zamówieniach obronnych i zbrojeniowych. Obowiązuje on we wszystkich krajach członkowskich handlujących z Bliskim Wschodem i ma na celu kontrolowanie i ułatwianie przepływu towarów poprzez mechanizmy wspierania i zacieśniania współpracy w ramach europejskiego sektora przemysłu obronnego. Umocniono w ten sposób europejską współpracę w zakresie planowania programu obronnego, a także zwiększono możliwości europejskich firm, zajmujących się sprzedażą broni na międzynarodowym rynku zbrojeniowym.

Szczęśliwie, na tym tle rola Polski w międzynarodowym handlu bronią w regionie Bliskiego Wschodu jest nieznaczna. Wkład polskich koncernów zbrojeniowych jest niewielki, a rząd ogranicza eksport broni, karabiny zastępując politykami mającymi promować skuteczną mediację.

 

Skutki

Za statystykami kryją się konkretni ludzie. Miliony osób cierpią na bezpośrednie i pośrednie skutki nieodpowiedzialnego handlu bronią: tysiące osób giną, zostają ofiarami tortur, gwałtów, agresji, nieludzkiego traktowania, głodu, chorób i kalectwa. Część jest zmuszona do ucieczki z własnych domów, często bezpowrotnie, a wielu innych do życia w ciągłym zagrożeniu i strachu. Co roku miliony ludzi zostaje uchodźcami czy przesiedleńcami, migrując z powodu konfliktów zbrojnych. Obozy uchodźców potęgują z kolei przestępczość, mnożąc potencjalnych użytkowników broni konwencjonalnej, co w konsekwencji tworzy zamknięte koło. Niewątpliwie, nieregulowany handel bronią utrudnia utrzymanie i budowanie pokoju w regionie. W wielu przypadkach nawet mały przepływ broni umacnia spiralę przemocy, utrudnia pomoc rozwojową oraz zwalnia rozwój gospodarczy kraju.

Powszechny brak poczucia bezpieczeństwa, dostępu do wody czy żywności sprawia, że ubogie społeczności są w dwójnasób dotknięte. Upadają przedsiębiorstwa niezdolne do efektywnego funkcjonowania, a zagraniczni inwestorzy przenoszą się do spokojniejszych regionów. Dodatkowo w czasie konfliktów nieodwracalnie niszczone są zabytki kultury, co w wymiarze wielopokoleniowym przekreśla dziedzictwo kulturowe – w krajach Bliskiego Wschodu wyjątkowo bogate. Kraj objęty konfliktem zbrojnym traci turystów, czego efektem są straty w budżecie. Przykładem tego jest Egipt w czasie Arabskiej Rewolucji, do którego odważyli się jeździć jedynie polscy i rosyjscy turyści.

 

Nadzieja

Na szczęście pytanie, czy planowane na marzec 2013 spotkanie na szczycie ONZ da oczekiwany efekt w postaci nowej rezolucji dotyczącej handlu bronią, jest już nieaktualne. Traktat o handlu bronią został przyjęty 2 kwietnia tego roku. Jednak czy litery prawa międzynarodowego będą respektowane?

Egzekwowanie prawa, lub raczej jego brak, bardzo oddziałuje na międzynarodowy handel bronią. Sposób postrzegania przestępczości różni się od siebie jak nigdy przedtem, odzwierciedlając różne podejścia narodów do etyki i ludzkiej natury. Szeroko pojęte różnice kulturowe są jednym z ważniejszych czynników determinujących nasze przekonanie o tak abstrakcyjnych pojęciach, jak: honor, ojczyzna, tożsamość, solidarność, wolność, religia, patriotyzm. Wartości te mogą być bardzo trudne do pogodzenia na płaszczyźnie międzynarodowej i międzykulturowej.

 

Korzystając z praw wolnego rynku, handlarze odpowiadają na jego zapotrzebowanie. Świadomie przy tym, niczym inni dealerzy towarów objętych embargiem (np. narkotyki), część kosztów prowadzenia działalności przeznaczają na uniknięcie organów ścigania. Dla ścigających jest to z kolei teren w dużej mierze nieznany, wymagający bardzo silnej współpracy międzynarodowej. Zadanie to jest wyzwaniem dla wszystkich państw, szczególnie tych mniej rozwiniętych. Jednakże w rzeczywistości gotowość do współpracy może być różna, a ich zdolność wykonawcza kwestionowana, przez co niekontrolowany dostęp do broni jest tym bardziej dotkliwy.

Jeszcze do zeszłego tygodnia nie istniał żaden akt czy porozumienie regulujące międzynarodowy handel bronią na świecie. Jak podaje Amnesty International: „Jakkolwiek niedorzeczne może się to wydawać, istnieją międzynarodowe regulacje kontrolujące handel kośćmi dinozaurów, bananami, wodą butelkowaną, ale nie ma globalnych regulacji dotyczących broni palnej i pocisków”. Mam wielką nadzieję, że tak długo wyczekiwany traktat spełni pokładane w nim oczekiwania, a przeprowadzona rezolucja realnie wpłynie na ograniczenie legalnego jak i nielegalnego przepływu broni nie tylko na Bliskim Wschodzie ale i na świecie. Inshallah!

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×