fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Gospodarka cyfrowa dla opornych

Branża cyfrowa posługuje się specyficzną siatką pojęciową. Tworzące ją terminy nie dotyczą jednak jedynie wąsko rozumianej cyfrowej gospodarki, ale stają się elementem wielu dyskusji o zmianach modeli społecznych i gospodarczych.

ilustr.: Antoni Sieczkowski

ilustr.: Antoni Sieczkowski


Tekst pochodzi z 35. numeru papierowego Magazynu „Kontakt” pod tytułem „Czyje są dzieci?”.
Poniższy „słowniczek” wyjaśnia wybrane terminy, użyte w zamieszczonym obok wywiadzie. Nie pretenduje przy tym do opisania całej złożoności gospodarki cyfrowej ani też do jej naukowego, systematycznego ujęcia. Jego celem jest przybliżenie czytelnikowi, niestykającemu się na co dzień z cyfrowym żargonem, najważniejszych – zdaniem autorów – pojęć. Elementy gospodarki cyfrowej, takie jak świadczone tam usługi, są przeciwstawiane „tradycyjnej” gospodarce – to znaczy takiej, w której produkty i usługi są dostarczane w formie fizycznej, ulegają zużyciu, a zapłatą za nie są z reguły pieniądze. Podział ten nie jest ostry, niektóre zjawiska występowały daleko przed pojawieniem się Internetu. Przyjęte uproszczenie pozwala jednak w bardziej przystępny sposób naświetlić elementy zmiany, jaka zachodzi obecnie w gospodarce w związku z dynamicznym rozwojem sektora cyfrowego.
Efekty sieciowe
Gdy kupujemy zwykłą usługę, jak wyjazd na wakacje czy abonament telewizji kablowej, nie interesuje nas specjalnie, ile innych osób wykupiło tę samą usługę. To, czy na danym kanale będą emitowane ciekawe filmy, nie zależy bezpośrednio od liczby oglądających, a rodzaj abonamentu, na jaki zdecydowali się moi przyjaciele, raczej nie wpływa na mój wybór pakietu programów. Inaczej jest w przypadku jednej z najważniejszych usług gospodarki cyfrowej – sieci społecznościowych. To, ile osób do niej należy, a szczególnie, czy są tam już osoby, które znam, ma duże przełożenie na moją osobistą decyzję o przyłączeniu się. Im więcej osób korzysta z danej usługi, tym większa jest dla każdej z nich korzyść. Dzięki temu efektowi firmy działające na rynkach mogą, po pierwsze, szybko nabrać „masy” – zwiększać liczbę użytkowników – a po drugie, łatwiej tych użytkowników utrzymać. Przy odpowiednio dużej liczbie użytkowników każdy nie-uczestnik ma dużą motywację do dołączenia. Z kolei nowa usługa tego samego typu, bez zbudowanej bazy użytkowników, nie jest atrakcyjna, nawet jeśli niektóre jej elementy mogą być wyższej jakości. Przykładami takich usług są sieci społecznościowe, mapy i programy oferujące nawigacje (więcej użytkowników pozwala precyzyjniej wskazywać zagęszczenie ruchu), ale też w pewnym sensie wyszukiwarki internetowe. Tu efekty sieciowe są mniej widoczne, ale wciąż: im więcej osób korzysta z Google czy Bing, tym sprawniej działają ich algorytmy, a więc dają lepsze rezultaty wszystkim użytkownikom.
Konkurencja o rynek
W tradycyjnej gospodarce konkurencja z reguły odbywa się „na danym rynku” – istnieje wiele firm produkujących buty czy wiele konkurencyjnych sieci wypożyczalni samochodów. Inaczej jest na rynkach cechujących się silnymi efektami sieciowymi. Z racji rosnących korzyści przy większej liczbie użytkowników oraz spadającego kosztu pozyskania kolejnych (bo ich motywacja dołączenia do sieci społecznościowej rośnie samoistnie) najpopularniejsze usługi są w stanie szybko zmonopolizować rynek. Przykładem znów mogą być sieci społecznościowe, gdzie dominuje Facebook, wyparłszy na przykład MySpace w USA czy naszą-klasę w Polsce. Właśnie z powodu tych specyficznych cech mówi się, że konkurencja na rynku cyfrowym ma charakter konkurencji „o rynek” – najlepsza firma zgarnia całą pulę.
Dane osobowe/dane nieosobowe
„Dane są walutą współczesnej gospodarki” – tego typu stwierdzenia są wszechobecne w dyskusjach o zmieniających się modelach biznesowych. Jednak dane danym nierówne. Dane dzielą się na kilka rodzajów. Dane osobowe pozwalają na zidentyfikowanie osoby, do której należą. Imię, nazwisko, adres, numery telefonu czy IP komputera – to wszystko stanowi dane osobowe. Aby pozyskiwać i monetyzować takie dane, firmy muszą zdobyć zgodę ich właściciela, wyrażoną świadomie i jednoznacznie, oraz wskazać, do czego będą je wykorzystywać.
Dane nieosobowe to takie, których nie można powiązać z konkretną osobą. Może to być na przykład historia wyszukiwania czy kolejność odwiedzanych stron. Takie dane są pozyskiwane i wykorzystywane dla optymalizacji algorytmów narzędzi internetowych. Zbierane są bez świadomego udziału wytwarzających je osób. Dane te przyczyniają się do łatwiejszego korzystania z licznych usług. Pozwalają zaoferować klientom usługi i produkty skrojone „na miarę” czy przesyłać informacje handlowe osobom, które akurat przechodzą obok danego sklepu.
Inną szczególną kategorią danych są dane wrażliwe. Mogą dotyczyć czyjegoś stanu zdrowia, preferencji seksualnych czy poglądów politycznych. Europa mocno stawia na ochronę danych osobowych, wprowadzając regulacje prawne w celu wzmocnienia możliwości kontroli wykorzystania danych udostępnianych – świadomie lub nie – przez użytkowników Internetu. Odpowiednie przepisy wejdą w życie w czerwcu 2018 roku i obejmą także firmy amerykańskie, dominujące w obszarze usług świadczonych w Internecie. Podejście stosowane w USA jest odmienne. Przetwarzanie danych jest tam traktowane niemal tak samo jak normalny proces biznesowy i nie jest obwarowane tak daleko idącymi gwarancjami oraz ograniczeniami. Różnice podejścia po dwóch stronach Atlantyku wynikają w pewnej mierze z generalnie innego podejścia do działania firm oraz innego definiowania prywatności, które wynika najprawdopodobniej z odmiennej historii obu kontynentów. Europa, która doświadczyła totalitaryzmu hitlerowskiego, buduje prawo na tamtych doświadczeniach, gdzie informacje o czyimś pochodzeniu czy wyróżniających go cechach mogły decydować o życiu lub śmierci.
ilustr.: Antoni Sieczkowski

ilustr.: Antoni Sieczkowski


Regulowany dostęp do sieci
Telekomunikacja jest sektorem sieciowym, co oznacza, że usługi, takie jak dostęp do Internetu czy zwykły telefon, są świadczone dzięki funkcjonowaniu sieci – kabli dochodzących do wszystkich użytkowników. W tym sektorze, podobnie jak na przykład w energetyce czy wodociągach, kluczowym kosztem dla przedsiębiorcy jest zbudowanie sieci: wykup terenów i położenie rur czy kabli. Późniejsze świadczenie usługi niemal nie generuje kosztów. W związku z tym operator, który pierwszy zbuduje sieć na danym terenie, w sposób naturalny zyskuje monopolistyczną pozycję. Użytkownicy w praktyce nie mają wyboru dostawcy, a ten może dyktować swoje warunki, choćby w postaci wyższej ceny za usługi. Zanim na rynku pojawi się konkurencja i wybuduje własną sieć, może minąć wiele czasu.
Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że sieci (telekomunikacyjne, ale nie tylko) były często budowane przy wsparciu państwa. Aby zapewnić konsumentom odpowiedni poziom usług, w tym konkurencyjne ceny, wprowadzono rozwiązania pozwalające na rozwój konkurencji bez konieczności kosztownego budowania kolejnej sieci. Takie rozwiązania to właśnie regulowany dostęp do sieci. W pewnych sytuacjach odpowiednie krajowe organy mogą nakazać operatorowi posiadającemu sieć w danym miejscu udostępnienie jej innym podmiotom. Samo udostępnienie może mieć różny charakter. Może to być po prostu odsprzedaż usług, może być umożliwienie położenia swoich kabli w rurze należącej do pierwszego operatora, a nawet nakaz udostępnienia samego kabla. Dzięki temu klienci mogą wybierać spośród różnych operatorów, a ci zmuszeni są do konkurowania ceną bądź jakością podstawowej usługi lub usług towarzyszących, jak na przykład obsługa klienta. Wprowadzenie tego typu regulacji pozwoliło na rozwój konkurencji na rynkach telekomunikacyjnych i osłabienie pozycji dawnych monopolistów (jak Telekomunikacja Polska w Polsce, France Telecom we Francji czy British Telecom w Wielkiej Brytanii).
Pomysły na regulowanie firm internetowych, takie jak obowiązek dzielenia się danymi czy umożliwienie ich przenoszenia między poszczególnymi usługami, nawiązują do regulacji z sektorów sieciowych. Dane są niezbędnym elementem tworzenia usług, a zgromadzenie odpowiedniej ich ilości jest czasochłonne i kosztowne – podobnie jak budowa nowej sieci przesyłowej w telekomunikacji. Brak możliwości przenoszenia danych przywiązuje z kolei użytkownika do jednego dostawcy, podobnie jak brak możliwości przenoszenia numerów telefonicznych blokował kiedyś użytkowników u jednego operatora telekomunikacyjnego.
Internet Przedmiotów/Rzeczy (Internet of Things)
Oznacza podłączone do Internetu i wysyłające tą drogą sygnały przedmioty, takie jak urządzenia gospodarstwa domowego, artykuły oświetleniowe i grzewcze, urządzenia noszone (wearables) czy samochody. Szacuje się, że w 2020 roku podłączonych do sieci będzie między 25 a 50 miliardów urządzeń. Rozwój Internetu Rzeczy umożliwi powstanie między innymi inteligentnych przestrzeni („inteligentnych miast”), transportu, produktów, budynków czy systemów energetycznych.
Ujawnianie algorytmów
Jedna z metod wyrównywania przewagi konkurencyjnej, polegająca na upublicznieniu części kodu programu i udostępnieniu go konkurencji na równych warunkach. Ujawnienie algorytmów stosowane w przypadku usług, które mają wielkie znaczenie dla gospodarki (na przykład wyszukiwarki internetowej), miałoby doprowadzić do przejrzystości i równego traktowania wszystkich podmiotów. Jednym z argumentów za przyjęciem takiego rozwiązania jest wpływ, jaki wyniki wyszukiwania mogą teoretycznie mieć na wyniki wyborów. Jeśli po wpisaniu do wyszukiwarki hasła „wybory prezydenckie” różni użytkownicy otrzymują różne wyniki, to może prowadzić to do zmian preferencji wyborczych. Z kolei wynik wyszukiwania, jaki zostanie wyświetlony danemu użytkownikowi, zależy od działania algorytmu próbującego na podstawie dotychczas zebranych danych dopasować wyniki wyszukiwania do potrzeb konsumenta. Kwestia znaczenia algorytmów nabrała też nowego wymiaru w związku z dyskusją na temat fałszywych informacji w Internecie i roli, jaką automatyczne filtrowanie treści na portalach społecznościowych odgrywało w amerykańskich wyborach prezydenckich.
GAFA
Google, Apple, Facebook, Amazon. Cztery największe firmy gospodarki cyfrowej na świecie, których wycena na koniec 2016 roku wynosiła: 535 miliardów dolarów dla Apple’a, 517 miliardów dolarów dla Alphabet (właściciela Google’a), 328 miliardów dolarów dla Facebook’a i 271 miliardów dolarów dla Amazona. Dla porównania PKB Polski w 2016 roku wyniosło około 470 miliardów dolarów. Znaczenie tych firm widać też po liczbie użytkowników – ponad 90 procent wyszukiwań internetowych w Europie odbywa się za pośrednictwem Google’a. Android, system operacyjny w dużej mierze kontrolowany przez Google’a, zainstalowany jest w 65 procentach smartfonów używanych na świecie. Niecałe 35 procent smartfonów działa z kolei w oparciu o system operacyjny iOS, wyprodukowany przez Apple’a. Facebook w czerwcu bieżącego roku przekroczył barierę dwóch miliardów aktywnych użytkowników. Amazon ma ponad 300 milionów użytkowników na świecie, ponad 50 procent amerykańskiego rynku sprzedaży online, a równocześnie oferuje największą na świecie platformę usług w chmurze (na przykład dostęp do serwerów czy mocy obliczeniowej „na żądanie”). Z jednej strony, trudno wyobrazić sobie współczesny świat bez tych firm, z drugiej, budzą one wiele kontrowersji związanych ze swoją potęgą, ilością posiadanych danych, ciągłą ekspansją na nowe rynki czy brakiem przejrzystości działań.
 
***

Pozostałe teksty z bieżącego numeru dwutygodnika „Kontakt” można znaleźć tutaj

***

Polecamy także:

de Streel: Czy jesteśmy gotowi na cyfrowy monopol?

Proste sposoby na UTRATĘ UWAGI

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×