fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Franciszek i wojna. Ignorować czy usprawiedliwiać?

Niewłaściwe komentarze Franciszka nie sprawiają, że ważne elementy jego pontyfikatu przestają mieć znaczenie. Jego błagania o pokój nie unieważniają wypowiedzi będących nie na miejscu.
Franciszek i wojna. Ignorować czy usprawiedliwiać?
Ilustr.: Stanisław Gajewski

Podczas przygotowywania researchu do tekstu zauważyłam zjawisko, które w polskim internecie zdarza się niezwykle rzadko: oto zarówno katoliccy „tradsi”, zrzeszeni w niszowych grupach na Facebooku, jak i lewicujące portale satyryczne krytykują (często w formie prześmiewczych memów) dokładnie to samo: słowa papieża Franciszka dotyczące wojny w Ukrainie. U części katolików, ale także osób niereligijnych, które dotychczas ceniły papieża, pojawia się silny dysonans i wątpliwość: czy to, co mówi Franciszek, należy tłumaczyć i usprawiedliwiać, czy może raczej ignorować lub krytykować? A może rozwiązanie wewnętrznego konfliktu, który w związku z wypowiedziami papieża trapi wielu z nas, powinno wykraczać poza te dwie skrajne opcje?

Czemu obchodzi nas papież

To nie jest tekst o tym, w jaki sposób można interpretować wypowiedzi Franciszka na temat wojny w Ukrainie. Nie jest to esej o „teologii wojny” ani też analiza tego, w jaki sposób pontyfikat obecnie urzędującego papieża przyczynia się do poprawy stosunków międzynarodowych. Nie chcę również dokonywać analizy wypowiedzi poszczególnych „tłumaczy” języka, którym posługuje się Franciszek, na język publicystyki. Nie dlatego, że analizy takie uważam za niepotrzebne, ale dlatego, że przystępując do pisania, postawiłam sobie inny cel. Chciałabym przyjrzeć się z „lotu ptaka” pojawiającym się w różnych mediach około-franciszkowym narracjom (zarówno wyrażającym się w formie esejów, jak i krótkich wypowiedzi udostępnianych w social mediach czy memów). Chcę także spróbować znaleźć odpowiedź na pytanie, w jaki sposób możemy „ułożyć się” z wypowiedziami Franciszka, które budzą w nas sprzeciw, jak i z pełnymi emocji (i niekiedy emoji) próbami analizy papieskich słów. Po przejrzeniu dziesiątek instagramowych relacji, w których występuje Franciszek, a także po lekturze kilku tekstów nawiązujących do jego wypowiedzi, widzę, że mimo laicyzacji społeczeństwa podczas poważnego kryzysu wciąż oczekujemy głosu ze strony ludzi Kościoła. Jestem przekonana, że mamy do tego prawo.

Franciszek i „Młyny Boże”

Wielu odbiorców Franciszkowych komunikatów okołowojennych poczuło jednak, że papież, wcześniej kojarzony nawet przez niewierzących z głosem sprawiedliwości społecznej (między innymi za sprawą encykliki „Fratelli tutti”), poważnie zawiódł w tej materii. Najpierw bowiem przez długi czas unikał tego, co dla części opinii publicznej było niezwykle ważne – czyli jasnego stwierdzenia, że to Rosja jest oprawcą, a Ukraina – ofiarą. Ogólne wypowiedzi na temat znaczenia pokoju oraz słynne już w internetowej popkulturze „wszyscy jesteśmy winni” przez część katolików i niekatolików zostały odebrane jako protekcjonalne, a wręcz – stanowiące dowód na brak cywilnej odwagi papieża. Ostrożny ton papieża budzi dysonans u katolików otwartych i umiarkowanie tradycyjnych: ktoś, kto wcześniej potrafił wyraźnie piętnować przemoc i wyzysk, zdaje się milczeć wobec ludobójstwa. Dla osób o zapatrywaniach antyklerykalnych postawa Franciszka sprzed paru tygodni stanowi dowód na to, że Kościół potrafi podnieść głos jedynie wtedy, gdy chce moralizować ludzi w zakresie etyki seksualnej. Część internautów wypowiedzi Franciszka porównała do działań Piusa XII, który – zdaniem niektórych historyków – unikał otwartej krytyki nazizmu. Porównania Franciszka do poprzednika z czasów II wojny światowej zostały wzmocnione cytatami z „Młynów Bożych”, których autor jest przekonany, że Kościół potrafi „układać się” z totalitaryzmami. Tymczasem od dawna niechętne Franciszkowi środowiska katolickich konserwatystów i tradycjonalistów, których członkowie do tej pory za jedną z największych „zbrodni” Franciszka uznawali ograniczenie sprawowania mszy trydenckiej, na zamkniętych grupach internetowych często wyrażali podszyte drwiną rozbawienie, że bywalcy „lewej nawy” dopiero teraz „poznali się” na Franciszku. Można pokusić się zatem o stwierdzenie, że wypowiedzi Franciszka na temat wojny w Ukrainie unaoczniły i zintensyfikowały społeczne emocje wokół Kościoła w ogóle.

Prawo do wściekłości, prawo do wycofania

Co zatem osoba wierząca (niekoniecznie gorliwie, ale jednak chcąca być w Kościele) może zrobić z tym, że wypowiedzi Franciszka wydają się jej szokujące, niewłaściwe lub nawet niegodziwe? A jakie możliwości ma osoba, która od Kościoła woli trzymać się z daleka albo która jest świeżo po kościelnym exodusie? Czy w imię sprzeciwu wobec symetryzmu – przecież wiemy doskonale, kto jest sprawcą, a kto ofiarą i nie ma tutaj mowy o żadnej „niejasności” – powinniśmy całkowicie przestać słuchać papieża? A może, chcąc pozostać w Kościele, powinniśmy szukać usprawiedliwienia dla słów papieża, twierdzić, że zostały one wyrwane z kontekstu, cytować jego inne wypowiedzi, w których papież sprzeciwiał się konfliktom zbrojnym? Wreszcie – może najlepiej w tej sytuacji byłoby po prostu nie zwracać uwagi na ostatnie słowa papieża, nie angażować się w facebookowe dyskusje i żyć religijną codziennością?

Jestem w pełni świadoma, że żaden publicysta nie ma władzy nad sumieniami swoich odbiorców – nie chcę więc przedstawiać uproszczonej recepty na „życie po słowach Franciszka”. Sądzę jednak, że poradzenie sobie z trudnymi emocjami, które u wielu z nas wywołują ostatnie poczynania papieża, może wymagać tego samego, co jest warunkiem przejścia przez psychoterapię po bolesnym życiowym doświadczeniu. W pierwszej kolejności, jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało, powinniśmy dać sobie prawo do różnych uczuć w obecnej sytuacji. Możemy być na papieża wściekli, możemy być rozczarowani i zawiedzeni. Możemy również odczuwać miks smutku i ulgi – na przykład związanej z tym, że w głośnym wywiadzie dla „Corriere della Sera” papież w końcu zaczął mówić wprost o Putinie.

Pamiętajmy też, że nie mamy obowiązku na bieżąco śledzić informacji o tym, co poszczególne autorytety – również kościelne – mówią na temat wojny. Informacje płynące od korespondentów wojennych same w sobie są obciążające i mogą przyczyniać się do powstawania poczucia silnego lęku i bezradności – nie jesteśmy więc zobligowani do uczestniczenia w dyskusjach na temat tego, kto jest obecnie największym intelektualnym sojusznikiem Ukrainy, a kto uprawia prorosyjski white washing. Dążenie do bycia na bieżąco może być mechanizmem, dzięki któremu odzyskujemy poczucie kontroli nad otaczającą nas rzeczywistością, ale bywa również przeciążające i niszczące. Innymi słowy – nawet jako ludzie Kościoła czy osoby zaangażowane społecznie nie musimy czytać wszystkich wypowiedzi (i komentarzy do wypowiedzi) papieża – i nie świadczy to o tym, że jesteśmy obojętni na los walczącej Ukrainy albo nie obchodzi nas to, co dzieje się w Kościele. W pewnych momentach danie sobie prawa do nieprzyswajania kolejnych informacji może służyć dobrostanowi psychicznemu i duchowemu.

W pracy terapeutycznej i interwencyjnej spotykam osoby, dla których cała sytuacja wojny wiąże się z poczuciem zawodu i straty – wierzyliśmy w to, że ludobójstwo nie ma prawa zdarzyć się w naszych czasach, w naszej części Europy. Głębokie poczucie zawodu autorytetem papieża (lub innym, który jest dla nas ważny) może stać się zarzewiem egzystencjalnego kryzysu – a w kryzysie potrzeba zazwyczaj stabilnych punktów oparcia. Zaangażowani członkowie Kościoła mogą na szczęście znaleźć zrozumienie dla ich odczuć u części katolickich mentorów i publicystów, którzy również czują się zdezorientowani przez wypowiedzi Franciszka (jeden z takich tekstów autorstwa Karola Kleczki ukazał się jakoś czas temu w „Kontakcie”). Nie, nie chodzi o przekonywanie samych siebie, że głos Franciszka jest chwilową niejasnością, a większość katolików myśli i pisze „jak należy” – chodzi raczej o posiadanie (choćby wirtualnej) wspólnoty osób, które rozumieją nasz punkt widzenia.

Pomieścić ambiwalencję

Wreszcie, kiedy zrozumiemy swoje własne emocje i zdecydujemy, czy w ogóle chcemy zajmować się okołowojennymi tematami, możemy dokonywać analizy sytuacji, w której znalazł się Kościół, od strony intelektualnej. Osobiście sądzę, że sytuacja, w której Franciszek wypowiada się – mówiąc eufemistycznie – niezręcznie na temat Ukrainy, Rosji czy „szczekania” NATO, może nam przypominać, że nie wszystkie słowa papieży stanowią dogmaty – a przemyślenia biskupów Rzymu na tematy geopolityczne nie wchodzą w skład depozytu wiary. Jest to również gorzka, ale i ważna pod wieloma względami „lekcja” pomieszczania w sobie ambiwalencji – niektóre niewłaściwe w moim poczuciu komentarze Franciszka nie sprawiają, że ważne elementy jego pontyfikatu (jak dążenie do synodalnosci czy działania na rzecz zmiany języka używanego wobec osób LGBT w Kościele) przestają mieć znaczenie – i vice versa. Rozsądne wypowiedzi Franciszka na temat wojny i jego błagania o pokój (tak, te elementy również należy dostrzec!) nie unieważniają wypowiedzi będących nie na miejscu, ani też się nie zerują. Papa Francesco może być jednocześnie i uduchowionym prorokiem, i słabym specjalistą do spraw międzynarodowych – tak samo jak świeccy przywódcy mogą mieć na swoim koncie i imponujące dokonania, i wstydliwe epizody.

Last but not least – budzące sprzeciw wypowiedzi papieża pokazują, że potrzebujemy odejść od mentalności klerykalnej. Żaden ksiądz, biskup czy namiestnik Chrystusa nie ma monopolu na objaśnienie nam świata – i Franciszek nie stanowi wyjątku od tej reguły.

 

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×