Rozmowa z Benjaminem Forcano
Fragment tej rozmowy ukazał się także w numerze „Czyj papież?” Magazynu Kontakt.
Na przełomowej Konferencji Episkopatu Ameryki Łacińskiej w Medellín w 1968 roku tamtejsi biskupi wyrazili poparcie dla zasadniczych idei teologii wyzwolenia, w tym przede wszystkim preferencyjnej opcji na rzecz ubogich oraz myślenia o grzechu w kategoriach strukturalnych. Jedenaście lat później, otwierając Konferencję w Puebla, Jan Paweł II inaczej rozkładał akcenty. Przestrzegał przed pokładaniem nadziei w zmianach strukturalnych i zaangażowaniu politycznym. Czy powiedział biskupom latynoamerykańskim coś zasadniczo innego, niż to, co w Medellín usłyszeli od Pawła VI?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy cofnąć się do Soboru Watykańskiego II. Przyniósł on zmiany, które nie dają się porównać z niczym, co wydarzyło się w Kościele w ciągu kilku poprzedzających Sobór stuleci. W dokumentach soborowych poddano rewizji cały sposób, w jaki oficjalnie rozumiało się chrześcijaństwo. Zakwestionowano interesy i przywileje, wierzenia i przyzwyczajenia. Uczestnicy Soboru mieli świadomość, że ludzkość zmaga się z poważnymi problemami, a zarazem byli przekonani, że Kościół nie ma na te problemy satysfakcjonującej odpowiedzi. Tamten czas był antropologicznie, socjopolitycznie i kulturowo nowy. W związku z tym Kościół wymagał radykalnej reformy. Dla tej nowej świadomości dwie sprawy były oczywiste. Po pierwsze, Kościół nie mógł dłużej konstytuować się w opozycji do świata jako „społeczeństwo równoległe”. Ta antyteza sprzed wieków musiała zostać przezwyciężona, ponieważ Kościół nie był uważnym słuchaczem Ewangelii. Zakorzeniły się w nim zwyczaje, prawa i struktury, które nie odzwierciedlały nauki ani praktyki Jezusa. Po drugie, był to koniec modelu Kościoła, który przez prawie dwa tysiące lat pozostawał związany z jedną przestrzenią kulturową: Europą Zachodnią.
W ten sposób dochodzimy do Konferencji w Medellín…
Właśnie. Dokumenty soborowe musiały zostać przyjęte i zasymilowane w obrębie Kościoła. W Medellín episkopat Ameryki Łacińskiej umieścił nauczanie Soboru w wyjątkowym kontekście Trzeciego Świata. Wnioski płynące z konferencji były tak ważne i nowatorskie, że po powrocie ze swojego tournée po Ameryce Łacińskiej John Rockefeller powiedział: „jeśli latynoamerykański Kościół będzie przestrzegał porozumień z Medellín, interesy Stanów Zjednoczonych w Ameryce Łacińskiej są zagrożone”. Teologia wyzwolenia nabrała rozmachu wraz z Soborem Watykańskim II i została oficjalnie poświęcona na Konferencji w Medellín. Minęło jednak niewiele czasu i nastąpiła restauracja…
Jaką rolę odegrał w tym procesie Jan Paweł II?
W 1978 roku postulaty soborowe i teologia wyzwolenia współistniały już od dłuższego czasu. W tym samym roku Karol Wojtyła został wybrany na papieża. Dzisiaj nikt już chyba nie wątpi w to, że Jan Paweł II reprezentuje bardzo „silny” sposób rozumienia chrześcijaństwa i zarządzania Kościołem. W ciągu jego trwającego dwadzieścia sześć lat pontyfikatu Kościół instytucjonalny, chroniony przez niego przy pomocy aparatu organizacyjnego i duchownego, zyskał taki wpływ i taką jednolitość, że nasuwa się pytanie, czy nie uczyniono tego przypadkiem kosztem zerwania z jego najgłębszą istotą, którą są przecież miłość i wolność.
Czy jednak Jan Paweł II, papież podróżujący, nie przyciągał tłumów i nie był oklaskiwany wszędzie, gdzie tylko się pojawiał? Jak wyjaśnić to napięcie pomiędzy powszechnym uznaniem i teologiczną krytyką?
Zewnętrzne przywództwo papieża Wojtyły bardzo kontrastuje z jego przywództwem wewnątrz Kościoła. Początkowo sądzono, że Wojtyła będzie potwierdzeniem Soboru. Wkrótce okazało się jednak, że papież przyniósł ze sobą inny model Kościoła, niż ten zaprojektowany przez Sobór, i że to jemu zamierzał poświęcić całą swoją energię.
Jan Paweł II odebrał tradycjonalistyczną formację i wyniósł z niej przekonanie, że Europa kroczy ścieżkami sekularyzacji, ateizmu oraz hedonistycznego i konsumpcyjnego materializmu. Myślał o nowoczesności w sposób negatywny, ponieważ w jego przekonaniu Kościół tracił w niej swoją dawną hegemonię i był spychany do sfery prywatnej. Postawił zatem na restaurację, to znaczy na ponowną chrystianizację Europy. Temu, co identyfikował jako zło, starał się przeciwstawić poprzez przywrócenie modelu Kościoła przedsoborowego: scentralizowanego, androcentrycznego, klerykalnego, posłusznego i antynowoczesnego. Ta restauracja dotknęła Kościoła na wszystkich poziomach i szczeblach: synodów, konferencji episkopatów, zgromadzeń zakonnych, wydziałów uniwersyteckich, teologów, publikacji, czasopism… Aby ostatecznie stała się faktem, trzeba było powrócić do tradycyjnych instrumentów sprawowania władzy i oprzeć ją na silnych ruchach, takich jak Opus Dei, Comunione e Liberazione, Neokatechumenat, Legioniści Chrystusa i tak dalej.
Szwajcarski teolog Hans Küng powiedział, że w celu uciszenia teologów wyzwolenia Jan Paweł II wraz z kardynałem Josephem Ratzingerem, ówczesnym prefektem Kongregacji Nauki Wiary, sięgali po „metody inkwizycyjne”. Kongregacja domagała się zwoływania komisji doktrynalnych episkopatów latynoamerykańskich, a od peruwiańskiego episkopatu zażądała wręcz ustosunkowania się do jej krytycznych uwag o teologii Gustavo Gutiérreza. Podzieleni w ocenie teologii wyzwolenia biskupi nie zdołali uzgodnić wspólnego stanowiska, ale Gutiérrez został poproszony o rok milczenia. Czy działania Kongregacji miały pełne poparcie Jana Pawła II?
Rzecz jasna, proces, który nazywam „restauracją”, odbył się pod kontrolą kardynała Ratzingera. To właśnie on w 1984 roku, dwadzieścia lat po Soborze, napisał „Raport o wierze”, w którym wykazywał poważne błędy teologii wyzwolenia. Prefekt nie byłby jednak w stanie samodzielnie zaplanować i przeprowadzić restauracji bez papieża, który poparł go swoim najwyższym autorytetem. Protestowali przeciwko temu teologowie, którzy podczas Soboru byli ekspertami swoich episkopatów, a dzisiaj uważani są za architektów dokumentów soborowych. Edward Schillebeeckx pisał na przykład: „obecnie wydaje się, że kardynał Ratzinger jest jedynym uprawnionym do autentycznej interpretacji Soboru. To sprzeczne z tradycją. W tym sensie twierdzę, że jest to pogwałcenie ducha Soboru”.
Sam papież wielokrotnie dystansował się od teologii wyzwolenia. W 1996 roku podczas pielgrzymki do Ameryki Środkowej wyraził na przykład przekonanie, że upadła ona wraz z komunizmem. Z drugiej strony, deklarował, że teologia wyzwolenia jest potrzebna Kościołowi w Ameryce Łacińskiej. Jak rozumieć intencję kryjącą się za tymi niespójnymi wypowiedziami?
Papież Wojtyła głęboko uwewnętrznił napędzaną i promowaną przez kardynała Ratzingera ideę, że teologowie wyzwolenia poparli marksistowską wizję życia. Wizję, która jako taka jest ateistyczna. Idea ta jest oczywiście fałszywa i oszczercza. Według mojej wiedzy żaden teolog wyzwolenia nie wybrał opcji, która byłaby sprzeczna z wiarą chrześcijańską. Marksizmu używali tylko jako narzędzia służącego do krytycznej analizy pochodzenia, zakresu i celów systemu kapitalistycznego. Było to pośrednictwo, cenne jakich mało, w poznawaniu przyczyn ubóstwa i zwalczaniu ich. Wobec niedostatku takiej analizy teolog europejski Johann Baptist Metz musiał przyznać: „Wśród nas tożsamość chrześcijańską cechuje nie wyłącznie, ale przede wszystkim, religia burżuazyjna. Doświadczyliśmy jedynie Kościoła, który legitymizował i wspierał mocarstwa państwowe”. To by wyjaśniało, dlaczego w przeszłości wszystkie rewolucje były dokonywane przeciwko Kościołowi lub bez jego udziału.
Jak więc należy prawidłowo rozumieć związek teologii wyzwolenia z systemem kapitalistycznym?
Należałoby wyróżnić w tym względzie dwa „momenty”.
Jakie?
W pierwszej kolejności trzeba uznać, że ubóstwo w naszych czasach jawi się jako integralna część systemu kapitalistycznego. Kapitalizm jest przedstawiany jako twórca bogactwa, które nigdy wcześniej nie miało miejsca, ale skrywa się krętą drogę dojścia do tego bogactwa oraz ofiary, które za sobą pociągnęła.
Paradoksalnie diagnoza Marksa się spełnia, ale z ogromnym okrucieństwem. Neoliberalna struktura kapitalizmu daje nam klucz do wyjaśnienia jego funkcjonowania i wyników: pozytywnych dla niektórych i negatywnych dla innych. Ubóstwo jawi się jako rzeczywistość dialektyczna: istnieją biedni, ponieważ istnieją bogaci, większość jest biedna, ponieważ mniejszość jest bogata. Bogaci stają się bogaci, ponieważ pozbawiają biednych tego, co jest ich – zarobków, ziemi, pracy i tak dalej.
Dlatego bogaci są tymi, którzy doprowadzają innych do ruiny, a biedni tymi, którzy są pozbawiani środków do życia. Bogaci są tymi, którzy wywłaszczają i tłamszą, a biedni są wywłaszczeni i tłamszeni. To, że Północ ma tysiąc razy więcej niż Południe, że konsumuje, dominuje, ma o wiele, wiele wyższe PKB na mieszkańca, że się zbroi aż po zęby i lekceważy podstawowe potrzeby ludzkości, nie wynika z niedoboru, ale z rezultatu dialektycznego układu między bogatymi a biednymi.
Co z tego wynika?
Sposób rozumienia i opisywania rzeczywistości. Jak pisał nasz teolog, Gustavo Gutierrez, „biedni w naszych czasach to klasy wyzyskiwane, rasy marginalizowane, kultury pogardzane”.
Jest to szczególnie widoczne w wymiarze ekologicznym. Dominacja obecnego systemu polega na inwazji na terytoria, plądrowaniu zasobów naturalnych, gdzie jedynym celem jest zysk, przy pozostawianiu wszędzie pustki i śmierci. Zniszczenie to należałoby zaklasyfikować jako „ekozagładę” (ecoholokaust).
A jednak wciąż wiele osób twierdzi, że nie ma lepszego systemu niż kapitalizm. Z istoty.
W odpowiedzi należy powtarzać prostą prawdę: gospodarka, która nie służy człowiekowi, która nie podlega zasadzie dobra wspólnego, której strzegłoby państwo, która przynosi pozytywne wyniki tylko mniejszości, a negatywne – większości, która rządzi się dynamiką egoizmu, zysku, prawa silniejszego, i która uniemożliwia stosunki między jednostkami i wspólnotą oparte na sprawiedliwości, miłości i solidarności – taka gospodarka jest błędna. Taka ekonomia jest błędem.
Kultura wywodząca się z kapitalizmu chce, abyśmy uwierzyli, że szczęście polega na nabywaniu nieruchomości, rzeczy, dorabianiu się, zdobywaniu władzy. Ostatecznie zaczynamy uznawać to za naturalne, że bycie samolubnym, chciwym, aroganckim, dominującym miałoby być wskaźnikiem naszej tożsamości jako istot ludzkich. A w rzeczywistości największe wartości człowieka to uczciwość, braterstwo, tworzenie relacji opartych na miłości i wolności, niebycie obojętnym ani niewrażliwym na cierpienie innych. Życie, które nie jest nastawione na szukanie uznania i poklasku, ale na zaspokojenie podstawowych potrzeb ludzkości i walkę z tym, co przynosi cierpienie.
Przejdźmy do drugiego „momentu” w teologii wyzwolenia.
Nie bez powodu teologii wyzwolenia nie dało się porównać z teologiami z przeszłości. Światowy porządek społeczno-ekonomiczny i polityczny ustanowiony został zgodnie z prawami najsilniejszego, co miało rzekomo posiadać etyczną konsekrację i błogosławieństwo woli Bożej. Porządek ten skonsolidowany został w krajach chrześcijańskich i zyskiwał legitymizację oficjalnej teologii. W efekcie wszelkie próby jego zmiany uznawane były za świętokradztwo.
Czyli system kapitalistyczny szukał legitymizacji także w teologii?
Centra finansowe i polityczne nie wahały się polegać na tej teologii, która w niczym ich nie kwestionowała, a zachęcała do rezygnacji, przedstawiała nierówności społeczne i zło jako próby zsyłane przez Boga w celu nabycia świętości i akumulacji zasług potrzebnych, by wstąpić do Nieba. To teologia obojętna, która wywyższa chwałę Boga, a jednocześnie usprawiedliwia pogwałcenie praw człowieka, zwłaszcza najbiedniejszych.
Zaabsorbowaniu Kościoła samym sobą towarzyszy teologia obojętna w obliczu bólu i niewoli większości. To ona nieustannie organizowała pompatyczne ceremonie religijne, mające na celu zapewnienie sobie zbawienia; ustanawiała przykazania, doktryny, prawa i dogmaty, których należało się nauczyć na pamięć; promowała niekończące się modlitwy i msze. Ostatecznie pozostały one dziełami pobożnymi, nieprzedstawiającymi jednak wcale tego, co życie Jezusa miało na celu potępić i co wskazywało czynić zawsze i w każdym społeczeństwie.
W jaki sposób odpowiadali na to hiszpańscy teologowie?
Z niezaprzeczalną racją, w odpowiedzi na działania grup fundamentalistycznych lub neokonserwatywnych, które odrzuciły zmianę społeczną i głosiły religię, która miała być apolityczna, 32 teologów europejskiego czasopisma „Sobór” „starało się rozwiązać problem uciśnionych w świetle i wierze oraz promować ich całościowe wyzwolenie”. W tym samym duchu Hiszpańskie Stowarzyszenie Teologów Juan XXIII pisało:
„Podzielamy wraz z teologami wyzwolenia zadanie wypracowania, mając na uwadze biednych, rygorystycznej refleksji chrześcijańskiej, duchowości podążającej za Jezusem, Kościoła wspólnotowego i działalności duszpasterskiej w solidarności z tymi, którzy zostali wygnani ze swojej ziemi, w duchu pluralizmu, który nie zrywa z komunią Kościoła”.
Było to nieustanne przywoływanie obecności i ekspansja wyzwalającej fali nowej teologii w Europie. Jako świadek i jej redaktor w Hiszpanii, nie mogę się oprzeć podkreśleniu znaczenia tej teologii i jej wpływu, który był wywierany także przez kongresy teologiczne zainicjowane w 1980 roku, trwające do dziś i organizowane nieprzerwanie. W ostatnim wydarzeniu, trwającym cztery dni, brało udział około 1500 osób. Każdy Kongres podejmował różne zagadnienia, posługiwał się interdyscyplinarną metodologią, odbywał się z udziałem około siedmiu mówców, z okrągłymi stołami, wystąpieniami i na koniec Eucharystią.
Jak na to reagowali biskupi?
Jak można było się spodziewać, Kongresy wzbudziły nieufność w Episkopacie, który próbował je kontrolować. Jednak Stowarzyszenie teologów i teolożek Juan XXIII opowiedziało się jednogłośnie przeciwko tym próbom i było w stanie kontynuować Kongresy. Bez interwencji hierarchii kościelnej i pomimo różnych prób ograniczenia wolności w doborze mówców, myśli przewodnich i celów, udało się zachować wobec niej autonomię.
Wiele osób w Europie ignoruje lub słyszało wiele złego o teologii wyzwolenia – mimo rezonansu, z jakim spotyka się, jak widać, także na naszym kontynencie. Może warto pokusić się o syntetyczne przedstawienie im jej głównych cech?
Nie jest to łatwe zadanie, jeśli weźmiemy pod uwagę ogromną stertę książek, artykułów, publikacji, grup, ruchów i działających wokół niej projektów. Ale spróbuję. Mogę zrobić to w punktach?
Proszę bardzo.
Punkt pierwszy: teologia wyzwolenia wyrasta z potrzeb świata w większości biednego i uciskanego.
Punkt drugi: obejmuje „negatywne” wyzwolenie od grzechu, niewoli i śmierci oraz „pozytywne” wyzwolenie skupione na Królestwie Bożym, na stworzeniu nowego człowieka i końcu historii.
Punkt trzeci: wyzwolenie jest tu ostatecznym celem – wyzwolenie z rzeczywistości ucisku ludzi umierających powoli lub krzyżowanych, ludzi i społeczeństw uciskanych.
Punkt czwarty: teologia wyzwolenia skupia się na Królestwie Bożym jako odniesieniu i narzędziu transformacji, która ma zostać przeprowadzona. Królestwo to ma zaistnieć już na tym świecie i urzeczywistnić się w życiu biednych.
Punkt piąty: Objawienie Boga, oprócz tego, że jest dane w Piśmie Świętym, Tradycji Kościelnej i Nauce Kościoła, ma miejsce także w historii, przeszłości i teraźniejszości, w objawieniach czasów. Episkopat Ameryki Łacińskiej w 1968 roku w Medellín usankcjonował jako jedno z tych objawień „zbiorową nędzę, która woła do nieba” oraz „tęsknotę za wyzwoleniem wszystkich niewolników”. Objawienie to widoczne jest także w praktycznej odpowiedzi wiernych poprzez naśladowanie Jezusa, ponieważ, jak pisał Jan Sobrino, „Bóg nie jest czysto transcendentną obcością w odniesieniu do historii, ale raczej On Sam oddaje się historii”.
Punkt szósty dotyczy zadań teologii wyzwolenia…
Jakie one są?
Po pierwsze, wzięcie odpowiedzialności za rzeczywistość poprzez jej zgłębianie, słuchanie jej i poddanie się jej wpływowi, co wymaga użycia wiedzy naukowej, filozoficznej, etyczno-społecznej i tak dalej. Po drugie, bycie częścią świata biednych, z nieuchronną stronniczością…
Stronniczością? W Europie z ideał uchodzi raczej bezstronność.
A jednak dzięki stronniczości poznaje się prawdę lepiej niż z perspektywy całości! Sobrino pisał: „Z Trzeciego Świata lepiej poznaje się prawdę o nim samym, a także lepiej dochodzi się do prawdy Pierwszego Świata z tego punktu widzenia; nie ma to jednak miejsca w odwrotnej kolejności”.
Trzecim zadaniem teologii wyzwolenia jest marsz u boku biednych, który jest sprawdzianem wierności temu, co objawia Bóg. Ten marsz wytwarza w ludzie Bożym jasność i zachętę do budowania Królestwa. Jeśli Kościół jest Ludem Bożym i jest Kościołem ubogich, musi wykonywać swoją powinność pośród nich. Jeśli nie, teologię należy zmienić.
Po czwarte, z udziałem empatii, teologia wyzwolenia odkrywa przyczyny zubożenia większości i jej cierpienia, i twórczo poszukuje rozwiązań tej sytuacji. Sytuuje ją to w pozycji konfliktu historycznego i zmusza do stawienia czoła fałszywym bóstwom, co skazuje ją również na prześladowanie przez możnych tego świata.
Po piąte wreszcie, to współżycie z biednymi sprawia, że teologia wyzwolenia idzie naprzód z nową perspektywą, dzięki której widzi i dotyka najświętszego: tego, że Bóg, jego Królestwo i Jezus są dobrzy, dobrzy dla człowieka i historii, dobrzy, ponieważ humanizują i zbawiają, dobrzy przede wszystkim dla biednych i ich wyzwolenia.
Podsumowując, można stwierdzić, że ścieżki ubogich i ścieżki Boże są na tym świecie wspólne. Czy jest jednak scenariusz, który – pomimo otaczającego nas opresyjnego neoliberalizmu – pozwoliłby odzyskać nadzieję na inny, bardziej równościowy, braterski, wolny i pokojowy świat?
Jest! Przedstawię go głosem biskupa Pedro Casaldáligi Plá, który w zeszłym roku obchodził 50. rocznicę ustanowienia swojej prałatury Sao Felix do Araguaia w Brazylii. Był on poetą, mistykiem i profetą. Pozwolą państwo, że przywołam garść jego cytatów?
„Kiedy nie żyjesz wśród biednych, próżno o zmianę. Okazuje się, że żyjąc wśród biednych, nie sposób zrozumieć błędnych decyzji naszego drogiego kardynała Ratzingera potępiającego teologię wyzwolenia. Kościół katolicki zgrzeszył, ustanawiając perfidną dychotomię Kościoła i Świata, tę dychotomię porządku-ziemskiego i porządku-nadprzyrodzonego. Jest tylko jeden Bóg, jedno stworzenie, jedna ludzkość”.
„Jedynie przestając być Pierwszym Światem, Pierwszy Świat może pomóc Trzeciemu Światu. Dla mnie jest to dogmat wiary. Jeśli Pierwszy Świat nie popełni samobójstwa jako Pierwszy Świat, Trzeci Świat nie może istnieć »po ludzku«. Dopóki istnieć będzie Pierwszy Świat, istnieć będą przywileje, wykluczenie, dominacja, luksus i marginalizacja. Dopóki wy w Pierwszym Świecie nie zdecydujecie się być światem ludzkim, my nie będziemy mogli takim się stać”.
„Wierzę, że kapitalizm jest z natury zły: ponieważ jest to społecznie zinstytucjonalizowany egoizm, publiczne bałwochwalstwo zysków, oficjalne uznanie wyzysku człowieka przez człowieka, niewolnictwo większości w jarzmie interesów i dobrobytu dla nielicznych”.
„Jedną rzecz w życiu zrozumiałem: prawica jest reakcyjna z natury, fanatycznie paraliżująca zmianę. Gdy przychodzi do ochrony jej własnych interesów, solidarnie staje po to, żeby podtrzymać porządek, który jest dobry… dla tej samej mniejszości co zawsze”.
„Bluźnierstwo naszych czasów, najwyższa herezja, która zawsze kończy się bałwochwalstwem, to »makroidolatria« wszechobecnego rynku. Jezus wyraźnie powiedział, że anty-Bóg to pieniądze. To nie pochodzi od żadnego marksisty ani żadnego teologa wyzwolenia. Pochodzi od Pana Jezusa”.
„Przeszedłem do opcji socjalistycznych. Ze względu na kontakt z dialektyczną naturą życia, wymagania Ewangelii, a także z niektórych przyczyn związanych z marksizmem. Jaki socjalizm, tego nie wiem na dzień dzisiejszy, tak, jak nie wiem, jaki będzie jutro Kościół, który dziś staramy się zbudować, nawet jeśli pragniemy widzieć go każdego dnia bardziej chrześcijańskim”.
„Zawsze to powtarzaliśmy: teologia wyzwolenia jest teologią i wyzwoleniem nie dlatego, że postawiła na Marksa, ale ze względu na Boga i Ojca naszego Pana Jezusa Chrystusa, Jego Królestwo i Jego ubogich. Nasz Bóg chce wyzwolenia z wszelkiej niewoli. Sytuacja 2/3 ludzkości jest sprzeczna z wolą Boga, a teologia wyzwolenia zobowiązuje się do zmiany tej sytuacji. Tylko wrogów ludu drażni teologia wyzwolenia. I dlatego oczerniają ją i prześladują”.
Czy mogę też zacytować na koniec jego wiersz?
Niech zatem będzie to pointa tej rozmowy.
„Ja trzymam się tego, co powiedziane:
Sprawiedliwość:
pomimo prawa przyzwyczajeń,
pomimo pieniędzy i jałmużny.
pokora,
Żeby być samym sobą, prawdziwym.
Wolność,
Żeby być człowiekiem.
I bieda,
żeby być wolnym.
Wiara, chrześcijańska,
żeby chodzić nocą,
A, przede wszystkim, żeby chodzić w ciągu dnia.
I w każdym wypadku, bracia,
Trzymam się tego, co zostało powiedziane:
NADZIEJA!”.
Tłumaczenie: Angelina Kussy