Piętnowanie postemMiędzy beką, „czyli koncentratem z ironii, kpiny, dystansu i szyderstwa” a powoli penalizowanym hejtem, wygodne gniazdko w gałęziach portali społecznościowych uwiło sobie piętnowanie. Ta wiekowa praktyka publicznego naznaczania tego, co odmienne, odstające od ogólnie przyjętych norm, przeżywa w sieci drugą młodość. Więcej – parafrazując znane hasła reklamowe, dzięki internetowi piętnowanie jest proste jak nigdy wcześniej. Powszechna dostępność nowych technologii, przede wszystkim smartfonów, ułatwia dokumentowanie różnych aberracji, a rozwój portali społecznościowych umożliwił prezentowanie ich szerokiemu gremium. Wrzucenie zdjęcia z ironicznym komentarzem zastąpiło wypalenie śladu rozgrzanym żelazem. Oba zabiegi idealnie nadają się do naznaczania, gdyż efektów nie sposób w zasadzie usunąć. W obu istotna jest także obecność obserwującego i reagującego – niegdyś okrzykami, dziś lajkami i komentarzami – tłumu. Publiczne karanie, będąc formą spektaklu, wymaga widowni, której zadanie jest przynajmniej dwojakie. Z jednej strony ma uświadomić piętnowanemu, że nie ma zgody na jego zachowanie, poglądy czy nawet wygląd. Z drugiej zaś umacnia piętnującego w przekonaniu, że postrzega świat zgodnie z funkcjonującym ładem społecznym, legitymuje jego indywidualny osąd tego, co negatywne, złe, nieodpowiednie.
Choć brzmi to wszystko dość okrutnie i bezwzględnie, to jednak wirtualne napiętnowanie może być efektywną formą kary – jeśli tylko dotyczy jakiegoś przewinienia. Nulla poena sine culpa. Nawet gdy towarzyszy mu zajadła ironia czy wręcz wyśmiewanie, to – jak pisał Ignacy Krasicki – „i śmiech niekiedy może być nauką, kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa”. Rozsiewanie po sieciach społecznościowych zdjęć źle zaparkowanych samochodów, nagrań aktów wandalizmu czy zrzutów ekranu z rasistowskimi komentarzami (vide niedawna akcja Centrum Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych) może być dodatkowym środkiem karnym i sposobem manifestacji niezgody na takie zachowania. Problem zaczyna się jednak, gdy piętnowane są rzeczy niezabronione i nieszkodliwe – jak na przykład modowe bezguście.
Klasowość braku klasy
Fanpejdż Faszyn from Raszyn lubi obecnie ponad ćwierć miliona osób. Jego spin-offy – Faszyn from Poznań, Łódź czy Kielce – po kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy. Wszystkie stanowią krzywe odbicie blogów i stron z modowymi inspiracjami, zbierających ciekawe stylizacje. Podczas gdy one celebrują wyczucie stylu, estetykę i urodę szczupłych modelek i modeli, na Faszynach królują brudne przystanki autobusowe, otyłość i leginsy w panterkę. Tak jak na blogach modowych, tak i tu źródło pochodzenia zdjęć jest różne. Znajdowane są w Internecie, często na prywatnych profilach w portalach społecznościowych, albo też podsyłane przez autorów – fanów strony, fotografujących zazwyczaj z ukrycia wypatrzone stylizacje. Opublikowane zdjęcie staje się następnie obiektem dyskusji, w której ubiór, a często także domniemywany zawód czy wykształcenie „upolowanej” osoby, zostają poddane dogłębnej analizie. Od czasu do czasu trafić można także na komentarze broniące ofiary piętnowania, argumentujące, że nie powinna znaleźć się na stronie. Odroczenia kary w zasadzie się jednak nie zdarzają – a już zwłaszcza gdy wpis zdobywa dużo polubień i udostępnień. Misja dbania o modowe gusta Polek i Polaków, bycie samozwańczym arbitrem elegantiarum schodzą na drugi plan przy szansie na zrobienie tak cennych w mediach społecznościowych zasięgów.
Funkcjonowanie Faszyn from… i innych walczących z obciachem fanpejdży opiera się na założeniu, które określić można jako „naturalność gustu”. Zgodnie z nim świadomość reguł mody, tego, co wypada, a czego nie wypada nosić, jest wspólna wszystkim ludziom, niezależnie od statusu socjoekonomicznego i od każdego można oczekiwać ich przestrzegania. Łamiący zasady czynią to więc albo świadomie – ergo godzą się na krytykę – albo poprzez zaniechanie, brak należytej uwagi.
Przywołanemu założeniu sprzeciwia się większość teoretyków szeroko rozumianej mody (1). Pierre Bourdieu w „Dystynkcji” pisze: „Ideologia naturalnego gustu czerpie swoje przejawy i swoją skuteczność z tego, że podobnie jak wszelkie strategie ideologiczne wytworzone w codziennej walce klas, naturalizuje rzeczywiste różnice, przemieniając w różnice naturalne – różnice w sposobach nabywania kultury, […] wykazuje poprzez łatwość i swobodę, że prawdziwa kultura jest naturą, niczym nowa tajemnica Niepokalanego Poczęcia” (2). Fakt, że kultura dominująca została narzucona, nie jest odwieczna i obiektywna, ale podlega ciągłym zmianom i może być na różne sposoby kontestowana, najłatwiej uświadomić sobie, patrząc na ewolucję kanonów piękna ciała. Mimo to klasom wyższym udaje się utrzymać iluzję naturalności gustu, wzorców ciała czy ubioru. Konflikt między „normalnymi” komentatorami i fanami Faszynów a obiektami ich krytyki jest przez to ukryty, zazwyczaj nieuświadomiony. Nierówności społeczne pozostają wciąż tematem tabu, naruszanym okazjonalnie, obecnie przy okazji dyskusji o programie 500+. „Dlaczego oni nie mogą być tacy jak my? Przecież to naturalne, że nie zakłada się leginsów przy choćby lekkiej nadwadze, a skarpety do sandałów to oczywisty obciach. Wystarczyłoby spojrzeć w lustro” – frustrują się komentatorzy, nie dostrzegając istniejących między nimi a krytykowanymi różnic, przede wszystkim w posiadanym kapitale społecznym i kulturowym. Fani Faszynów niejednokrotnie faktycznie postrzegają piętnowane osoby jako równe sobie, mające takie same możliwości przestrzegania zasad mody, a w związku z tym do tego zobligowane. Winą za łamanie reguł obarczają ich lenistwo, niższą inteligencję czy brak wstydu, dając tym wyraz zwykłemu klasizmowi – czy też „klasizmowi 2.0”, jak określiła to Anna Dryjańska.
O nieobecnych się rozmawia
Aspekt dziania się tego konfliktu w przestrzeni cyfrowej jest bardzo istotny i pozwala na krytykę sieciowego piętnowania z jeszcze innej strony. Brak kompetencji kulturowych, którego jednym z efektów są trudności w podążaniu za narzuconymi zasadami mody, w dzisiejszych czasach łączy się zwykle z cyfrowym wykluczeniem. Jego podstawowe czynniki to przede wszystkim wiek i wykształcenie, a w mniejszym stopniu sytuacja materialna i miejsce zamieszkania (3), które odpowiadają też za ogólny brak dostępu do kapitału kulturowego. Jak wynika choćby z raportu „Diagnoza Społeczna 2015”, ludzie starsi czy młodzież z marginesu, typowi „upolowani”, w ogromnym procencie w ogóle nie korzystają z Internetu. To też różni publikowanie zdjęć na Faszyn from… od innych form krytyki modowej czy ogólniej kulturowej. O gustach się dyskutuje, a konflikt może prowadzić do rozwoju sztuki, jaką niewątpliwie jest moda. Blogerki modowe czy sneakerheadzi – fani modnego obuwia sportowego – to głównie młodzi ludzie, dzieci sieci, którzy publikując swoje zdjęcia na facebooku czy tumblrze, faktycznie godzą się na ich krytykę. Co więcej posiadane kompetencje kulturowe, uczestnictwo w kulturze dominującej, pozwalają im łatwiej nawigować w Internecie, aby na przykład odnajdywać strony takie jak Faszyn from… i tam bronić się przed zarzutami. Oczywiście w sieci granica między piętnowaniem faktycznie szkodliwych czy nawet i jedynie irytujących zjawisk a brutalnym hejtem jest bardzo cienka. Mimo to krytykowanie sieciowych autochtonów jest czymś innym niż atakowanie osób nieobecnych w sieci lub nie odnajdujących się w niej. Fani stron typu Faszyn from… nie zauważają, że w tym wypadku oskarżeni są nieobecni na rozprawach i nie mają jak się bronić. Rzymskie audiatur et altera pars zdaje się nie obowiązywać, jeśli druga strona nie ma konta na facebooku. Publikowanie i krytykowanie zdjęć nieświadomych tego procesu i niemogących w nim uczestniczyć osób przypomina dawne wyroki in effigie, gdzie w miejsce obrazu wieszany jest post na tablicy. Z tą zasadniczą różnicą, że morderstwo czy zdrada stanu, w przeciwieństwie do noszenia obciachowego t-shirta, faktycznie są przestępstwami.
Dyskretny urok proletariatu
Mamy więc „Grażyny”, „Typowych Sebów”, „Dżesiki” czy „Januszy” przewijających się codziennie na zdjęciach przez portale społecznościowe, krytykowanych nie tylko za ubiór, ale także obraną ścieżkę edukacji, zawodową czy sytuację rodzinną. Większość z wpisujących się w te stereotypy – czy może, skoro mówimy o Internecie, memy – osób nie tylko nie ma pojęcia o byciu popularnym postem na Faszyn from raszyn, ale przede wszystkim nie jest świadoma swojej przynależności do odrębnej zbiorowości.
W terminologii marksistowskiej funkcjonuje określenie „klasy w sobie”, ale być może bardziej pasujące byłoby nazwanie ich zbiorowością dyskretną. Jej uczestnicy nie zdają sobie sprawy z wpływu, jaki wywiera na nich uczestnictwo w niej, a to, co z zewnątrz uznawane jest za ich cechy dystynktywne, dla nich jest niezauważalnym elementem codzienności. Zbiorowości dyskretne mogą zostać „zdemaskowane”, uwidocznione – to spotkało na przykład „mohery”, które po tym, jak określenie to stało się elementem do debaty politycznej, w dużej mierze zaakceptowały swoją odrębność i uczyniły berety symbolem nowoodkrytej tożsamości. Podobny proces można obecnie zaobserwować na przykład w środowiskach kibicowskich – Rycerze Ortalionu (32500+ fanów) zamiast pod wpływem internetowego piętnowania porzucać wyśmiewane elementy ubioru czy zachowania, przechodzą na pozycje kontrkulturowe, szczególnie jeśli ideologicznie i tak nie akceptują wartości klas wyższych. Beka z odzieży patriotycznej (3000+ fanów) nie sprawia, że staje się ona obciachowa – przeciwnie, unaocznia wyśmiewanym istniejące podziały, utwierdzając ich w przekonaniu, że nie ma dla nich miejsca w szeregach klasy dominującej, i motywując do trwania w kulturowej kontrze. Co gorsza legitymizuje pozbawiony szacunku do drugiej strony i chęci porozumienia styl dyskutowania o gustach i modzie. Jeśli jednej stronie wolno śmiać się z „łysych w czapkach wpierdolkach”, druga czuje się tak samo uprawniona do mówienia o „pizdach w rurkach”.
Źródeł tego dyskursu szukać należy oczywiście w epoce przedinternetowej, w Polsce przede wszystkim w czasach transformacji ustrojowej, gdy z względnie zuniformizowanego społeczeństwa wyłaniać zaczęły się odrębne klasy. Dr Magda Szcześniak z rozmowie Jakubem Majmurkiem o problemach rodzącej się klasy średniej z tożsamością wizualną mówi: „[…] [Na początku lat 90.] w mediach głównego nurtu pojawia się język pouczania i zawstydzania tych, którzy nie potrafią odnaleźć się w nowym systemie, nie dorastają do idealnego wzorca klasy średniej. Inteligencja znajduje sobie nową rolę – ekspertów zaznajomionych z kulturą zachodnią, dobrymi obyczajami i gustami, najlepszymi rozwiązaniami politycznymi i tak dalej. Można wręcz odnieść wrażenie, że inteligencja cieszy się, że transformacja nie przebiega tak sprawnie, jak powinna, i że dzięki temu ciągle ma kogo pouczać”. Ciężko nie odnieść wrażenia, że ten sam „język pouczania i zawstydzania” jest dziś domeną stron Faszyn from… Zgodnie z zasadą divida et impera dzielenie na typy i grupy tych, którzy ze względu na brak kapitału kulturowego czy też oportunizm nie uczestniczą w kulturze dominującej, pomaga jej przetrwać na tej pozycji. Będące poza mainstreamem masy stają się mozaiką „Grażyn”, „Typowych Sebów”, „Dżesik” i „Januszy”. Naznaczeni, napiętnowani, zatomizowani Inni stają się łatwym celem polowań z aparatem w telefonie, kończących się zawieszeniem oprawionej w zabawny komentarz zdobyczy na Facebookowej ścianie.
Z samych siebie się śmiejecie
Jak mawiał klasyk: kto walczy z Czapkami Wpierdolkami (16000+ fanów) winien uważać, aby samemu nie zacząć jej nosić. Niegdyś uznawane za atrybut osiedlowego marginesu, stały się ważnym elementem wizerunku internetowych modelek i modeli. W poszukiwaniu innowacji dyktatorzy trendów docierają wszędzie, także na kulturowy margines. Simmlowska teoria „skapywania” trendów, powolnego przyswajania stylu klasy wyższej przez klasy niższe i ponownego różnicowania jest tylko jednym z wyjaśnień procesów ewolucji mody. Nieświadomość zasad mody czy też nieakceptowanie ich prowadzą do narodzin wielu nowych stylów, z których część zostaje przywłaszczona przez główny nurt. Najsłynniejszy przykład to noszone przez poszukiwaczy złota jeansy, ale przykłady można mnożyć. Pasiaste tracksuity Adidasa, koszule w kratę czy po prostu noszenie na co dzień sportowego obuwia – wszystkie te modowe trendy zostały zawłaszczone klasie niższej, przede wszystkim pracownikom fizycznym i wykluczonej młodzieży.
Przebierane imprezy organizowane w polskich miastach przez założycieli Faszyn from raszyn, których motywem przewodnim są „[…] panterka, brokat, cekiny, skarpety z sandałami, klapki kubota, białe kozaczki, wystające stringi, obezwładniający kicz i modowe nieudactwo” dziś jeszcze służą zabawie w biednych ludzi. Nawiązując do zjawiska „hipster rasizmu”, nazwać by ją można hipster klasizmem. Wciąż badane są jednak ścieżki rozprzestrzeniania się trendów, szczególnie we wstrząsanym regularnie viralami Internecie, i to, co jednego dnia jest obciachowe, następnego może być hitem mody. Alternatywność i subwersywność są błyskawicznie komodyfikowane, na przykład w postaci kosztujących 185 funtów żółtych koszulek noszonych zazwyczaj przez szeregowych pracowników firmy DHL. Inność i niezależność to jednak cnoty zarezerwowane dla osób już przestrzegających, świadomych istniejących zasad. Ci, którzy albo aspirują do uczestnictwa w kulturze dominującej, albo kontestują ją i starają się, skromnymi często środkami, dać ekspresję osobistemu poczuciu estetyki, skazani są na „obezwładniający kicz i modowe nieudactwo”.
(1) C. Rüling, Theories of (management?) fashion: The contributions of Veblen, Simmel, Blumer, and Bourdieu, s. 10
(2) P. Bourdieu, Dystynkcja s. 89
(3) Opracowanie tematyczne Biura Analiz i Dokumentacji Kancelarii Senatu Wykluczenie cyfrowe w Polsce, s.7.