fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Ewangelizować, nie walczyć

Zbawicielem jest Jezus, nie AntyAteista - stwierdził Terlikowski. To nowy język redaktora Frondy, który zachęca do głoszenia Ewangelii, a nie walki z ateizmem. Trudno o lepszą propozycję dla nas, katolików, którzy powinniśmy zmienić formę swojej aktywności w przestrzeni publicznej.

Ilustr.: Hanka Mazurkiewicz


Zbawicielem jest Jezus, nie AntyAteista – stwierdził Terlikowski. To nowy język redaktora Frondy, który zachęca do głoszenia Ewangelii, a nie walki z ateizmem. Trudno o lepszą propozycję dla nas, katolików, którzy powinniśmy zmienić formę swojej aktywności w przestrzeni publicznej.
 
„Tak sobie myślę, że od walki z ateizacją ważniejsza jest ewangelizacja. Ta pierwsza jest bowiem negatywna, a ta druga pozytywna. I dlatego zamiast instytutu do walki z ateizacją, lepiej byłoby wytrwale ewangelizować. Życiem (wiernością małżeńską, otwarciem na życie, szukaniem woli Bożej), słowem i zaangażowaniem. Święci nie byli przeciw, ale zawsze za. Tylko w ten sposób można wygrać walkę o duszę Polaków” – napisał na swoim publicznym profilu na Facebooku redaktor portalu Fronda.pl, Tomasz Terlikowski.
Słowa krótkie, ale rewolucyjne. Traktuję je jako zachętę do zastanowienie się nad tym, w jaki sposób głosić dziś Ewangelię, by przynosiło to korzyści. Zanim jednak podejmiemy tę decyzję, musimy odpowiedzieć na pytanie, kim są ci, do których kierujemy swoje przesłanie.

 
Co nas łączy?
Po pierwsze, musimy sobie jasno odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ludzie masowo wychodzą dziś z Kościoła.
Można na przykład przypuszczać, że współczesne pokolenie kościelnych emigrantów przestało traktować Kościół jako miejsce pośredniczące w spotkaniu między człowiekiem a Bogiem. Sami się do tego przyczyniliśmy, traktując Kościół nie jako przestrzeń wzrostu w wierze, a bardziej jako sumę poglądów i przekonań. Przestał nas, katolików, identyfikować Jezus Chrystus. Łączy nas nie wiara w Boga, a wspólne poglądy na sprawy społeczne czy polityczne. Często okazuje się, że ważniejsze od tego, że razem wyznajemy wiarę w Jezusa Chrystusa, jest to, co myślimy na temat in-vitro, i na jaką partię oddajemy swój głos. Gotowi jesteśmy również wykluczać się wzajem z Kościoła nie dlatego, że ktoś stracił wiarę, ale dlatego tylko, że na pewne zagadnienia patrzy inaczej.
Ludzie będą odchodzić więc z Kościoła, bo czują się w nim nieswojo. Bo można mieć wrażenie, że dziś Kościół nie głosi Jezusa Chrystusa i próżno w Kościele szukać miejsca dla wiary.
 
Ewangelizację zastąpiliśmy choćby „obroną życia”, która, choć oczywiście słuszna, przez sposób, w jaki ją podejmujemy, ponosi porażkę. Głosimy bowiem, organizujemy marsze, piszemy mnóstwo tekstów, w programach telewizyjnych pojawiają się księża mówiący o „bruzdach”, „ciekłym azocie”, „homolobby”, „uboju dzieci”, i „aborcjonistach”, a ludzie jak odchodzili z Kościoła, tak dalej odchodzą, a grono zwolenników in-vitro czy aborcji z dnia na dzień się powiększa.
Podobnie dzieje się w przypadku naszej „ewangelizacji” w szkołach. Ponad dwudziestoletnia historia katechezy na nic się zdaje, a wiara uczniów w większości przypadków nie umacnia się, a trywializuje.
 
Pokolenie „tymczasowości”
Po drugie, współczesne pokolenie już takie jest, że stawia na tymczasowość i dynamikę życia. A w takim podejściu niewiele można znaleźć miejsca dla religijności.
Pokolenie ludzi urodzonych w latach 1980-2000 odkłada moment podejmowania ważnych, życiowych decyzji. Ludzie urodzeni w okresie transformacji stanowczo zrywają z tradycją. Nie zakładają rodzin, a jeśli nawet, to często się rozwodzą, nie umieją wychowywać dzieci, bo sami nimi są, szukają wiecznych przygód, bo ciągle im się wydaje, że może być lepiej. Katoliccy socjologowie winą za taki stan rzeczy obarczają „konsumpcjonizm” i „upadek wartości”. Ale winią także starsze pokolenia, które nie kultywują życia rodzinnego i nie wspierają go.
 
Poczucie tymczasowości powoduje, że urodzeni na przestrzeni ostatnich trzech dekad pozwalają sobie na egoizm i wieczną niedojrzałość. Można oczywiście twierdzić, że nie ma w tym nic złego. Taką tezę wysnuwa Eric Klinenberg, socjolog z New York University, w jednym z ostatnich numerów Le Monde Diplomatique. Twierdzi, że tradycyjny model rodziny, i w konsekwencji podstawowa komórka społeczna, z klasycznego 2+1 albo 2+2, zostaje zastąpiony przez jednostkę. Dotychczas socjologowie twierdzili, że brak rozwoju rodzinnego zubaża i prowadzi do osamotnienia. Jednak rozwój pokolenia pokazał, że jednostka jest bardziej kreatywna, zadaje pytania, jest szczera i mówi to, co myśli. Klinenberg ocenia, że hołd jednostki gwarantuje rozwój gospodarczy i sprawia, że to mnogość relacji, a nie branie odpowiedzialności za drugiego człowieka, pozawala na kreatywność człowieka.
Wyczerpującą diagnozę współczesnego pokolenia przedstawiła w tekście „Ludzie bez wtyczki” na łamach „Tygodnika Powszechnego” Paulina Wilk: „ Świat dowodzi, że o przetrwaniu decyduje zdolność unikania więzi, przyjmowania nowych warunków, ale nie głębokiego utożsamiania się z nimi. Wszystko, co blokuje zdolność do zmiany, kojarzy się ze słabością, zagrożeniem dla rozwoju. A rozwój, postęp i ruch ku nowościom figurują wysoko w hierarchii wartości. I stoją w sprzeczności z deklarowanymi przez Polaków w badaniach potrzebami rodzinnymi, społecznymi czy religijnymi”.
 
Można przypuszczać, że jedną z tych „blokad” jest właśnie konieczność podejmowanie decyzji. Zmuszają one bowiem do bycia wiernym swojemu postanowieniu. Współczesne pokolenie nie chce więc podejmować decyzji, które wiążą się nierzadko z brakiem możliwości jej późniejszej zmiany.
Kościół zachęca do podejmowania radykalnych kroków. Kościół domaga się od swoich członków stałości, pewności i konsekwencji. Ludzie chcą dziś, żeby traktować ich jako jednostki, Kościół zaś ciągle jest masowy. Ludzie chcą zabawy i zmian, a Kościół jawi się jako miejsce stagnacji i – również nierzadko – nudy.
 
Strategia ewangeliczna
Wobec tych dwóch kluczowych – jak mi się wydaje – powodów odejścia ludzi z Kościoła, powinniśmy przybrać inną formę aktywności w przestrzeni publicznej.
Nie warto już „bić się o życie”, ale rozpocząć „głoszenie życia”. Zacznijmy głosić dobrą nowinę, a nie oskarżać tych, którzy nie chcą jej słuchać. Tak robi już choćby ksiądz biskup Grzegorz Ryś, który na krakowskiej procesji Bożego Ciała nie mówił o in-vitro, homoseksualizmie, aborcji i „budowaniu ładu społecznego”. Mówił natomiast o doświadczeniu Jezusa Chrystusa w naszych sercach i tłumaczył, czym dla człowieka powinna być Eucharystia.
 
Nie trzeba daleko szukać innych dobrych przykładów. Ksiądz Adam Boniecki w ostatnim wstępniaku w „Tygodniku Powszechnym”, analizując „strategię” aktywności papieża Franciszka, pisał: „Papież zmienia oblicze Kościoła. Może uznał, że tej zmiany nie dokona metodą administracyjną i przez, skądinąd potrzebne, dokumenty. Wybrał trudną drogę ewangelicznego świadectwa, które, o dziwo, zdaje się przynosić owoce. Nie zajmuje się – jak kiedyś powiedział – porządkowaniem wiary, ale jej przekazywaniem. Na tym polega strategia ewangeliczna”.
 
Głosić nie bronić
Paradoksalnie nigdy ludzie tak bardzo nie potrzebowali doświadczenia wiary, jak właśnie dziś. Nigdy świat nie potrzebował tak bardzo duchowego wzrostu i pokrzepienia wiary. Kościół ma idealny program prowadzący do duchowego rozwoju. Nie pokrzepimy wiary i nie wpłyniemy na wzrost życia duchowego, jeśli nie skupimy się właśnie na głoszeniu Ewangelii. „Jeśli w sercu nie będziemy mieli Jezusa Chrystusa, to nie będziemy głosić Jego, tylko siebie. Co nie daj Bóg” – mówił wspomniany już biskup Ryś.
Weźmy sobie do serca słowa papieża Franciszka, który stanowczo krytykuje współczesnych „obrońców wiary”: „Ich życie wspólnotowe dla stałej obrony prawdy, bo wierzą, że to właśnie czynią, polega zawsze na oszczerstwie, pomówieniu. To naprawdę wspólnota oszczerców, którzy mówią przeciw drugiemu, niszczą go i spoglądają tylko do środka, otoczeni murem. Tymczasem wspólnota wolna wolnością Boga i Ducha Świętego szła naprzód, nawet pośród prześladowań. A Słowo Boże rozszerzało się po całej okolicy. I tak właśnie ma być z Bożą wspólnotą: ma iść naprzód. Dobro nie zamyka się w sobie”.
 
Na tym tle słowa Tomasza Terlikowskiego idealnie wpisują się w projekt chrześcijaństwa proponowany przez papieża Franciszka. Niesłuszne są jednak obawy Terlikowskiego, że jeśli nie będziemy stanowczo budzić współczesnego świata z letargu, to nie spełnimy swojej misji. Problem w tym, że budzik, jakiego dziś używamy, już dawno został wyrzucony przez okno – bo jego dźwięk stał się nieznośny dla ucha.
Bądźmy świadkami wiary, głosicielami dobrej nowiny, a nie oszczerczymi obrońcami walczącymi z ateizacją. „Zbawicielem jest Jezus, nie AntyAteista” – stwierdził Terlikowski. Pozostaje wierzyć, że podejmiemy nad tymi słowami rzetelną refleksję.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×