Ekwador – nierówna walka o prawa człowieka i natury
„Najlepszą metodą na podtrzymanie nadziei jest działanie”
Motto kongresu Międzynarodowej Organizacji Praw Człowieka, Paryż 2023.
Ekwador to niewielki, stosunkowo biedny kraj, którym mało kto się w Europie interesuje. Nie ma tam wielkich, powszechnie znanych piłkarzy, artystów, pisarzy, nawet w telewizyjnej prognozie pogody dla Ameryki Południowej bywa pomijany. A jednak – poza wyjątkowo pięknymi i różnorodnymi warunkami naturalnymi, działo się tu i dzieje nadal wiele ciekawych rzeczy. Przykład? Jako jeden z nielicznych krajów na świecie Ekwador ma w konstytucji zapis o konieczności poszanowania praw środowiska naturalnego. Społeczeństwo i organizacje praw człowieka są znane ze swej bezkompromisowej walki o zachowanie tego środowiska w nienaruszonym stanie. Głośne i ciągnące się latami, lecz zakończone ostatecznie sukcesem osiągniętym przy pomocy referendum, sprawy dotyczące zablokowania eksploatacji pól naftowych w Parkach Narodowych czy też niedopuszczanie do powstawania kopalń w rejonach, w których żyją społeczności rdzenne, dowodzą, że nawet biedne społeczeństwo może świadomie ograniczyć wydobywanie surowców, których eksploatacja zakończyłaby się dewastacją środowiska naturalnego.
CEDHU (La Comisión Ecuménica de Derechos Humanos) jest wiodąca organizacją w dziedzinie ochrony praw człowieka i środowiska naturalnego. Została założona w Ekwadorze w 1978 roku przez pastora Washigtona Padillę w reakcji na dokonaną przez wojsko masakrę rolników w fabryce trzciny cukrowej AZTRA. Działalność tej organizacji jest odpowiedzią na aktualną sytuację w kraju. W czasach totalitarnego reżimu Febresa Cordero (1984-1988) były to głównie protesty i interwencje w reakcji na ostre represje, w „spokojniejszych” czasach – zwiększanie świadomości dotyczącej praw człowieka i reagowanie na aktualne łamanie praw konkretnych grup, na przykład kobiet czy praca z lokalnymi społecznościami rdzennymi. Ostatnio dużo się dzieje w kwestii obrony środowiska w związku z kopalnianym boomem i wysiedlaniem ludności z terenów objętych inwestycjami.
Aktualnie organizacja mieści się na dziewiątym piętrze Edificio Tapia przy Avenida de los Shyris w Quito. To ładna, choć niezbyt duża przestrzeń z pięknym widokiem na panoramę miasta.
CEDHU zatrudnia obecnie etatowo kilkanaście osób, ale wiele innych pojawia się, czasem krótkoterminowo, do pomocy przy konkretnych projektach. Nieustannie też pojawiają się wolontariusze i wolontariuszki.
Oczywiście, jak zwykle w organizacjach pozarządowych, dużym problemem są finanse. CEDHU nie dostaje żadnego wsparcia ze strony rządu, musi szukać zewnętrznych sponsorów. Przez wiele lat szwajcarskie, kanadyjskie, niemieckie czy holenderskie firmy finansowały jej działalność, w tej chwili tę funkcję przejęły Unia Europejska i agendy ONZ. Najgorzej było w czasach pandemii, wtedy brakowało pieniędzy praktycznie na wszystko. Mimo wszystko organizacja jakoś sobie radzi, aktualnie (2023/2024) prowadzi choćby bardzo duży projekt, a właściwie pięć podprojektów w różnych miejscach kraju, niezależnie od doraźnych spraw, które mogą pojawić się każdego dnia.
Zambrano: Uwielbiam walczyć
Alejandra Zambrano jest prawniczką z czternastoletnim doświadczeniem w prawie konstytucyjnym. Do CEDHU trafiła w 2019 roku jako wolontariuszka, gdy dowiedziała się o niewolniczej pracy 1240 rolników wyzyskiwanych przez japońską firmę Furukawa. Jej koleżanka ze studiów Patricia Carrión, aktualna generalna koordynatorka ds. projektów w CEDHU, zaproponowała jej zajęcie się tą kwestią. Alejandra wygrała tę sprawę, choć nie jest ona jeszcze w pełni zakończona. W tej chwili już jako etatowy pracownik zajmuje się w CEDHU razem ze swoim kolegą, Javierem, koordynacją spraw prawnych oraz kontaktami z zewnętrznymi prawnikami zatrudnianymi przez organizację.
– Uwielbiam walczyć – mówi Alejandra. – CEDHU stwarza mi unikalną okazję do rozwijania się w zawodzie przy jednoczesnym zapewnieniu poczucia wagi kwestii, którymi się zajmuję. Prowadzę równocześnie poza CEDHU wiele innych spraw, jednak wszystkie razem nie dorównują poziomem komplikacji jednej, którą zajmuję się z ramienia CEDHU. Pracując tutaj, mam też większy dostęp do mediów, a to często ułatwia działanie. To ogromne wyzwanie zawodowe, ale też wielka odpowiedzialność wobec ludzi, których praw bronię.
– Jak sobie radzisz z tą presją odpowiedzialności? – pytam.
– Dobrze robi kieliszek czerwonego wina – żartuje Alejandra. – Ale oczywiście nie jest łatwo, zwykle przeciwko sobie mamy wielkie korporacje, które za duże pieniądze zatrudniają najlepszych prawników, a do tego mają wiele formalnych i nieformalnych kontaktów z ważnymi osobami w rządzie. Dlatego też jesteśmy zmuszeni przygotować niepodważalną i wieloaspektową dokumentację pokazującą słuszność naszych racji. Aktualnie zajmujemy się właściwie wyłącznie naruszaniem praw człowieka w kopalniach oraz próbami uruchamiania kopalń nieuwzględniających ochrony środowiska oraz opinii społeczności lokalnych żyjących na danym terenie. Powiązane są z tym również sprawy zatrzymań protestujących ludzi.
– Czy uważasz wygranie sprawy Furukawa za swój największy sukces?
– Od strony zawodowej na pewno tak – mówi. – Natomiast jest coś znacznie ważniejszego: to radość i śmiejące się oczy ludzi, których praw bronię, gdy odczytywany jest wyrok na ich korzyść.
– A czy doświadczyłaś jakichś porażek w tej pracy?
– Chyba nie nazwałabym tego porażkami – odpowiada. – Nie wszystko idzie tak, jakby się chciało, i często oczywiście coś się nie udaje, ale wtedy siadamy z całym zespołem i zastanawiamy się, jak zmienić naszą taktykę działania. I zawsze znajdujemy jakieś rozwiązanie. Nazwałabym to raczej przeszkodami, które pojawiają się w naszej pracy. Zespół dotarł się przez lata wspólnej pracy, szczególnie w trudnych sprawach. Czuję, że bardzo szybko rozwijam się, pracując w CEDHU, czasem mówię, że jadę tu na rakietowym paliwie – śmieje się.
– Jak godzisz pracę zawodową z życiem osobistym?
– Nie wyobrażam sobie innego życia, moja praca jest nieodłącznie i głęboko z nim spleciona.
– A jakie masz plany i marzenia na przyszłość? – pytam.
– Wygrać sprawę Las Naves – odpowiada bez wahania. – To próba uruchomienia kopalni bez zgody społeczności lokalnej, co grozi katastrofą ekologiczną dla pięknego subtropikalnego lasu i zagraża uprawom rolnym w całej okolicy. Często tam jeździmy, przygotowujemy ekspercką dokumentację geologiczna i inną, pracuje z nami również antropolożka, której badania pokazują jak bardzo uruchomienie kopalni wpłynie niszcząco na kulturę tej społeczności.
León: W Ekwadorze nie ma środków na nasze działania
Sofía Carpio León została zatrudniona w CEDHU w grudniu 2023 roku specjalnie do pisania projektów i aplikowania o fundusze. Jest z wykształcenia ekonomistką, wykłada również na prywatnej uczelni w Quito. Wcześniej jej pracę wykonywały różne osoby „z doskoku”, ale nie dało się tego utrzymać bez kogoś na pełnym etacie.
– Jesteś najważniejszą osobą w zespole – żartuję.
– Oczywiście pisanie projektów tak, żeby były na „zakładkę”, gwarantując ciągłość pracy całego zespołu, to jedna sprawa, ale szukanie sponsorów to też zadanie „twarzy” CEDHU, zarządu i dyrektorki zarządzającej Elsie Monge, która jest jedną z najważniejszych postaci ruchu praw człowieka w Ekwadorze i nie tylko.
– Czy łatwo jest u was zdobywać pieniądze na projekty? – pytam.
– Niestety nie, zasadniczo aplikujemy prawie wyłącznie o środki europejskie, amerykańskie i innych międzynarodowych organizacji, w Ekwadorze nie ma pieniędzy na takie rzeczy – odpowiada. –Szczególnie Unia Europejska przejawia duże zainteresowanie tematyką obrony praw człowieka. Ostatnio złożyliśmy duży projekt na pracę z kobietami, trzeba już teraz o tym myśleć, pomimo że aktualne projekty kończymy pod koniec roku.
– Zanim trafiłam do CEDHU byłam częścią kolektywu zajmującego się ochroną środowiska, pracowałam także dla organizacji prowadzącej badania warunków w systemie więziennictwa w Ekwadorze. Robiliśmy także wywiady z rodzinami skazanych w kontekście kosztów, które muszą w związku z tym ponosić. Myślałam też o zrobieniu doktoratu, ale atmosfera na uczelniach nie jest dobra, zbyt formalna jak dla mnie, dlatego też szukałam pracy, w której połączę ekonomię z aktywnością społeczną. Tak trafiłam do CEDHU, gdzie rzeczywiście panuje świetna atmosfera, a ludzie są niezwykle pomocni i współpracujący w każdym temacie.
Gallegos: Czarne społeczności cały czas są gorzej traktowane
Jaqueline Gallegos pracuje ze społecznościami afroekwadorskimi. Używa określeń „czarne społeczności”, „czarni ludzie”, które w Ekwadorze – inaczej niż w niektórych krajach – nie są uważane za niewłaściwe czy obraźliwe. Sama jest Afroekwadorką z linii niewolników przywiezionych z Kolumbii w XVIII wieku, od wielu lat współpracuje z wieloma organizacjami czarnych kobiet.
Z CEDHU zetknęła się w 2019 roku przy wspólnej pracy nad głośną sprawą Furukawa. Organizacja AFRA (Afrocomunicaciones de Ecuador) zajmująca się obroną praw czarnych ludzi, z którą jest związana, należała, podobnie jak CEDHU, do komitetu solidarności ze społecznością wykorzystywaną w sposób niewolniczy przez firmę Furukawa. Ta historia pokazuje też sposób funkcjonowania CEDHU, które stara się współpracować z bardzo różnymi organizacjami.
Jaqueline jest zatrudniona w CEDHU od zeszłego roku, gdy poszukiwano tu kogoś do dużego projektu dotyczącego czarnych społeczności, ale nie tylko, prowadzonego w siedmiu prowincjach i finansowanego przez Unię Europejską. Jaqueline pracuje głównie w Esmeraldas, prowincji przy granicy z Kolumbią z przeważającą większością Afroekwadorczyków.
– Dużo się dzieje w kwestii praw Afroekwadorczyków w waszym kraju, czy to duży problem w Ekwadorze? – pytam.
– Ma to związek z początkami niewolnictwa w tym kraju. To stworzyło historyczne podstawy rasizmu i wykluczenia czarnych społeczności, które nigdy nie zostały zintegrowane ze społeczeństwem. W efekcie są źle traktowane, a w sytuacjach ogólnego kryzysu zostają nieproporcjonalnie bardziej nim dotknięte niż inne grupy społeczne.
– Historia niewolnictwa w Ekwadorze ma dwa wyraźnie różniące się od siebie wątki. Pierwsza nitka zaczyna się od historii statku, który zatonął w 1553 roku w okolicach Esmeraldas, wioząc niewolników do Peru. Ci, którzy się uratowali, zaczęli tam żyć jako wolni ludzie razem z innymi społecznościami rdzennymi na zasadzie koegzystencji. Później powstała tam Republika Zambos albo Republika Czarnych Ludzi, Hiszpanie próbowali ich wiele razy skolonizować, ale nigdy im się to nie udało.
– Druga nitka to historia czarnych ludzi w prowincjach Imbabura i Carchi, niewolników przywiezionych około 1700 roku z Kolumbii na plantacje trzciny cukrowej przez jezuitów. To był szlak transatlantyckiego niewolnictwa, w tym przypadku z Kongo.
– Oficjalnie niewolnictwo zostało zniesione w Ekwadorze w 1851 roku, ale był to akt czysto formalny. Paradoksalnie sytuacja społeczno-ekonomiczna Afroekwadorczyków pogorszyła się po zniesieniu niewolnictwa, bo gdy przestali być częścią hacjendy, nie mieli gdzie mieszkać i co jeść, więc zostawali w hacjendzie, ale na zasadzie zwanej Huasipungo. Mieli niewielki kawałek ziemi przydzielony im przez właściciela ziemskiego, ale bez prawa własności, mogli tam tylko mieszkać i uprawiać ziemię w zamian za pracę na hacjendzie.
– Wielu czarnych mężczyzn i kobiet brało udział w walkach o wyzwolenie kraju, na przykład generał Juan Otamendi, który ma swój pomnik w Quito, ale mało kto wie o jego pochodzeniu. Inne ważne osoby to Manuela Sáenz oraz Jonataz Sáenz, jej niewolnica, które walczyły razem z Bolivarem.
– Ale o tym wszystkim nikt nie wie, w ogóle mało się uczy w szkołach czy na uczelniach o „czarnej” historii Ekwadoru, mało się też mówi o warunkach życia tej społeczności.
– Ile jest w tej chwili czarnej ludności w Ekwadorze? – pytam.
– Według spisu z 2010 roku 1,4 miliona osób, co przekładało się na 7,2% ludności, ale spis z 2022 roku wykazał, że stanowili już tylko 4,5% ludności.
– Kreatywna statystyka?
– Myślimy, że stało się tak z dwóch powodów. Spis w 2022 roku został przeprowadzony, gdy sytuacja w Esmeraldas była bardzo trudna, pojawiało się wtedy dużo konfliktów i zachodziła sytuacja wysokiego ryzyka (zorganizowana przestępczość, wzrost przemocy, narkotyki – bliskość granicy z Kolumbią), stąd ludzie na przykład nie otwierali ankieterom drzwi. Stąd spis wykazał nierealistyczne dane, a sposób jego przeprowadzenia podlegał ogromnej krytyce.
– Drugim powodem mogła być premedytacja rządu, staranie, żeby uczynić czarną społeczność mniej widzialną. Dlaczego? Bo polityka rządu wobec grup mniejszościowych zależy od liczby – im niższa, tym mniej uwagi, pieniędzy i tak dalej. Również istnienie społeczności Afroekwadorskiej zostało wpisane do konstytucji dopiero w 1998 roku. Czyli wszystko to były działania rasistowskie, nieuznawanie istnienia tej grupy.
– Afroekwadorczycy są na samym dole społecznej hierarchii, jak to się przejawia w praktyce?
– Na przykład w zatrudnieniu. Bezrobocie w kraju to 9,9% ale w Esmeraldas to 15%. Poza tym widoczny jest gorszy dostęp do ochrony zdrowia czy wykształcenia, mniej szkół znajduje się w obszarach zamieszkałych przez czarnych. Niby rząd podejmuje jakieś działania antydyskryminacyjne, ale to bardziej teoria niż praktyka. To samo wykazują statystyki dotyczące ludzi żyjących w warunkach ekstremalnego ubóstwa: w kraju to 10%, ale w Esmeraldas, gdzie dominującą grupą są społeczności afroekwadorskie, już 25%.
– Co konkretnie robisz w ramach projektu w Esmeraldas?
– Przede wszystkim chodzi o stałą obecność i identyfikowanie aktualnych potrzeb społeczności. Oprócz tego organizuję i prowadzę kursy oraz zajęcia zwiększające kompetencje w różnych obszarach życia, na przykład szkołę dla rodziców, profilaktykę przemocy, profilaktykę ciąż u nieletnich dziewczyn, zwiększanie świadomości praw człowieka, organizowanie społeczności do różnych produktywnych projektów. Rozwijamy również opiekę prawną, a także opiekę medyczną, która w wielu miejscach jest bardzo słaba – koordynujemy to z ministerstwem zdrowia, a także z prywatnymi firmami. To szczególnie dotyczy ofiar sprawy Furukawa, które miały, na podstawie wyroku sądu, dostać taką opiekę.
– Plany i marzenia na przyszłość?
– Jestem częścią grupy obserwującej przestrzeganie praw człowieka w odniesieniu do Afroekwadorczyków. To grupa założona przez czarnych, ale działająca poza CEDHU, na poziomie narodowym. Ten projekt dopiero się zaczyna, mam nadzieję, że będzie się dynamicznie rozwijał oraz że zaistnieje współpraca z innymi organizacjami w obronie praw człowieka w czarnych społecznościach. W najbliższym czasie zostanie też zorganizowany marsz 10 tysięcy ludzi w proteście wobec rasizmu. Chodzi o uświadomienie, że czarni żyją w warunkach różnych od innych grup społecznych.
Carrión: Nie da się być idealistką w dawnym stylu
Patricia Carrión, główna koordynatorka do spraw projektów, to wulkan energii. Współpracownicy mówią o niej, że jest rakietowym paliwem w CEDHU.
– Skąd bierzesz tyle energii? – pytam.
– Jestem matką – śmieje się. – A to wymusza pewien sposób działania.
Dołączyła do zespołu w 2017 roku, ale od dwudziestego roku życia zawsze pracowała w obszarze praw człowieka, praw natury i rozwoju lokalnych społeczności. Z wykształcenia jest prawniczką, ale jak mówi, bardzo dużo dała jej praca w organizacjach pozarządowych i społecznościach aktywistycznych, która dla wielu ludzi była rodzajem szkoły w dziedzinie praw człowieka. Praca w kolejnych organizacjach działających na rzecz lokalnego rozwoju oraz spotkania z rdzennymi liderami i liderkami upewniły ją, że to droga, którą chce podążać i w której może wykorzystać swoje umiejętności.
O CEDHU słyszała od zawsze, była dla niej rodzajem wzoru, uważała, że to najważniejsza organizacja broniąca praw człowieka. Gdy zaproponowano jej tam pracę, odebrała to jako rodzaj nobilitacji i wzbudziło to w niej poczucie zwiększonych możliwości działania.
– I rzeczywiście te nadzieje się spełniły?
– Tak – odpowiada. – Choć czasem nie było łatwo. Gdy dołączyłam do zespołu w 2017 roku, struktura organizacyjna CEDHU była nieco inna niż teraz, nic zresztą dziwnego, powstawała w innych czasach i w oparciu o dwie bardzo silne liderki, Elsie Monge i Laurę Glynn. CEDHU było obudowane innymi organizacjami, tworząc razem z nimi pewnego rodzaju zgromadzenie. Decyzje o kierunkach działań zapadały na wspólnych spotkaniach. W tym sensie w moim przekonaniu te decyzje nie były w pełni autonomiczne, lecz musiały być wynikiem konsensu. Z tych i innych względów szybko zdaliśmy sobie sprawę, że taka struktura w dzisiejszym świecie nie do końca się sprawdza i CEDHU potrzebuje liftingu. Dotyczyło to również bardzo ważnej kwestii funkcjonowania ekonomicznego organizacji, co stało się najbardziej widoczne niedługo później, w czasach pandemii, gdy stanęliśmy w obliczu dużych trudności finansowych. W tym czasie CEDHU musiało sprzedać jeden ze swoich lokali, żeby pokryć koszty, między innymi ubezpieczenie społeczne pracowników. Stanęliśmy wszyscy przed bardzo ważnymi, ale i niezwykle trudnymi decyzjami: jak zachować dotychczasową linię działania w obronie praw człowieka i fundamentalne wartości z tym związane, ale jednocześnie przeprowadzić organizację, przekształcić jej strukturę w nowoczesną wersję bardzo dynamicznej organizacji pozarządowej? W tym czasie widmo konieczności zamknięcia czy zawieszenia działalności było bardzo realne, więc przede wszystkim skupiałam się na szukaniu funduszy.
– No i co, udało się? – pytam zarówno o fundusze, jak i o przekształcenie struktury.
– Jeśli chodzi o finansowanie działalności, to raczej tak – odpowiada. – W tej chwili sytuacja jest w miarę stabilna, zatrudniliśmy ostatnio Sofię, która zajmuje się tylko tym tematem.
– A sprawa struktury?
– To niełatwy i długoterminowy proces – odpowiada Paty. – W dzisiejszych czasach nie jest w pełni możliwe bycie idealistą czy idealistką w dawnym stylu. Ale chodzi o to, żeby utrzymać podstawową linię działania i wartości, z którymi wszyscy się zgadzamy, zapewniając jednocześnie bezpieczeństwo organizacji i stałość kontynuacji jej działań. Cały czas nad tym pracujemy.
– Rozumiem, że gdy sytuacja finansowa się poprawiła, mogłaś przestać się tym zajmować i przejść bardziej do roli koordynatorki projektów?
– Dokładnie, mamy dobry, młody i bardzo zróżnicowany zespół, a praca idzie nam coraz lepiej.
– Czy ponieważ masz tyle energii i umiejętności liderskich, to czy nigdy nie przyszło ci do głowy, żeby założyć własną organizację?
– Mam ją – śmieje się. – Prowadzę też szkołę dla dzieci. A jeśli chodzi o działania w obszarze praw człowieka, to nie, zawsze ważniejsze było to, gdzie mogę lepiej działać w imię wspólnego dobra dla ludzi, a CEDHU jest do tego świetnym miejscem. Ale myślę też, że w jakimś momencie odejdę z CEDHU, nie uważam, żeby było dobrym pomysłem robić cały czas to samo w jednym miejscu, więc pewnie przyjdzie czas, gdy trzeba będzie poszukać czegoś innego.
– Masz jakiś pomysł, kiedy może się to stać i jakie mogą być wskazówki, że ten czas właśnie nadszedł?
– Trudno powiedzieć – zamyśla się. – Na pewno musi to być związane z poczuciem, że zespół, z którego odchodzę, będzie w stanie dalej efektywnie kontynuować rozpoczętą pracę. A co jeszcze? Nie wiem, na pewno to poczuję, gdy taki czas nadejdzie.
***
Kiedy pytam różne osoby z zespołu o plany na przyszłość, odpowiadają, że zawsze będzie coś do roboty, jest jej ciągle aż za dużo. Obecnie prowadzą projekty w różnych częściach kraju, a w planach jest kilka nowych działań. Ostatnio prezydent Daniel Noboa udzielił wywiadu wyraźnie atakującego organizacje praw człowieka, stwierdził, że mówienie o łamaniu praw człowieka w Ekwadorze jest antypatriotyczne, że organizacje praw człowieka przeszkadzają w działaniach policji i bronią przestępców. W takiej sytuacji CEDHU dodatkowo, pomimo przemęczenia, organizuje kampanię wyjaśniającą, czym są prawa człowieka.
Bo, jak mówi ich dyrektorka zarządzająca Elsie Monge: „Jeśli sprawa jest słuszna, energia zawsze się znajdzie”.
***
***
Każda z osób pracujących w CEDHU zasługuje na przedstawienie, niestety nie ma na to miejsca. W artykule pominąłem też szefową CEDHU, Elsie Monge, ikonę walki o prawa człowieka nie tylko w Ekwadorze, ale też w całej Ameryce Łacińskiej, bo oprócz niej nikt by się w tym tekście nie zmieścił. Bardzo duży wywiad z nią, do którego udało mi się ją namówić, ukaże się wkrótce jako książka po polsku i po hiszpańsku pod tytułem: „Jedyna walka, którą przegrywasz, to ta, którą porzucasz”.