Dwa tygodnie temu opublikowaliśmy na naszych łamach tekst autorstwa Piotra Kozaka pt. Dylemat praktyczny, traktujący o stosunku katolika do problemu legalizacji aborcji. Wywołał on żywą debatę zarówno wśród naszych czytelników, jak i w samej redakcji. W jej toku otrzymaliśmy głos polemiczny autorstwa Macieja Krogela. Poniżej prezentujemy obszerne fragmenty jego teksty.
Zgadzam się z opinią, że skupianie się jedynie na parlamentarnej walce o spełnienie postulatów pro-life jest „moralną głupotą” i podzielam intuicje Piotra Kozaka – powodów dokonywania aborcji należy szukać daleko poza literą prawa. Nie zgadzam się jednak z tym, co zdaje się sugerować Autor, a mianowicie, że w przypadkach osób żyjących w skrajnej nędzy i nie mogących wychowywać dzieci ich sytuacja jest wystarczającym wytłumaczeniem przyczyn aborcji, w związku z czym jakiekolwiek używanie pojęcia „cywilizacji śmierci” staje się bezużyteczne.
Owszem, nie sądzę, by za setki tysięcy aborcji odpowiadała cywilizacja śmierci rozumiana jako efekt rozwoju pewnych ideologii. Decyzje osób znajdujących się w dramatycznej sytuacji nie są przecież motywowane postulatami nowej lewicy, poglądami Petera Singera czy orzecznictwem trybunałów. Dlatego właśnie dążenie do parlamentarnego i ideologicznego czy medialnego zwycięstwa to mało, tym bardziej, że – jak zauważa Piotr Kozak – przerwanie ciąży mimo ustawowego zakazu dla wielu osób nie jest niczym trudnym.
Nie mam prawa do tego, by osądzać ludzi znajdujących się w skrajnej sytuacji ekonomicznej lub zdrowotnej ani teoretyzować, że na ich miejscu postąpiłbym inaczej. Jasne jest to, że warunki materialne, choroba lub subiektywnie i silnie odczuwany brak perspektyw na przyszłość w rzeczywistości często bezpośrednio determinują decyzję o przerwaniu ciąży.
Myślę jednak, że u źródeł niemal każdego przypadku przerwania ciąży (wyjątkiem są na pewno ciąże, które zagrażają życiu matki) leży przede wszystkim wykrzywiony obraz życia ludzkiego.
Uważam, że człowiek jest istotą nieco bardziej skomplikowaną moralnie, by mając pełną świadomość wartości życia uzależniał jego ochronę jedynie od własnej sytuacji finansowej lub kondycji zdrowotnej poczętego dziecka. Jeśli ktoś decyduje się na aborcję, to nie wynika to tylko z braku nadziei na życie godne w sensie materialnym czy zdrowotnym, ale z czegoś głębszego – z braku nadziei na to, że życie inne niż to naturalnie upragnione zachowuje mimo wszystko swój sens i wartość.
Nie jest to jednak odosobnione poczucie beznadziejności pojedynczych osób, nie jest to tylko „ich sprawa”, nieraz też raczej nie na nich spoczywa główna odpowiedzialność za ową deformację wizji życia. Kobiety decydujące się na aborcję ze względu na skrajne warunki ekonomiczne żyją bowiem w tym samym społeczeństwie, w którym niepełnosprawni i nieuleczalnie chorzy w praktyce nie mogą cieszyć się statusem pełnoprawnych obywateli. Nie chodzi jedynie o brak odpowiedniej pomocy ze strony państwa dla nich i ich rodzin. Nie mniej szkodliwy jest brak koncepcji wykorzystania potencjału słabszych, brak ich zawodowego, ekonomicznego i kulturalnego równouprawnienia. Innymi słowy: brak szansy potwierdzania faktu, że osoby nie w pełni sprawne są w pełni wartościowe i potrzebne społeczeństwu również ze względu na rolę, jaką mogą w nim pełnić.
Odrzucanie słabości
(…) W pewnym sensie najgłębsze źródło decyzji o przerwaniu ciąży (poczucie bezsensu nowo rozpoczętego, a już naznaczonego słabością życia) często jest identyczne gdy na aborcję decydują się osoby nie żyjące w trudnych warunkach materialnych czy zawodowych.
Coraz bardziej powszechny w konsumpcyjnym i głodnym sukcesów społeczeństwie lęk przed jakąkolwiek formą cierpienia ma swoje przełożenie na stosunek do dzieci. Te urodzone – o ile sytuacja rodziców na to pozwala – nieraz od najmłodszych lat więzione są w sterylnych klatkach przesadnej rodzicielskiej troski. Te poczęte dotyka niejednokrotnie prosta konsekwencja takiego sposobu myślenia; nie trzeba czytać książek kontrowersyjnych współczesnych etyków by dojść do wniosku, że „lepiej jest usunąć niż pozwolić by się w życiu męczyło”. Zresztą nam wszystkim chyba w jakimś stopniu towarzyszy pokusa, by szanując osoby słabsze, zachować dla siebie prawo do wyboru sposobu litowania się nad nimi. Wtedy już wizja życia jako wartości samej w sobie łatwo ulec może deprecjacji.
(…)
Jeśli możemy mówić o cywilizacji śmierci, pewne jest, że nie zaczyna się ona na poziomie ustawodawstwa, akademickich dysput etycznych czy skrajnych opinii komentatorów odległych od dylematów. cierpiących nędzę osób. Jej korzenie sięgają dużo głębiej: co najmniej do tych wszystkich miejsc, w których nie uznajemy jakiejkolwiek fizycznej czy mentalnej słabości za cechę warunkującą co najwyżej nieco inny, ale równouprawniony sposób bycia.
***