DPS w Jordanowie. Przemoc nasza powszednia
Wiele osób bardzo ciężko przeżyło lekturę artykułu Dariusza Farona i Szymona Jadczaka „Piekło u zakonnic. Bicie, wiązanie, zamykanie w klatce. Horror dzieci w DPS pod Krakowem”. To ważne, że opis przemocy stosowanej względem osób z niepełnosprawnością intelektualną wywołuje w społeczeństwie silne emocje. Przytaczam tu cały długi tytuł artykułu, doceniając to, że kieruje naszą uwagę nie tylko na kwestie symboliczne („piekło”, różne skojarzenia z „zakonnicami”), ale i na konkretne akty przemocy oraz ich ofiary.
To bardzo istotne, ponieważ obserwując reakcje na ujawnioną przemoc w Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie, widziałam przede wszystkim skupienie się na sprawczyniach przemocy – oskarżonych siostrach: dyrektorce Bronisławie; tej, której świadkowie przypisują najwięcej aktów przemocy, Albercie, oraz na siostrach zakonnych w ogóle, a także Kościele katolickim albo religii jako takiej. Działo się to nie tylko w memach i postach, które szybko zaczęły pojawiać się w mediach społecznościowych, ale często i w komentarzach publicystów, przypominających przy tej okazji liczne zbrodnie ludzi Kościoła względem dzieci w Polsce i na świecie. Zgadzam się, że nie można ignorować tego, że w przypadku konkretnego cierpienia konkretnych osób, takich jak Nastka, Basia oraz inne dzieci w Jordanowie, nie można pomijać okoliczności – według ich zeznań i zeznań świadkiń (byłych pracownic DPS) główną sprawczynią przemocy była siostra prezentka, a jej współsiostra odpowiada za to jako dyrektorka ośrodka. Zgadzam się, że nie jest to okoliczność zupełnie przypadkowa ani nieistotna, i dobrze wiem, że wpisuje się w długą czarną księgę przemocy Kościoła względem dzieci. Dlatego też powrócę niżej do pewnych kościelnych aspektów „horroru dzieci w DPS pod Krakowem”. Wcześniej jednak chcę zwrócić uwagę na to, że kiedy trudne emocje opinii publicznej kierują się tylko na Kościół katolicki, to same ofiary – zarówno te konkretne, z Jordanowa, jak i inne osoby, które spotyka przemoc w instytucjach opiekuńczych – mogą zniknąć nam z pola widzenia.
To nie jest wyjątek
Zwróciła na to uwagę doktor Joanna Ławicka, prezeska Fundacji Prodeste, zarówno dyskutując w mediach społecznościowych osób, które udostępniały artykuł Farona i Jadczaka, jak i później w bardziej rozbudowanych wypowiedziach na własnym profilu. Tym, co najbardziej rozgrzewało osoby dyskutujące o artykule, były niemal wyłącznie kwestie kościelne, podczas gdy trudno było się przebić z tematyką przemocy względem podopiecznych DPS-ów czy szerzej osób z niepełnosprawnościami w ramach różnych instytucji, które teoretycznie powinny je wspierać.
Ławicka, która od lat mówi i pisze o wielu obliczach i powszechności przemocy względem osób z grup defaworyzowanych, zwłaszcza osób w spektrum autyzmu, w rozmowie z Adamem Ozgą w TOK.FM podkreślała, że sytuacja w Jordanowie „to naprawdę nie jest wyjątek. Nawet jak przemoc nie jest tak drastyczna, to jej skala jest potężna. Proszę sobie wyobrazić: każdego dnia w naszym kraju setki dzieci w wieku szklonym, wczesnoszkolnym, są układane buzią do podłogi w przedszkolach i szkołach. I przetrzymywane z rękami wykręcanymi do tyłu. To się nazywa interwencja fizyczna w sytuacji zagrożenia ze strony 5 czy 7-letniego dziecka”. W odpowiedzi na interwencje w takich sytuacjach pracownicy jej fundacji słyszeli, że takie są „metody pracy z osobami niepełnosprawnymi”. Ludzie, które powinny być specjalistami, błędnie przypisują różne zachowania agresywne i autoagresywne specyfice niepełnosprawności czy zaburzenia danej osoby, ignorując czynniki środowiskowe – zwłaszcza te, które to oni swoimi ingerencjami wywołują. Ławicka podkreśla, że jako społeczeństwo daliśmy przyzwolenie na takie metody. O tym, jak powstają błędne koła nasilających się, coraz bardziej przemocowych „interwencji terapeutycznych” ze strony profesjonalistów i szkolonych przez nich rodziców oraz rosnącej agresji poddawanych im zdesperowanych dzieci w spektrum autyzmu, opowiada w wydanej w tym roku książce „Jarzmo. Spektrum przemocy”.
Z kolei Maria Libura z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego i Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego wskazała, także w rozmowie z Adamem Ozgą, że w dyskusji o DPS w Jordanowie niemal nie pojawia się temat praw osób z niepełnosprawnością intelektualną. Podobnie jak Ławicka zwraca uwagę na konieczność rozróżniania fenotypu behawioralnego związanego z kondycją pacjenta, a tego, co wynika z otoczenia, w tym ze sposobu traktowania przez opiekunów. Wskazuje też na częste w opinii publicznej głosy usprawiedliwiające przemoc względem podopiecznych, co stanowi ich wtórną wiktymizację: są oskarżane o bycie źródłem problemów i obwiniane o to, że trzeba stosować względem nich przymus. Niektórzy bardziej podkreślają, jak ciężko musi być opiekunom, niż to, że podopieczni są osobami, które mają prawo do godnego traktowania i wsparcia, a także prawa do życia społecznego. Ekspertka Klubu Jagiellońskiego zwraca uwagę na poważne braki wsparcia dla opieki w domu dla rodzin, w których żyją osoby z niepełnosprawnościami, co przyczynia się do instytucjonalizacji opieki – tymczasem „osoby z niepełnosprawnością intelektualną nie powinny trafiać do skoszarowanych instytucji” – mówi Libura. Pełna integracja społeczna osób z niepełnosprawnościami, także intelektualnymi, oznacza ich obecność w rodzinach i lokalnych społecznościach, a nie zamkniętych ośrodkach.
Sprawa bestialskiego traktowania osób z niepełnosprawnością intelektualną w Jordanowie nie zamyka się ani wraz z postawieniem zarzutów dwóm zakonnicom, ani przejęciem DPS przez inny, niekościelny podmiot. Wyrządzona młodym kobietom z reportażu krzywda i związana z nią trauma wymaga naprawy i uleczenia, a szok i zgorszenie opinii publicznej – samo także niczego nie rozwiązują. Wspomniane ekspertki wyrażają nadzieję na to, że ugłośnienie przemocy w DPS w Jordanowie może przyczynić się do zwiększania świadomości przemocy względem osób z niepełnosprawnością intelektualną i potrzeby znacznie bardziej rygorystycznego przestrzegania prawa dzieci i dorosłych w placówkach opiekuńczych (Ławicka), jak i znaczenia deinstytucjonalizacji opieki (Libura). Czy to wyczerpuje temat? Nie i dlatego warto powrócić do kwestii władzy i przemocy w Kościele.
Przemoc to świętokradztwo
Wśród wypowiedzi zajmujących się kościelnym aspektem krzywdy podopiecznych DPS w Jordanowie moją uwagę zwrócił szczególnie komentarz jezuity, księdza Jacka Prusaka: „Jordanów: zobaczyliśmy wierzchołek góry lodowej”. Prusak, pokrótce wspominając o innych aspektach przemocy instytucjonalnej, kieruje uwagę czytelników na kwestię przemocy strukturalnej w zgromadzeniach zakonnych. Podkreśla zwłaszcza patologię rozumienia władzy zarówno wewnątrz samych zgromadzeń, jak i w kierowanych przez nie instytucjach – z czym wiąże się często powierzanie zadań opiekuńczych osobom o niewystarczających kompetencjach, motywowane „wolą Bożą” względem danej siostry, a także ignorowanie podstawowych praw pracowniczych, jak limit czasu pracy. Prusak wskazuje także na zjawisko fali – siostry bywają ofiarami różnorakiej przemocy ze strony przełożonych. Idąc tym tropem, jestem przekonana, że problemy z nadużywaniem władzy w instytucjach świeckich, które odbijają się na całej społeczności – zarówno pracowników, jak i osób pod ich opieką i ich rodzin, mogą być szczególnie trudne do identyfikowania i zwalczania w instytucjach kościelnych czy szerzej religijnych. Tam, gdzie osoba sprawująca władzę powołuje się na wolę Bożą albo inne, niemożliwe do zweryfikowania i kontroli, pobożne hasła, trudno o transparencję. Jednak tak być nie musi. Niestety rzuca się w oczy, że autor komentarza nie poświęca w nim uwagi pokrzywdzonym podopiecznym ośrodka. Uważam, że wskazywanie na systemowy charakter przemocy, na przyczyny nadużyć, na konieczne działania naprawcze, jest konieczne – ale konieczne jest także podkreślanie, że widzimy ofiary i są dla nas kimś więcej niż elementem systemu przemocy. Ta uwaga nie dotyczy jednego komentarza, ale większości reakcji na zło dokonujące się w instytucjach, może zwłaszcza kościelnych – bo tu skala problemu łatwo przekierowuje uwagę na inne zdarzenia i na problemy systemowe, co czasem powoduje zapomnienie o konkretnych osobach, które dotknęło zło.
Kiedy w jakiejś parafii dochodzi do aktu kradzieży czy zniszczenia hostii, zwykle robi się o tym głośno, a lokalny Kościół podejmuje publiczne akty ekspiacji, aby przynajmniej w sferze kultu naprawić wyrządzone zło. A co kiedy dochodzi do świętokradztwa względem powierzonych pod opiekę Kościoła osób, które są świątyniami Ducha świętego, są Ciałem Chrystusa? Jakie działania naprawcze podejmą siostry prezentki i lokalny (krakowski) Kościół? Czy można liczyć tylko na działania państwa?
Zbyt często widzimy, jak pobożne słowa albo rytuały mają zastępować obywatelską i ludzką odpowiedzialność – także za przestrzeganie przepisów, chroniących czy to podopiecznych instytucji pomocowych, czy osoby w nich pracujące. Podobnie jak w sprawach dotyczących przemocy seksualnej dokonywanej przez przedstawicieli Kościoła – właśnie takie sytuacje domagają się współpracy ze świeckimi instytucjami w celu przywrócenia sprawiedliwości. Biskupi, przełożeni i przełożone zakonne, którzy tak chętnie biorą udział w świeckich uroczystościach związanych z władzą i oczekują opieki państwa nad prawami Kościoła, powinni o tym pamiętać.
Naprawczy potencjał chrześcijaństwa
Kiedy dochodzi do aktów przemocy względem dzieci i osób z grup niefaworyzowanych pojawia się wiele emocjonalnych reakcji – to naturalne. Brakuje nam ciągle – zarówno w Kościele, jak i społeczeństwie – procesów naprawczych, które umiałyby zadbać zarówno o konkretne pokrzywdzone osoby, jak i o zmiany systemowe. Wydaje się jednak, że zwłaszcza chrześcijaństwo ma potencjał do tego, by takiej naprawy dokonywać – i względem pokrzywdzonych, i we własnych strukturach.
Owszem, chrześcijaństwo często bywa, ale wcale nie musi być, strukturą podpierającą władzę i związaną z władzą przemoc. Ewangelia znacznie więcej mówi o traktowaniu najmniejszych i najbardziej potrzebujących niż o strukturach władzy. Największe misteria chrześcijaństwa dotyczą nie legitymizacji władzy, ale obecności tego, co boskie, w tym, co stworzone, wcielone, i podatne na zranienie i śmierć. Przesłanie chrześcijaństwa powinno zachęcać nie do krycia braku kompetencji, błędów czy zbrodni, ale do przyznawania się do nich i naprawiania krzywd. To ważne, by świadomość powszechności przemocy względem osób z grup nieuprzywilejowanych, nie służyła chrześcijanom do umniejszania skali problemów w naszych własnych instytucjach, ale wręcz przeciwnie – przypominała o tym, że to właśnie w instytucjach powołujących się na Ewangelię prawa „braci najmniejszych” powinny być świętością.
Jeśli nie ma to być tylko pobożnym frazesem, potrzeba stale słuchać głosu (nawet jeśli nie wyrażanego mową) osób, które otacza się wsparciem, ich rodzin, a także wiedzy i doświadczeń ekspertów – i mieć gotowość ciągłego nawracania się, a nie bronić instytucji i złych praktyk.