fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Dom wszystkich Warszawa

Świetnie, że „Słoiki” - obraźliwe z pozoru określenie - zostało najpierw przez przyjezdnych przyswojone, a teraz wyniesione na sztandary. Dobrze, że dzieje się to w tak przewrotny sposób – żadna kampania społeczna nie będzie tak skuteczna jak użycie negatywnego stereotypu i wyjęcie go z kontekstu, niemal literalnie „zaświecenie nim w twarz” mieszkańcom miasta.

Ilustr.: Aneta Lewandowska


Świetnie, że „Słoiki” – obraźliwe z pozoru określenie – zostało najpierw przez przyjezdnych przyswojone, a teraz wyniesione na sztandary. Dobrze, że dzieje się to w tak przewrotny sposób – żadna kampania społeczna nie będzie tak skuteczna jak użycie negatywnego stereotypu i wyjęcie go z kontekstu, niemal literalnie „zaświecenie nim w twarz” mieszkańcom miasta.
 
No i stało się coś, czego niektórzy mieszkańcy stolicy Polski bardzo się obawiali. W ciągu niespełna dwóch lat termin „słoik”, ukuty jako pogardliwe określenie na przyjezdnych mieszkańców Warszawy, ma szansę stać się swego rodzaju wizytówką miasta. Wszystko za sprawą konkursu na warszawski neon, zorganizowanego przez Muzeum Neonów, w którym zwyciężył projekt przedstawiający trzy słoiki i wprost odwołujący się do tego określenia.
Na łamach „Kontaktu” o „słoikach” (zarówno o samym określeniu, jak i o warszawskich przyjezdnych) pisaliśmy już kilkakrotnie, ale w tym momencie warto przypomnieć główną myśl ostatniego numeru naszego kwartalnika pt. „Chamofobia”. Przekonywaliśmy w nim, że przypisywanie ludziom określonych cech na podstawie wiedzy o ich wiejskim czy „prowincjonalnym” pochodzeniu nie jest niczym innym, jak zwykłą ksenofobią, a więc zachowaniem karygodnym w takim samym stopniu, jak dawanie wyrazu uprzedzeniom na tle rasowym czy etnicznym. W „chamofobicznej” puli zachowań, obserwowanych niestety przez nas w wielu sferach życia społecznego w Polsce, mieści się także narracja o „słoikach” jako „nieprawdziwych warszawiakach”, którzy… i tu następuje zwykle litania pełnych uprzedzeń stereotypów na temat przyjezdnych, na których powtarzanie naprawdę szkoda czasu.
 
Ale zaskakujące rozstrzygnięcie konkursu nie jest tylko okazją do tego, by kolejny raz przypomnieć, że – cytując doktora Tomasza Rakowskiego – „ludzie mają prawo do życia tysiącem żyć”. Stała się bowiem rzecz bardzo ciekawa. Zwycięski projekt wygrał najprawdopodobniej głosami samych „przyjezdnych” – jak wynika z lektury wpisów na facebookowym profilu „warszawskich słoików” (dodajmy, że jest to profil założony przez nich samych), głosowanie na neon było intensywnie promowane przez administratorów profilu, również za pomocą płatnych reklam. Już sam fakt, że neon zwyciężył w nierównej walce z modnym i lubianym lokalem Państwomiasto, które promowało swój projekt „+48 22”, musi dawać do myślenia.
Czyżby więc stało się coś, co wszystkich tak zwanych „prawdziwych warszawiaków”, szerzących uprzedzenia wobec przyjezdnych, przyprawi o zgrzytanie zębów? Nie dość, że w jakże „warszawskim”, designerskim konkursie wygrywa neon wprost odwołujący się do znienawidzonego przez nich zjawiska, to jeszcze okazuje się, że to właśnie przyjezdni mogą dziś w dużym stopniu decydować  o kształcie naszego miasta – choćby w jego symbolicznym wymiarze?
 
Obawiam się, że jest nawet gorzej – a więc lepiej. Jeden z najgłośniejszych warszawskich obywatelskich ruchów ostatnich lat – inicjatywa „Warszawa Społeczna” walcząca m.in. z cięciami w stołecznej edukacji – została założona przez Macieja Łapskiego, studenta mieszkającego w Warszawie, ale pochodzącego z Łowicza. Tak, tak, to właśnie ten przyjezdny warszawiak potrafi w kilka dni zebrać wśród (zameldowanych w stolicy!) mieszkańców ponad dziesięć tysięcy podpisów przeciwko cięciom w budżecie edukacji, zmobilizować kilka demonstracji i zakłócić porządek obrad Rady Miasta.
Ponieważ jednak obawiam się, że „prawdziwych warszawiaków” sprawy tak przyziemne jak publiczna edukacja aż tak bardzo nie obchodzą, w przypisywaniu zasług przyjezdnym poszedłbym jeszcze dalej i wszedł na grunt bardziej drażliwy. Pamiętacie Warszawę sprzed kilku, no, powiedzmy 5-6 lat? Ja pamiętam. Te puste ulice w Śródmieściu w letnie piątkowe wieczory (rzecz dziś zupełnie nie do pomyślenia), nabrzeże Wisły – betonową pustynię i ulubione miejsce nalotów straży miejskiej (dziś w przeciętny wieczór ludzi jest tam tak dużo, że wlepianie mandatów przestało mieć sens).  Czy ci wszyscy młodzi ludzie, którzy sprawili, że nasze miasto ożyło, urodzili się w Warszawie, czy może przyjechali do niej – na studia, za pracą czy z jakiegokolwiek innego powodu?
 
Dość tych uszczypliwości, powiedzmy to wprost. Fakt, iż Warszawa jest miejscem tak silnie przyciągającym, że tyle osób z całej Polski chce w niej mieszkać i wiązać z nią swoją przyszłość, powinno stać się wreszcie chlubą tego miasta. Świetnie, że „Słoiki” – obraźliwe z pozoru określenie – zostało najpierw przez przyjezdnych przyswojone (a więc w pewnym sensie odbite z rąk tych, którzy je ukuli), a teraz wyniesione na sztandary (nie tylko przyjezdnych, ale także nasze wspólne). Dobrze, że dzieje się to w tak przewrotny sposób – żadna kampania społeczna nie będzie tak skuteczna jak użycie negatywnego stereotypu i wyjęcie go z kontekstu, niemal literalnie „zaświecenie nim w twarz” mieszkańcom miasta. A władzom Warszawy proponuję iść za ciosem. Skoro już słoiki będą miały swój neon, to niech kolejnym krokiem będzie zmiana drętwego hasła promocyjnego – „zakochaj się w Warszawie”  – na jakieś bardziej nośne i odnoszące się do tego, czym miasto rzeczywiście dziś żyje. Może „bezpieczna przystań” albo „dom wszystkich Warszawa”?
 
Przeczytaj inne teksty Autora.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×