fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Doktor Ho wrócił do Laosu

Laos zmaga się z wieloma problemami – dostępem do wody pitnej, brakiem systemów kanalizacyjnych, masową wycinką lasów czy pozostałościami po amerykańskich bombardowaniach z czasów wojny wietnamskiej. Jest jednak jednocześnie turystycznym zakątkiem pełnym niespodzianek.
Zachód słońca w Nong Khiaw

Zachód słońca w Nong Khiaw

Ścisk panujący w Toyocie Hiace, najpopularniejszym środku transportu dla turystów w całej Azji południowo-wschodniej, wyjątkowo sprzyja rozmowie. Doktor Ho jest z Australii i odzywa się najczęściej. Właśnie po dziesięciu latach znowu przyjechał do Laosu na wakacje. Nocleg w Nong Khiaw znalazł jeszcze w domu na Booking.com, a będąc już tu, gdy chce sprawdzić, co słychać w Melbourne, odpala tablet w restauracji i łączy się z wifi. Mówi, że wiele się zmieniło.

Laos w wykresach rozwoju gospodarczego nie pozostaje w tyle za resztą krajów nabierającego rozpędu Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN). Z ponad siedmioprocentowym wzrostem za 2015 rok i perspektywą podobnego w 2016 jest jednym z liderów tej kategorii nie tylko regionu, ale całej Azji. Na przestrzeni ostatniej dekady zauważalnie dogonił Kambodżę i jeżeli tylko trend się utrzyma, to w ciągu kolejnych dziesięciu lat przegoni południowego sąsiada i ucieknie z ostatniego miejsca listy najbiedniejszych krajów ASEAN. Wskaźnik ilości osób żyjących w ubóstwie również może cieszyć oko. Jeszcze dwadzieścia lat temu było to 40 procent całego społeczeństwa, dziś niespełna 24. Rośnie też średnia wieku i spada poziom analfabetyzmu.

Większość statystyk potwierdza z pewnością słuszne spostrzeżenie doktora Ho – wiele się w Laosie zmieniło. Pozostają jednak liczne obszary trudniej dostrzegalne z perspektywy turystycznego vana.

Imponujące wskaźniki kraj zawdzięcza głównie rozwojowi na polu gospodarki wodnej i górnictwa. Sektory te stanowią podstawowy budulec tutejszego PKB, lecz pomimo znacznego wkładu bezpośredniego do budżetu w tej strefie zatrudnionych jest jedynie 22 tysiące mieszkańców prawie siedmiomilionowego Laosu. Korzyści ze wzrostu rozkładają się nierównomiernie i wciąż głównym zajęciem większości Laotańczyków pozostaje rolnictwo. Tutejsze uprawy z racji braku odpowiednich technologi, jak również górskiego położenia pól wymagają większej ilości rąk do pracy, co przykuwa ludzi do ziemi i w konsekwencji nie pozwala zmienić struktury gospodarki. Często uprawa pola zaspokaja jedynie podstawowe potrzeby, nie zapewniając środków na rozwój gospodarstwa czy edukację.

Sytuacji nie poprawia brak atrakcyjnych miejsc pracy poza sektorem rolniczym. Szukający lepszego życia w miastach często natrafiają na ścianę wyrosłą z nielicznych inwestycji krajowych i zagranicznych, wzrostu demograficznego i braku podstawowej edukacji. Ostatni czynnik wskazuje się jako najważniejszy w budowie miejsc pracy poza sektorem rolniczym. Pomimo regularnego spadku poziomu analfabetyzmu ciągle jest on znacznie wyższy niż u wielkiego sąsiada Laosu – Tajlandii. Jedna trzecia dorosłych obywateli Laosu wciąż nie potrafi czytać ani pisać. Hamuje to znacznie możliwość przejścia do pracy w innych dziedzinach niż rolnictwo.

Laos zmaga się też z innymi problemami, jak dostęp do wody pitnej, brak systemów kanalizacyjnych, masowe wycinanie lasów czy pozostałości po amerykańskich bombardowaniach z czasów wojny wietnamskiej. Przechadzając się po nocnym bazarze w Luang Prabang, mieście wpisanym na światową listę UNESCO, którego turystyczną, postkolonialną część można by pomylić z zadbanym francuskim miasteczkiem, doktor HO natrafi na stoisko z biżuterią wykonaną z pozostałościach po bombach z operacji Menu. Najprawdopodobniej Laotańczycy będą mogli ją wyrabiać jeszcze przez stulecia, gdyż są obywatelami kraju, który pokrywa największa na świecie ilość niewybuchów.

Kraina 4000 wysp na południu Laosu, tuż przy granicy z Kambodżą. Krajobraz małych wysepek położonych na Mekongu, jeszcze do niedawna zamieszkiwany był jedynie przez lokalnych rybaków, jednak od kilku lat jest to mekka dla podróżujących po Azji południowo-wschodniej backpackerów, którzy właśnie tutaj znaleźli idealne miejsce na odpoczynek i całodzienne wylegiwanie w hamaku z książką i lokalnym specjałem – Beer Lao. W rzekach Mekongu przy odrobinie szczęścia zobaczyć można pływające słodkowodne delfiny tzw. krótkogłowe - Orcaella brevirostris, których długość może osiągnąć nawet 2 metry.

Kraina 4000 wysp na południu Laosu, tuż przy granicy z Kambodżą. Krajobraz małych wysepek położonych na Mekongu, jeszcze do niedawna zamieszkiwany był jedynie przez lokalnych rybaków, jednak od kilku lat jest to mekka dla podróżujących po Azji południowo-wschodniej backpackerów, którzy właśnie tutaj znaleźli idealne miejsce na odpoczynek i całodzienne wylegiwanie w hamaku z książką i lokalnym specjałem – Beer Lao. W rzekach Mekongu przy odrobinie szczęścia zobaczyć można pływające słodkowodne delfiny tzw. krótkogłowe – Orcaella brevirostris, których długość może osiągnąć nawet 2 metry.


Domy na wodzie – 4000 Islands. Typowa architektura mieszkaniowa Azji Południowo-Wschodniej to drewniane domki na wysokich palach, uniemożliwiających zalanie w trakcie pory deszczowej, kiedy to znacznie podnosi się poziom rzek. Zazwyczaj budowane są z drewna i bambusa, z dachami pokrytymi strzechą lub liśćmi palmowymi. Elementy łączone są za pomocą sznurów z rattanu. Na zdjęciu domki na tratwach, pływające na Mekongu, Si Phan Don.


Luangprabang to jedno z piękniejszych i z pewnością najbardziej zadbane miasto w Laosie. Dawna stolica Laosu, wpisana na listę Unesco w 1955 roku, do dziś przypomina, że była kolonią francuską. Tradycyjne buddyjskie świątynie stoją w bezpośrednim sąsiedztwie kolonialnych budynków, tworząc niepowtarzalną atmosferę.


Miejscowa kobieta czekająca na autobus, Nong Kniaw.


Podstawowym środkiem lokomocji w większości krajów azjatyckich są skutery – idealne do pokonywania krótkich odcinków na wąskich dróżkach. Tutaj nikogo nie zdziwi fakt, że na jednym motorze potrafi zmieścić się kilkuosobowa rodzina, najczęściej jadąca bez kasków, w klapkach, po nieutwardzonej drodze, która w Europie z pewnością nadawałaby się do kategorii „off road”. Vientiane.


Nowożeńcy pozujący w trakcie pamiątkowej sesji ślubnej. Ceremonia zaślubin w Laosie najczęściej odbywa się pod gołym niebem. Na placu lub większej ulicy rozstawiane są plastikowe stoły i krzesła, a na nich znajduje się symboliczny poczęstunek składający się z sałatek, owoców, makaronu ryżowego i lokalnego specjału – Beer Lao. Paxe, Płaskowyż Boloven.


Vang vieng – restauracje nad rzeką. Wśród tradycyjnych laotańskich potraw jedną z bardziej znanych jest lap – drobno siekane mięso z dodatkiem licznych laotańskich ziół, podawane z kleistym ryżem – „sticky rice”. By go odpowiednio przygotować, ryż moczy się całą dobę, a następnie kilka godzin gotuje na parze w bambusowym koszyczku.


W całej Azji Południowo-Wschodniej podstawę diety stanowią zupy. Miejscowi właśnie od nich rozpoczynają dzień. Najbardziej popularna w Laosie jest zupa ryżowa, której głównym składnikiem – jak nazwa wskazuje – jest ryż ugotowany w bulionie z warzywami. W wersji rozbudowanej z dodatkiem mięsa.


Jednym z symboli kraju jest laotańskie whisky z ryżu o dźwięcznej nazwie Lao Lao. Jakość trunku pozostawia wiele do życzenia, ale degustacja podczas podróży jest obowiązkowa i na pewno nie nadwyręży portfela, bo butelkę można kupić już za 2 dolary. Popularną odmianę whisky stanowi trunek z zalanymi w środku wężami. Po raz pierwszy taki napój odnotowano w Chinach, uważany był za środek leczniczy, a według tradycyjnej medycyny chińskiej miał moc ożywienia człowieka.


Typowa laotańska turystyczna restauracja. 4000 Islands, Magical Moments with Mr Man.


Luangprabag. Open bufet, na którym za równowartość kilku dolarów można najeść się do syta, próbując lokalnych smakołyków – makaronu ryżowego z warzywami w pikantnych sosach czy też grillowanych słodkowodnych ryb prosto z Mekongu.


Dużym problemem, z którym do dziś borykają się Laotańczycy, są niewybuchy z II Wojny Światowej, kiedy to na kilkumilionowy kraj spuszczonych zostało ponad dwa miliony ton bomb – 270 000 000 sztuk, z czego jedna trzecia nie wybuchła. Statystyki wskazują, że pomiędzy rokiem 1964 a 1973, w trakcie Wojny Wietnamskiej, na Laos przez dziewięć lat bomba zrzucana była statystycznie co osiem minut. Po ponad dwudziestu latach od ataków Laos wciąż pozostaje najbardziej zaminowanym krajem na świecie, a zbaczanie z głównych i uczęszczanych tras niesie za sobą realne zagrożenie utraty życia. Od zakończenia konfliktu do dnia dzisiejszego ponad dwadzieścia tysięcy osób zmarło lub zostało rannych w wyniku eksplozji. By nagłośnić problem, uzmysłowić przyjezdnym turystom jego skalę, a także by nieco wzbogacić ubogie portfele, Laotańczycy zaczęli przetapiać niewybuchy na elementy dekoracyjne takie jak breloczki, biżuterię czy też elementy użytkowe – sztućce, talerze, misy. Z pewnością będą mogli robić to jeszcze przez kolejne kilkadziesiąt lat, jeśli nie pojawi się program, który pomoże rozwiązać problem zaminowanych rejonów.


W Laosie religię buddyjska wyznaje ponad 66 procent społeczności, zaraz za nią są tradycyjne wyznania plemienne, praktykowane przez 30 procent ludności kraju. Na zdjęciu buddyjscy mnisi podczas zakupów na lokalnym ulicznym bazarze.


Nong Kiaw. Laotańska dziewczynka w drodze do szkoły.


Laotańska Republika Ludowo-Demokratyczna, bo tak brzmi oficjalna nazwa kraju, to jedno z miejsc, w których komunizm jest wciąż żywy, a flaga Związku Radzieckiego na ulicach nikogo nie dziwi. Krajem rządzi jedyna Laotańska Partia Ludowo-Rewolucyjna, a deputowani mają zgodnie z konstytucją: „studiować, rozumieć i wdrażać zalecenia i politykę partii”. Laotańskie władze, mimo komunizmu, nie walczą jednak z wyznawanym tu buddyzmem czy innymi wyznaniami, głównie ze względu na fakt, iż połowa wpływów do budżetu pochodzi z turystyki, a buddyjskie świątynie i ceremonie stanowią często cel przyjezdnych. Na zdjęciu recepcja w hostelu, Płaskowyż Boloven. Na ścianie zdjęcia prezydenta, na ladzie recepcji tradycyjne figurki bożków wraz z darami.


Kobiety wracające z pracy w polu przy uprawie ryżu. Nong Kiaw.


Życie codzienne w Laosie, matka z dzieckiem. Vang Vieng.


Luang Prabang, główna ulica w mieście, pełna kawiarni i restauracji, stanowi swego rodzaju mieszankę Azji i Europy. Postkolonialne francuskie wpływy widoczne są do dziś, a główna ulica w turystycznej części miasta wieczorem zamienia się w bazar pełen pamiątek, ziół, przypraw i rękodzieła.


Luang Prabang


***
Autorką zdjęć i opisów jest Katarzyna Cimała. Tekst napisał Maciej Gadek. Autorzy wspólnie podróżowali po Azji Południowo-Wschodniej. Więcej zdjęć i informacji można znaleźć pod adresem: www.katarzynacimala.wix.com/cimalaphoto

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×