Cytując wypowiedzi internautów, autorka tekstu zachowała ich oryginalną pisownię oraz usunęła imiona i nazwiska autorów komentarzy.
***
Od dawna obserwuję w internecie głośne sprawy, które poruszają Polaków i Polki. Śledzę historie zabójstw, pobić, ucieczek z miejsca wypadku, ale też spory w małych, lokalnych społecznościach czy tajemnicze zaginięcia. Interesują mnie reakcje, jakie budzą wśród wirtualnej społeczności. W szczególności pojawiające się nawoływanie do samosądów. Przypatruję się przede wszystkim wpisom, w których komentujący dzielą się sposobami na uśmiercenie lub okaleczenie sprawcy – niekiedy domniemanego – jakiegoś zdarzenia.
Kiedy kilka miesięcy temu na portale społecznościowe trafiła informacja o ataku nożownika na grupę przedszkolaków i zabójstwa 5-letniego dziecka, mogłam być pewna, że pod artykułami na ten temat bardzo szybko pojawią się oni – internetowi sprawiedliwi, którzy będą nawoływać do samodzielnego wymierzenia kary, do wykonania brutalnej egzekucji.
Dajcie go nam, ludziom!
Poznań 2023 rok. W połowie października 71-letni mężczyzna ranił nożem 5-letniego Maurycego, który szedł z grupą przedszkolną na spacer. Chłopiec trafił do szpitala, jednak nie udało się go uratować. W zatrzymaniu napastnika pomógł przypadkowy mężczyzna, pracownik firmy sprzątającej. To on wytrącił z jego ręki nóż. W akcji obezwładnienia brali udział również inni świadkowie zdarzenia oraz policjantka po służbie. Sprawa wstrząsnęła Poznaniem i całą Polską.
19 października Zbysław C. usłyszał zarzut zabójstwa, jednak w trakcie przesłuchania mówił, że nie pamięta, co się stało. Podczas specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej prokuratura podała kolejne szczegóły dotyczące sprawy – mężczyzna leczył się neurologicznie. Pojawiły się również doniesienia o guzie mózgu.
„DAJCIE MI TO ŚCIERWO !!!!” – piekli się pod informacją dotyczącą ataku nożownika użytkownik P. „I w takich sytuacjach prawo linczu powinno być dopuszczone. Choć zawiśnięcie na gałęzi to mała kara za coś takiego. Średniowieczne tortury byłyby na miejscu. Może gdyby prawo dawało nam swobodniejszy dostęp do broni i gwarantowało możliwość obrony siebie i innych takie rzeczy by się nie działy bo by go ktoś odstrzelił” – stwierdza na Facebooku G. „SAMOSĄD, szubienica w publicznym miejscu. Jedyne rozwiązanie” – dorzuca w komentarzu T. „To jest ten moment, w którym lincz rodem z afrykańskich krajów 3 świata byłby jedynym, słusznym rozwiązaniem” – komentuje sprawę D., a jego wpis zbiera ponad 500 polubień. Swoim pomysłem na wymierzenie sprawiedliwości dzieli się też G.: „Znęcałbym się tak długo nad dziadygą, dopóki fantazji by mi starczyło na metody, a fantazji mi naprawdę nie brakuje”.
Wszystkie przytoczone komentarze zostały zamieszczone przez użytkowników, którzy podają w sieci swoje imiona i nazwiska. Ich konta nierzadko zawierają informacje dotyczące wykształcenia i miejsca pracy, a także dużo zdjęć i postów z opisami codziennych aktywności. Są też tacy, którzy chcą zabrać głos bardziej anonimowo i nie podają pełnych personaliów. Ich komentarze są jednak bardzo podobne i brzmią na przykład tak: „Nabić na pal i czekać na powolne zejście w miejscu publicznym” lub „Żadna kara śmierci. Dożywocie i każdy dzień odsiadki to katorga, znęcanie się, gwałty, pobicia. Tylko z wyczuciem, żeby żył jak najdłużej, a jego jedynym wybawieniem było samobójstwo… Do którego za wszelka cenę nie wolno dopuścić. Niech żyje 100 lat, a każdy jego dzień będzie udręką”.
Tuż po zatrzymaniu 71-letni mężczyzna był badany przez psychiatrów, którzy orzekli, że jest poczytalny. Pojawiające się w sieci wiadomości na ten temat uruchomiły kolejną lawinę komentarzy: „A ja bym chciała, żeby tacy zbrodniarze zastępowali zwierzęta we wszelkich laboratoriach, w których przeprowadzane są na nich badania leków, kosmetyków, używek… Przynajmniej przysłużyliby się społeczeństwu. A cierpienia, jakich przy tym by doznawali zdecydowanie bardziej należą się im niż niczemu niewinnym myszom, kotom, psom, świniom…” – dzieli się swoim sposobem na sprawiedliwość Z.
Inne rozwiązanie tej sprawy ma W.: „Przywrócić karę śmierci albo dać go ludziom to sami wymierzą karę” – apeluje.
Oko za oko, ząb za ząb
Część zasad, którymi kierują się osoby nawołujące do samosądu, jest zbliżona do przepisów powstałego prawie 4000 lat temu Kodeksu Hammurabiego: „§ 22 Jeśli obywatel dokonał rabunku i został złapany, człowiek ten zostanie zabity; § 196 Jeśli obywatel oko obywatelowi wybił, oko mu wybiją; § 197 Jeżeli obywatel złamał kość, kość złamią jemu; § 200 Jeśli obywatel wybił ząb obywatelowi równemu sobie, ząb wybiją jemu”.
Patrząc na te i inne zapisy, można zauważyć, że kary są bardzo surowe, a w wielu przypadkach identyczne z popełnionym czynem. Kodeks Hammurabiego nie zakładał jednak, że karę trzeba wykonać natychmiast. Najpierw należało udowodnić winę.
Internetowi sprawiedliwi bywają bardziej radykalni niż zapisy powstałego w Babilonie kodeksu. Zazwyczaj nie chcą czekać na rozprawę sądową, która powinna odbyć się przed ukaraniem domniemanego winnego.
Nierzadko komentujący sprawę dotkliwego pobicia lub gwałtu domagają się natychmiastowego uśmiercenia (domniemanego) sprawcy. Kara nie musi być też identyczna z popełnionym czynem. Powinna być przede wszystkim surowa, najlepiej powodująca długotrwałe cierpienie, a przy tym upokarzająca.
„Jakie dozywocie to samo, co zrobił temu niewinnemu dziecku, ale bolesnie, zeby zdychał po woli i bolesnie” – komentuje sprawę z Poznania użytkownik F. Pod jednym z postów upust poczuciu niesprawiedliwości daje również S.: „Obciąć mu ręce za łokciami. Niech żre z miski jak pies. A jak nie da rady, to niech zdechnie jak pies. To dziecko przeżyło tylko PIĘĆ lat! Miało całe życie przed sobą. Rodzicie mieli dzielić z nim każdą chwilę, patrzeć jak rośnie. A ten śmieć zakończył to życie w jednej sekundzie”. „Weszłabym tam na jego salę najchętniej z nożem albo z siekierą. Przywrócić karę śmierci… albo skazać na publiczny lincz!” – komentuje inny wpis dotyczący nożownika użytkowniczka G. Do sprawy postanowiła się również odnieść M., która w swoim wpisie wprost odwołuje się do babilońskiego kodeksu: „Powinno wrócić prawo hammurabiego, choć w takich przypadkach ze 100 x gorszymi karami… Niewyobrażalna tragedia…”. „Ząb za Ząb!!!” – dorzuca L.
Co pobudza wyobraźnię tłumu?
Potrzeba tworzenia tego typu komentarzy może wynikać z wielu czynników. Poczucia, że wymiar sprawiedliwości nie działa prawidłowo, środowiska i kapitału społeczno-kulturowego, który w taki, a nie inny sposób wpłynął na radzenie sobie ze strachem, napięciem i gwałtownymi emocjami, czy też nadmiernego obcowania z nienawistnymi treściami, które w końcu mogą stać się nam obojętne. Dużą rolę mogą odgrywać również media, które prześcigają się w nagłaśnianiu brutalnych przestępstw.
Ada Tymińska, badaczka i prawniczka od wielu lat zajmującą się tematem mowy nienawiści, uważa, że autorzy nawołujący do samosądów mogą być przekonani, że to, co robią, jest właściwe:
– Myślę, że osoby, które przywołują karę śmierci w komentarzach, nawet nie sądzą, że jest to coś niemoralnego. Raczej przeciwnie – sytuują siebie po tej stronie, która czyni dobro, która chce naprawić świat własnymi rękami. Podejrzewam, że część tego rodzaju komentarzy bierze się z niezgody na to, że takie tragiczne wydarzenia mają miejsce.
Mam wrażenie, że tutaj dochodzi element społecznej frustracji, spowodowanej poczuciem, że państwo nie działa dostatecznie w tych sprawach. Samosąd może jawić się jako moralne zastępstwo działania państwa, które nie domaga – twierdzi.
Podobne spostrzeżenia ma psychoterapeutka Izabela Trybus. Jej zdaniem autorzy nawołujących do samosądów komentarzy mogą w bardzo szczególny sposób patrzeć na rzeczywistość: – Osoba publikująca takie treści występuje jako ktoś, kto ma moralne prawo do wyrażenia opinii, bo to jest jej zdaniem właściwe. To odwrócenie rzeczywistości – twierdzi i dodaje – myślę, że taka osoba w życiu by nie powiedziała, że jej komentarze nawołują do nienawiści, że są niewłaściwe. Sądziłaby raczej, że ma moralny obowiązek bronienia wspomnianego wcześniej 5-letniego dziecka i potępienia sprawcy.
Zdaniem kryminologa prof. Brunona Hołysta nawoływanie do samosądów może być odpowiedzią na konkretną sytuację i wynikające z niej poczucie zagrożenia: – Moim zdaniem w Polsce nie ma dużej akceptacji społecznej dla samosądów. Chęć samodzielnego wymierzenia kary może pojawić się w lokalnych środowiskach, które są wzburzone i znajdują się w stanie niebezpieczeństwa. Może nie tyle realnego, ile perspektywicznego poczucia, że sprawca przestępstwa może dzisiaj nie zabije, ale już jutro może. A jeżeli zabił, to dlaczego ma dłużej żyć? Po prostu taka sytuacja rodzi pewne reakcje obronne – wyjaśnia prof. Hołyst i dodaje, że duże znaczenie w przypadku chęci samodzielnego wymierzenia kary ma też to, kim była ofiara, a kim sprawca: – Gdy w grę wchodzi zabójstwo dziecka, to ta samonapędzająca się agresja jest jeszcze większa. Jesteśmy mniej wrażliwi na śmierć osoby starszej, ale gdy w sprawie pojawi się osoba nieletnia, a sprawcą jest na przykład pijany kierowca, to kumulacja tych czynników sprawia, że tendencja do chęci samodzielnego ukarania sprawcy znacznie wzrasta – twierdzi.
„Jaka kara powinna być dla kierowcy BMW?”
Autostrada A1 w Sierosławiu. 16 września 2023 roku w pożarze auta zginęła trzyosobowa rodzina: rodzice oraz ich 5-letni syn. W sieci pojawiły się informacje, że w zdarzeniu brał udział ktoś jeszcze – Sebastian M. To on stał się podejrzanym o spowodowanie wypadku. Internauci byli wstrząśnięci, zaczęli oskarżać policję o zatajanie faktów, publikować wizerunek mężczyzny i tropić jego miejsce zamieszkania. Ruszyła medialna nagonka. Pod postami zawierającymi nowe ustalenia w sprawie pojawiły się tysiące komentarzy nawołujących do samodzielnego wymierzenia kary. Tymczasem policja zatrzymała Sebastiana M. w Dubaju. Mężczyzna chce uniknąć ekstradycji. Powody? Jak podaje „Rzeczpospolita”, chodzi między innymi o hejt i chęć zemsty.
5 października 2023 roku na fanpage’u jednej z codziennych gazet pojawia się pytanie: „Jaka kara powinna być dla kierowcy BMW?”. Internauci nie pozostawiają go bez odpowiedzi. Komentarze zamieściło 991 osób.
„Dożywocie i katowanie codziennie” – grzmi pod postem M. Za karą dożywocia jest również kilkuset innych użytkowników, ale dla B. to za mało: „Warunki i tak za dobre dla takiego zwyrola. A tam dożywocie, powinien się smażyć na wolnym ogniu jak ta biedna rodzina w tym płonącym aucie”. „Jedyną rozsądną karą by było go oddać w ręce rodziny zabitych” – dodaje użytkownik R. „Jakie Dożywocie za nasze będzie utrzymywany. Do kamieniołomu z nim za kromkę chleba i szklankę wody dziennie, albo na rynku postawić dać ludziom skalpel nacinac i solą sypac” – daje upust złości S.
Liczy się tu i teraz
Co jeszcze wpływa na chęć nawoływania do samosądów? Istotny jest brak poczucia bezpieczeństwa, wywołany przez wspomniane wcześniej przekazy medialne. To media tworzą informacje i mają kontrolę nad przekazem, który dociera do odbiorców. W ten sposób kształtują opinię publiczną i jej poczucie tego, co jest w danej chwili najbardziej istotne. W efekcie odbiorcy przyjmują rzeczywistość kreowaną przez media za prawdziwą, choć często różni się ona znacząco od realnego świata.
Media kształtują również obraz przestępczości. Telewizja, prasa i portale informacyjne prześcigają się w nagłaśnianiu zbrodni popełnionych ze szczególnym okrucieństwem i agresją, przez co ludzie mogą odczuwać lęk i mieć wrażenie, że brutalne przestępstwa są coraz bardziej powszechne, a ich liczba nieustannie rośnie. Potwierdzają to badania socjologiczne przywołane między innymi w pracy Aleksandry Szymanowskiej „Polacy wobec przestępstw i karania”, które wskazują, że lęk przed przestępczością jest zjawiskiem powszechnym w wielu krajach, w tym w Polsce. Tymczasem Polska w porównaniu do innych państw europejskich nie należy do krajów o wysokich wskaźnikach przestępczości. Oprócz opracowań naukowych pokazują to również statystyki policyjne. Warto jednak zauważyć, że niektórzy badacze, jak kryminolodzy prof. Andrzej Siemaszko i prof. Brunon Hołyst, podchodzą z rezerwą do danych publikowanych przez policję, przypisując duże znaczenie badaniom wiktymizacyjnym. Dzięki nim można dotrzeć do osób, które wcześniej nie zgłosiły tego, że padły ofiarą przestępstwa, lub ich zgłoszenie zostało odrzucone przez policję.
Dziś szczególny wpływ na kreowanie określonego obrazu rzeczywistości i tego, jak ludzie postrzegają świat, mają też informacje publikowane w mediach społecznościowych, a te rządzą się wyjątkowymi prawami. Większość portali informacyjnych czy stacji telewizyjnych ma na nich swoje strony, które dają przestrzeń do swobodniejszego publikowania kontrowersyjnych, generujących wysokie zasięgi treści. Sposób ich konsumpcji wymusza tymczasowość. Liczy się tu i teraz. Posty serwowane w odpowiedniej oprawie chwytliwego nagłówka czy szokującej grafiki mają jedno zadanie – przyciągnąć wzrok – szansa na skupienie uwagi czytelnika jest zazwyczaj tylko jedna.
Każdy komunikat może zostać przedstawiony na wiele różnych sposobów, a to, jak zaprezentowana zostanie informacja, wpływa na to, jak ją zinterpretujemy.
Platformy, takie jak Facebook czy X, umożliwiają nie tylko publikację tego typu informacji, ale też dzielenie się nawet najbardziej krzywdzącymi i agresywnymi komentarzami. Media społecznościowe stały się miejscem, w którym użytkownicy mogą promować swoje uprzedzenia i publikować nienawistne treści właściwie bez konsekwencji.
Kształtowanie komunikatów w określony sposób może nieść za sobą bardzo poważne skutki. Psychoterapeutka Izabela Trybus przytacza przykład Rwandy, w której tuż przed ludobójstwem do „wzięcia sprawy w swoje ręce” nawoływało Radio Tysiąca Wzgórz: – W przypadku Rwandy napięcie było budowane latami. W pewnym momencie, również w radiu, pojawiła się narracja, że Tutsi to nie są ludzie, tylko karaluchy, węże – czyli zwierzęta, które kojarzą się z zagrożeniem albo z czymś, co jest obrzydliwe i wstrętne. Nastąpiło odczłowieczenie – wyjaśnia Trybus.
Niedługo po emisji pierwszych nawołujących do nienawiści audycji doszło do masakry. Jej ofiarą padło ponad kilkaset tysięcy ludzi.
Podobny mechanizm podżegania do nienawiści Izabela Trybus obserwuje w związku z kryzysem humanitarnym na granicy polsko-białoruskiej: – Tutaj wobec uchodźców pojawiła się narracja, że to są pedofile, zoofile… Również nastąpiło odczłowieczenie i budowanie narracji o obcym, który jest zagrożeniem. Właściwie później dochodzi do takiego momentu, że wystarczy iskra, żeby doszło do eskalacji agresji – podsumowuje.
Świadomość siebie
Istotnym czynnikiem, który może budować potrzebę pisania nienawistnych treści, w tym nawołujących do samosądów komentarzy, jest też kapitał społeczno-kulturowy. Nie bez znaczenia jest środowisko, w którym się wychowujemy, treści, które przyswajamy, czy wykształcony sposób radzenia sobie z trudnymi emocjami. Gdy w mediach pojawiają się informacje dotyczące na przykład tego, że Polskę zalewa fala brutalnych przestępstw, część osób może nie radzić sobie z lękiem czy złością i odczuwać potrzebę natychmiastowego wyrzucenia z siebie emocji. Najłatwiej można zrobić to w mediach społecznościowych. Coś, czego nie powiedzielibyśmy na żywo, dużo swobodniej wyrażamy w komentarzu. Może to być spowodowane między innymi tym, że nie mamy bezpośredniego kontaktu z drugą osobą, przez co możemy czuć się w jakiś sposób bezkarni i anonimowi.
Dodatkowo, gdy mamy do czynienia z błyskawiczną konsumpcją treści, dużo łatwiej jest nam dać upust swoim, nawet najbardziej sadystycznym fantazjom.
– Myślę, że łatwość dostępu i szybkość rozwoju mediów jest większa niż rozwój emocjonalny i społeczny ludzi. Duży wpływ na to, w jaki sposób odczytujemy i generujemy komunikaty, ma też to, czy i w jaki sposób mamy rozwiniętą zdolność rozumienia własnych emocji. Część osób, która przeczyta lub usłyszy informację dotyczącą jakiejś zbrodni, nie zastanawia się, dlaczego do niej doszło lub czy informacje podane w mediach wyczerpują temat, tylko reaguje bardzo impulsywnie, agresywnie i bezrefleksyjnie i w sposób dosłowny żąda natychmiastowego wymierzenia kary – wyjaśnia Izabela Trybus.
Według niej na taki obraz sytuacji może się składać między innymi brak edukacji emocjonalnej: – Wiele obowiązków przerzucono na psychoterapeutów, zaniedbując edukację i profilaktykę. Brakuje edukacji rodziców, dotyczącej emocji ich dzieci, ale także ich własnych. Dzieci uczone są o rozwoju biologicznym, ale już nie o emocjonalnym. Gdybyśmy byli bardziej świadomi siebie i mieli więcej możliwości wyrażania swoich emocji, to być może część osób nie musiałaby iść na psychoterapię. Taką bazę wiedzy na temat funkcjonowania emocjonalnego i społecznego, myślenia i wyrażania siebie mogłaby zapewniać szkoła – podsumowuje Trybus.
Oprócz edukacji ważny jest też wpływ autorytetów. To one mogą legitymizować niektóre działania i dawać podstawę do ich odtwarzania.
– Autorytet ma swoją ustaloną pozycję intelektualną i społeczną – podkreśla prof. Brunon Hołyst. – Jeżeli autorytet coś mówi, niejako daje przyzwolenie i sprawia, że dany czyn jest uważany za sprawiedliwy. Nie poddajemy analizie tego, w jakiej sytuacji i do kogo dane słowa zostały wypowiedziane. Traktujemy to bardzo dosłownie – autorytet zyskuje dzięki temu naśladowców i status wzoru – dodaje.
Wpływ autorytetów na posłuszeństwo opisuje między innymi eksperyment Milgrama, w którym ochotnicy wcielali się w rolę nauczyciela, który odpytywał ucznia (w tej roli był pomocnik eksperymentatora) z zapamiętanych par słów. Obok nauczyciela siedział eksperymentator, którego grał zawodowy aktor. Karą za błędną odpowiedź było rażenie prądem. Woltaż wzrastał wraz z liczbą popełnionych błędów. Początkową dawką było 15 woltów. Każdy kolejny wstrząs był rzekomo silniejszy o 15 V. Ostatnią dawką miało być 450 V. Do progu 450 V, czyli dawki śmiertelnej, dotarło 65 procent badanych. Przez cały czas trwania eksperymentu ochotnicy nie wiedzieli, że przez podłączone do przegubów uczniów elektrody nie przepływa prąd.
Oddziaływać na społeczeństwo mogą również słowa wypowiedziane przez polityków. W 2015 roku Ludwik Dorn w jednej ze swoich wypowiedzi nawiązał do hasła „Giertych do wora, a wór do jeziora”, które w latach 2006-2007 skandowała niezgadzająca się decyzjami ówczesnego ministra edukacji polska młodzież. Słowa wyłapali użytkownicy portali społecznościowych i zaczęli używać ich jako propozycji kary, która powinna spotykać przestępców: „Dziada do wora a wór do jeziora” – komentuje jeden z wpisów G. „Do wora i do Warty, szkoda czasu i pieniędzy na takiego sk……la” – dorzuca inny użytkownik.
Czy mamy narzędzia?
W Polskim prawie jest niewiele przepisów, które umożliwiałyby karanie autorów komentarzy nawołujących do samosądów. Część komentarzy wpisuje się w tzw. mowę nienawiści – jeśli pojawia się w nich na przykład propagowanie ideologii zbrodniczych, dyskryminacja na tle narodowościowym, etnicznym czy rasowym, to wtedy można zastosować przepisy zawarte między innymi w art. 119, 256 i 257 Kodeksu karnego, jednak takie treści publikowane są stosunkowo rzadko.
Zdaniem badaczki i prawniczki Ady Tymińskiej innym rozwiązaniem może być zastosowanie przepisów dotyczących groźby karalnej i zniesławienia, jednak ich stosowanie ma pewne ograniczenia: – Groźba karalna to przestępstwo wnioskowe, co oznacza, że nie można zgłosić go bez wniosku pokrzywdzonego. Nawet jeżeli widzę w internecie komentarz nawołujący do tego, żeby kogoś zabić, to nie mogę zgłosić go samodzielnie – musi to zrobić osoba, która została tą groźbą dotknięta. Bez jej wniosku, bez jej woli i udziału zgłoszenie nie ma racji bytu – wyjaśnia.
Kolejnym problemem prawnym jest też to, że policja nadal nie ma wystarczających narzędzi do śledzenia przestępstw w internecie. Chociaż komentarze nie są zazwyczaj anonimowe, to dziennie pojawiają się ich miliony, jeżeli nie miliardy, co utrudnia szybkie reagowanie, a autorzy rzadko pociągani są do odpowiedzialności karnej. Sami internauci niezbyt często zgłaszają wypełnione nienawiścią i agresją komentarze, a administratorzy stron w mediach społecznościowych unikają odpowiedzialności za pojawiające się tam treści.
– Jeżeli chodzi o egzekwowanie odpowiedzialności administratorów stron, istnieje Ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną i zawarty w niej art. 14 ust. 1. W myśl tego przepisu, jeżeli administrator wie o bezprawnym charakterze publikowanych wpisów, powinien uniemożliwić do nich dostęp. Oczywiście zarówno wspomniana ustawa, jak i art. 119, 256 i 257 czy przepisy o zniesławieniu i groźbie karalnej to są tylko ewentualne ścieżki prawne, ale nie są one szczególnie skuteczne, bo też charakter tych działań jest mocno rozproszony – twierdzi Ada Tymińska.
W 2016 roku firmy takie jak Meta czy Google zawarły porozumienie z Komisją Europejską (chodzi o tak zwany Kodeks Postępowania w sprawie przeciwdziałania nielegalnemu nawoływaniu do nienawiści w internecie), w którym zobowiązały się do usuwania nienawistnych treści w ciągu doby od otrzymania zgłoszenia. Chociaż w poprzednich latach skuteczność w tym zakresie wzrastała, w 2022 roku nastąpił spadek liczby podejmowanych działań – w ciągu 24 godzin platformy zareagowały średnio na 64,4 procent zgłoszeń. To znacznie mniej niż w latach poprzednich, bo jeszcze w 2021 roku w ciągu doby platformy rozpatrywały ich średnio 81 procent. W 2022 roku najszybciej reagującą platformą był TikTok, który odpowiedział błyskawicznie na niemal 92 procent zgłoszeń.
Warto dodać, że pod koniec stycznia 2024 roku Parlament Europejski wezwał Radę Unii Europejskiej do uznania mowy i przestępstw z nienawiści za przestępstwo, które będzie ścigane w jednakowy sposób we wszystkich państwach członkowskich. Dotychczas wciąż nie ma jeszcze decyzji Rady w tej sprawie.
Skąd wiadomo, że „to już”?
Czy od pisania do czynu jest tylko jeden krok? A może jest ich znacznie więcej, a droga jest bardzo długa i wyboista?
Zdaniem Izabeli Trybus, jeżeli jakaś narracja wrasta w naszą codzienność, to rzeczywiście może dojść do odwrażliwienia. Wtedy wystarczy impuls, żeby doszło do przekroczenia granicy i przejścia od pisania nienawistnych treści do popełniania nienawistnych czynów: – Nie znam badań, które potwierdzałyby, że można wskazać jakiś konkretny moment, że „to już”. Moim zdaniem osoba, która zacznie działać, niekoniecznie musi być aktywna na forach. Może za to dużo czytać i budować w sobie przekonanie, że będzie tym jedynym sprawiedliwym, który weźmie i nabije sprawcę na pal: wy tylko gadacie, a ja jestem odważny i to zrealizuję – wyjaśnia psychoterapeutka.
Podobnego zdania jest prof. Dariusz Jemielniak, badacz społeczny, analizujący dezinformację w sieci i ruchy antynaukowe, który uważa, że przejście od słów do czynów jest jak najbardziej prawdopodobne: – Były już takie przypadki. Poczynając od wymierzania samosądów fizycznych, ale też przez taką anatemę społeczną. Przychodzi mi do głowy taka sytuacja: Koreanka została nagrana w pociągu, jak jej pies zrobił kupę, a ona tego nie sprzątnęła. Po tym, jak wideo z tym zdarzeniem stało się viralem, kobieta straciła pracę, znajomych, znalazła się na marginesie życia. Brak posprzątania po swoim psie jest oczywiście naganny, ale chyba jednak nie na tyle, żeby wymierzyć aż tak surową karę.
Tłum myśli niespecjalnie racjonalnie, dlatego trzeba mieć świadomość, że ujawnianie danych sprawców, nawoływanie do surowszych kar może mieć niestety bardzo poważne konsekwencje – twierdzi.
Podobnego zdania jest również prof. Brunon Hołyst, który uważa, że przejście od słów do czynów jest jak najbardziej możliwe i w niektórych przypadkach może być na przykład spowodowane długotrwałym obcowawanie z nienawistnymi i brutalnymi treściami: – Człowiek, czytając i oglądając obrazy, uczy się dobrego i złego. Niestety zło jest mimo wszystko atrakcyjniejsze od dobra, bardziej przykuwa naszą uwagę i niektóre osoby mogą się takimi treściami po prostu inspirować – zauważa.
Na długotrwałą ekspozycję na negatywne, szokujące i brutalne treści narażają nas przede wszystkim wspomniane wcześniej media społecznościowe. Po opublikowaniu wpisu na portalu treść lub grafika, którą algorytm uzna za łamiącą standardy platformy, może zniknąć, jednak algorytmy często niezbyt trafnie kategoryzują treści, więc zdarza się, że na przykład zdjęcia zwłok zostaną zakwalifikowane jako zgodne z regulaminem. Warto zaznaczyć, że za selekcję odpowiadają nie tylko algorytmy – przede wszystkim nadal dokonują jej ludzie. Selekcjonerzy każdego dnia zalewani są potężną falą brutalnych treści, a szansa na to, że algorytmy zastąpią pracę ludzi, jest w najbliższej przyszłości raczej niewielka. Głównie ze względu na występowanie dwóch zjawisk – false negatives i false positives.
– False positives to na przykład ironia, której algorytm nie wykryje i potraktuje ją w sposób dosłowny. Z kolei false negatives może pojawić się wtedy, kiedy chcemy porównać kogoś do Hitlera i napiszemy Hltlr – ludzkie oko może to zrozumieć bez problemu, ale algorytm już nie. Są sposoby obchodzenia algorytmicznych rozwiązań i grupy, które specjalizują się w trollingu i mowie nienawiści, doskonale sobie z tym radzą – wyjaśnia prof. Dariusz Jemielniak i dodaje – W przypadku osób, które pracują centrach zapobiegania szerzeniu mowy nienawiści, bardzo często pojawia się depresja i różnego rodzaju zaburzenia psychiczne związane z ekspozycją na przemoc. Osoby, które ją przeprowadzają, muszą na co dzień obcować z treściami pedofilskimi, zoofilskimi, radykalnie nazistowskimi, makabrycznymi obrazami i rzeczywiście bardzo ciężko to znoszą. Osoby na tym stanowisku pracują zazwyczaj tylko przez kilka miesięcy.
Ja bym tego nie zrobił…
Czy można założyć, że nigdy nie bylibyśmy w stanie popełnić żadnej zbrodni? Czy zbrodnie popełniają jedynie osoby o konkretnym profilu osobowości? A może kluczową rolę odgrywa coś zupełnie innego?
Według Izabeli Trybus nie da się jednoznacznie stwierdzić, że ktoś nigdy nie byłby w stanie dopuścić się zabronionego czynu. Historia pokazuje, że o tym, jak zareagujemy na jakieś wydarzenie, ostatecznie dowiemy się dopiero w momencie jego zajścia: – Jest w nas zarówno dobro, jak i zło – twierdzi psychoterapeutka. – Mamy zdolność do dbania o kogoś, możemy kogoś ratować, robić dobre rzeczy, ale też jesteśmy w stanie mordować. Co zostanie w nas uruchomione w sytuacji ekstremalnej, jaką jest na przykład wojna? Tego nie wiemy, dopóki się w niej nie znajdziemy – podsumowuje.
Zdaniem specjalistów sprzyjające do popełnienia zbrodni warunki mogą tworzyć z pozoru błahe zdarzenia. Spojrzenie, gest czy jakiekolwiek słowa, które mogą zostać źle zinterpretowane. Ludzie podejmują większość swoich decyzji na poziomie przeżyć emocjonalnych, dlatego odpowiednio zbudowana narracja wokół jakiejś sprawy może spowodować, że będziemy w stanie zrobić coś, czego nigdy byśmy się po sobie nie spodziewali.
Duże znaczenie ma też to, czy dana narracja lub wydarzenie łączy większą liczbę osób. Będąc w tłumie, zwłaszcza kiedy jesteśmy pod wpływem gwałtownych emocji, dużo łatwiej jest nam poddać się jakiejś sugestii i skoro tłum krzyczy, że za popełniony czyn należy kogoś zabić, to widocznie ma rację i tak powinno wyglądać wymierzenie sprawiedliwości. Według Gustava Le Bona, autora „Psychologii tłumu”, w tłumie zanika świadomość własnej odrębności, a uczucia i myśli jednostek mają jeden wspólny kierunek. Dzięki temu powstaje coś na kształt zbiorowej duszy, nazywanej przez Le Bona tłumem psychologicznym. Czynnikiem, który jednoczy ludzi, są różnego rodzaju zdarzenia (impulsy), które sprawiają, że w jednej chwili tłum z okrutnego i krwiożerczego może zamienić się w szlachetny i bohaterski.
– Rzeczywiście jest tak, że tłum awansuje i tłum linczuje. Jeżeli jesteśmy w rozemocjonowanym tłumie i ktoś krzyknie: Zabić go! – to wszyscy lecą i zabijają. Raczej nikt nie powie: Dajcie spokój – mówi prof. Hołyst i dodaje: – Samosądy są w skutkach bardzo niebezpieczne, bo tworzą narrację, że skoro w jednym przypadku się udało, to można to powtarzać, bo taka metoda wymierzania sprawiedliwości daje efekty.
Nie tylko słowa
Chociaż wydawać by się mogło, że w XXI wieku samosąd to zjawisko rzadkie i dotyka jedynie obszarów, w których nie istnieją jasne reguły prawa, okazuje się, że w wielu państwach jest to nadal powszechna forma wymierzenia sprawiedliwości. Samosądy są powszechne chociażby w Argentynie, Brazylii, Meksyku czy w Rosji. Do samodzielnego wymierzania kary dochodzi również w Europie, w tym w Polsce.
Przykładem może być brutalny samosąd, który wydarzył się w 2014 roku w Bełchatowie. 25-latek kierujący pod wpływem alkoholu uderzył w stojący na parkingu samochód. Niegroźna stłuczka wywołała burzliwą sprzeczkę pomiędzy znajdującymi się wtedy w pobliżu kilkoma mężczyznami, a nietrzeźwym sprawcą kolizji. Mężczyzna został brutalnie pobity i zmarł w wyniku urazów głowy. Prokuratura postawiła zatrzymanym zarzuty pobicia ze skutkiem śmiertelnym.
Do próby samodzielnego wymierzenia sprawiedliwości miało też dojść w październiku 2023 roku w Wielkiej Brytanii. Sprawa dotyczyła działającego przez wiele lat na polskim YouTube Stuarta „Stuu”. To właśnie w październiku Polskę obiegła informacja, że część youtubowych twórców, w tym Stuart B., miała dopuścić się „niestosownych zachowań o charakterze pedofilskim”. Afera o nazwie „Pandora Gate” wywołała publiczną debatę. Część użytkowników mediów społecznościowych nie kryła oburzenia i domagała się natychmiastowego wymierzenia sprawiedliwości. Wkrótce na wielu portalach pojawiła się informacja o tym, że „Stuu” został zatrzymany przez policję w jednym ze sklepów w Wielkiej Brytanii, co potwierdziła polska policja. Mecenas Tytus Jabłoński, pełnomocnik prawny Stuarta B., przedstawił portalowi i.pl dokładniejszy opis wydarzeń. Według niego „Stuu” został dotkliwie pobity przez Polaka, który w trakcie napaści nawiązywał do afery „Pandora Gate”, a następnie trafił do szpitala. Prokuratura bada sprawę, chociaż wielu internautów kwestionuje przedstawioną w mediach wersję zdarzeń.
Innym przykładem jest próba samosądu na basenie miejskim w Bytomiu, do której doszło w 2023 roku. Kilku przebywających na kąpielisku mężczyzn miało przejawiać „nieakceptowane społecznie zachowania” wobec osób nieletnich. Mimo szybkiej reakcji policji grupa osób korzystających w tym czasie z basenu sama zatrzymała podejrzanych i próbowała wymierzyć im karę. Doszło do przepychanek i wyzwisk. Ostatecznie zarzuty usłyszał jeden z czterech mężczyzn.
Jednak najgłośniejszy w XXI wieku w Polsce samosąd miał miejsce we Włodowie. 1 lipca 2005 roku mieszkańcy tej wsi zaatakowali nękającego ich recydywistę Józefa Ciechanowicza i sami wymierzyli mu sprawiedliwość. Ciechanowicz był przestępcą, który spędził w więzieniach łącznie ponad 27 lat. W przerwach między wyrokami regularnie pojawiał się we wsi. Był skonfliktowany z niemal całym otoczeniem. Mężczyzna zachowywał się agresywnie, dochodziło do pobić i wymuszeń. Tuż przed samosądem mieszkańcy prosili o pomoc policję – Ciechanowicz biegał po wsi z tasakiem i wdał się w kolejną awanturę. Policja odmówiła interwencji. Niedługo po tym mieszkańcy udali się w pościg za agresorem, który zakończył się brutalną egzekucją.
W 2009 roku, po toczących się przez kilka lat procesach, ówczesny prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński podpisał akt łaski wobec skazanych za zabójstwo we Włodowie. W sprawie wypowiedział się, wtedy podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, Andrzej Duda – Prezydent miał na względzie szczególność tej sytuacji, ludzi, którzy znaleźli się pod wielką presją, odczuwali wielkie niebezpieczeństwo, które zagraża ich rodzinie – poinformował. – Ten czyn jest absolutnie naganny, ale trzeba brać pod uwagę to, w jakiej sytuacji znaleźli się ci ludzie. Każdy chce bronić własnej rodziny. Pan prezydent zdecydował o tym, że skorzysta z prawa łaski, bo chce, żeby ci ludzie spędzili święta spokojnie z rodzinami – dodał. W ramach ułaskawienia wykonanie kar pozbawienia wolności warunkowo zawieszono na okres 10 lat próby.
W tym przypadku samosąd został potraktowany przez sąd jako forma samoobrony, jednak czy nie stwarza to precedensu do wymierzania sprawiedliwości właśnie w taki sposób?
Wyzwania
Cały świat stoi dziś przed koniecznością zmierzenia się z dynamicznie zmieniającą się rzeczywistością, która w dużej mierze stała się już rzeczywistością wirtualną. Potrzebujemy nowych narzędzi i redefinicji utartych pojęć, które pozwolą nam budować przestrzeń, w której agresywne, przepełnione brutalnością komentarze nie są definiowane jako „prywatna opinia”, a media, w tym platformy społecznościowe, przestaną być tylko nośnikiem treści i staną się współodpowiedzialne za tworzenie bezpiecznego i przyjaznego użytkownikom miejsca.
Dziś nie jesteśmy już tylko biernymi odbiorcami i konsumentami informacji – jesteśmy także aktywnymi nadawcami i producentami treści, co oznacza, że współtworzymy otaczającą nas rzeczywistość wirtualną i ponosimy za nią odpowiedzialność. Nie powinniśmy zatem z góry zakładać, że narracje, które są budowane w internecie, nie mogą przerodzić się w realne działania. Chociaż pewne scenariusze mogą wydawać się zupełnie nieprawdopodobne, nikt nie jest w stanie przewidzieć, do czego może prowadzić pisanie nawołujących do samosądów komentarzy.
***
Tekst powstał w ramach projektu Spięcie – „Dział Krajowy Lokalny”. Projekt realizowany z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.