fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Dlaczego nie zawsze opłaca się głosować? O demokracji w kapitalizmie

Postanowiłem odłożyć ideologie i potraktować wybory demokratyczne niczym równanie ekonomiczne – co muszę zrobić, aby uzyskać to, co chcę. Czynię tak, ponieważ wybory coraz bardziej przypominają mi targowisko. Pewnie nawet bardziej pasuje tu zwrot – nowoczesny supermarket. Pełen supermarketowych iluzji i konsumpcyjnych mechanizmów wabiących. Idąc do urny, czuję się, jakbym szedł do sklepu. Coś za coś. Głos za coś.

1

Nie ukrywam, że obecna współpraca nowoczesnych narzędzi wolnorynkowych i demokracji jest dla mnie sytuacją niekomfortową. Nie umiem przejść koło praktyk demokratycznych, bez zwrócenia uwagi na dynamikę i logikę działań kapitalistycznych. Jednakże wszystko wskazuje, że muszę się do tego przyzwyczaić, nauczyć się obsługi tego tandemu, zastanowić się nad najlepszą taktyką.
 

2

Włączmy telewizor. Piękny, szczęśliwy i uczesany partyjny lider opowiada mi o czekającej mnie świetlanej przyszłości. Zaraz po nim piękny, szczęśliwy i uczesany aktor opowiada mi o radości malowania mojego pokoju nową szybkoschnącą farbą. Mimo, że wizualnie partyjny lider i piękny aktor niczym się nie różnią, to tak naprawdę partyjnemu liderowi bliżej jest do szybkoschnącej farby. Do zwykłego produktu. Produktu, który trzeba ubrać w przekonywające opakowanie. Tak, abym go bez namysłu kupił.
 

3

Jednakże handel ten nie ma nic wspólnego z partnerskimi zasadami wyniesionymi z archetypu targowiska. Posiadam jeden głos – to mój kapitał, którym racjonalnie chcę ugrać moje partykularne interesy. A demokratyczni sprzedawcy, stosując supermarketowe sztuczki, pragną ten mój racjonalizm zwalczyć. Oni boją się świadomych wyborców. Zatem by przechwycić mój głos, zostały wystawione potężne oręża – profesjonalne analizy rynku wyborczego (od psychologicznych po meteorologiczne), chwytliwe hasła reklamowe, sztaby specjalistów, dyżurni dziennikarze, semantyczni manipulatorzy i ich nęcące dźwięki, obrazy oraz emocje. Do tego dochodzą kręgi stałych klientów (bywa, że o mentalności wyznawców), wypromowane marki (w postaci nazwisk), dobrze skrojone narracje (kibicujmy partii niczym drużynie piłkarskiej, a losy kampanii śledźmy jak telenowelę), wielkie kampanijne budżety (choćby skandaliczne sto milionów złotych pochodzenia podatkowego wydane w 2011 roku). Jak nie patrzeć, równości bark.
Ja chcę mieć reprezentanta swoich poglądów, oni monopol na rynku, władzę i płynące z niej korzyści. Pytanie, gdzie nasze oczekiwania się spotkają? I za ile?
 

4

Specjaliści już wycenili mój głos na niecałe sześć złotych. Mało skromnie powiem, że dość tanio.
Światowy trend jest jednoznaczny. W ostatnich latach o wiele większe sumy zainwestowano w reklamę, niż w jakość produktów. A koszty marketingu zawsze są zawarte w cenie końcowej. Propaganda wspiera marketing, marketing propagandę. Ot, dwie twarze synonimu. Nie inaczej jest w polityce.
 

5

A co zrobić, gdy się nie ma na kogo zagłosować?
Gdy w supermarkecie nie znajduje mojego wymarzonego produktu, to zwyczajnie z niego wychodzę. Logika podpowiadałaby mi, że w podobny sposób powinienem postąpić w punkcie wyborczym. Ups, wpadłem. Już słyszę podnoszący się szum protestu. Słyszę mantrę, niczym reklamę: „w demokracji trzeba głosować”, „nie masz prawa narzekać”, „bierność społeczeństwa”, „wybierz najmniejsze zło”, „obywatelski obowiązek”, „działasz antysystemowo”. Powtarzanych argumentów znajdzie się wiele. Tyrania demokratów pozbawia mnie wyboru – łatwo zostać zaszczutym. A najgłośniejsi są oczywiście stali klienci i obywatele partii, choć oni akurat nie mają większego problemu z wyborem.
 

6

Podążając za demokratyczno-kapitalistyczną analogią – ciekawe czy ci sami obywatele i demokraci byliby w stanie zapewnić mnie, że żyjąc w kapitalistycznej rzeczywistości trzeba być nieograniczonym konsumpcjonistą? W końcu, jeżeli nie konsumuję, to w oczywisty sposób staje się jednostką antysystemową. Consumo ergo sum!
 

7

Zatem czego możemy nauczyć się, obserwując demokrację kapitalistyczną? Możemy nauczyć się, że jeżeli żadna partia i żaden kandydat cię nie przekonuje, to racjonalniejszą strategią może być powstrzymanie się od oddania głosu lub wrzucenie głosu nieważnego, niż zagłosowanie na mniejsze zło.
Jest to strategia długoterminowa, działająca w stabilnych demokracjach, wykorzystująca cały nowoczesny partyjny aparat pomiarów przedwyborczych. W myśl kapitalistycznej zasady – popyt czyni podaż – twój nieoddany głos przyczynia się do powstania pewnej formy popytu na nowość. Im więcej ludzi, podobnie do ciebie myślących, nie zmarnuje swojego głosu, oddając go na jedną z niesatysfakcjonujących ich partii, tym więcej będzie głosów niezdecydowanych. Ale potencjalnie możliwych do pozyskania przez demokratycznych sprzedawców. Tak rośnie popyt na nowość. A im będzie on większy, tym szybciej znajdzie się ktoś gotowy reprezentować twój interes. W zamian za twój głos. Wygrałeś.
Wspomoże Ciebie w tym niska frekwencja. Stali klienci oczywiście oburzą się na te słowa. I słusznie – mają inne priorytety. Tylko, gdy następnym razem zaczną szeptać swoją mantrę, niech przypomną sobie, o kogo była walka w ostatnich wyborach. O niezdecydowanych. Biznes is biznes.
 
Dyskusja pod tekstem dostępna:
http://kontakt-kik.blogspot.com/2011/10/dlaczego-nie-zawsze-opaca-sie-gosowac.html

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×