fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Dlaczego mężczyźni nie rozumieją kobiet?

Standardowym motywem sitcomów z lat 50. były żarty o tym, jak trudno zrozumieć kobiety. Z drugiej strony nikt nie odnosił wrażenia, że kobiety mają problem ze zrozumieniem mężczyzn. I nic dziwnego – w świecie, w którym były od nich zależne ekonomicznie, musiały ich rozumieć.
Dlaczego mężczyźni nie rozumieją kobiet?
ilustr.: Dominika Bałdyga

Antropologiczne dyskusje o przemocy niemal zawsze rozpoczynają się od zaznaczenia, że akty przemocy są aktami komunikacji. Że jest w nich zaszyte znaczenie i właśnie dlatego są ważne. Innymi słowy: przemoc oparta jest na wyobraźni. Akty przemocy mogą być – i zwykle są – aktami takiej czy innej komunikacji. Rzecz w tym, że można to powiedzieć o każdej innej aktywności ludzkiej. Najciekawsze w przemocy jest to, że być może jest jedyną formą skutecznego wywierania wpływu na innych bez konieczności komunikowania się.

Ujmując to ściślej: przemoc może być jedynym sposobem wymuszenia na kimś względnie przewidywalnych zachowań, którego nie musi poprzedzać próba zrozumienia drugiej osoby. Każda inna forma wywierania wpływu opiera się na – choćby szczątkowym – wyobrażeniu o tym, kim ta osoba jest, kim ty według niej jesteś, co może chcieć wynieść z tej sytuacji. Wystarczy jednak uderzyć kogoś w łeb odpowiednio mocno, by wszystkie te kwestie stały się nieistotne. To prawda, że efekty które można uzyskać przemocą, są dość ograniczone. Ale są boleśnie realne i przypominają, że żadna inna aktywność nie jest w stanie przynieść takiego skutku bez potrzeby odnoszenia się do wspólnoty znaczeń czy wzajemnego zrozumienia. Sama groźba użycia przemocy oczywiście wymaga pewnego poziomu komunikacji – co najmniej takiego, aby druga osoba wiedziała, że jej grozisz, i rozumiała, czego od niej chcesz. Wciąż jednak wymaga tego znacznie mniej niż jakakolwiek inna forma perswazji.

Relacje międzyludzkie, w szczególności te długotrwałe – jak wieloletnia przyjaźń czy wrogość – są niesamowicie złożone i nieskończenie gęste od współdzielonych doświadczeń i znaczeń. Wymagają ciągłej, często subtelnej, pracy interpretacyjnej: każda strona musi wkładać energię w to, żeby wyobrazić sobie punkt widzenia drugiej. Groźba użycia fizycznej przemocy przekreśla ten proces. Tworzy relacje znacznie bardziej schematyczne: „Przekroczysz tę linię, to cię zastrzelę, nie obchodzi mnie, kim jesteś i czego chcesz”. Właśnie dlatego przemoc jest tak często bronią głupich – jest ich asem w rękawie, bo to taka forma głupoty, na którą najtrudniej znaleźć inteligentną odpowiedź.

W tym miejscu należy dodać jedno poważne zastrzeżenie: to wszystko jest prawdą, o ile pomiędzy stronami istnieje fundamentalna nierównowaga. Jeśli jakiś konflikt opiera się na równowadze sił, to kluczowe staje się zrozumienie przeciwnika. Dowodzący będzie próbował zajrzeć do głowy wroga, a wojownicy czy bokserzy będą starali się przewidzieć ruchy rywala. Sprawy mają się inaczej, kiedy jedna strona ma znaczną przewagę fizyczną. Oczywiście, wtedy nie trzeba posuwać się do strzelania, bicia czy zabijania – zwykle wystarczy sama groźba. To wszystko ma ciekawy skutek. Sprawia, że kluczowa cecha przemocy – jej zdolność do narzucania prostych relacji społecznych, które nie wymagają korzystania z wyobraźni – staje się najistotniejsza w sytuacjach definiowanych przez samą możliwość użycia przemocy. Do jej rzeczywistego zastosowania dochodzi jednak tutaj rzadko.

Zwykle nazywa się to przemocą strukturalną – wszystkie te systemowe nierówności, za którymi stoi groźba użycia przemocy, a więc można je postrzegać jako formy przemocy samej w sobie. Jak od dawna wskazywały feministki, systemy przemocy strukturalnej wytwarzają zniekształcone struktury wyobraźni. Nie chodzi o to, że nie trzeba już wykonywać pracy interpretacyjnej. Społeczeństwo w żadnej sensownej formie nie mogłoby bez niej istnieć. Chodzi raczej o to, że znaczny ciężar pracy interpretacyjnej spada na ofiary.

Okładka książki „Revolutions in Reverse”

Zacznijmy od patriarchalnej rodziny. Standardowym motywem amerykańskich sitcomów lat 50. były żarty o tym, jak trudno jest zrozumieć kobiety. Żarty, oczywiście, zawsze opowiadane przez mężczyzn. Kobieca logika była traktowana jak obca i nieprzenikniona. Z drugiej strony nikt nie odnosił wrażenia, że kobiety mają problem ze zrozumieniem mężczyzn. A to dlatego, że nie miały wyboru, musiały ich rozumieć. W tamtych czasach większość kobiet nie dysponowała własnym dochodem ani majątkiem, musiały więc poświęcać sporo czasu i energii, żeby zrozumieć, co myślą i czują ważni dla nich mężczyźni. Tego rodzaju retoryka o tajemniczych kobietach jest standardowym elementem patriarchalnej rodziny, którą można z pewnością potraktować jako formę przemocy strukturalnej. Jak od dekad wskazywały feministki, władza mężczyzn nad kobietami w takiej rodzinie jest wspierana, jawnie lub niejawnie, przez różnego rodzaju formy przymusu. Kolejne pokolenia powieściopisarek – chociażby Virginia Woolf – pokazywały również drugą stronę tego wszystkiego: nieustanną pracę emocjonalną wykonywaną przez kobiety. Pielęgnowanie i dbanie o ego ewidentnie nieświadomych mężczyzn, wymagające nieskończonych pokładów wyobraźni i pracy interpretacyjnej. Widać to na wszystkich poziomach. Kobiety zawsze wyobrażały sobie, jak wygląda świat z perspektywy mężczyzn. Mężczyźni prawie nie robili tego wobec kobiet.

Być może właśnie dlatego w społeczeństwach, w których normy genderowe kształtują podział pracy (czyli w znacznej większości społeczeństw), kobiety wiedzą całkiem dużo o tym, co mężczyźni robią każdego dnia, a mężczyźni nie mają zielonego pojęcia o tym, jak wygląda życie kobiet. Niektórych odrzuca i przeraża sama możliwość wyobrażenia sobie życia codziennego i oglądu świata z kobiecego punktu widzenia. W Stanach Zjednoczonych popularnym trikiem licealnych nauczycieli kreatywnego pisania jest polecenie, by uczniowie wyobrazili sobie, że są innej płci, i napisali wypracowanie na temat jednego dnia ze swojego życia. Efekty są zwykle takie same: dziewczyny w klasie piszą długie, szczegółowe eseje, po których widać, że spędziły wiele czasu, myśląc o takich sprawach. Jednocześnie mniej więcej połowa chłopców odmawia w ogóle pisania na taki temat. Zwykle są urażeni samym nakazem wyobrażenia sobie, jak to jest być kobietą.

Przykłady można mnożyć. Kiedy coś pójdzie nie tak w restauracyjnej kuchni i pojawia się szef, żeby ocenić sytuację, prawdopodobnie nie będzie przykładał większej wagi do zdania pracowników, z których każdy chce przedstawić swoją wersję wydarzeń. Być może powie im wszystkim, żeby się zamknęli, arbitralnie przyjmie jakąś wizję tego, co prawdopodobnie się stało, i powie: „Ty jesteś tu nowy, spieprzyłeś, zrobisz coś takiego jeszcze raz, to wylatujesz”.

Tylko ci, którzy nie mają władzy, żeby arbitralnie kogoś zwolnić, muszą wykonać pracę i dojść do tego, co właściwie się stało. To, co widać w najdrobniejszych relacjach intymnych, widać także na poziomie całego społeczeństwa. Co ciekawe, to Adam Smith w „Teorii uczuć moralnych” – napisanej w 1759 roku – jako pierwszy opisał coś, co nazywamy trudem współczucia. Jak zauważył, ludzie mają naturalną tendencję nie tylko do identyfikowania się w wyobraźni z innymi ludźmi, ale też, w rezultacie, do odczuwania ich radości i smutków. Życie ubogich jest zaś tak trudne, że społeczeństwo – w ramach samoobrony – wypiera ich istnienie poza swoją świadomość. Wskutek tego ci na dole spędzają znaczną część czasu, wyobrażając sobie życie tych wyżej i troszcząc się o nich, ale niemalże nigdy nie dzieje się to w drugą stronę. To jest sedno. Bez względu na mechanizm coś takiego zawsze ma miejsce – czy spojrzymy na pana i niewolnika, mężczyznę i kobietę, zatrudniającego i pracownika, czy bogatego i biednego. Strukturalna nierówność i strukturalna przemoc niezmiennie tworzą takie same zniekształcone struktury wyobraźni. Jak zauważył Smith, wyobraźnia niesie za sobą empatię. I właśnie dlatego ofiary przemocy strukturalnej mają tendencję do troszczenia się o tych, którzy na przemocy korzystają. A przynajmniej mają dla nich znacznie więcej troski, niż sami otrzymują. Myślę że poza samą przemocą może to być najistotniejsza siła konserwująca te relacje i nierówności.

Tłumaczył Hubert Walczyński, przekład przejrzał Michał Maleszka.

Tekst jest fragmentem książki Davida Graebera „Revolution in Reverse” (Minor Compositions, 2011). Tytuł i lead pochodzą od redakcji.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×