Gdyby redakcja „Kontaktu” potrzebowała ścieżki dźwiękowej do artykułów, to musiałaby zamówić ją u Pablopavo. W dobie uniszowienia muzyki popularnej i niemal całkowitej posuchy na ambitny pop, który na dodatek „jest o czymś” bard warszawskich blokowisk i zakamarków wyrósł na jednego z najważniejszych polskich tekściarzy. „Marginal”, piąta płyta nagrana wraz ze składem Ludziki, potwierdza jego pozycję.
Trudno znaleźć w Polsce autora, który miałby lepszy słuch na spraw społeczne i czułość dla wykluczonych bohaterów własnych piosenek. Podczas gdy zespoły punkowe ograniczają się do wymieniania problemów społecznych, a raperom zdarza się niemal sakralizować biedę i brutalność codziennego życia, Pablo przygląda się losom pojedynczych osób. Towarzyszy im w codziennej szarpaninie, nielicznych radościach i ostrych zakrętach. Jego dyskografia to galeria portretów warszawskich rozbitków. Od drobnego kombinatora Jurka Mecha z debiutanckiej płyty „Telehon”, po inwalidę Andrzeja z piosenki „Ochota”, która stanowi jeden z najjaśniejszych momentów najnowszej płyty „Marginal”.
Nie jest pierwszy w tej kategorii. Pomijając oczywiste i wielokrotnie przywoływane skojarzenia z ze Stanisławem Staszewskim, czy Stanisławem Grzesiukiem, warto zauważyć, że przed nim o zwichrowanych życiowo bohaterach pisali też rockmani, m.in. Jacek Pałucha (Formacja Niezywych Schabów, Superpałka i Najeźdzcy z Kosmosu), Szczepan Szprada z Po Prostu, czy Jarosław Janiszewski z Bielizny. I chyba tylko ten ostatni z podobną konsekwencją szkicował portrety bliźnich. Pablo w tym towarzystwie wyróżnia się brakiem satyrycznego nastawienia do rzeczywistości, zdolnością szkicowania frapujących obrazów rzeczywistości, która wydaje się zupełnie nieliryczna. Na płycie „Marginal” znalazły się opisy życia współczesnych mieszczan, „starych facetów w średnim wieku” i „młodych babek w starym wieku” dokonane poprzez nagromadzenie rekwizytów towarzyszących klasie biurowej (PKB) lub wspomnienia dawnej miłości („Brązowy i niebieski”), czy relacji i tęsknot pensjonariuszek domu starców („W przytułku”).
Wspomniana wcześniej „Ochota” to opowieść o walce o godność i marzeniach. W życiu Andrzeja przydarzyło się więzienie i wypadek na budowie. Teraz jeździ na wózku inwalidzkim. Korzystając ze wsparcia kolegów od „małej gramatury” i partnerki („a dobrych kobietach stoi dzielnica, taka prawda”), Andrzej „choć się z niego śmieją dzierga coś na drutach, Magda to sprzedaje, choć popyt mizerny, ale nikt mu nie powie, że jada za darmo”. Marzenia okazują się równie prozaiczne: wygrana w „euro super totka”, „zagraniczne piweczko” i wyjazd do ciepłych krajów. Z pozoru taka godnościowa dydaktyka może się wydawać nieznośna i łatwa do pomylenia z wyciągniętymi z polonistycznych lamusów pozytywistycznymi nowelkami. W odsłuchu jednak te historie doskonale się bronią dzięki żywej frazie i walorom językowym. Pablo łączy potoczną polszczyznę z poety zmami. Na poprzednich płytach zdarzało mu się przesadzić choćby z neologizmami. „Marginal” utrzymuje odpowiednie proporcje. Oprócz krzepiących i smutnych historii, teksty z albumu zawierają też wyznania miłosne wobec rodzinnego miasta („Światła na statku”), powierzchowność relacji międzyludzkich w dobie szumu informacyjnego („Szmerem”). Zespół zdecydował się też na karkołomny eksperyment – wykorzystanie wiersza pomnikowego poety. „Piosenka” do słów Czesława Miłosza, W odróżnieniu od licznych tego rodzaju prób, Ludzikom udało się uniknąć skojarzeń ze szkolną akademią albo usilnymi próbami „uwznioślenia” rodzimego rocka
W dołączonej do płyty książeczce, zespół zapowiada, że „Marginal” zawiera muzykę taneczną i asekuruje się tłumacząc, że to nietypowe disco dla myślących. Niepotrzebnie. Nowy styl nieznacznie odstaje od tego, co Pablopavo robił w różnych wcieleniach ( choćby na ubiegłorocznej „Ladinoli”). A przede wszystkim to takie trochę disco – niedisco. Raczej do błądzenia po mieście i zadumy niż do tańca. A jedynym układem choreograficznym pasującym do ponurej „Piosenki” ze słowami Miłosza wydaje się być danse macabre. Dyskotekowe stylizacje nie zostały podane w najbardziej oczywistej formie. W „PKB” pobrzmiewa coś z „Whip it”, szlagieru zapomnianych dziś nowofalowców z Devo. Inne utwory brzmią jak napisana z dystansu dekad pastiszowa wariacja na temat rodzimej „estrady” lat 70., a raczej tego jak brzmiałby rodzimy pop gdyby David Bowie lub Talking Heads zdecydowali się na karierę w demoludach. Brzmi jak złośliwość, ale to nie zarzut, lecz dowód uznania dla współczesnej grupy, której udało się odtworzyć brakujące ogniwo w dziejach rodzimej muzyki popularnej. W dekadzie Gierka, muzykę disco i funky wykonywano ze sporym powodzeniem (kto nie wierzy niech posłucha choćby ścieżek dźwiękowych do polskich filmów z tamtego czasu), ale traktowano raczej jako formę podrzędną, ilustracyjną. Dzięki „Marginalowi” nareszcie można cieszyć się polską wariacją na temat muzycznych zjawisk z przełomu lat 70 i 80. – jednego z najważniejszych momentów w dziejach muzyki, kiedy punk i nowa fala mieszały się z muzyką pop, disco i wszystkim, co popadło. Ludziki robią to samo we współczesnej Polsce. Okazuje się, że skrzypce mogą dobrze współgrać z syntezatorami Korga, a poezja z potupywaniem.
Do tamtej epoki nawiązuje też promujący płytę singiel „Karwoski”. Nie tylko tytułem przypominającym nazwisko głównego bohatera serialu „Czterdziestolatek” i dyskotekowymi akcentami w refrenie, ale też tekstem o przemijaniu i relacjach międzypokoleniowych. Czterdziestoletni Pablopavo sygnalizuje, że osiągnął wiek męski i będzie poważniejszy. Miejmy nadzieję, że to tylko kokieteria. Zdecydowanie zbyt wcześnie na ostatnie podrygi.
***
Pozostałe teksty z bieżącego numeru dwutygodnika „Kontakt” można znaleźć tutaj
***
Polecamy także: