fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Czesław ściemnia

Nie powiem, gdybym miał kilka wolnych stów, pewnie bym się skusił. I pewnie moje dzieci nosiłyby produkcje odzieżowe artysty Czesława. Tak, tego samego, który śpiewa. Cóż, kiedy nie mam, a dzieci skazuję na ciuch po starszym bracie, koleżance czy z lumpeksu. Niestety, według informacji, którymi Czesław podbija sprzedaż swej dziecięcej produkcji, moje dzieci tracą okazję, by poczuć się pełnowartościowymi ludźmi, a ja neguję ich indywidualizm. Bo im nie kupię.

Ilustr.: Hanka Mazurkiewicz

Nie powiem, gdybym miał kilka wolnych stów, pewnie bym się skusił. I pewnie moje dzieci nosiłyby produkcje odzieżowe artysty Czesława. Tak, tego samego, który śpiewa. Cóż, kiedy nie mam, a dzieci skazuję na ciuch po starszym bracie, koleżance czy z lumpeksu. Niestety, według informacji, którymi Czesław podbija sprzedaż swej dziecięcej produkcji, moje dzieci tracą okazję, by poczuć się pełnowartościowymi ludźmi, a ja neguję ich indywidualizm. Bo im nie kupię.

Niby każdemu wolno zatroszczyć się o sprzedaż swojego produktu. Takie czasy. Sam to robię. Jednak gdy czytam marketingowy tekst Czesława, coś zgrzyta. No bo posłuchajcie:

 

Ideą marki Czesiociuch jest postrzeganie dziecka jako pełnowartościowego człowieka. Nasza propozycja to ubrania oryginalne stylistycznie, które może nosić i siostra, i brat. Produkty Czesiociucha mają podkreślać indywidualizm małych ludzi i nie stronić od czasami trudnych tematów. Czesiociuch to coś więcej niż tylko produkt, to filozofia życia dla najmłodszych.

 

Wyglądam więc jestem – filozofia życia dla najmłodszych

Kiedy w internetowej galerii Czesława oglądam wystylizowane na modelki małe dziewczynki o jakoś nie wiedzieć czemu smutnych buziach – przypominają się filmy z dziecięcych konkursów piękności np. „Little Miss Perfect”. Szaleńcza rywalizacja i dramaty rodziców przerabiających swoje dzieci na wystawowe pudelki czy persy. Wszystkie narcystyczne frustracje i urazy rodziców kompensowane „przepięknym” wyglądem dzieci i wygraną w konkursie małej miss. A gdy przegra…

Dzieci z galerii Czesława są w wieku, gdy człowiek buduje w sobie poczucie „ja mogę”, „potrafię”. Przypomina o tym psycholog rozwojowy Erik H. Erikson, charakteryzując tę fazę w życiu dziecka jako konflikt między pracowitością a poczuciem niższości. Z dziecięcej pracowitości bierze się wewnętrzna moc, potencja potrzebna potem dorosłemu m.in. do zrobienia zakupów, zaprojektowania odrzutowca lub napisania piosenki. Można tę właściwość psychiki odmieniać przez wszelkie psychologiczne przypadki: sprawstwo, wiara we własne siły, podmiotowość, samodzielność czy poczucie wartości – to twarze tego samego. Jak to się rozwija? U dziecka w tym wieku właśnie w typowej dla niego „pracy” – w działaniu. Dziecko dowiaduje się, kim jest, z tego, co stworzy – z rysunku, wieży z klocków, wyklejanki, modelu, kolorowanki, ze skutecznego schowania się w zabawie w chowanego, ze skoku, rzutu, strzelonego gola, z tysiąca spraw, z których dowie się – potrafię! Może nie wszystko tak, jak dorośli, ale… jednak, ja sam… Czesław w swej marketingowej ściemie proponuje – wyglądaj! Odwraca naturalny porządek, w którym ostatnią rzeczą, o którą dbają takie dzieci, jest wygląd. Czesław-krawiec sytuuje dzieci w pozycji biernej. Nie, one nie mają działać, szukać, eksperymentować, mają czekać. Na rodzica, który przyjdzie i przystroi je jak choinkę, jak wystawowego pudla. Cała moc i potencja jest w rodzicu, on ma ciężko zarobione pieniądze, więc kupi rzecz oryginalną, modną i dobrej jakości. W dodatku taką, za którą stoi nie byle jaka filozofia. Tylko co z poczuciem sprawstwa choinki? Owszem, będzie mogła sobie postać ku uciesze cioci i wujka, ku zawiści koleżanek z przedszkola czy szkoły – choć bardziej może ich rodziców. Jednakowoż dalszy los bożonarodzeniowych choinek winien być tu przestrogą. Przestrogą jest też drugi biegun konfliktu przypominanego przez Eriksona – poczucie niższości.

 

Może nosić siostra i brat

Patrzę i widzę, że ciuchy lansowane przez Czesława nie są dla chłopca, nie są też dla dziewczynki, ale są ciuchami typu unisex. Programowo zacierają różnicę między płciami. Patrzę i widzę, ale nie rozumiem – to w końcu jak? Chodzi o uni? Czy o indy? No dobra, może być nowocześnie i genderowo, czemu nie. Tylko po co mówić o indywidualizmie? Okraszanie uniformizacji tekstem o indywidualności razi brakiem konsekwencji. Gdy chodzi o negację podstawowej różnicy, która czyni nas indywidualnościami, fundamentu, na którym buduje się nasze poczucie tożsamości i odrębności, to czy naprawdę chodzi o indywidualizm? Nie rozumiem.

 

Kupię tym więcej, im bardziej Cię kocham

Są nas legiony, zastępy współczesnych rodziców zmagających się z poczuciem winy, że nie spędzamy czasu ze swoimi dziećmi. Bo musimy dłużej zostać w pracy, pniemy się po stopniach kariery, trudzimy o chleb. Tego wymaga od nas współczesny świat. Drugą ręką wymaga, byśmy bezwzględnie podporządkowali się potrzebom dzieci, mieli dla nich czas, słuchali, rozumieli, nie krzywdzili, zapewnili szczęśliwe dzieciństwo; jednym słowem: doskonale wiemy, jak idealny rodzic powinien się zachowywać. Gdy nie udaje nam się sprostać tym wymaganiom, nasz balon poczucia winy pęcznieje. I sięgamy po najprostsze sposoby, by sobie z nim poradzić. Kupujemy. Najlepiej dużo i drogo. W końcu mamy za co. Drogi ciuch, modny gadżet mają ukoić nas, a dzieciom dać poczucie, że mama się jednak troszczy, opiekuje i kocha. Cóż, kiedy nasza ulga jest tylko chwilowa. Czy poczucie winy kiedykolwiek motywowało do czegoś innego niż uwolnienie się od poczucia winy? Po chwilowej radości i tańcu wokół przystrojonego dziecka-choinki wracamy do pracy i poczucia winy. Bo może i pociecha uraduje się z Czesiociucha, ale czy nasyciła się naszą miłością? Kontakt i spotkanie między nami a dzieckiem, niech będzie, że rzadki i krótki, ale przyjemny i sycący, zamieniamy w kupowanie, ubieranie, organizowanie rozrywek. I potrzeba coraz więcej, by koić nasze poczucie winy i potrzeba coraz więcej, by w dziecku zaspokoić potrzebę troski, zalać gadżetami jego samotność i opuszczenie. Rynek o tym wie.

 

Lepiej mieć czy nie mieć?

Brak bywa błogosławieństwem, przesyt może zabić. Ludzie to wiedzą – z religii, z psychologii. Dla Freuda frustracja popędu może być motorem sublimacji go w sztukę, w tworzenie. Dla Melanii Klein brak pokarmu, brak karmiącej piersi jest drogą do fantazjowania o niej, jest zalążkiem myśli. Ale przecież nie trzeba przywoływać geniuszy psychoanalizy. Znamy to z własnych doświadczeń – dziecko, które nie ma, tworzy z tego, co ma. Konia z patyka, ludziki z kamieni, dom z krzeseł, szpital pod stołem – brak to motor fantazji wyobraźni i myślenia.

Kiedyś pewna dziewczynka zwierzała się po powrocie ze Szwajcarii, że najgorsze było to, że nie mogła tam znaleźć zwyczajnej skakanki, bo wszystkie same się obracały wykonując za nią konieczne ruchy… Nie dano jej poczuć braku i poradzić sobie z nim. Ani odczuć satysfakcji z udanego machnięcia. Często uzasadnieniem jakiegoś produktu jest to, że będzie nam łatwiej, mamy pilota i nie trzeba wstawać z kanapy, mamy GPS i nie musimy błądzić, i faktycznie jest łatwiej. Tylko czy lepiej? Zwłaszcza dzieciom. Co będzie, gdy zaspokoimy im wszelkie braki, nie damy poczuć trudu i starania o coś? A przecież Czesław śpiewa, że „ty chcesz więcej, i cóż, i cóż, że to, co masz – dla ciebie jest w sam raz”. Może więc w sam raz jest, by dzieci tworzyły sobie stroje z firanki i koca, nosiły buty ojca czy mamy, a na głowę zakładały rajstopy? Może w sam raz są ciuchy po bracie, kuzynie albo ze szmateksu? Czy właśnie nie, dzieci powinny mieć styl, dopracowane dodatki, fikuśne nakrycie głowy? Czyżby miały się stać nami – dorosłymi? Ma im zacząć zależeć na wrażeniu, jakie wywołują, na informacji, jaką niesie za sobą strój w dorosłym świecie? Przecież gdy dla dziecka „bluza z Bobem” jest tą jedyną ukochaną, to żadna siła nie przekona go do założenia oryginalnego, modnego ciucha. Więcej i więcej mamy pragnąć my rodzice. Ma być drogo, stylowo i metroseksualnie. Do przesytu. Naprawdę wolę, kiedy Czesław śpiewa, zamiast ściemniać.

 

Przeczytaj inne teksty Autora.

 

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×