fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Czerwona pigułka? Nie, po prostu manipulacje!

Czy lewica faktycznie zamyka się tylko w „bezpiecznych przestrzeniach”, a polityczna poprawność jest ciężarem, który doprowadzi jedynie do jej dezintegracji? Krytyczne spojrzenie na argumenty Karola Jaroszewskiego.

ilust.: Zuzia Wicha

ilustr.: Zuzia Wicha


W 191. wydaniu naszego internetowego dwutygodnika opublikowaliśmy tekst Karola Jaroszewskiego „Czerwona pigułka politycznej niepoprawności”, który spotkał się z wieloma krytycznymi komentarzami. Przed Państwem jeden z nich – polemika nadesłana przez Macieja Rutkowskiego. 
***
Debata tocząca się wokół ruchu alt-right wywołuje wiele emocji i, podobnie jak sam ten ruch, nie jest wolna od uproszczeń i manipulacji. Te nietrudno było dostrzec w tekście Karola Jaroszewskiego, będącego odpowiedzią na próbę przedstawienia zjawiska alternatywnej prawicy przez Marię Rościszewską. Unikając dalszego wstępu, trzeba przejść do szeregu argumentów i ich egzemplifikacji przedstawionych w Czerwonej pigułce politycznej niepoprawności.
Przykładem działań histerycznej i irracjonalnej lewicy ma być „delegalizowanie memów”: autor wspomina o żabie Pepe, internetowym memie, z którego alternatywna prawica uczyniła swoją maskotkę i element komunikacji zarazem. Anti-Defamation League rzeczywiście zaliczyła ją do symboli nienawiści, podkreślając zarazem, że „ponieważ tak wiele memów z żabą Pepe nie jest bigoteryjnych z natury, ważne jest, by przyglądać się użyciu mema wyłącznie w danym kontekście”. Jakby tego było mało, ADL wsparła twórcę mema w akcji #savePepe, mającej na celu odebranie słynnej żaby rasistom. Gdzie w tym wszystkim dążenie do delegalizacji samego mema?
Jaroszewski krytykuje politykę no platform”, czyli działania mające na celu powstrzymanie osób o rasistowskich, seksistowskich czy homofobicznych poglądach od ich głoszenia w miejscach publicznych. Trudno mówić tu, zwłaszcza w kontekście Yiannopoulosa, o „niedopuszczaniu do głosu osób o odmiennych poglądach”, jak gdyby wyrazem zwyczajnie odmiennego poglądu miałoby być dręczenie osób transpłciowych czy upublicznianie danych i wyświetlanie zdjęć imigranckich studentów.
Protesty wobec tego rodzaju wystąpień mogą się wydawać egzotyczne u nas, gdzie zakłóca się nie nacjonalistyczne, antysemickie czy homofobiczne wykłady, a raczej odwrotnie. W końcu to w trakcie wykładu profesor Magdaleny Środy wyrwano drzwi na Uniwersytecie Warszawskim, to profesor Bauman usłyszał we Wrocławiu, że ma „wypierdalać”. To u nas blokuje się spektakle, koncerty „niepoprawnych” zespołów (na przykład Behemotha), to tutaj dąży się do wycofania książek o „wywrotowym” charakterze – niezgodnym z konserwatywną wizją świata – a ludzie otwarcie powołujący się na pseudonaukę często goszczą w telewizyjnym studiu. Polityczna poprawność, na którą stale w Polsce narzekamy, albo jeszcze się u nas nie pojawiła, albo ma charakter katolicko-tradycjonalistyczny. To, co wykluczone w naszej debacie publicznej, to przecież nie homofobia, transfobia, czy rasizm, a raczej krytyczne wobec tej narodowo-katolickiej opowieści o historii Polski. Wystarczy wspomnieć dyskusję toczącą się wobec zbrodni w Jedwabnem, lecz przecież przykładów jest wiele więcej.
Jaroszewski, starając się udowodnić korelację między cenzorską postawą dzisiejszej lewicy, powinien zadać pytanie: co z rodzimą cenzorską prawicą? Czy safe space i dobre samopoczucie prawicowców nie wykroczyły już jakiś czas temu poza uniwersytety? A skoro tak, to może jednak powodem słabnięcia amerykańskiej lewicy, którą w artykule przedstawiają i liberałowie, i MTV, nie są pojedyncze blokady, a coś głębszego? To kolejny problem, jaki wywołuje ilość uogólnień w tekście Jaroszewskiego. Jeśli mówimy o lewicy jako ruchu mniej lub bardziej antykapitalistycznym, wydaje się, że obudził się on w takiej formie po ostatnich wyborach, a młodzi ludzie coraz przychylniej patrzą na socjalizm i komunizm. I to właśnie młodzi ludzie, negujący politykę Demokratów, organizują te blokady. Anarchiści, marksiści, radykalni lewicowcy.
Autor poddaje w wątpliwość „teorię” kultury gwałtu („według tej teorii jedna na pięć studentek na amerykańskich kampusach pada ofiarą gwałtu”), co uzasadnia statystykami Federalnego Biura Śledczego, które z tą „teorią” się nie pokrywają. Problem w tym, że większość gwałtów nie jest nigdzie zgłaszana. To, co ma być argumentem na bezzasadność twierdzeń feministek, jest w zasadzie jedynie potwierdzeniem istnienia kultury gwałtu. Dysproporcja między udokumentowanymi gwałtami a realną ich liczbą dowodzi jedynie, że jest sporo do zrobienia w zakresie walki z przemocą seksualną i poczuciem bezpieczeństwa wśród ofiar.
Następnie Jaroszewski wymienia rzekomo lewicowych twórców „zwracających się przeciwko poprawności politycznej i «bojownikom o sprawiedliwość społeczną»”. Problem w tym, że część wymienionych przez niego YouTuberów określa się mianem klasycznych liberałów. Rzeczywiście, ruch alt-left – mający być środowiskiem lewicy niedbającej o kwestie tożsamościowe – powoli kiełkuje, jednak jest on na tyle marginalny, że trudno przytoczyć jakichkolwiek jego przedstawicieli. Autor powołuje się więc na vlogerów, którzy nawet deklaratywnie z lewicą mają niewiele wspólnego.
I tak, przykładem zdroworozsądkowego podejścia jest homofobia Dave’a Rubina, którego tezy ma uwiarygodnić jego własny homoseksualizm (tu już autorowi posługiwanie się identyfikacją jako argumentem w dyskusji nie przeszkadza), pomimo którego „jest przeciwnikiem ingerowania państwa w sferę obyczajową, odnosząc się do decyzji Sądu Najwyższego w Stanach Zjednoczonych wprowadzającej małżeństwa homoseksualne we wszystkich stanach”. Rozumiem, że sankcjonowanie małżeństw heteroseksualnych już nie jest ingerowaniem państwa w sferę obyczajową?
Na końcu dowiadujemy się, że „Trump, poprzez wymuszenie na firmie Carrier pozostawienia na terenie Stanów Zjednoczonych fabryki klimatyzatorów, która miała zostać przeniesiona do Meksyku, uratował tysiąc osób przed utratą pracy” – co również nie jest prawdą. Jak podaje bowiem The Washington Post: „do wymienionych 1,100 stanowisk pracy Trump zalicza 300 stanowisk, które nigdy nie miały znaleźć się w Meksyku”.
Nie jest zatem tak, że prawica tak dobrze sobie ostatnio radzi przez rozhisteryzowanie przewrażliwionej lewicy. Może po prostu jest bardziej odporna na fakty, dzięki czemu łatwiej jest jej budować prosty w odbiorze przekaz? Nie można zapomnieć o bardzo prostej przewadze alt-rightu, jaką są stojące za nią, a więc i za botami szerzącymi fałszywe wiadomości, miliony dolarów.
 

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×