Są najliczniejszą grupą narodową ubiegającą się o ochronę międzynarodową w Polsce. Od lat widnieją jednak w statystykach wspólnie z Rosjanami, bo właśnie takie obywatelstwo mają. Czeczeni. Licznie napływali do Polski od końca drugiej wojny czeczeńskiej, trwającej prawie dekadę od 1999 roku. Wśród nich była Khava Soldaeva, wówczas – w roku 2005 – dziesięcioletnia dziewczynka, która wraz z mamą i trójką młodszych braci wyruszyła w podróż do obcego kraju, bez znajomości języka, za to z pieniędzmi, które dostali od rodziny. Jej ojciec zginął na wojnie i to stało się impulsem, by szukać lepszego życia z dala od ojczyzny. Celem był Berlin i dołączenie do kuzynostwa. Tak jak w przypadku wielu osób wnioskujących o ochronę międzynarodową, Polska miała być tylko krajem tranzytowym.
Rodzina Khavy „skazana na Polskę” została po tym, jak oszukał ją przemytnik, który miał pomóc im w przeprawie do Niemiec z granicy w Brześciu. Wziął zaliczkę, ale na granicy się nie pojawił. I tak Khava i jej rodzina mieszkają w Polsce już prawie piętnaście lat. Jako jedni z nielicznych zdołali uzyskać status uchodźców i z biegiem lat ułożyć sobie życie. Jak mówi Khava, dziś kostiumolog i studentka stosunków międzynarodowych: „Jestem szczęśliwym człowiekiem, bo mnie udało się z tego wyjść i teraz wszystko idzie do przodu”.
Nie wszyscy mieli tyle szczęścia
W latach 2008–2018 wnioski o udzielenie ochrony międzynarodowej w Polsce złożyło 62,6 tys. obywateli Rosji narodowości czeczeńskiej. W tym okresie uzyskało ją ponad 4,5 tys. osób, a 2,4 tys. dostało zgodę na pobyt tolerowany. Oznacza to, że zaledwie 11 procent aplikujących otrzymało pozwolenie na dalszy pobyt w Polsce. Z kolei porównując liczbę przyjmowanych na granicach wniosków o ochronę międzynarodową w roku 2017 i 2018, obserwujemy spadek – o tysiąc.
Jak podaje kwietniowy raport Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka „Dostęp do procedury azylowej na zewnętrznych granicach Polski”, od 2015 roku mamy do czynienia z nielegalną praktyką Straży Granicznej „polegającą na odmowie przyjmowania wniosków od osób wyrażających chęć ubiegania się o ochronę międzynarodową”. W szeregu takich spraw Naczelny Sąd Administracyjny ostatecznie uchylał decyzje Straży Granicznej. Ta z kolei widzi inne przyczyny odmowy wjazdów do Polski. Jak wskazuje rzeczniczka prasowa Komendanta Głównego Straży Granicznej, porucznik Agnieszka Golias, jeżeli cudzoziemiec nie spełnia warunków określonych w prawie, a charakter i cel jego wjazdu jest inny niż poszukiwanie ochrony w Polsce, to otrzymuje on decyzję o odmowie wjazdu na terytorium RP.
Morderstwa, terror i pozasądowe egzekucje
Mimo że wojna oficjalnie się zakończyła, sytuacja w rosyjskiej Republice Czeczenii daleka jest od pokojowej. Raport Marty Szczepanik z HFPC („Republika strachu. Prawa człowieka we współczesnej Czeczenii”) dowodzi, że ostatnie dwa lata naznaczone są licznymi morderstwami, terrorem, pozasądowymi egzekucjami i prześladowaniami mniejszości LGBT. Trudno jednak o rzetelne statystyki pokazujące skalę problemu, bo dziennikarze i pracownicy organizacji pozarządowych, którzy mogliby je dostarczyć, także są prześladowani za swoją działalność.
Trudna sytuacja polityczna Czeczenów wydaje się jednak nie mieć odzwierciedlenia w „pozytywnych decyzjach” wydawanych podczas procedury ochrony międzynarodowej w Polsce. Z ponad 4 tys. osób wnioskujących w ubiegłym roku aż 2,7 tys. to obywatele rosyjscy. Najliczniejszą ich grupę, bo około 90 procent, stanowili zaś sami Czeczenii. W Polsce w ostatnich pięciu latach „pozytywną decyzję” uzyskuje jednak zaledwie od dwustu do pięćdziesięciu Czeczenów rocznie. „Pozytywna decyzja” nie zawsze jest przy tym równoznaczna z uzyskaniem „statusu uchodźcy” – tego udziela się w przypadkach, gdy zachodzi „uzasadniona obawa”, że danej osobie grozi prześladowanie na przykład z powodu rasy, religii czy narodowości.
Z kolei częściej w Polsce przyznawana jest tak zwana ochrona uzupełniająca, między innymi w okolicznościach groźby orzeczenia lub wykonania kary śmierci czy tortur. Jak wyjaśnia Jakub Dudziak, rzecznik Urzędu ds. Cudzoziemców: „Ochrony można udzielić osobie, jeżeli to zagrożenie jest zindywidualizowane i można je obiektywnie ocenić. Tego musi dowieść postępowanie”.
Wszystko zaczyna się w dowolnej placówce Straży Granicznej. Tam cudzoziemiec składa wniosek o udzielenie ochrony międzynarodowej. Pierwszą decyzję wydaje Urząd ds. Cudzoziemców; jeśli jest negatywna, wówczas można się odwołać do Rady ds. Uchodźców jako drugiej instancji. Istnieje także możliwość złożenia skargi na decyzję Rady na ścieżce sądowej do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, a następnie do Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Życie po procedurze
Nawet jeśli cudzoziemcy przejdą przez procedurę i uzyskają w Polsce ochronę międzynarodową, muszą zmierzyć się z kolejnymi problemami. Jak sami wskazują, motywację do nauki języka polskiego traci się bardzo szybko – gdy po przyłączeniu się nowych osób grupa zaczyna naukę od nowa. Podobnie sytuacja wygląda w szkole, kiedy dzieci uchodźców czują się wyobcowane, a szkoła nie jest przygotowana na „inność”. Charakterystyczny jest także problem mieszkaniowy. – Obserwujemy od wielu lat, że Polacy nie chcą wynajmować mieszkań uchodźcom, bo ci nie są Polakami, mają dziwne papiery, a kobiety noszą chusty. „Znamy sytuacje, w których wynajmowane są im garaże i przybudówki albo w których płacą za rudery naprawdę duże pieniądze” – mówi Kalina Czwarnóg z Fundacji „Ocalenie”.
Trudno też o proces integracji, naukę języka, pracę czy leczenie psychologiczne, kiedy – jak mówią osoby, który pozytywnie przeszły przez procedurę – nie ma gdzie położyć dzieci spać. Receptą na to może być program wdrażany przez Fundację „Ocalenie”: Witaj w Polsce, czyli społeczna agencja najmu. „Fundacja wynajmuje mieszkania na 2–3 lata, gwarantuje terminowe płacenie czynszu, remonty i naprawy, a następnie wynajmuje mieszkania uchodźcom” – tłumaczy Kalina Czwarnóg. Program jest kompleksowy i w zamian za rozwiązanie problemu mieszkaniowego uchodźcy zobowiązują się do aktywnego udziału na przykład w kursie języka polskiego, krawieckim czy zajęciach relaksacyjnych.
Póki nie powiesz prawdy
Większość Czeczenów nie chce otwarcie mówić o sytuacji w swoim kraju i o tym, co sądzą na temat prezydenta Ramzana Kadyrowa. Jeśli już się na to decydują, proszą, by nie podawać ich imienia. Jak twierdzą, ludzie Kadyrowa są wszędzie. A sami wciąż mają nadzieję, że kiedyś wrócą do kraju wolnego od korupcji, morderstw, pozasądowych egzekucji i zależności od Rosji. Dodają, że tęsknią za Czeczenią, miejscem wspaniałych górskich krajobrazów, i za ludźmi, którzy są tacy otwarci i bezpośredni.
Ludzie w Czeczeni są też milczący: boją się w sposób otwarty skrytykować władzę. Jak dodaje jeden z Czeczenów, który także prosi o niepodawanie imienia: – Tak tu trzeba żyć. Władza jest prorosyjska. Niektórzy mówią, że dobrze jest, kiedy rządzi Kadyrow, przynajmniej jest względny spokój. Póki nie powiesz prawdy.