fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Coming-of-age dla dorosłych. „Utrata równowagi” Korka Bojanowskiego

Ten pozbawiony złudzeń coming-of-age dla dorosłych został sprawnie zrealizowany, świetnie zagrany, nakręcony i zmontowany. Film Bojanowskiego z pewnością można zaliczyć do bardziej udanych debiutów z ostatnich lat.
Coming-of-age dla dorosłych. „Utrata równowagi” Korka Bojanowskiego
Kadr z filmu. Materiały dystrybutora

„Dużo myślałam o tej bohaterce. Że ona ma pazur, ale też jakąś wrażliwość. Może nawet jest trochę samotna” – mówi w scenie otwierającej „Utratę równowagi” Maja, grana przez Nel Kaczmarek. Zresztą cała ta rozmowa telefoniczna doskonale zapowiada dalsze wydarzenia. Do Mai dzwoni reżyser castingu, który zaczyna od pochwalenia jej występu, by następnie przekazać jej, że roli jednak nie dostała. Między wierszami jasne staje się też, że nie dostałaby jej, cokolwiek by zrobiła.

Dziewczyna postanawia więc wziąć życie we własne ręce i po studiach aktorskich zdawać na zarządzanie. Na jej drodze pojawia się jednak reżyser Jacek (Tomasz Schuchardt), który wraz ze studentami ma przygotować ich spektakl dyplomowy. Wybór pada na „Makbeta”, a Maja – mimo początkowego oporu – decyduje się zagrać główną rolę kobiecą. Tak zaczyna się trwająca przez cały film psychologiczna gra między parą bohaterów, którą raz dominuje jedna, raz druga strona. Pozostaje pytanie, czy ktokolwiek wychodzi z niej zwycięsko.

„Utrata równowagi” bez wygranych

Tego też zresztą można spodziewać się od początku filmu, którego mottem debiutujący reżyser Korek Bojanowski uczynił cytat z Tadeusza Łomnickiego: „Ja was muszę zgwałcić, żeby was życie nie zgwałciło”. Nie sprawia to jednak, że „Utrata równowagi” jest nudna czy przewidywalna. Historię poprowadzono rzeczywiście w sposób dość klasyczny, ale tym więcej jest dzięki temu miejsca choćby na odważną zabawę z muzyką i dźwiękiem, które oddziałują na widza nieraz w sposób dość zaskakujący. Bit jak bicie serce wwierca się w uszy widzów, a napięcie na ekranie rośnie – i trudno powiedzieć, czy kiedykolwiek zostaje rozładowane do końca.

Twórcy umieszczają nas zbyt blisko głównej bohaterki, byśmy mogli się od niej zdystansować, a poza widzem nie ma tam z nią nikogo – może z okazjonalnym wyjątkiem Kuby (Mikołaj Matczak). Nie odmawiając zasług reszcie młodej obsady, to właśnie na Nel Kaczmarek i jej bohaterce trzyma się cała opowieść. Pozostali bohaterowie to przy niej szkicowo zarysowane sylwetki, choć nietracące przy tym na wiarygodności. Kaczmarek jest przy tym na ekranie hipnotyzująca – tak kiedy Maja daje ponieść się chwili, jak i gdy wprawia w ruch skomplikowany plan. Kiedy natomiast stanie w kadrze wraz z Tomaszem Schuchardtem, między bohaterami aż iskrzy.

„Jak to jest tak przegrać?”, pytają się nawzajem Maja i Jacek – i myślę, że wszyscy wiemy. Mobbing rzadko jest kwestią zero-jedynkową. Zdecydowanie częściej poddawać się może interpretacjom, niezależnie od tego, czy ma miejsce w pracy, na uczelni, czy w jakimkolwiek innym środowisku. „Utrata równowagi” mówi oczywiście o problemie szkół aktorskich, ale komu nie zdarzyło się pytać samego siebie, czy druga osoba już przekroczyła nasze granice? A może to my jej na to pozwoliliśmy? Albo pierwsi zrobiliśmy coś, co ją sprowokowało? W takich sytuacjach nie ma wygranych.

Różnica pokoleń?

Korek Bojanowski nie daje na te pytania prostych odpowiedzi – i dobrze, bo, jak sam mówi, „nie interesuje go kino interwencyjne”. Wbrew temu, czego chcieliby niektórzy komentatorzy widzący w „Utracie równowagi” właśnie głos sprzeciwu wobec przemocy w instytucjach artystycznych, to nie ona jest osią filmu. Jasne, film powstał na podstawie wywiadów ze studentkami, studentami, wykładowczyniami i wykładowcami szkół aktorskich. Nie sprawia to jednak, że aktualny problem przemocy i koniecznych zmian w edukacji artystycznej dominuje tutaj nad kwestiami bardziej uniwersalnymi. Chodzi raczej o konfrontowanie się ze światem i samym sobą, a także z pytaniem, czy damy sobie odebrać to, co sprawia, że jesteśmy tym, kim jesteśmy. A jeśli nie, to jaką cenę przyjdzie nam za to zapłacić – bo wiadomo, że jakąś na pewno.

Podobnie jak w samym filmie widzimy pokoleniową różnicę w reakcjach bohaterów na kolejne doniesienia o przekroczeniach – dziekana grana przez Tamarę Arciuch reaguje dopiero na przemoc fizyczną, podczas gdy Maja dosyć stanowczo odpowiada już, kiedy Jacek pojawia się w jej miejscu pracy – tak te same sytuacje różnie mogą interpretować widzowie w różnym wieku. Podczas seansu słyszałem z różnych stron sali śmiechy w momentach, kiedy we mnie raczej się gotowało. Jest to w jakiejś mierze zrozumiałe. Bohater grany przez Schuchardta pojawia się na ekranie i natychmiast wchodzi w rolę „waszego nowego najlepszego przyjaciela”, jak ironicznie komentuje to postać grana przez Matczaka. W momentach, kiedy nie nadużywa swojej pozycji, potrafi być wręcz czarujący i zasadniczo – jeśli jesteśmy przyzwyczajeni do innych standardów – da się lubić. Sama filmowa narracja, poza tym, że podąża raczej za Mają, nie opowiada się tu stanowczo po żadnej ze stron, dzięki czemu całość może łatwiej trafić nawet do tych, którzy młode pokolenie uważają za raczej histeryczne niż asertywne. Stawia to też „Utratę równowagi” bliżej „Whiplash” Damiena Chazelle niż na przykład „Czarnego łabędzia” Darrena Aronofsky’ego. Pierwszy z tych filmów zresztą, gdyby ukazał się dzisiaj, byłby pewnie interpretowany zupełnie inaczej niż w 2014.

Tak Bojanowski, jak i jego ekipa, wiedzą, o czym chcą opowiedzieć i robią to z werwą tych, którzy wytrwali przy swoich dążeniach. Skutecznie przekonują, że mają do przekazania coś, o czym nie należy zapominać.

Udany debiut

Czy to znaczy, że „Utrata równowagi” jest filmem pozbawionym wad? Nie. Zdarza się, że dobija puentę młotkiem, jak w scenie, w której Maja bezpośrednio po usłyszeniu komentarza: „Jesteś za słaba” nonszalancko bierze do ust kęs wasabi. Czasem też za bardzo podbija emocje, chcąc dopasować się do konwencji thrillera psychologicznego, którym, moim zdaniem, nie jest. Bliżej jej raczej do pozbawionego złudzeń coming-of-age dla dorosłych, a to zdecydowanie kierunek, który warto dalej eksplorować.

Wymienione wady tracą jednak na znaczeniu w sprawnie zrealizowanym, świetnie zagranym, nakręconym i zmontowanym efekcie końcowym. Film Bojanowskiego z pewnością można zaliczyć do bardziej udanych debiutów z ostatnich lat.

„Utrata równowagi” wchodzi do kin 9 maja. Magazyn Kontakt jest partnerem medialnym filmu.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×