fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Cień jednej trumny

Dmowski i Piłsudski stali się więc „Ojcami Założycielami” II Rzeczypospolitej (w czym jest przecież wiele racji), podlegają jednak, w wyniku nadania im tego tytułu, „republikańskiej idealizacji”. Zacierają się między nimi różnice, zanikają spory. Wpisuje się to także w nurt idealizowania samej polskiej państwowości lat 1918-1939 i traktowania jej jako wzoru dla III RP i kontry wobec PRL.

Ilustr.: Antek Sieczkowski

Ilustr.: Antek Sieczkowski


W zgiełku kampanii wyborczej, który zapanował w polskiej debacie publicznej po pierwszej turze wyborów prezydenckich, zupełnie niedostrzeżona minęła pewna okrągła rocznica. Dokładnie 80 lat temu, 9 lat po wprowadzeniu w Polsce reżimu autorytarnego, zmarł w Belwederze Józef Piłsudski. Wydanie okolicznościowego Pomocnika Historycznego przez Politykę czy złożenie kilku wieńców przez przedstawicieli władz państwowych nie mogły zatuszować nikłego raczej zainteresowania postacią wzbudzającą w XX wieku tak wielkie emocje. Nie bardzo było wiadomo, co Marszałek mógłby nam powiedzieć o współczesnej Polsce i co my moglibyśmy powiedzieć o nim. W niecałe 4 lata po Piłsudskim, w ostatnim roku istnienia II Rzeczypospolitej, a więc 76 lat temu, zmarł Roman Dmowski.
W wywiadzie dla 88. numeru „Kontaktu” Aleksander Hall stwierdza, że Polska „wyszła z cienia dwóch trumien”, które miały rządzić jej życiem ideowym. Mówi o śmierci wizji obu ojców niepodległości jako o wizji niedającej się przełożyć na współczesną rzeczywistość i, przede wszystkim, wizji niekontynuowanej. Obecne odwołania do Dmowskiego i Piłsudskiego są według niego wykorzystywaniem jedynie dwóch figurek, pustych w środku, a nierzadko wypełnianych tezami, o których samym wyżej wymienionym by się nie śniło. Trudno nie zgodzić się z taką diagnozą. Proponowane przez obóz sanacyjny i endecki rozwiązania siłą rzeczy odnoszą się do problemów II RP lub wcześniejszych i naprawdę niemałego wysiłku i dobrej woli wymaga rysowanie współczesnej Polski podług recept skrojonych w innej rzeczywistości gospodarczej, społecznej i geopolitycznej. Toteż niewielu na szczęście próbuje to robić. Z teoretyków i praktyków wielkiej polityki pozostają jedynie figurki, doraźnie wykorzystywane do legitymizacji własnych poglądów i ogrzania się w blasku osób powszechnie uważanych za mężów stanu. Zjawisko to wydaje się zresztą po upływie odpowiedniego czasu dość naturalne.
Figurki mają jednak pewną niebezpieczną dla samych siebie cechę. Skoro w gruncie rzeczy nic ich nie różni, to nie ma żadnego powodu, żeby istniały oddzielnie. Można je przecież połączyć. W ten oto sposób dochodzi do pośmiertnej nie tyle zgody, co stopienia się, zlania i wymieszania Dmowskiego i Piłsudskiego. Garść przykładów: Prezydent Bronisław Komorowski, odwołujący się najczęściej do tradycji piłsudczykowskiej, w swoim marszu z okazji Święta Niepodległości od dawna stawia na równi obu polityków, starając się przy każdej możliwej okazji podkreślać ich zgodne działanie w roku 1918. Na podobnym stanowisku stoi większość podręczników szkolnych. Unika się w nich zwracania uwagi na fundamentalne różnice dzielące oba programy, a przede wszystkim na wytworzenie się w dwudziestoleciu w społeczeństwie podziału dużo silniejszego niż ten znany nam z autopsji. Wszystko to można bowiem przyklepać wizją zgody „dla dobra Polski” ponad podziałami i z najczystszymi intencjami. W zupełnie innym miejscu sceny politycznej zachodzi proces podobny. Marian Kowalski, kandydat Ruchu Narodowego w wyborach prezydenckich, fotografuje się z wielkim portretem Marszałka. I nie budzi tym większych emocji wśród odwołującego się przecież do tradycji endecji i ONR Ruchu. We wszystkich tych przypadkach wykorzystana została po prostu figura męża stanu, patrioty i wielkiego polityka, zupełnie niezależnie od rzeczywistych poglądów pierwowzorów. Taki mąż stanu może być oczywiście zmultiplikowany, ale nie ma takiej konieczności. Jest to w dalszym ciągu ta sama figura z różnymi twarzami.
Dmowski i Piłsudski stali się więc „Ojcami Założycielami” II Rzeczypospolitej (w czym jest przecież wiele racji), podlegają jednak, w wyniku nadania im tego tytułu, „republikańskiej idealizacji”. Zacierają się między nimi różnice, zanikają spory. Wpisuje się to także w nurt idealizowania samej polskiej państwowości lat 1918-1939 i traktowania jej jako wzoru dla III RP i kontry wobec PRL. W takim sposobie myślenia znika sanacyjny autorytaryzm czy endecki antysemityzm, wszystko, co mogłoby budzić wątpliwości w kontekście współczesnej demokracji. Mężowie stanu, wyrwani ze swych realiów historycznych, dorastają do naszych wymagań i wypełniają urojoną lub faktyczną pustkę na narodowym piedestale politycznym po 1989 roku. Tym samym do historii przechodzi całość sporu, który odcisnął tak silne piętno na kształtowaniu się w Polsce sceny politycznej w ogóle. W zamian nie zyskujemy zaś niestety wcale, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać, wartościowej syntezy tego, co najlepsze w obu modelach poświęcenia się sprawom publicznym. Dostajemy jedynie popkulturowe (w politycznym wydaniu popkultury lub popkulturowym polityki) maskotki dwóch poważnych panów, z troską myślących o Polsce. A właściwie to jednego „meta-pana”, który „gdyby przyszedł, toby od razu był porządek”. Trumny przestały więc rządzić, ale jednocześnie niepostrzeżenie zlepiły się w jedno.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×