W najnowszej wersji swojej propagandowej broszury, „Dabik”, Państwo Islamskie stwierdza jasno i wyraźnie, kto jest jego największym wrogiem – chrześcijaństwo.
W specjalnym, bożonarodzeniowym wydaniu naszego tygodnika znajdą państwo także teksty Wacława Oszajcy SJ, Julii Lis i Karola Kleczki. Autorką wszystkich ilustracji w wydaniu jest Anna Libera.
Samo słowo „Dabik” pochodzi od nazwy miasta w północnej Syrii, które według muzułmańskiej tradycji ma się stać polem bitwy między armiami muzułmańskimi a chrześcijańskimi, kiedy nadejdzie Armagedon. Według innej tradycji Prorok Muhammad zapowiedział, że okupacja Konstantynopola (Stambułu), Jerozolimy oraz Rzymu poprzedzi nadejście muzułmańskiego mesjasza, mahdiego. Choć przypominanie tych konkretnych przekazów jest niewątpliwie zabiegiem propagandowym ze strony fundamentalistów, w świetle wydarzeń na Bliskim Wschodzie budzi zrozumiałe obawy. Jeszcze sto lat temu chrześcijanie różnych odłamów stanowili 20% mieszkańców regionu, dziś jest ich mniej niż 5%. Od lata 2014 roku ISIS przyczyniło się do śmierci setek chrześcijan w całym Iraku, zaś dziesiątki tysięcy zmusiło do ucieczki, zwłaszcza z okolic Mosulu.
Oficjalnie ISIS zagroziło, że zamierza prowadzić wojnę przeciw Kościołowi, lecz w praktyce prowadzi systematyczną walkę ze wszystkimi, którzy nie są członkami lub zwolennikami Państwa Islamskiego, a więc również z muzułmanami szyitami, wyznawcami sufizmu, jazydami. Na liście zburzonych lub spalonych przez ISIS budynków znajduje się m.in. jedna z najstarszych świątyń w Iraku – wzniesiony w VII wieku kościół asyryjski w Tikricie; meczet proroka Jonasza/Junusa, szyicki meczet pod Kirkukiem, wiele meczetów oraz kościołów w Mosulu. Dla członków ISIS te budowle o charakterze sakralnym to nie miejsca kultu (te islam nakazuje chronić), lecz apostazji.
ISIS powstało w 2003 roku, gdy w Iraku trwała interwencja USA. Ekstremistyczne sunnickie ugrupowanie, będące faktycznie odnogą Al-Kaidy i skupiające głównie Irakijczyków, Saudyjczyków, Jemeńczyków, Libijczyków i Algierczyków, zasłynęło w 2004 roku porwaniami, torturami oraz egzekucjami zagranicznych zakładników, których ścinano kierując się dosłowną interpretacją tzw. wersetu miecza: „Kiedy więc spotkacie tych, którzy nie wierzą, to uderzcie ich mieczem po szyi; a kiedy ich całkiem rozbijecie, to mocno zaciśnijcie na nich pęta” (Koran 47:4). Kilka lat później niezadowolone z rosnących wpływów szyitów w Iraku, Państwo Islamskie zintensyfikowało ataki na nich, zaś w 2013 roku połączyło się z syryjskimi fundamentalistami z Dżabhat an-Nusra, choć ci drudzy ciągle walczyli pod swoimi sztandarami. Celem Państwa Islamskiego w Syrii stało się obalenie prezydenta Baszszara al-Asada i powołanie kalifatu – w czerwcu 2014 roku obecny przywódca ugrupowania, Abu Bakr al-Baghdadi, samozwańczo obwołał się kalifem, zaś na swoją stolicę obrał syryjską Ar-Rakkę.
Ofiarą znów padły mniejszości etniczne, w tym chrześcijanie, gdyż po wkroczeniu do Syrii Państwo Islamskie kontynuowało ataki na ludzi oraz świątynie. 27 maja 2013 roku zostali zabici niemal wszyscy chrześcijańscy mieszkańcy Ad-Duwajr, 4 września ISIS splądrowało Malulę, słynną chrześcijańską osadę, gdzie przetrwał w mowie język aramejski – zabijano tych, którzy nie godzili się na konwersję na islam. W październiku ISIS toczyło walkę o zamieszkane głównie przez chrześcijan miasto Sadad – w ciągu jednego tygodnia zginęło 45 cywilów. Jednak największa dotychczas zbrodnia ISIS na terenie Syrii to zamordowanie w sierpniu 2013 roku 190 alawitów pod Salmą (sami alawici uważają się za muzułmanów, jednak w oczach ISIS są heretykami).
Nic dziwnego, że od ISIS odcięli się przedstawiciele syryjskiej opozycji, którzy uznali ich za groźnych fundamentalistów i oskarżyli o rozlew krwi oraz łamanie praw boskich. Od początku 2014 roku trwa w Syrii wojna między Państwem Islamskim a Wolną Armią Syryjską, Frontem Islamskim oraz byłym sojusznikiem ISIS – Dżabhat an-Nusra. Tymczasem Państwo Islamskie wprowadza swoje prawa – daje niemuzułmanom wybór: nawrócić się na islam, zapłacić podatek lub zginąć. Ów podatek to dżizja, tj. danina, którą historycznie płacili chrześcijanie i żydzi w zamian za ochronę życia (Koran 9:29). Od lat nie była już zbierana, a teraz powrót do niej pociąga za sobą zbrodnie, jak w przypadku chrześcijańskiej rodziny, do której domu wdarło się trzech bojowników ISIS. Gdy ojciec rodziny nie był w stanie zapłacić żądanej sumy, ekstremiści zgwałcili na jego oczach żonę i córkę. Mężczyzna w wyniku traumy popełnił samobójstwo. Cztery inne chrześcijanki zostały zabite za to tylko, że nie nosiły muzułmańskiej zasłony (tymczasem islam nie nakazuje noszenia hidżabów kobietom, które nie są muzułmankami, zaś wśród samych muzułmanek toczy się wokół kwestii ubioru dyskusja).
Niedawno Państwo Islamskie opublikowało upiorny cennik, w którym ceny za chrześcijańskie i jazydzkie „niewolnice” uzależnione są od ich wieku – najwięcej trzeba zapłacić za dziewczynki od roku do dziewięciu lat. Według raportu ONZ z 2 października 2014 roku porwane w Iraku kobiety przyprowadzane są z metkami z ceną na targ w Syrii, gdzie nabywają je kupcy z różnych krajów arabskich, lub oddawane bojownikom ISIS jako „nagrody”. Podczas gdy islam dozwala muzułmanom poślubiane chrześcijanek i żydówek i nakazuje dobrze je traktować, ISIS chodzi o coś zupełnie innego – o symboliczną przemoc, o podtrzymanie patriarchatu: dla muzułmanek przeznaczone są role żon, dla niemuzułmanek – niewolnic, co poniża ich ojców, mężów, braci.
Porwania kapłanów i zakonnic mają za zadanie zastraszyć wspólnoty. Do tej pory nie odnalazł się ojciec Paolo Dall’Oglio, włoski jezuita, który odbudował klasztor św. Mojżesza Abisyńskiego (Mar Musa) w Syrii i prowadził w nim działalność ekumeniczną. Prawdopodobnie został zabity w 2013 roku w Ar-Rakce. W kwietniu 2014 roku pod Himsem ekstremiści z An-Nusry zastrzelili innego jezuitę, Holendra Fransa van der Lugta – jego grób stał się celem pielgrzymek okolicznych chrześcijan.
W Irbilu, stolicy Kurdyjskiego Okręgu Autonomicznego, przebywa obecnie połowa chrześcijańskich uchodźców z Iraku. Wielu z nich uważa, że bez militarnej pomocy Zachodu ISIS zniszczy wszystko i „cofnie region i świat do średniowiecza”. Warunki życia w Irbilu są bardzo ciężkie, komunikację utrudniają monstrualne korki, ceny mieszkań wzrosły wielokrotnie, wielu uchodźców mieszka w namiotach, które nie zapewniają dostatecznej ochrony zimą. Podobny los stał się udziałem setek chrześcijan w miastach i obozach na terenie Libanu, Turcji oraz Jordanii.
Wśród irackich i syryjskich chrześcijan żyjących na terenach zajętych przez Państwo Islamskie dominuje przeświadczenie, że oto kończy się ich długa, sięgająca pierwszych wieków naszej ery, historia. Powoli tracą nadzieję na powrót do swych domów. Księża zajęci są wypisywaniem aktów chrztu potrzebnych uciekającym ludziom, którzy starają się przedostać do Europy, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Australii. Od kilkudziesięciu lat żyją tam członkowie ich rodzin. Ze względu na to iraccy chrześcijanie preferują Kanadę, zaś syryjscy Niemcy i Szwecję.
***
Właśnie w Szwecji, wśród bliskowschodnich chrześcijan z Turcji, Iraku i Syrii, których jest tu ponad 120 tys., spędziłam ostatni miesiąc prowadząc badania z ramienia Komisji Europejskiej. Znów miałam możliwość odświeżyć syryjski dialekt języka arabskiego, który poznałam 10 lat temu podczas rocznego stypendium w Damaszku. W moich rozmowach z dawnymi, jak i nowymi imigrantami ciągle powracały te same nazwy: Malula, gdzie słuchałam „Ojcze Nasz” po aramejsku i piłam wino produkowane przez miejscowych chrześcijan, Mar Musa, którą odwiedziłam kilkakrotnie zafascynowana działalnością ojca Paolo i gdzie zostawiłam polską Biblię, Hims, o którego mieszkańcach opowiadano dowcipy i tętniące życiem Aleppo – żadne z tych miejsc nie wygląda już tak, jak kiedyś. Najbardziej jednak zmieniła się Ar-Rakka – zapamiętałam ją jako senną, prowincjonalną miejscowość i w nigdy nie przypuszczałam, że to właśnie ona stanie się oficjalną stolicą ekstremistów z Państwa Islamskiego.
Moi rozmówcy też nie przewidzieli takiego scenariusza (wielu z nich miało i ciągle ma muzułmańskich przyjaciół). Z nostalgią wspominali jeszcze niedawną pokojową koegzystencję. Przez setki lat obecność mniejszości wyznaniowych na Bliskim Wschodzie była swoistym gwarantem kulturowego pluralizmu oraz religijnej tolerancji. Prześladowania, których obecnie jesteśmy świadkami, mogą nieodwołalnie położyć im kres i doprowadzić do sytuacji, w której na Bliskim Wschodzie nie będzie już chrześcijan.