Być twardym, a nie miękkim. Przemoc w szkole filmowej, przemoc w „Top Model”
Aktorką być, czyli zaciśnij zęby
W połowie marca Anna Paliga – absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi – wywołała medialną burzę. Opublikowała na Facebooku list, który wcześniej odczytała przed radą uczelni. Dotyczył haniebnych zachowań wykładowców. Opisała w nim między innymi uderzenie jednej ze studentek w twarz tak brutalnie, że z nosa pociekła jej krew, oraz moment, w którym profesor pogryzł inną studentkę po ręce aż do samej szyi, aby pokazać, „jak się gra pożądanie”. To jednak nie wszystko. Studenci pierwszego roku mieli stanąć naprzeciw siebie w samej bieliźnie imitującej nagie ciało, a następnie polecono im wytykać sobie mankamenty urody lub budowy ciała, co miało nauczyć ich „konfrontacji z kompleksami”. Studentka drugiego roku była zaś zmuszana do zdjęcia biustonosza podczas egzaminu. Kiedy odmówiła, wykładowca ze stopniem doktorskim zagroził, że „albo zdejmie stanik, albo wyrzuci ją z uczelni”.
Paliga bez niepotrzebnej autocenzury podała nazwiska, nazwy przedmiotów, a także szczegóły zdarzeń. W odpowiedzi odezwało się wielu absolwentów uczelni, którzy potwierdzili, że zachowania części wykładowców były niestosowne, wręcz obrzydliwe. Eliza Rycembel, aktorka grająca między innymi w filmie „Boże Ciało”, udostępniła list z komentarzem: „To dotyczy nie tylko szkoły w Łodzi. W Warszawie jest tak samo”. Aktor Maciej Radel wsparł autorkę listu słowami: „Gratuluję i przepraszam, że my przed laty sami nie zaczęliśmy tego typu zachowań nagłaśniać”. Problem zatem istnieje, nie jest to jednostkowy przypadek.
Należy zapytać: dlaczego takie zachowania nie były ujawniane? Być może ze strachu. Aby przejść przez szkołę bez większych problemów psychicznych i oszczędzić sobie stresu związanego z postawieniem się wyżej usytuowanym wykładowcom, trzeba milcząco zgodzić się na panujące reguły, nawet jeśli są niesprawiedliwe i upokarzające. W imię świętego spokoju: coś za coś. Wspomniane zachowania można również postrzegać, racjonalizując je, jako część niezbędnego procesu formacyjnego aktora lub aktorki, element socjalizacji do zawodu i świata mediów. Anna Paliga mówi o tym wprost w swoim liście: „Studentów od początku należy «przyzwyczajać do zaciskania zębów», a doświadczanie przemocy ma pomóc im w zostaniu lepszymi aktorami. Studenci, wychodząc do świata profesjonalnych planów filmowych, nie są przygotowani na stawianie oporu manipulacjom i zastraszaniu. To prowadzi do kontuzji, frustracji, zaburzeń odżywiania, załamań nerwowych”.
Aktor musi być twardy, a nie miękki – chciałoby się stwierdzić. „Jesteśmy tacy, a nie inni, z troski o was, żebyście byli kimś, i to kimś silnym, bo tylko tacy osiągają sukces w tym zawodzie” – mogliby powiedzieć na swoją obronę bohaterowie i bohaterki listu absolwentki. Czy silną psychikę należy budować przez upokarzanie i mobbing ocierający się o molestowanie? Kto wyznacza definicję siły psychicznej? Czy tylko „silni” mają prawo istnieć w tym zawodzie i świecie mediów, w którym nie ma miejsca na wrażliwych i nadwrażliwych? Przecież to właśnie wrażliwość jest główną cechą wielu artystów, często też cechą niezwykle pożądaną. Oni, bohaterowie i bohaterki listu Paligi, nie pytają, oni wiedzą lepiej. „Ja ci tylko pokazuję, jak masz grać namiętność… W tym zawodzie przekraczamy granice i to ja powiem ci, gdzie leżą twoje, masz robić to, co ja ci każę”.
List Anny Paligi wywołał poruszenie, słuszny sprzeciw moralny wobec opisanych praktyk. Zapewne spora część z nas zaczęła się zastanawiać: jak to się stało, że takie zachowania są dopuszczalne? Oburzyło nas to, bo lobbingowe praktyki zostały ujawnione, pokazano kulisy sławy – to, na co godzą się (lub jeszcze do niedawna godzili) studenci i studentki tejże szkoły, chcący ją ukończyć i realizować swoje marzenia. Kiedy ktoś, na przykład dziennikarz, zajrzy za kulisy danego miejsca albo ktoś zza kulis ujawni prawdę, wiemy, gdzie jest zło, bo zostaje ono odsłonięte. Ale istnieje też zło, które mamy przed oczami i którego nie widzimy, bo nie rozgrywa się za kulisami, lecz na scenie. W efekcie staje się przezroczyste. Wszak mało komu z nas przychodzi do głowy, że telewizja bez oporów może pokazywać coś złego – na przykład upokarzanie czy przymuszanie ludzi, uczestników jakiegoś programu, aby zrobili coś, czego nie chcą. Przykładem takiego programu jest „Top Model”.
Modelką być, czyli nagie sesje
W każdym sezonie „Top Model” pojawia się naga sesja zdjęciowa. Zawsze budzi to mniejsze lub większe kontrowersje, a co za tym idzie – generuje najwięcej wyświetleń, reakcji, komentarzy i przede wszystkim kliknięć w artykuły, które skrótowo opisują kolejne odcinki. Sesje są więc świetną szansą na zdobycie rozgłosu dla programu.
Do czasu wyemitowania w telewizji piątego odcinka ósmej edycji wokół żadnej z nagich sesji nie było takiej kontrowersji, jaką wzbudził Denis Chmielewski. Uczestnik show odmówił udziału w rozbieranej sesji, w efekcie czego został wyrzucony z programu. Zamysł był następujący: aspirujący do bycia modelem lub modelką mieli wykonać zdjęcia w konwencji królowych i królów śniegu. Scenografię stanowiły sople lodu, śnieg oraz lodowy blok, który stał na środku planu zdjęciowego. Uczestnicy mieli bogato zdobiony makijaż i dodatki: biżuterię, ogromne nakrycia głowy, kryształki imitujące śnieg umiejscowione głównie na twarzy, ale też na innych częściach ciała. Szlafrok, w który byli ubrani przed zrobieniem zdjęcia, zostawał z nich zdjęty, co odsłaniało nagie ciała. Wśród uczestników znalazła się para osób, które nie ukończyły osiemnastu lat i pozowały w bieliźnie.
Wyemitowane nagranie z sesji rozpoczęło się pokazaniem backstage’u, gdzie modele i modelki przygotowywali się do sesji. Nie brakowało łez, stresu oraz nieśmiałych uśmiechów nieco odważniejszych uczestników. Łatwo było zauważyć, że oprócz modeli za kulisami jest mnóstwo osób: kierownicy i obsługa planu, operatorzy, makijażyści, fryzjerki oraz niektórzy członkowie jury. Zdecydowano się też na nagranie tak zwanych setek z uczestnikami. W jednej z nich wypowiedział się Denis, główna postać tego odcinka: „Szczerze mówiąc, jako tako, się nie przejmuję, czuję się wyluzowany. Myślę, że może być inaczej, jak już stanę za tym kryształem” – mówił. Niczego jeszcze nieświadomy widz mógł go uznać za odważnego człowieka. Potem pokazano sesję Sandry Dorsz, którą okrzyknięto mianem drama queen. Najbardziej ze wszystkich pokazywała, jak stresuje się rozbieraną sesją. Na planie była również obecna topmodelka Kasia Struss, która zachęcała Sandrę do udziału w sesji, mówiąc: „Pamiętaj, że to ty wyznaczasz granice, co chcesz pokazać”. Otuchy dodawał też fotograf Robert Wolański: „Nikt cię nie poprosi o nie wiadomo co”, „Zrób to, na co ci pozwala wrażliwość”.
Okazało się to niezbyt pomocne dla Sandry. W trakcie kolejnych zdjęć usłyszała, że w jej oczach widać strach, a przecież, cytując Michała Piroga: „Wie, że takie sesje mamy w programie”; Piróg dodał następnie, że strach „sama uroiła sobie w głowie”. Gwoździem programu były jednak przebitki między kolejnymi scenami, w których pojawia się Denis. Widać na nich, że dzieli się swoim niepokojem z innymi uczestnikami. W czterdziestej drugiej minucie odcinka mówi: „Ogólnie to zastanawiałem się, czy ja tego chcę, czy nie. To nie chodzi tylko o to, że pisiora wywalę czy coś tam. Mnie bardziej chodzi o stronę moralną”. Zaraz jednak dodaje: „W sumie dla kogo ja tutaj jestem? Dla siebie!”. W puszczonych potem setkach uczestnicy mówią, że Denis mieszał się w wypowiedziach, ciągle zmieniał zdanie, sam nie widział, czego chce. Można więc powiedzieć, że zastanawiał się nad konsekwencjami sesji: „Mam młodsze kuzynki, ludzi, którzy to będą oglądać, przyjaciele, chłopaki z ulicy – jakoś mi to nie odpowiada”. Kiedy finalnie wszedł na plan zdjęciowy, dumnie oznajmił: „Powiem wam szczerze, nago nie będę tutaj pozował”. Piróg skrzywił się, patrząc znacząco na pozostałą część ekipy. „To jest twój wybór, oczywiście. Tak jak możesz mieć zlecenie i go nie przyjąć. Tylko wiesz zazwyczaj, jak to się skończy” – oznajmił po chwili. Chmielewski okazał się jednak niewzruszony. Kierując się w stronę wyjścia, dodał: „Mam respekt dla każdego, który tam wejdzie […] i jest w stanie pokazać się nago przed ludźmi. Dla mnie moralnie to leży gdzie indziej. Co tu dużo mówić – każdy ma swoją historię i swoje wybory”.
Zachowanie Denisa komentowano słowami, które można sparafrazować następująco: „Przecież wiedział, że w programie jest taka sesja”. Powtarzali to w setkach Piróg oraz kolejno różni uczestnicy i uczestniczki, co jednoznacznie ukazało stosunek twórców programu do podejmowania własnych decyzji i trzymania się własnych zasad. Mówiono też, że Denis zajął miejsce komuś, kto mógłby w programie pokazać więcej niż on. Magda Karwacka, uczestniczka, dodała zaskoczona: „Rozumiem, jakby dziewczyna stwierdziła nagle, że się wstydzi, bo to jednak bardziej, tak mi się wydaje, jest krępujące dla kobiety… Ale chłopak?”. Później pokazano też, że z Denisem chciała porozmawiać Joanna Krupa: „Tutaj nie chodzi o nagą sesję, tylko o zadanie. To jest jedno z nich. A tak naprawdę nie widać nic podczas tej sesji. Możesz się schować za tym «statue», pokazać tylko górę i tę piękną twarz. Przychodzisz ze szlafrokiem, możesz się ustawić i dopiero Michał od ciebie weźmie ten szlafrok, i nie będą musieli nawet tego «blurry» robić”. Denis odpowiedział: „Nie robię rzeczy, których nie czuję. Jest to superprogram, superszansa, bardzo mi szkoda, ale jednak muszę powiedzieć «nie»”.
Podczas „panelu”, czyli momentu kulminacyjnego w „Top Model”, nie obyło się bez słów krytyki skierowanych do Denisa. Dawid Woliński zarzucił mu, że zachował się nie fair wobec innych uczestników, że postawił się ponad innych: skoro mógł wybrać, to znaczy, że zabrał możliwość wyboru innym. Denis opuścił program, zgodnie z tradycją przytulił Krupę, a ta pożegnała go słowami: „To, co ty narobiłeś, to jeszcze w «Top Model» nie było!”.
Wykonać zadanie
Temat nagich sesji w „Top Model” podjęła Paulina Wilkiewicz, która ma doświadczenie w modelingu – pracowała na kontrakcie między innymi w Turcji czy Indiach. Obecnie przebywa na Bali, skąd nagrywa szczegółowe analizy kolejnych sezonów i odcinków modowego show. Chętnie dzieli się doświadczeniem, opowiada anegdoty zza kulis oraz podejmuje dyskusję z widzami. Jej zdaniem „ciało to narzędzie pracy, trzeba je akceptować, dbać o nie, umieć je wykorzystywać”, jednak otwarcie mówi, że w „Top Model” nie powinno się zmuszać ludzi do tego, aby pokazywali się nago. Jury show często powtarza, że naga sesja to świetny moment na przełamanie kompleksów, wyjście ze strefy komfortu. Tymczasem w jednym ze swych filmów Paulina Wilkiewicz mówi: „Nieśmiała osoba przełamuje swoją nieśmiałość, idzie do programu, który ogląda 1,8 miliona osób, wykonuje bardzo duże kroki i nagle ktoś każe jej się rozebrać. I nawet jeżeli ta osoba się rozbierze, jeżeli robi to wbrew sobie, tylko dlatego, że jest do tego przymuszona, to nie wydaje mi się, że to będzie miało dobry wpływ na psychikę tej osoby”. Kobieta zaprzecza stwierdzeniom, że w karierze modela czy modelki trzeba godzić się na rozbierane sesje. Wskazuje rynek indyjski jako jeden z bardziej rygorystycznych w tej kwestii, tam nie ma szans na nagość. Zwraca też uwagę na ważną kwestię – montaż. W programie nie są pokazane wyjaśnienia, które powinni otrzymać uczestnicy, czyli dokładny opis sesji, taki, aby wiedzieli, jak dokładnie ich nagość będzie wykorzystana.
Jeśli ktoś nie zgadza się pokazać nago, odpada z programu, i co więcej, jego narracja wyraźnie sugeruje, jakoby dla podejmujących takie decyzje ludzi nie było miejsca w modelingu czy ogólnie pojętym show biznesie. Masz robić to, co ci każemy. Dodatkowo obwinimy cię o to, że jesteś niezdecydowany i zabierasz miejsce innym, tym, wykonującym „zadania” bez mrugnięcia okiem. To ciekawe, jak dylemat moralny i – z braku lepszej nazwy – cielesny zostaje przez Joannę Krupę zamieniony na „zadanie” czy również modne dzisiaj „wyzwanie”. Zmiana języka to jednak zmiana rzeczywistości. Nie złamałeś się, po prostu wykonywałeś zadania, wszystko w porządku, jesteś moralnie czysty. Przecież to tylko rozrywka.
Joanna Krupa uchodzi za najsympatyczniejszą jurorkę programu. Zawsze wspiera uczestników i uczestniczki, pomaga rozwiązywać ich spory, a także podpowiada, jak wykonać odpowiednie pozy podczas sesji. Stanowi dla nich wzór, przez co liczą się z jej zdaniem. Dlaczego więc ulubiona jurorka nie reaguje na obrzydliwe komentarze kolegów z planu? Być może wynika to stąd, że nagość oraz możliwość zarabiania na jej ukazywaniu nie stanowi dla Krupy problemu. I pewnie nie ma w tym nic złego, dopóki nie jest się do niczego zmuszanym. W programie wyraźnie widać, że niektórzy uczestnicy i uczestniczki są zawstydzeni i nie czują się komfortowo z zadaniem, jakie mają wykonać. Wielu z nich mówi wprost: „nie chcę tego robić” czy „nie zrobię tego”. Co w takiej sytuacji robi Krupa? Grozi, że jeśli się nie zgodzą, nie mają czego szukać w świecie modelingu. Ich prywatność, cielesność oraz kompleksy są stawiane na szali wraz z możliwością zrobienia kariery. A to przecież chęć zaistnienia w branży skłoniła ich do udziału w programie.
Można się jedynie domyślać, z czego wynika zachowanie jurorki. Kiedy pojawiła się w polskim show-biznesie, pisano o niej, że zasłynęła w programie „Girls Gone Wild”, rozpinając rozporek przed Snoop Doggiem. Nie można jednak zbyt radykalnie oceniać takich występów. Problem nie tkwi w tym, że Krupa zaczynała karierę w ten czy inny sposób, tylko w tym, że patrzy na uczestniczki i uczestników przez swój pryzmat. Jedną z wielu dostępnych dróg do kariery przedstawia jako jedyną. Trzeba też pamiętać, że zanim program pojawi się na antenie, przechodzi przez ręce montażystów i producentów. Dlaczego żaden z nich nie widział problemu w komentarzach jurorów? Dlaczego upokarzanie wciąż jest tak chętnie oglądane i przyciąga tyle kliknięć?
„Top Model”, czyli przyzwyczajaj się, dziewczyno
Inauguracyjny odcinek pierwszego sezonu „Top Model” rozpoczął się tradycyjnie castingiem do programu. Jako pierwsza na wybiegu pojawiła się Sonia Wesołowska. Dawid Woliński skwitował jej ubiór słowami: „Widzę potencjał, ale troszeczkę za dużo gadżetów dała, zrobiła z siebie taką karczmareczkę, bawarski dekolcik”. Wyraźnie podekscytowana Joanna Krupa dodała: „Przyznaj, od razu chcesz ją rozebrać”, co znany projektant potwierdził. Osobowość uczestniczki zeszła na drugi plan. Zwróćmy uwagę, że jurorzy mówili o niej w trzeciej osobie, choć ciągle stała naprzeciwko nich. Sonia uśmiechała się do kamery i celebrytów, jednak karuzela śmiechu wciąż się nakręcała. „Widzę, że nad pośladkami to byś mogła mocno popracować”, „Wiesz, że jesteś też pulchna jak na modelkę”, „Jest jak taki bąbelek” czy „Taka młoda i cellulit” – to tylko część z wielu komentarzy, których musiała słuchać uczestniczka. W końcu jury zleciło zadanie. Miała polać się wodą ze szklanki w jak najbardziej seksowny sposób. „Chcę zobaczyć, jak wyglądasz na mokro” – krzyczał Marcin Tyszka, a kiedy Sonia ukończyła zadanie, skwitował: „Nie wiem, czy ma jaja, ale na pewno ma ładne bąbelki”.
Sprawa kobiecych biustów to często poruszany temat podczas castingów. W tym samym odcinku na wybiegu pojawiła się czarnoskóra Elizabeth Bourbon, która wpisywała się w kanon modelki plus size. „Jestem strasznie ciekaw, co ty masz pod tą sukienką” – zagaił Tyszka, na co zapytana odparła: „Słuchaj no, dzisiaj zapomniałam stanika, chciałam jakoś tak natural”. Fotograf szybko zauważył, że uczestniczka jest skłonna do prowokacji, zatem bez namysłu zapytał: „A mogę pomacać?”, co oczywiście później uczynił. Warto wspomnieć też o drugim jurorze, który chętnie dotyka piersi obcych kobiet. Dawid Woliński w 2011 roku chciał sprawdzić, czy Angelika Fajcht na pewno nie poddała się operacji powiększenia biustu. Podszedł do uczestniczki i w najbardziej prymitywny sposób złapał ją za piersi.
„To jest program o tym, co może spotkać modelkę w prawdziwym świecie show biznesu” – powiedział później Woliński. „Zastosowaliśmy prowokację, by pokazać, że wielokrotnie jeszcze zetkną się w tej branży z próbą naruszenia ich granic. I nie chodzi o to, żeby były gotowe na wszystko, ale żeby pokazały, jak sobie z taką sytuacją radzą. Kiedy podchodziłem do Angeliki, liczyłem się z każdą reakcją z jej strony. Także z tym, że dostanę w pysk” – wyjaśniał w rozmowie z portalem Styl.pl. Projektant założył, że osoba nieobeznana ze światem mediów, zestresowana, z marzeniami o karierze, w otoczeniu znanych ludzi, którzy mają ją ocenić, zachowa się tak, jak zachowałaby się w zupełnie innych okolicznościach. Można uczyć asertywności i sprzeciwu w zupełnie inny sposób. Tłumaczenie Wolińskiego dobitnie zaś pokazuje, że milcząc, akceptuje się takie, a nie inne traktowanie modelek, które same muszą sobie radzić z napastowaniem. Ponadto gdyby zareagowała agresją na jego agresję, prawdopodobnie zostałaby pokazana jako nienadająca się do tego zawodu, zbyt miękka dziewczyna, przeczulona na punkcie swojego ciała, które jest narzędziem jej pracy. Jest tysiąc na jej miejsce. A on chciał dobrze, chciał wręcz ocalić ją przed złym światem.
Łapanie kogoś za biust bez wyraźnej zgody czy zmuszanie do rozbierania się to nic innego jak molestowanie seksualne. Zarówno Woliński, jak i Tyszka zachowali się właśnie w taki sposób. Zgodnie ze słownikową definicją molestowanie to w końcu „nawiązywanie z kimś kontaktu o charakterze seksualnym wbrew jego woli”. Nie dotyczy to jedynie faktycznego kontaktu cielesnego, ale uwzględnia również naprzykrzanie się, erotyczne aluzje i żarty, dwuznaczne gesty, a także komentarze dotyczące wyglądu i ubioru. O jurorach fatalnie świadczy też fakt, że robią to pod osłoną przyuczenia do zawodu czy pokazywania młodym dziewczynom tego, jak rzekomo działa świat. Wykorzystują swoje zasoby i pozycję, aby te przemocowe zasady propagować. Nie podważają ich, bezkrytycznie je przyjmują, a co gorsza, wykorzystują do tego, żeby program był bardziej pikantny. Przecież nic nie zwiększy zasięgów lepiej niż skandale i kontrowersje. Czy tłumaczenie Dawida Wolińskiego nie jest łudząco podobne do reakcji na zachowanie Denisa i do wyjaśnień składanych przez reprezentantów szkoły filmowej?
Adoptować czy bzyknąć?
W szóstym odcinku dziewiątej serii „Top Model” gościem specjalnym była Patrycja Markowska (można by zapytać, co ma wspólnego wokalistka z profesjonalnym modelingiem, lecz to pytanie pozostaje bez odpowiedzi nawet po obejrzeniu odcinka). Towarzyszyła uczestnikom podczas sesji, podczas panelu zaś miała ocenić rezultaty ich działań. Temat sesji eliminacyjnej stanowiły zdjęcia na rusztowaniu, a głównym wyzwaniem dla modeli i modelek było zmierzenie się z lękiem wysokości. Skomplikowane, długie i ciężkie kreacje nie ułatwiały im pracy. Trudno stwierdzić, jak Markowska miała oceniać modeli – mogła jedynie określić, czy dane zdjęcie jej się podoba, czy nie. Kiedy na panelowym wybiegu pojawił się Ernest Morawski, Markowska od razu się ożywiła. Gdy wyświetlono jego zdjęcie, oznajmiła: „Ty masz taki dar, jak głos dostała Tina Turner albo Adele, że po prostu wychodzisz na zdjęciach jak facet. Jak się z tobą rozmawia, to wiesz, bardziej bym cię adoptowała niż bzyknęła”. Po czym się roześmiała, śmiali się również jurorzy. Jedyną osobą, która zachowała powagę, był Ernest. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, on sam jednak nie zareagował na komentarz w żaden sposób.
Lawina komentarzy wylała się za to w sieci, by zacytować tylko kilka z nich: „A teraz się zastanówcie – gdyby stary obleśny dziad rzucił takim tekstem do 20-letniej dziewczyny, czy dalej byłby to taki super żart. Uwaga, seksizm w stronę mężczyzn też istnieje”. „Absolutny brak klasy. Przegięła, powinna przeprosić, bo przesadziła […]. Nie, to był po prostu chamski i seksistowski tekst w stronę chłopaka, którego prawie nie zna”. „To nie tylko jest seksizm, ale również jawne molestowanie. Jak można mówić obcej osobie, że by się ją bzyknęło. Ja byłabym przerażona. […] Nie róbmy podwójnych standardów, nikt nie powinien czegoś takiego mówić!”. Markowska broniła się: „Myślę, że różne rzeczy rozgrzewają internet” – mówiła. „To był żart po prostu, ale kogoś to dotknęło?” – pytała zdziwiona w wywiadzie. „Ja bym nie wrzucała do jednego wora, bycie seksistowskim to poważny zarzut. Na świecie się dzieje naprawdę dużo okropnych rzeczy. Będąc w programie rozrywkowym, spędziłam tam dwa dni. To jest jakiś mój pikantny komentarz, który został wyłapany, bo takich się szuka, bo to nakręca «klikalność». Proszę nie traktować tego serio, nigdy nie miałam złych intencji” – kończyła Markowska. „To jest program rozrywkowy, zażartowałam” – wyjaśniała swój komentarz.
Twardym być…
Medioznawca Michał Rydlewski uważa, że w wielu programach telewizyjnych przedstawia się nam reguły i wzory, jakimi mamy kierować się w społeczeństwie, jeśli chcemy odnieść sukces, zarówno życiowy, jak i zawodowy. Uczą tego często jurorzy, którzy uważają, że muszą być bezwzględni względem uczestników, bo „świat to dżungla”, a ci muszą nauczyć się w niej funkcjonować. Część programów to wykład tego, kim i jakim być, a także jak się tym kimś stać i w jaki sposób się zachowywać. Obraz świata-dżungli jest w nich zazwyczaj naturalizowany za pomocą haseł: „Taki jest świat”, „Taka jest nasza ludzka natura”, „Takie jest życie” (a w przypadku szkoły filmowej ktoś mógłby rzec: „Taki jest ten zawód”). „Wszystko to”, twierdzi Rydlewski, „odbywa się pod płaszczykiem troski jurorów o uczestnika, czasami zapewne szczerej, co tylko dowodzi ich nierefleksyjnego uwikłania w spektakl, w którym uczestniczą. Jurorzy martwią się, że uczestnik nie jest urodzonym przywódcą, zwycięzcą, który po trupach, nie licząc się z innymi, potrafi osiągać swoje cele. Bo przecież tylko idąc po trupach, można osiągnąć ten sukces, więc im mniej liczysz się z innymi, tym lepiej. Zwycięzca bierze wszystko, przegrani się nie liczą, gdyż zasłużyli na swój los. Zupełnie zapomina się o idei współpracy czy wrażliwości na uczucia innych biorących udział w wyścigu, gdyż to naraża na zarzut niewybaczalny – zarzut słabości”.
Ta słabość może być zarzutem względem osób takich jak Denis Chmielewski, który – w myśl opisanej przez Rydlewskiego logiki – okazał się za delikatny, zbyt wstydliwy, za mało zdeterminowany, nie podołał „zadaniu”. A przecież jego opór można rozumieć zupełnie inaczej. Denis rozpoznał, gdzie są jego granice, i nie pozwolił nikomu ich przekroczyć, choć wiązało się to dla niego z istotnymi konsekwencjami – odpadł z programu. Umiejętność skutecznego rozpoznania i obrony własnych granic to wyraz dojrzałości emocjonalnej i siły, a nie słabości i nieumiejętności „wyjścia ze strefy komfortu”. Ten sam język można zastosować do opisu młodych aktorów, którzy są „zbyt delikatni”, „mają jakieś kompleksy”, „nie są zbyt zdeterminowani”, „są zbyt miękcy na ten zawód”. Retoryka słabości jest świetnym narzędziem do utrzymywania relacji władzy ze studentami szkoły filmowej oraz uczestnikami programów telewizyjnych. Te ostatnie kształtują wzorce, a co za tym idzie, również normy społeczne. Ukazywane relacje i bezkarne wykorzystanie władzy wpływają również na odbiorców programów – wszystko rzekomo w trosce o ludzi.
Niemniej już najwyższy czas, by pokazać, że tak jak skończyła się wojskowa fala, tak też powinny się zakończyć przemocowe i seksistowskie praktyki „wychowawcze”. Ponadto przyzwolenie na takie metody uczenia oraz socjalizowania do danego zawodu może być wręcz zachętą do przekraczania granic. Nawet jeśli przyjmiemy założenie, że jurorzy lub nauczyciele myślą o dobru adeptek i adeptów i chcą ich nauczyć zasad rządzących światem aktorstwa czy modelingu, to mogą wyrządzić im poważną krzywdę. Szkoda też, że nie wykorzystują swojej pozycji, by te zasady zmieniać. Relacje władzy splecione ze sławą, wpływami, widzialnością i pieniędzmi mogą dawać poczucie, że wszystko można. Nie można.