fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Bóg jest na ziemi – i tylko tu

Z punktu widzenia osób kierujących swoją wiarę ku ziemi odpowiedzią na Holocaust nie jest zamykający oczy i znoszący zło Bóg w niebie.

Ilustr.: Kuba Mazurkiewicz

Większość osób, które uważają się za religijne, adresuje swą wiarę do Boga nieznanego, lecz przecież bliskiego – czy to w obrazie, czy to w słowie. Różnice między poszczególnymi religiami są oczywiście znaczne. Weźmy judaizm i chrześcijaństwo. Jak pisze Krzysztof Dorosz, „perspektywa chrześcijańska jest po prostu inna, skierowana bardziej ku niebiosom niż ku ziemi, skoncentrowana na Jezusie Bogu, nie na Jezusie Człowieku”.
Taki obraz Boga usytuowany w niebie daje nam pewne ramy, w których łatwiej funkcjonować, łatwiej zaakceptować i znosić nasz niepewny los na ziemi. To właśnie niepewność naszego bytu, ze wszystkimi możliwymi ludzkimi tragediami w tle, pcha dużą część z nas ku wierzeniom religijnym, które – wbrew postulatowi całkowitej inności Boga – starają się konstruować i przekazywać spójny Jego wizerunek. Nadaje on naszej niepewności i naszym cierpieniom sens, którego nie musimy przenikać tu i teraz, czując, że prawdopodobnie zrozumiemy to wszystko dopiero po śmierci. „Niezbadane są Jego wyroki i nie do wyśledzenia Jego drogi”, mówi Pismo (Rz 11,33). W duchu tego wersetu przyjmujemy, że istnieją rzeczy, których pojąć nie jesteśmy w stanie, w każdym razie nie tutaj, nie teraz. Które leżą poza zasięgiem nie tylko naszego zrozumienia, ale i naszej sprawczości.
Jak trafnie brzmią słowa przypisywane inspirującemu wciąż chrześcijan Markowi Aureliuszowi: „Boże, daj mi cierpliwość, bym po­godził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to, co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego”.
Być może jednym z najbardziej drastycznych przykładów niezrozumiałego jest Holocaust. Jego jednokrotność i wyjątkowość polegała na tym, że niemieccy naziści mordowali Żydów i Romów nie ze względów politycznych czy militarnych, lecz dlatego, że byli ludźmi o określonej tożsamości religijnej, czy też religijno-etnicznej. Dlatego też mordowano nie tylko mężczyzn, ale i kobiety; starców i małe dzieci. Systematycznie i bez wyjątków. Jak dotąd, religie instytucjonalne nie były w stanie udzielić zadowalającej odpowiedzi na pytanie o to, jak to możliwe, że istniejący Bóg do czegoś takiego dopuścił. Znamienne dla naszych rozważań o umieszczaniu wiary w Boga w niebie, nie zaś pomiędzy ludźmi, są słowa, które papież Benedykt XVI wygłosił podczas swej wizyty w Oświęcimiu w 2006 roku:
W tym miejscu słowa zawodzą, tutaj może zaistnieć tylko wstrząsające milczenie – milczenie, które jest wewnętrznym krzykiem skierowanym do Boga: „Dlaczego milczałeś? Jak mogłeś to wszystko znosić?”. […] Ileż pytań nasuwa się w tym miejscu! I zawsze powraca to jedno: Gdzie był Bóg w tamtych dniach? Dlaczego milczał? Jak mógł znosić ten bezmiar zagłady, ten triumf zła? […] Nie jesteśmy w stanie przejrzeć tajemnicy Boga – widzimy zaledwie fragmenty i mylimy się, jeśli chcemy siebie uczynić sędziami Boga i historii. Wówczas nie bronilibyśmy człowieka, ale przyczynilibyśmy się do jego zagłady. Nie – ostatecznie musimy pozostać przy pokornym, lecz usilnym krzyku do Boga: „Zbudź się! Nie zapomnij swego stworzenia, jakim jest człowiek!”. […] Wołamy do Boga, aby doprowadził ludzi do przekonania, że przemoc nie prowadzi do pokoju, lecz ponownie wywołuje przemoc.
Papież nie szuka przyczyn zbrodni Holocaustu w psychologii człowieka i grupy, w uwikłaniach politycznych, w nacjonalizmie i głęboko zakorzenionym antysemityzmie, w dynamice władzy totalitarnej. Słowa Benedykta modelowo przedstawiają postawę człowieka wierzącego, wystrzeliwującego swoją wiarę poza obręb ziemi. Człowiek taki pyta Boga, jak mógł do tego dopuścić, nie pyta zaś o to samego siebie ani swoich przodków. Dramat wynikający z wiary w dobrego Boga, który dopuszcza to, co najstraszniejsze, przekreśla się, lokując rozwiązanie za Jego plecami, za które nie możemy zajrzeć.
W moim przekonaniu taka strategia jest nie tylko tragedią religii chrześcijańskiej, która pozbawia człowieka jego podmiotowości i odpowiedzialności, ale również tragedią społeczeństw, dla których wyobraźnia religijna stanowi podstawę działania. Taka wiara wyrzuca najstraszniejsze czyny ludzkie, za które sami w pełni odpowiadamy, poza granicę możliwości ich zrozumienia, jednocześnie „obarczając” nimi Boga.
Możemy jednak przyjąć również inną perspektywę, wcale niewykluczającą wiary w Boga, ale ją uzupełniającą i przesuwającą punkt ciężkości tej wiary na życie ziemskie. W tej perspektywie Bóg wydaje się bardziej zrozumiały, bardziej uchwytny, ponieważ jeśli istnieje, to wśród nas i przez nas, kiedy w swoim działaniu realizujemy zasady etyczne, choćby na podstawie imperatywu kategorycznego Immanuela Kanta: „Postępuj zawsze według takiej maksymy, przez którą możesz zarazem chcieć, by stała się ona podstawą powszechnego prawodawstwa”. Nie możemy wówczas wołać do Boga: „Gdzie byłeś?!”. Możemy tylko pytać siebie samych: „Dlaczego nie byliśmy?”.
Taka wiara jest pozornie łatwiejsza, ponieważ znacznie zmniejsza liczbę spraw dla nas niezrozumiałych, a zarazem czyni nas bardziej podmiotowymi. Z punktu widzenia wielu ateistów fakt Holocaustu jako „skandal zła jest – jak pisze Karol Tarnowski – zarazem najsilniejszym argumentem przeciwko istnieniu Boga”.
Z punktu widzenia osób kierujących swoją wiarę ku ziemi odpowiedzią na Holocaust nie jest zamykający oczy i znoszący zło Bóg w niebie. To nie Bóg nas wówczas opuścił, lecz my opuściliśmy Boga. Taka perspektywa niesie ze sobą ciężar odpowiedzialności, czy to dla poszczególnych osób, które mordowały lub były biernymi świadkami mordu, czy to dla instytucji takich jak Kościoły chrześcijańskie, które w trakcie drugiej wojny światowej nie stanęły na pierwszej linii frontu w obronie mordowanych. Ciężar odpowiedzialności dotyczy jednak nas wszystkich, zmuszonych do odpowiedzi na pytanie o to, czy sami się dziś przeciwstawiamy, czy przeciwstawilibyśmy się wówczas, czy może naszym życiem ponownie i pośrednio przyczyniamy się do siania ziaren tego, co przekształcić może się w postać „ekstremalnego zła”, jak Holocaust nazywała Hannah Arendt.
W innej jednak perspektywie wiara skierowana ku ziemi i między ludzi jest trudniejsza, ponieważ wymaga czynnego realizowania przez nas zasad, poprzez które już tutaj – w tym strasznym i pięknym miejscu – pragniemy osiągnąć konkretne „rezultaty”. Pisał słusznie Maciej Gajka (pseudonim Jacka Kuronia): „Można żyć po chrześcijańsku etsi Deus non daretur (jak gdyby Boga nie było), a być może tylko z taką świadomością żyje się po chrześcijańsku”. Takie podejście stanowi fundamentalny test dla nas wszystkich, którzy czyny ziemskie uwarunkowują przekonaniem, że istnieje życie pozaziemskie, które stanowić ma wynagrodzenie za to, cośmy tutaj uczynili i przecierpieli. Tylko pod warunkiem, że nasze przekonania i uczynki przejdą tę próbę, mówić możemy o prawdziwej bezinteresowności czynnego miłosierdzia i zobowiązania moralnego.
Bliski mi człowiek kilka lat temu zaangażował się w mozolną i cierpliwą pomoc młodszemu koledze, który zmagał się z uzależnieniem od alkoholu. Gdy ten już przez dłuższy czas nie pił, ale nadal odczuwał mocny pociąg i zagrożenie nawrotu, przyszedł do mojego bliskiego i zapytał: „Czy mogę znów do ciebie przyjść, gdy będę się czuł słaby i zagrożony?”. Oczywiście mógł. Ale nie to chcę tutaj podkreślić. Gdy mój bliski mi o tym opowiadał, widziałem w jego oczach łzy. Nie były to jednak zwykłe łzy wzruszenia. Za każdym razem, kiedy myślę o tej rozmowie, przypominam sobie tę więź, którą stworzył, stworzyli, i którą ja dziś utożsamiam z urzeczywistnieniem Boga na ziemi. Bo czy byłoby można wołać do Boga: „Gdzie byłeś?”, gdyby ten człowiek zmagający się z alkoholizmem upadł, ponieważ zabrakłoby drugiego, który by mu pomógł? Nie chodzi tu o porównywanie czegokolwiek z Holocaustem. Holocaustu nie da się z niczym porównać. Chodzi o zasadę odpowiedzialności za nasze czyny i zaniechania. Odpowiedzialność za jedne i drugie spoczywa wyłącznie na nas.
Kant, który nie wykluczał istnienia Boga, ale ostro krytykował religie i ich moralnie bezużyteczny kult, nakreślił ciekawą perspektywę nadziei, którą może przyjąć człowiek postępujący w swym życiu według wskazań prawa moralnego, pozbawiony jednak wizji nagrody czekającej go w niebiosach. Jeżeli takiego człowieka, pisze Kant, „nawet po tym życiu czeka inne życie, to w zmienionych warunkach będzie zapewne dalej postępował zgodnie z tym pryncypium, nieustannie przybliżając się do nieosiągalnego być może celu – doskonałości”.
Mając taką nadzieję, wcale nie musimy jednak wierzyć w istnienie Boga, jak postulował to choćby Blaise Pascal w swym słynnym zakładzie. Bo usposobienie moralne i za nim idące czyny – już tutaj, na ziemi – są same w sobie wystarczającym wyrazem wiary.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×