fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Blokowanie dróg jest ok, ale co wy na to, żeby sabotować SUV-y?

Drobny sabotaż luksusowych źródeł emisji – na przykład spuszczanie powietrza z opon SUV-ów – byłby skuteczną, alternatywną formą protestu dla aktywistek klimatycznych. W ten sposób akcentowałyby klasowy wymiar walki z katastrofą klimatyczną i mogłyby łatwiej pozyskać sojuszników.
Blokowanie dróg jest ok, ale co wy na to, żeby sabotować SUV-y?
ilustr.: Małgorzata Rumińska

Ponad trzy miesiące temu Ostatnie Pokolenie, czerpiąc ze wzorców i taktyki ruchu klimatycznego na Zachodzie, z impetem wdarło się do głównego nurtu debaty politycznej w Polsce. Niewątpliwą zasługą aktywistek, które w ostatnim czasie przystąpiły do nowej fali obywatelskiego oporu, jest uporczywe nagłaśnianie konieczności walki z katastrofą klimatyczną i uświadamianie społeczeństwu, jak desperacko potrzebujemy finansowania narzędzi niezbędnych do tej walki. Aktywiści nie powinni jednak tracić z oczu strategicznych celów ruchu klimatycznego, takich jak budowa szerokiego poparcia dla swoich działań, i w przemyślany sposób wybierać cele swoich akcji. Jak słusznie (choć przypuszczalnie wbrew swoim szczerym intencjom) przypomniał w ostatnich dniach publicysta jednego z ogólnopolskich dzienników, takim celem mogą być luksusowe źródła emisji, czyli na przykład rozpychające się po ulicach miast i miasteczek SUV-y.

Akcje Ostatniego Pokolenia niewątpliwie wnoszą powiew świeżości do polskiego aktywizmu klimatycznego, przygaszonego – podobnie jak w całej Europie – po pandemii Covid-19. Zaczęło się od haseł rzucanych ze sceny Filharmonii Narodowej i performansu pod pomnikiem Warszawskiej Syrenki. Następnie aktywistki i aktywiści wystosowali publicznie ultimatum wobec rządu, sprowadzające się do dwóch postulatów: zwiększenia inwestycji w transport publiczny i wprowadzenie biletu miesięcznego na transport regionalny w cenie 50 złotych.

Niezastosowanie się do ultimatum miało doprowadzić do szerokiej akcji nieposłuszeństwa obywatelskiego, do której przystąpiono po tym, kiedy rząd nie odniósł się zgłoszonych postulatów. Blokady kolejnych mostów i ulic w Warszawie czy wtargnięcie na tor wyścigów konnych na Służewcu odbijały się echem w mediach. Reakcyjny komentariat huczał od oskarżeń o ekoterroryzm i piał z zachwytu nad brutalizującymi aktywistki policjantami i dołączającymi do nich zniecierpliwionymi kierowcami.

Utyskiwania na niedogodności powodowane przez działania Ostatniego Pokolenie najlepiej podsumowuje mem z zalaną drogą szybkiego ruchu podczas ostatnich powodzi w Dubaju z dopiskiem „Ależ wkurzający ci aktywiści klimatyczni”. Z całą pewnością wywołane globalnym ociepleniem gwałtowne zjawiska przyrodnicze, takie jak powodzie, które dotknęły petrostolicę świata, będą blokować drogi również w Polsce. I to zdecydowanie na dłużej, niż są to w stanie zrobić aktywistki i aktywiści.

Nie twórzmy wrogów, szukajmy sojuszników

Jednocześnie dyskusja spychana jest z dala od kluczowych pytań: jakimi metodami najszybciej zapobiegać katastrofie, jak zredukować emisje gazów cieplarnianych i skąd wziąć pieniądze na transport publiczny i transformację energetyczną. Zamiast tego koncentruje się wokół rozważań na temat metod, jakimi o takie polityki publiczne można i należy walczyć. Jest to element szerszej dyskursywnej walki oraz próby kompromitacji ruchu klimatycznego i poróżnienia go z jego potencjalnymi sojuszniczkami. Krew w tych tematach już dawno temu zwęszyła polska skrajna i proputinowska prawica, od dawna infiltrująca związki zawodowe górnictwa węglowego w Polsce, a od pewnego czasu także protesty rolnicze.

Znakomita część debaty wokół akcji Ostatniego Pokolenia zdaje się podążać kolejny raz tymi samymi, przetartymi ścieżkami i przeciwstawiać „zwykłych Polaków, chcących dojechać samochodem do pracy” „odklejonym elitom/dzieciakom, które zamiast siedzieć w pracy, siedzą na asfalcie”. Taka łatka stanowi ogromne zagrożenie dla ruchu klimatycznego, a nieprzemyślane akcje podejmowane przez aktywistów klimatycznych w innych krajach dały świadectwo tego, jak łatwo jest zniechęcić szeroką opinię publiczną do postulatów leżących w społecznym interesie.

Przykład takiego działania podaje Andreas Malm w swojej głośno dyskutowanej książce „How to Blow Up a Pipeline”. Malm, zwolennik radykalizacji ruchu klimatycznego oraz destrukcji mienia i sabotażu jako strategii walki z paliwami kopalnymi, opisuje w niej masowe protesty klimatyczne, które w 2019 roku odbyły się w Londynie. W trakcie jednej z akcji rozgorączkowani aktywiści wdrapali się na wagonik metra, blokując jego ruch. Rozwścieczeni ludzie niemogący dojechać do pracy podjęli próbę ściągnięcia aktywistów z dachu wagonika własnymi rękami, co skończyło się kopnięciem jednego z pasażerów w głowę. Kopiącym był biały mężczyzna, kopniętym mężczyzna czarny. Tym samym do niefortunnej formy protestu – zablokowania publicznego środka transportu wykorzystywanego w znakomitej części przez niebieskie kołnierzyki – doszedł kontekst rasowy, który położył się cieniem na wszystkich podejmowanych wówczas w metropolii protestach. Na domiar złego akcja broniona była później w mediach przez rzeczników przeprowadzającej ją organizacji.

Kluczowe pytania, jakie Malm stawia w swojej książce, brzmią następująco: w jaki sposób podejmować się skutecznych akcji społecznego oporu i w jaki sposób tłumaczyć je tak, aby zbierać dla nich jak najszersze poparcie. Swoją odpowiedź szwedzki autor buduje na argumencie, który z pewnością nie jest obcy polskim aktywistkom i aktywistom – ruch klimatyczny musi działać w zgodzie z zasadą sprawiedliwości klimatycznej, a co za tym idzie – rozpoznawać różne wymiary prowadzonej przez siebie walki, na przykład wymiar klasowy czy genderowy. Wszak za emisje gazów cieplarnianych nie odpowiadają w największej mierze ci najmniej uprzywilejowani, chociaż to często na nich skupiają się efekty zmiany klimatu oraz obciążenia polityki klimatycznej. Wręcz przeciwnie, badania pokazują, że średni ślad węglowy wynikający ze stylu życia osoby należącej do 1 procent najbogatszych na świecie to nawet 175 razy więcej niż odpowiednia średnia dla osób należących do dolnych 10 procent. Inne badania pokazują, że najbogatsze 0.54 procent ludzi emituje o 1/3 więcej niż najbiedniejsza połowa ludzkości.

Klasowy wymiar emisji

Dane te doskonale pokazują, że emisje to problem klasowy – i chociaż nie dla każdego równie łatwo można przeprowadzić podobną kalkulację (czy jeżeli latam samolotem raz w roku za granicę to dużo? A dwa razy w roku?), to kluczowe pozostaje to, że bogaci i uprzywilejowani emitują porażająco więcej gazów cieplarnianych niż biedni. W tym kontekście zasadne wydaje się pytanie, czy blokada drogi, która w równym stopniu dotyka matkę czwórki dzieci, która odbiera je autem ze szkoły , jak i wracającego od barbera SUV-em suto opłacanego redaktora ogólnopolskiej stacji radiowej, jest zasadna. Moja obawa jest taka, że dopóki ostrze walki z katastrofą klimatyczną wymierzone jest w zwykłego Polaka lub Polkę (lub jak na razie warszawiaka lub warszawiankę), dopóty ruch klimatyczny sam wytrąca sobie z ręki jeden z najważniejszych oręży – budowę szerszego społecznego poparcia dla własnych postulatów poprzez łączenie ich z pozostałymi frontami walki o sprawiedliwość społeczną. Łączeniem nie tylko na poziomie postulatów, ale także poprzez podejmowane akcje.

Autor How to Blow Up a Pipeline nie pozostawia czytelniczek z brakiem sugestii odnośnie działań, jakie można podejmować przy rozpoznaniu intersekcjonalności wyzwań związanych z katastrofą klimatyczną. Nalezą do nich akcje wymierzone w to, co autor, za Henrym Shue, amerykańskim filozofem zajmującym się tematem sprawiedliwości klimatycznej, określa jako emisje luksusowe. W odróżnieniu od emisji egzystencjalnych, te luksusowe wynikają nie z konieczności zapewnienia sobie przetrwania – reprodukcji w warunkach braku dogodnych alternatyw –  lecz z pragnienia, z którego rezygnacja nie doprowadziłaby w żaden sposób do pogorszenia się warunków życia jednostki.

Za przykład takich emisji z pewnością uznać można luksusowe jachty, prywatne odrzutowce czy SUV-y. Gdyby kierowcy SUV-ów stanowili naród – przypomina Malm – w 2018 roku byłby to 7 największy emitent CO2 na świecie spośród wszystkich państw. W 2023 roku, byłby to już piąty największy na świecie emitent – zaraz za Chinami, Stanami Zjednoczonymi, Indiami i Rosją. To między innymi emisje z takich źródeł – które w sposób nieuzasadniony przyczyniają się do katastrofy klimatycznej, tylko i wyłącznie dlatego że niektórzy postanawiają zainwestować w nie elementy swojej tożsamości, takie jak status bądź męskość – w pierwszej kolejności zwalczać powinny aktywistki i aktywiści klimatyczni.

Działania mające na celu drobny sabotaż luksusowych źródeł emisji – na przykład poprzez spuszczanie powietrza z opon SUV-ów (i pozostawianie stosownej informacji dla kierowcy, aby uniknąć niebezpieczeństwa na drodze) z pewnością są w zasięgu w ruchu klimatycznego. Nie tylko stoją one w zgodzie z klasowym wymiarem walki z katastrofą klimatyczną poprzez ukierunkowanie jej na grupy głównych emitentów. W dłuższej perspektywie dają one większą szansę na uniknięcie aresztowań i represji ze strony aparatu państwa, niż dotychczasowe dobrowolne oddawanie się w ręce policji (i ponoszeniem prawnych konsekwencji swojej walki). A represje i koszty walki mogą stać się coraz bardziej dotkliwe, co obrazuje coraz częstsza i bardziej surowa kryminalizacja pokojowych protestów w krajach Zachodnich. Jestem również przekonany, że alternatywne działania także wywołałby medialną burzę, być może większą niż akcje takie jak blokowanie dróg.

Złudzenie antropocenu

Jednym z największych oszustw wmawianych ludziom w kontekście katastrofy klimatycznej – a zarazem tematem najchętniej rozgrywanym przez apologetów gospodarki opartej na paliwach kopalnych – jest to, że wszyscy w równym stopniu odpowiadamy za zmianę klimatu. Na tym również skupia się krytyka pojęcia antropocenu, a więc proklamowanej przez niektórych epoki geologicznej, w której to działanie człowieka, w szczególności w obszarze klimatu, determinuje losy planety. Pojęcie to kamufluje rolę, jaką w katastrofie klimatycznej odgrywa system gospodarczy oparty na kopalinach. A także rażące dysproporcje między tym, w jaki sposób na klimat wpływają różni przedstawiciele naszego gatunku, przede wszystkim zaś główni beneficjenci obecnego systemu, akumulujący kapitał na niespotykaną dotychczas skalę kosztem wszystkich obecnych i przyszłych pokoleń oraz w najlepsze konsumujący emisje luksusowe.

Chociaż niewątpliwie wszyscy możemy próbować ograniczać nasze emisje, a każde z tych ograniczeń przyczynia się do obniżenia ilości gazów cieplarnianych gromadzących się w atmosferze, to zaadresowanie nierówności związanych z wpływem na klimat jest jedynym sposobem na budowę realnej, długofalowej politycznej strategii. A podejmowane przez aktywistów akcje i walka o uwagę mediów powinny te strategiczne cele uwzględniać, unikając tym samym błędów popełnianych przez zachodni ruch klimatyczny.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×