fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Bez Świąt czekałaby nas społeczna katastrofa

Świąteczna gorączka komercyjna sprawia, że widzimy jak na dłoni, jak chęć zysku powoduje nabudowanie kulturowych struktur kapitalistycznych na głębokich, ludzkich potrzebach, ugruntowanych i w biologii, i w duchowości. Zauważając to, można spróbować świętować inaczej.
Bez Świąt czekałaby nas społeczna katastrofa
ilustr.: Anna Libera

A jednak święta. Choć grudzień ledwie się zaczął. Tak zwane galerie oblężone do tego stopnia, że nie ma gdzie palca wcisnąć. O parkowaniu można zapomnieć. W sklepach i innych lokalach pobrzmiewa „Jingle Bells”, „Santa Claus Is Coming To Town” i „Walking in the Winter Wonderland”. Na dodatek jelonki świetlne oraz gnomy z ledowych żarówek.

Życie przeniosło się do sklepów. W niektórych sklepach święta trwają już od października, ale dopiero grudzień wieńczy dzieło. Polskie domy przed wigilią przechodzą w stan anabiozy, czyli życia utajonego. W oknach rzadko widać dekoracje świąteczne. Neorokokowe, nowobogackie sedesy ze złotą świecą na paradnych ulicach Warszawy, konwencjonalne korposzlaczki – na supermarketach. W Szczecinie postawiono świecący statek. Ale mieszkania ciemne.

W galeriach i na ulicach szaleństwo, ruch osiąga apogeum. W Warszawie między 11 a 17 grudnia z miejsca do miejsca jedziemy o 18 procent dłużej niż w tych samych dniach listopada. Wpadliśmy w gorączkę, jakby opętał nas duch Bożego Narodzenia, nie wiadomo, czy bardziej dobroduszny, czy złowrogi.

W sklepie z zabawkami miś wysokości dorodnego kucyka trzyma się za brzucho i śmieje się: „Ho, ho, ho”. A może to Miś, ten z filmu Barei, wreszcie dostał się do krainy swej szczęśliwości?

Szaleństwo zakupów

Co można kupić za 989 miliardów dolarów? Można na przykład wybudować niemal milion budynków mieszkalnych, czyli (z grubsza) blisko dziesięć miast wielkości Warszawy. Właśnie 989 miliardów dolarów, według prognoz National Retail Federation (Państwowej Federacji Handlu Detalicznego), mają wynieść wydatki świąteczne Amerykanów w 2024 roku. Kwota ta rośnie z roku na rok – dwadzieścia lat temu wynosiła połowę tego, co teraz – niewiele ponad 467 miliardów.

Jednak szaleństwo świątecznego handlu to nie jest spécialité de la maison krainy Coca-Coli z ubranym na czerwono, komercyjnym Mikołajem. W Polsce w 2024 roku planowany budżet świąteczny ma wzrosnąć o 5,77%, osiągając średnią wartość 1576 złotych na osobę. Mimo obaw o koszty życia, Polacy nie rezygnują ze świątecznych przygotowań i są skłonni wydać więcej niż rok wcześniej, dostosowując wydatki do rosnących cen. Praktycznie w każdym państwie zachodniego obszaru kulturowego sprzedaż w okresie przedświątecznym rośnie tak mocno, jak w żadnym innym okresie roku.

Silny ruch w gospodarce mówi jednak o czymś większym i głębszym, czego pragniemy, a czego nie umiemy wyrazić w inny sposób niż przez szaleństwo zakupów. Nieprzypadkowo właśnie te święta stały się okazją do tego niemego krzyku. Aby spróbować to zrozumieć, trzeba przyjrzeć się, czym jest właściwie Boże Narodzenie.

Po co dary?

Życie człowieka ma jednocześnie charakter liniowy i cykliczny. Ma swój koniec i początek, ale też jest wpisane w kosmiczne cykle doby i roku. Powtarza się noc i dzień, po zimie przychodzi wiosna – i tak wkoło. Simone Weil mówiła, że mądrość starożytnych polega na naśladowaniu porządku świata. A porządek ten ludzie naśladują między innymi przez wprowadzanie cykliczności w życie – w postaci roku liturgicznego czy poprzez rytuały związane z przemianą pór roku. Potrzebujemy cykliczności – choćby dlatego, że okres życia ludzkiego jest zbyt długi, by utrzymać wystarczający poziom sił. Przyroda podpowiada, że aby żyć, trzeba się odnawiać. Nie wystarczy zwykły odpoczynek: trzeba rodzić się, umierać i znów zmartwychwstawać.

Jednak w dużych miastach z czasem ta cykliczność zanika – trudno mówić na przykład o rytuałach zmiany pór roku, nie licząc rekonstruowanych przez grupki zapaleńców zwyczajów słowiańskich. Katastrofa klimatyczna rozmywa klimat tak w sensie meteorologicznym, jak kulturowym. Pozostają tylko resztki cykliczności, wyznaczane kamieniami milowymi, jakimi są święta. Boże Narodzenie to jedno z nich. A jego nieodzownym elementem są prezenty, które stanowią dużą część świątecznego budżetu. Szaleństwo zakupowe, w którym uczestniczymy, gdzieś u swoich korzeni ma więc dobry, konstruktywny, budujący odruch – chęć obdarowania drugiego.

Niemal każda kultura miała własny zwyczaj dawania sobie prezentów – można tu wspomnieć przykłady od północnoamerykańskiej ceremonii potlaczu do noworocznego składania darów w Chinach. Okolice przesilenia zimowego w grudniu były też momentem wzajemnego obdarowywania się w starożytnym Rzymie – podczas saturnaliów. Nie bez przyczyny. Dar jest wyposażeniem na nową drogę, na nowy cykl życia.

Dar to też – z punktu widzenia antropologii – sposób budowania więzi społecznych, a z punktu widzenia nauk o zarządzaniu – metodą tworzenia instytucji gospodarczych dobra wspólnego. Otrzymanie daru wywołuje zobowiązanie do odwdzięczenia się, gdy będzie to możliwe w przyszłości, natomiast wręczenie daru – wzmacnia sprawczość dającego. Sprawczość może być kodowana społecznie na różne sposoby – jako prestiż, władza, inicjatywa, zaufanie. W zależności od odpowiedzi obdarowanej osoby, może wygenerować się wiele różnych więzi, a nawet – różne więzi jednocześnie. Jest to więc bardzo wielofunkcyjny gest społeczny, od domagania się potwierdzenia relacji do budowania struktur.

Według analizy socjologa Marcela Maussa wyróżnić można trzy podstawowe zasady wymiany darów: nakaz dawania prezentów, nakaz ich przyjmowania i nakaz odwzajemniania się. Na tych zasadach opiera się wspomniany potlacz. Dodać należy, że uczestnictwo w nim jest obowiązkowe w obu rolach, a zobowiązanie do odwzajemnienia – nie może zostać naruszone.

W egalitarnych społecznościach wymiana darów tworzy relacje wzajemności i wyrównuje majątkowe różnice społeczne – każdy dar jest odwzajemniany innym, równej wartości. Jeśli komuś wiedzie się lepiej, daje dar bardziej wartościowy, a obdarowany jest bardziej wdzięczny. Jednak, gdy ta wdzięczność kumuluje się jednostronnie, może się pojawić nierówność władzy, czyli potencjalnej sprawczości. Taki zamożniejszy obdarowujący może zacząć się spodziewać szczególnych względów. Zdarza się, że jedna strona gromadzi niemożliwe do spłacenia długi wdzięczności. Tworzy to problemy społeczne, które mogą się nasilać. Dlatego w 1884 roku rząd Kanady zakazał potlaczu (zakaz został zniesiony przeszło pół wiek później).

Socjologowie Jacques Godbout i Alain Caillé zwracają uwagę na brak rynkowego sensu daru. Gdy pojawia się miara wartości ekonomicznej, dar traci swoją właściwość jako gestu w kierunku budowy czegoś całkiem nowego – relacji lub struktury – czyli traci swą dynamikę, a staje się wymierną transakcją jak każda inna, taką, gdzie jest zwycięzca i przegrany albo „racjonalna, samolubna i merkantylna wymiana”. Dar charakteryzuje się bowiem nie tylko aktem odwzajemnienia, ale także czasem samym w sobie, okresem między otrzymaniem daru a odwzajemnieniem. Zwrot długu wdzięczności nie może nastąpić zbyt szybko – jeśli podjęty jest zbyt szybko, może to być obraźliwe wobec osoby, która obdarowała pierwsza. Sugeruje odrzucenie propozycji nawiązania relacji, odrzucenie więzi współzależności. Ten upływ czasu nie jest wymierny w kategoriach pieniężnych i nawet jeśli generuje zobowiązanie ekonomiczne – a może to czynić – jest ono innej natury niż prosta wymiana rynkowa. To raczej długotrwała więź znana z kultur rzemieślniczych, gdzie zaufanie jest kluczowe, a w związku z tym czas wzmacnia tę ważną właściwość tak produktu, jak relacji, jak pisze socjolog Richard Sennett.

Presje i potrzeby

Świętując Boże Narodzenie, robimy więc dużo więcej, niż się wydaje. Tak naprawdę to w tym momencie budujemy trwałą społeczność. Trudno wyobrazić sobie katastrofę społeczną, która miałaby miejsce, gdyby ludzie nagle zrezygnowali z obchodzenia Świąt.

Jednak czynności, które składają się na ich przygotowanie, najczęściej wykonujemy bezwiednie. Bo tak każe tradycja, bo tak nakłaniają reklamy, bo przecież nie możemy mieć gorszych świąt niż przyjaciele, bo przecież wszyscy to robią. Polska jest specyficznym przykładem państwa, w którym presja na wystawne święta jest wywierana z dwóch stron.

Po pierwsze – poprzez wyjątkową w tym okresie nachalność reklam i promocji. W końcu to być albo nie być dla firm (na przykład w USA wydatki świąteczne odpowiadają nawet za ¼ rocznych wydatków konsumpcyjnych, a 75% małych i średnich firm nie spięłoby rocznego budżetu bez Świąt). Świąteczna gorączka komercyjna sprawia, że widzimy jak na dłoni, jak chęć zysku powoduje nabudowanie kulturowych struktur kapitalistycznych na głębokich, ludzkich potrzebach, ugruntowanych i w biologii, i w duchowości.

Po drugie – przez resztki tradycji religijno-narodowej. Choć duchowy sens Bożego Narodzenia umyka w coraz bardziej zsekularyzowanym społeczeństwie, pamiętamy o tym, że na wigilię powinno być przygotowanych dwanaście dań, że pod nakryciem musi być siano, że jedno miejsce powinniśmy zostawić wolne. To piękne tradycje, ale i one, pozbawione świadomości ich głębszego sensu, mogą stać się przekazywanym z pokolenia na pokolenie przymusem.

Z badania Krajowego Rejestru Długów wynika, że aż ¼ Polaków zadłuża się na organizację świąt Bożego Narodzenia – u rodziny, wśród znajomych i w banku. 5% badanych stwierdziło, że wstrzyma na pewien czas opłacanie rachunków, by było ich stać na święta. Do tego dochodzi wysiłek związany z przygotowaniem jedzenia i dekoracji. W efekcie coraz więcej Polaków po prostu nie lubi Świąt. W badaniu Amazon i IBRIS, 33% respondentów z pokolenia Z i 20% milenialsów wskazało, że nie lubi dzielenia się opłatkiem i składania życzeń. Presja rynku i rodziny okazuje się zbyt silna.

A jednak potrzebujemy Świąt. Sądząc po coraz większym ruchu, potrzebujemy ich bardziej niż kiedykolwiek. Chcemy odnowić swoje życie, zakończyć stary cykl i rozpocząć nowy. Chcemy nowego narodzenia, chcemy, by w nas narodziło się nowe życie – jak mały Jezus w Betlejem. Pragniemy ten moment odrodzenia i tworzenia uczcić – światłem na choince, odpowiednimi, lepszymi niż zwykle, potrawami na stole. Chcemy wreszcie w tym momencie odnowienia i odrodzenia, być z innymi i obdarować się nawzajem na dalszą drogę, na kolejny rok. A z uczestnictwa w relacji daru nie można zrezygnować w żadnym momencie, skoro raz się w nią weszło. Więź tworzona przez wymianę darów jest więzią o dużej trwałości, a więc doskonale nadaje się do budowania zaufania, czy to społecznego, czy ekonomicznego w sensie, w jakim mamy z nim do czynienia w rzemiośle. Jest też wspaniałym fundamentem gospodarki dobra wspólnego, o czym pisze ekonomistka, która otrzymała nagrodę Banku Szwedzkiego z ekonomii imienia Alfreda Nobla – Elinor Ostrom. Dar widziany z tej perspektywy to nie tylko element relacji dwóch osób, ale ważny, dynamiczny element sieci instytucji społecznych.

Czy można bez szaleństw?

Rzecz w tym, że to wszystko możemy robić bez ulegania szaleństwu zakupów. Czy naprawdę kupowanie i sprzedawanie zaspokaja nasze najgłębsze potrzeby? Teoretycznie – i według deklaracji – nie. Gdy zapytamy przeciętnego Polaka, co jest dla niego najważniejsze w świętowaniu, odpowie, że bliskość z rodziną i przyjaciółmi. Jednak nasze działania nie zawsze potwierdzają te słowa. A przecież możemy usiąść z bliskimi, po prostu spędzić wspólnie czas, bez pogoni za kolejnym zakupem.

Może właśnie dlatego tak łatwo wpadamy w gorączkę świąteczną – odnowienia potrzebujemy dziś bardziej niż kiedykolwiek. Jesteśmy zmęczeni po całym roku pracy (Polacy pracują tygodniowo o sześć godzin więcej niż średnia światowa). Męczy nas samotność i życie w coraz bardziej zatomizowanym społeczeństwie. Święta w takim świecie są nie tyle tradycją, ile koniecznością – momentem, w którym pragniemy odbudować więzi i na chwilę się zatrzymać. Ale czy musimy robić to w zgodzie z narzuconym rytuałem konsumpcji?

Możemy przecież świętować inaczej – bardziej świadomie i po swojemu. Anarchicznie. „Łam konwencje, trzymaj się Przykazań” – mówił Gilbert Keith Chesterton. Wskazywał w ten sposób, jak oddzielić to, co ważne, od tego, co fasadowe. Własnoręcznie robione ozdoby świąteczne, gry planszowe z rodziną, przygotowanie prezentów i dekoracji z dziećmi – to wszystko pozwala nie tylko symbolicznie narodzić się na nowo, ale też prawdziwie obdarować innych i siebie obecnością. Nie musimy ulegać presji komercji. Może Święta to nie jest ani przymus podporządkowywania się kaprysom znaczeniowo pustych od dawna hierarchii społecznych, ani konieczność uczestniczenia w ataku sklepomanii? Możemy stworzyć własny sposób spędzania świąt, który będzie odzwierciedlał nasze potrzeby i wartości.

A jest na to odpowiedni grunt. Już w 2013 roku badanie CBOS pokazało, że 72% Polaków uważa komercjalizację świąt za zbyt nachalną i przeszkadzającą w przeżywaniu ich prawdziwej atmosfery. To dowód na to, że wielu z nas tęskni za czymś autentycznym, mniej powierzchownym. Święta mogą być takim momentem – jeśli tylko pozwolimy sobie na odejście od marketingowego szumu i skupimy się na tym, co naprawdę ważne.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×