Publikujemy tekst homilii ojca Jamesa Martina, wygłoszonej 29 czerwca 2019 roku w kościele pw. św. Franciszka z Asyżu w Nowym Jorku podczas mszy poprzedzającej Marsz Równości. Homilii można wysłuchać tutaj. Tekst przełożyła Katarzyna Pliszczyńska.
Co to znaczy być uczniem? Co to znaczy być chrześcijaninem? Co to znaczy być wolnym? Co może oznaczać bycie tym wszystkim jako katolik, jako katolik LGBT albo jako członek rodziny, przyjaciel lub sprzymierzeniec katolików LGBT?
W pierwszym odruchu możecie pomyśleć, że te czytania nie mają nam wiele do powiedzenia. W końcu Pierwsza Księga Królewska została napisana około 550 roku przed Chrystusem, kiedy lud hebrajski przebywał na wygnaniu w Babilonie, List św. Pawła do Galatów powstał około 55 roku po Chrystusie, a Ewangelia wg św. Łukasza, najmłodsza z naszych czytań – około 85 roku. Może się wam wydawać, że nie mają wiele do powiedzenia współczesnym katolikom, a co dopiero osobom LGBT, ale oczywiście mają. Biblia jest żywym Słowem Bożym i – jeśli jesteśmy na Nie otwarci – głos Boga zawsze się przed nami odsłoni, gdy czytamy lub słyszymy te fragmenty, bez względu na to, jak wiele mają lat.
Zacznijmy od Ewangelii, gdzie Jezus wprost mierzy się z wymaganiami swojej posługi.
Jezus jest w drodze do Jerozolimy, gdzie ma spotkać swoje przeznaczenie – mękę, śmierć i zmartwychwstanie. Jeszcze zanim tam dotrze, dobrze wie, że czeka go sprzeciw. Właśnie przeszedł przez Samarię, gdzie ludzie go odrzucili. „Nie przyjęto Go”, jak mówi Łukasz. Dlaczego? Ze względów religijnych: Samarytanie mieli zupełnie inne wyobrażenie o tym, kim jest dobry Izraelita, nie uznawali też nawet świątyni jerozolimskiej jako miejsca Bożej obecności. W reakcji na to odrzucenie uczniowie chcą ich ukarać, ale Jezus im zabrania. Nie chce wymierzać kar, ale też nie daje się zniechęcić.
Następnie Jezus przechodzi do wymagań wobec swych uczniów. A odnosi się do nich bezceremonialnie. W pełni rozumie koszty bycia uczniem i chce, by oni też je zrozumieli. „Pójdę za tobą”, mówi jeden. „Naprawdę?”, odpowiada Jezus. „Nie będziesz miał gdzie spać, jeśli pójdziesz za mną”. Nie wszyscy Jego uczniowie szli razem z Nim – niektórzy, jak Marta i Maria, zostali w domu – ale wielu, tak jak On, rzeczywiście było wędrowcami. To część umowy. Dwóch innych uczniów wymawia się obowiązkami rodzinnymi: „Muszę pochować ojca”, mówi jeden z nich. „Muszę pożegnać się z rodzicami”, mówi inny.
Ale Jezus odsuwa te wymówki na bok. Czy naprawdę oczekuje, że umarli będą grzebać umarłych? Nie. Przesadza, żeby zwrócić na coś uwagę. „Jeśli chcesz iść za mną, będziesz musiał być twardy. Jeśli chcesz iść za mną, nie możesz oglądać się za siebie”.
Jezus idzie nawet dalej niż prorocy Starego Testamentu. W Pierwszej Księdze Królewskiej widzimy Eliasza, jak namaszcza Elizeusza na proroka, narzucając na niego płaszcz. Ale najpierw Elizeusz mówi, że musi zatroszczyć się o ojca i matkę. Kiedy to zrobi, podąży za Eliaszem.
Jezus idzie dalej. Mówi: „Nie używaj rodziny jako wymówki. Nic nie jest ważniejsze od pójścia za mną, nawet obowiązki wobec rodziny”. W innym miejscu Ewangelii Jezus postępuje podobnie, kiedy Jego rodzina przybywa z Nazaretu nad Morze Galilejskie, aby przed Nim stanąć. Nieczęsto mówimy o tym fragmencie, bo szokuje wielu chrześcijan, ale zgodnie z Ewangelią według św. Marka krewni Jezusa – po tym, jak rozpoczął działalność publiczną – uważają, że odszedł od zmysłów. Tak więc cała Jego rodzina udaje się z Nazaretu do Kafarnaum nad Morzem Galilejskim, gdzie wtedy żył, aby Go powstrzymać. Ale kiedy Jezus dowiaduje się, że Jego matka, bracia i siostry czekają na dworze, odpowiada: „Któż jest moją matką, którzy są braćmi, które są siostrami? Są nimi ci, którzy pełnią wolę Bożą”. Więź z Bogiem jest ważniejsza niż więzi rodzinne.
Na końcu, aby przypieczętować swoją myśl, Jezus sięga po obraz, który ludzie zajmujący się rolą dobrze rozumieli: kiedy położysz rękę na pługu, nie oglądaj się za siebie. Bo co się stanie, jeśli oderwiesz wzrok od wołów? Zaczną orać w złym kierunku. Nie trać skupienia.
Dzisiaj każde z tych czytań, choć tak dawne, ma nam wszystkim, a zwłaszcza katolikom LGBT, wiele do powiedzenia. Pozwólcie, że zasugeruję trzy rzeczy.
Po pierwsze, bądźcie twardzi. Ostatnie kilka lat przyniosło katolikom LGBT wiele pozytywnych zmian. Obserwujemy dwa istotne trendy. Pierwszy można podsumować dwoma słowami: „papież Franciszek”. Jego najsłynniejsze zdanie to wciąż „Kim jestem, by osądzać?”; pierwotnie była to odpowiedź na pytanie o kapłanów gejów, a następnie została rozszerzona na osoby LGBT. Franciszek jest pierwszym papieżem, który użył słowa „gej”. Ma przyjaciół LGBT. I mianował wielu kardynałów, arcybiskupów i biskupów wspierających LGBT. Drugim trendem jest to, że w miarę jak coraz liczniejsi katolicy dokonują coming outu i otwierają się w sprawie własnej tożsamości płciowej, wraz z rodzinami wnoszą swoje nadzieje i pragnienia do swych parafii i powoli kultura Kościoła podlega zmianie.
Nadal jednak nie są to łatwe czasy dla katolików LGBT. Szkoły katolickie wciąż zwalniają osoby LGBT pozostające w cywilnych małżeństwach, podczas gdy wielu innych heteroseksualnych pracowników kościelnych, którzy również nie przestrzegają różnych zasad nauczania Kościoła, nie ma problemu z utrzymaniem pracy. Przywódcy kościelni publikują dokumenty, wydają oświadczenia i udzielają wywiadów w mediach, nie pozostawiając cienia wątpliwości, że nie znają doświadczeń osób LGBT lub ich rodzin. A na poziomie lokalnym w niektórych miejscach oczywiście cały czas znajdujemy homofobicznych duszpasterzy, pracowników kościelnych i parafian.
To kolejny powód, by być jak Jezus, czyli być twardym. I przede wszystkim – by domagać się należnego wam miejsca w waszym Kościele. Jeśli jesteś ochrzczonym katolikiem i jesteś osobą LGBT, jeśli jesteś rodzicem osoby LGBT lub innym członkiem jej rodziny, to jesteś tak samo częścią Kościoła jak papież, twój biskup, twój duszpasterz albo ja. Zakorzeniaj się w chrzcie i domagaj się miejsca w swoim Kościele.
Ale nie dajcie się zwieść, Jezus mówi nam: czasami będzie ciężko. Czasami wasze rodziny was nie zrozumieją, jak rodzina Jezusa. Czasami gdzieś poczujecie się nieswojo, jak Jezus w Samarii. Czasami będziecie mieć poczucie, jakbyście nie mieli domu, jak Jezus, kiedy musiał spać przy drodze. Czasami nie zgodzą się z wami przyjaciele, jak z Jezusem, kiedy powiedział uczniom, że zemsta nie jest rozwiązaniem. Ale to wszystko część podróży. To część bycia z Nim.
Przez cały ten czas Jezus zaprasza was do tego, żebyście byli twardzi. Domagajcie się miejsca w waszym kościele. Bądźcie zakorzenieni w chrzcie. Wiedzcie, że jesteście w pełni katolikami. Ostatnio słyszałem, że nie wystarczy, aby Kościół katolicki był „gościnny”, „afirmujący” i „inkluzywny”. Zgadzam się. To jest minimum. Zamiast tego osoby LGBT powinny oczekiwać uczestnictwa we wszystkich posługach w kościele. Powinny nie tylko zostać przyjęte, wzmocnione i włączone, lecz także przewodzić. Ale żeby to zrobić, musicie trzymać rękę na pługu i musicie być twardzi.
Po drugie, bądźcie wolni. Drugą lekcją z dzisiejszej Ewangelii jest najwyższa wolność Jezusa. Spójrzmy ponownie na to, co Ewangelie mówią o Samarii: „Nie przyjęto Go”. Ale Jezus nie dba o to, czy Samaria Go odrzuci. Z pewnością chciałby, aby Samarytanie usłyszeli Jego słowo. Wiemy o tym, bo w Ewangelii według św. Jana mówi długo do kobiety z Samarii – słynnej kobiety przy studni – a później ona dzieli się tym spotkaniem ze swoim ludem. Ale jeśli Samarytanie nie chcą Go przyjąć, w porządku. Jest wolny. Idzie dalej.
Jezus jest wolny od potrzeby bycia kochanym, lubianym i akceptowanym. Jest wolny od potrzeby bycia kochanym przez Samarytan. Jest wolny od potrzeby bycia lubianym przez uczniów, jak wtedy, gdy upomina Jakuba i Jana. I jest wolny od potrzeby bycia zaakceptowanym przez rodzinę, która wcześniej myślała, że jest szalony. Jest doskonale wolny. Wolny do czego? Do pełnienia woli Ojca.
Wielu ludzi w społeczności LGBT czuje się – podobnie jak Jezus – niemile widzianych i wykluczonych, odrzuconych, a niekiedy, jak Jezus, prześladowanych. To może budzić ból i wściekłość. I te uczucia są w porządku. Są ludzkie i naturalne. Czasami powinny skłonić was do działania w imieniu prześladowanych ludzi i grup! Ale w ostatecznym rachunku Jezus chce, byśmy byli wolni od potrzeby bycia kochanymi, lubianymi i akceptowanymi. I byśmy byli pewni w tym, kim jesteśmy.
Zauważcie, że Jezus jest również wolny od potrzeby karania. Jakub i Jan chcieli, „żeby ogień spadł z nieba”, aby zniszczyć Samarytan, którzy odrzucili Jezusa. Ale Jezus gani za to uczniów. To nie w Jego stylu. Jest wolny od potrzeby zemsty. Więc bądźcie jak Jezus. Bądźcie wolni.
Po trzecie wreszcie, bądźcie pełni nadziei. Życie uczniów Chrystusa nie jest po prostu orką, trudem, obowiązkiem. Jak mówi św. Paweł w dzisiejszym czytaniu: „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus”. Czy to nie jest piękne? Życie chrześcijańskie nie jest jakimś strasznym brzemieniem ani jarzmem, jak mówi św. Paweł, nawiązując do obrazu pługa danego przez Jezusa. Nie, to zaproszenie do życia w wolności. Tak jak Eliasz okrył Elizeusza swym płaszczem, tak my wszyscy, osoby LGBT lub heteroseksualne, którzy przyjmujemy zaproszenie Jezusa, jesteśmy okryci tym, co teolożka Barbara Reid nazywa „ochronnym płaszczem Jego ducha”. Żyjemy w wolności. I w radości!
I w nadziei też! To pokusa dla katolików LGBT i ich rodzin, by patrzeć na dzisiejszą rzeczywistość Kościoła i mówić: „To się nigdy nie zmieni”, „Nie czuję się mile widziany (widziana)” albo „To nie miejsce dla mnie”. Ale to nie jest jedyne miejsce, jakie Jezus dla nas przewidział. Przyszłość będzie o wiele pełniejsza niż teraźniejszość, Jezus o tym wie. Trzymamy ręce na pługu nie tylko po to, żebyśmy nie zgubili drogi, ale też po to, żeby nie spuszczać wzroku z horyzontu.
Jezus jest wolny od potrzeby zemsty. Więc bądźcie jak Jezus. Bądźcie wolni.
Czasami katolicy LGBT mówią, że skończyli z Kościołem, wiarą i Bogiem. Jednak gdy szukają Chrystusa w Kościele, często widzą tylko teraźniejszość. A cierpienie i śmierć nie są jedynymi rzeczami, których Jezus doświadczył w Jerozolimie. Nie są nawet tymi najważniejszymi. Najważniejsze jest zmartwychwstanie. A Dobra Nowina o zmartwychwstaniu mówi, że nadzieja jest silniejsza niż rozpacz, cierpienie nigdy nie ma ostatniego słowa, a miłość zawsze zwycięża nad nienawiścią. Miłość zawsze zwycięża. Bądźcie więc pełni nadziei!
Te czytania, tak dawne, tak różne, tak z pozoru dalekie, są właściwie skrojone na naszą miarę, na miarę nas wszystkich, którzy jesteśmy zaproszeni do spotkania z Bogiem. W tych czytaniach słyszymy, jak Bóg mówi do nas: bądźcie twardzi, bądźcie wolni, bądźcie pełni nadziei. Bądźcie dumni z tego, że jesteście katolikami. A wy, moi bracia, siostry, rodzeństwo LGBT: bądźcie katolikami LGBT, do bycia którymi powołuje was sam Jezus Chrystus.