fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Aleksander Gierymski. Wystawa w Muzeum Narodowym

Trudno nazwać jego styl, gdyż jest to twórca między nurtami, o własnej wizji malarskiej, czerpiącej z realizmu, impresjonizmu.

Żydówka z pomarańczami, ok. 1880-1881


Tak bardzo znany, a zarazem tak niewiele o nim wiemy. Trudno pojąć, że artysta o tak bogatym, zróżnicowanym dorobku artystycznym, dziś uważany za jednego z największych twórców swojej doby, był tak niepewny siebie i niezadowolony z efektów swojej pracy. Był swoim najsurowszym krytykiem.
 
Od czwartku w warszawskim Muzeum Narodowym można oglądać wystawę prac Aleksandra Gierymskiego. To część projektu „Bracia Gierymscy“ realizowanego przez Muzea Narodowe Warszawy i Krakowa (już od 25.04 wystawę „Maksymilian Gierymski. Dzieła, inspiracje, recepcja“ będzie można oglądać w Krakowie). Obecność obu wystaw w tym samym czasie to świetny sposób na podkreślenie obydwu osobowości i wydobycie z zapomnienia starszego brata Aleksandra, przedwcześnie zmarłego w wieku niespełna 28 lat Maksymiliana, gdyż to właśnie obaj bracia jeszcze w XIX wieku zostali okrzyknięci twórcami nowoczesnej sztuki polskiej. Przy okazji wystawy dużo mówi się więc o ich relacji, a także, co zdumiewające, o kompleksie Aleksandra wobec starszego brata, w którego cieniu żył.
 
Warszawskie muzeum po raz pierwszy od 1938 roku, kiedy to wystawą Aleksandra Gierymskiego inaugurowano otwarcie nowego gmachu w Alejach Jerozolimskich, pokazuje tak duży zbiór twórczości malarza. Zaprezentowana została prawie cała dostępna dziś spuścizna artysty. Prace pochodzą z 18 muzeów polskich, ale także z kolekcji prywatnych, dzięki czemu możemy na wystawie oglądać wiele mniej znanych prac. Ogromną zaletą ekspozycji jest jej przejrzystość. Około 120 obrazów i ponad drugie tyle rysunków zostało wystawionych według kolejnych etapów twórczości. Za zaletę uważam również, że widz nie zostaje przytłoczony ilością tekstu na ekspozycji. Poza krótkim wstępem informacyjnym do wystawy, na ścianach znajdują się już tylko dzieła, a bardziej szczegółowe treści dotyczące poszczególnych sal dociekliwi mogą przeczytać na osobnych kartkach, nie męcząc się przy odcyfrowywaniu zazwyczaj za małej i za ciemnej czcionki na ścianie (jak to niestety zwykle w muzeach bywa).
 
Stworzenie wystawy musiało być dużym wyzwaniem konserwatorskim. Gierymski miał do swoich prac dość nietuzinkowe podejście. Często kupował gotowe płótna „z metra“ i naciagał je w pracowni, a na właściwe krosno nabijał już prawie gotowe dzieło. Często jednak stwierdzał, że obraz jest zbyt mały, a kompozycja nieodpowiednia i gdy uznawał, że trzeba to zmienić, robił to na różne sposoby. Bardzo często natykamy się na informację, że Gierymski dokleił pas płótna na styk do niemalże gotowego obrazu. Niektóre z nich powstawały latami, ponieważ artysta prawie nigdy nie był do końca zadowolony z efektów swojej pracy. Potrafił nawet wyciąć fragment gotowego obrazu, gdy stwierdzał, że dana część zaburza kompozycję. Stąd m. in. Paź florencki, który jest właśnie wyciętym fragmentem obrazu Sjesta włoska II. Owa Sjesta to również przykład dzieła, którego kompozycja była zmieniana kilkakrotne. W celu powiększenia płótna, Gierymski przyciął nawet krawędź krosna malarskiego. Ciekawym rozwiązaniem na wystawie jest umieszczenie lustra za obrazem w ten sposób, by jego tył był dobrze widoczny, dzięki czemu możemy spróbować dostrzec wielokrotnie wprowadzane przez malarza zmiany. Można je również śledzić na ekranikach znajdujących się w prawie każdej sali, na których została ukazana analiza dzieł pod względem technicznym, w kolejności wprowadzane zmiany, na podstawie m. in. zdjęć rentgenowskich czy w podczerwieni. Niestety, treści te dostępne są przede wszystkim dla cierpliwych i dociekliwych. Ekrany są stanowczo za małe, umieszczone bardzo nisko, często nie reagują wcale, bądź z opóźnieniem, na dotyk, co powoduje, że większość zwiedzających odchodzi zniecierpliwiona. Mam nadzieję jednak, że nie wszystkich to odstraszy. Najciekawszym dla mnie elementem dostępnym na ekranach jest dokumentacja prób odtworzenia przez konserwatorów skomplikowanych technik malarskich Gierymskiego. Kilku „próbek“, będących kopią małego fragmentu obrazu, można nawet dotknąć. Po takiej prezentacji zupełnie inna jest percepcja dzieł malarza.
 

Paź florencki, 1884


 
Dzieła Gierymskiego przysparzają zatem wielu problemów konserwatorom. Te liczne przemalówki, wielowarstwowość, a przede wszystkim duże odstępy czasowe w tworzeniu jednego dzieła, potrafią wyprowadzić na manowce. Poprawki autorskie wzbudzone rozpuszczalnikami mogą być uznane za późniejsze interwencje konserwatorskie i powodować ich usuwanie jako wtórnych zmian. Gierymski był niepewny siebie, bardzo surowo oceniał własne prace. Wciąż poszukiwał nowych form wyrazu i doskonalił swoje obrazy, rzadko kiedy uznawał je za skończone, niektóre powstawały parę lat (co zresztą widać – często zmiany koloru na obrazie są powodem różnego czasu starzenia się farby).  Kszałcony według metody akademickiej, miał świetnie opanowany rysunek i budowę kompozycji. Zerwał jednak z matejkowskim prymatem malarstwa historycznego, a także zaczął wychodzić w plener, łamiąc akademicką zasadę pracy w atelier. Nie był to jednak wynik mody, w ten sposób poszukiwał własnej drogi malarskiej, jego klasyczna technika wyniesiona z akademii przeplata się z innowacjami, co jest widoczne na jego płótnach.
 
Gierymski swoje życie prywatne poświęcił w całości sztuce. Był niedoceniany w Polsce, dlatego wiele jeździł do Rzymu, Paryża, uczył się w Monachium. Miał kompleks już wcześnie uznanego starszego brata Maksa. Po jego śmierci odizolował się od ludzi. Te symptomy, a także fakt, że zmarł w rzymskim szpitalu psychiatrycznym, sprawiają, że był postrzegany jako człowiek chory psychicznie. Dziś specjaliści raczej odrzucają tę możliwość. Rzeczywiście w pewnym okresie życia malarza zaczęły dziać się z nim niepokojące rzeczy. Jednak przyczyna tych zjawisk może leżeć gdzie indziej. Gierymski przyswajał bardzo dużo szkodliwych substancji. Spał w swoim atelier, gdzie wdychał opary i pył z farby. Także dużo palił, a biorąc pod uwagę, że farbę zawierającą trujące związki wcierał bezpośrednio palcami w płótno (do dziś ślad jego linii papilarnych można ujrzeć na powierzchni niejednego obrazu), drobinki farby pozostające na bibułce przedostawały się do ust. Zatem kwestia ewentualnej choroby zostaje wyjaśniona raczej przez trudny charakter malarza, niską samoocenę, niespójność twórczą, a nie przez rzeczywiste zaburzenia psychiczne. Wystawa przedstawia nam Aleksandra Gierymskiego jako postać niezwykle złożoną. Realista chcący wyrwać się ze sztywnych zasad akademizmu, naturalista i symbolista, wizjoner, zwany także poetą światła. Skłócony sam ze sobą samotnik. Dokumentalista Warszawy.
 

Ksiądz w rozmowie z panem we fraku, ok 1876-1880


 
Nie tak dawno zdarzyło mi się być w Paryżu. Po czterech pełnych dniach spędzonych w paryskich galeriach nie czuję, by warszawska wystawa odstawała od licznych, które tam oglądałam, a wręcz plasuje się w czołówce. Cieszy mnie fakt, że poziomem wystawa Gierymskiego dorównuje tym z wielkiego świata sztuki. Niestety widocznie z rozpędu organizatorzy wystawy postanowili również nie odstawać pod względem ceny katalogu. Kwota niemal dwustu złotych jest nieadekwatna, stanowczo za wysoka. Mam świadomość, że wydanie tej niezwykle grubej księgi jest kosztowne, tak samo jak konserwacja dzieł Gierymskiego, ale tu powinna wkroczyć dotacja z ministerstwa. Na czym ma więc polegać powszechna edukacja, skoro tak obszerne i ciekawe treści na temat jednej z najciekawszych wystaw Muzeum Narodowego o jednym z najważniejszych artystów polskich są prawdopodobnie nieosiągalne cenowo dla większości osób ją oglądających? Na szczęście muzeum zaproponowało bardzo bogaty i ciekawy program towarzyszący wystawie. Między innymi spacery po Warszawie szlakiem dzieł malarza. Bo trzeba również pamiętać o tym, że malarstwo Gierymskiego doskonale przekazuje nam portret dziewiętnastowiecznej Warszawy. To jeden z kolejnych wątków, które można odkrywać oglądając wystawę, którą koniecznie trzeba obejrzeć.
 
Aleksander Gierymski 1850–1901
Wystawa: 20 marca – 10 sierpnia 2014
Kurator wystawy: Ewa Micke-Broniarek
 
Jeśli nie chcą Państwo przegapić kolejnych wydań naszego tygodnika, zachęcamy do zapisania się do naszego newslettera.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×