Tegoroczna oscarowa noc w Bośni była wyjątkowo gorąca i przypominała trochę tę sprzed dokładnie 20 lat, kiedy to złotą statuetkę otrzymał Bośniak Danis Tanović za film „Ziemia niczyja”. Lokalne media, krytycy i zwykli widzowie z zapartym tchem czekali na ogłoszenie wyników w kategorii „Najlepszy film międzynarodowy” mając nadzieję, że gloria i chwała ponownie spłynie na ten niewielki, podzielony etnicznie i pogrążony w głębokim kryzysie politycznym kraj, a świat wreszcie pochyli się z należytą uwagą nad jedną z najpotworniejszych, najbardziej cynicznych, i co dla wielu Bośniaków najgorsze – wciąż negowanych – zbrodni XX wieku, jakim było ludobójstwo w Srebrenicy. Ostatecznie film „Quo vadis, Aida” w reżyserii Jasmili Žbanić nie dostał Oscara, ale, o czym świadczy sama nominacja i szereg innych nagród, raczej nie przejdzie niezauważony. A z pewnością nie powinien.
Na Jasmili Žbanić ciążyła duża presja i to nie tylko w oscarową noc, ale już od pierwszego klapsa na planie filmowym, a nawet wcześniej: podczas pisania scenariusza i wybierania obsady aktorskiej. Obiektywnie rzecz biorąc, projekt nakręcenia filmu o zbrodni budzącej tyle kontrowersji, mającej tyle interpretacji, której wciąż nie wszystkie ofiary doczekały się pochówku, której wszyscy sprawcy nie do końca zostali odnalezieni i ukarani, a jej świadkowie wciąż żyją i walczą o prawdę, wreszcie zbrodni, która rozpala do żywego emocje w każdym zakątku Bałkanów, był raczej skazany na porażkę. W sarajewskim światku filmowym i dużo szerzej wątpiono, czy ktokolwiek udźwignąłby taki temat, a co dopiero uznana, ale jednak wciąż młoda reżyserka.
Kino tak zwanego realizmu faktograficznego oparte na pokazywaniu zdarzeń historycznych w ujęciu fikcyjnym, podobnie jak współczesne kino narodowe odnoszące się do niedawnej, nie do końca wyjaśnionej, i przede wszystkim nieprzepracowanej w zbiorowej świadomości przeszłości jest, czego chociażby dobrym przykładem może być nasz rodzimy film „Smoleńsk”, rzadko kiedy kinem najwyższych lotów. Filmy z tego nurtu zazwyczaj stają się tubą propagandową i próbą zaszczepienia ideologicznej interpretacji określonych zdarzeń w pamięci narodowej, korzystającymi z pomocy środków masowego przekazu. Zazwyczaj krytycy nie pozostawiają na takich produkcjach suchej nitki. Jasmila Žbanić, zdaje się, dokonała w zasadzie niemożliwego, nakręciła film o odważnej tematyce korzystając z bardzo współczesnych – i równocześnie atrakcyjnych dla wymagającego widza – środków, balansując tym samym umiejętnie pomiędzy ważną społecznie treścią a wysoką jakością artystyczną. W „Quo vadis, Aida” udało jej się uniknąć wszystkich pułapek współczesnej historiofotii (refleksji o historii za pomocą wizualnych obrazów) i stworzyła dzieło wyjątkowo dobre – począwszy od warstwy faktograficznej pokazanej z dokumentalną skrupulatnością i rzetelnością, poprzez mistrzowską grę aktorską, oraz uniwersalizm historii głównej bohaterki i jednoczesne zamknięcie w niej losów zbiorowych, skończywszy na pierwszorzędnym montażu Jarosława Kamińskiego i doskonałej kostiumografii autorstwa Małgorzaty Karpiuk. Na marginesie tylko, w ramach ciekawostki, należy odnotować, że „Quo vadis, Aida” jest polską koprodukcją, a oprócz wspomnianych twórców, producentką jest łodzianka Ewa Puszczyńska, autorem muzyki Antoni Komasa-Mazurkiewicz, a film dostał dofinansowanie z PISF-u.
„Quo vadis, Aida” jest więc historycznym, społecznym, politycznie zaangażowanym oraz dobrze zagranym dramatem z elementami sensacyjnymi, a miejscami nawet politycznym thrillerem. Chociaż wiemy, że ta historia skończy się źle, to do ostatniej chwili mamy nadzieję, że bohaterka pokona fatum, dlatego też film trzyma widza w napięciu do ostatniej minuty.
Tytułowa Aida, przed wojną nauczycielka, jest tłumaczką zatrudnioną przy holenderskim batalionie ONZ. Akcja dzieje się głównie na przestrzeni dwóch krytycznych letnich dni: 11 i 12 lipca 1995 roku w wojskowej bazie nieopodal miasteczka Srebrenica w środkowej Bośni. Oś czasowa filmu nie jest jednak linearna. Reżyserka pozwala sobie na skoki w przeszłość – w innej, bardziej metaforycznej stylistyce – a także dopowiada historię tego, co spotkało Aidę po wydarzeniach w Srebrenicy. Główna akcja dzieje się jednak w ciągu dwóch upalnych lipcowych dni. Widz z niedowierzaniem obserwuje, jak na oczach błękitnych hełmów tysiące mężczyzn i chłopców, Boszniaków (zwyczajowo nazywanych „bośniackimi muzułmanami”, od czego 25 lat po wojnie w Bośni należałoby już w polskiej publicystyce odejść), zostaje oddzielonych od kobiet i dzieci i wywiezionych z bezpiecznej strefy autobusami, a następnie zamordowanych. Szczątki ofiar, porozrzucane w przekopywanych grobach masowych, będą identyfikowane przez kolejne ćwierć wieku. Opowieść jest z jednej strony paradokumentalnym zapisem zdarzeń, a z drugiej uniwersalną i symboliczną historią bazującą na antycznym niemalże dramacie matki próbującej za wszelką cenę ocalić życie swoich najbliższych.
Niema obecność, współwina za rzeź
Srebrenica to w Europie i Polsce nadal kwestia niezbyt dobrze znana. Już samo określenie tego, co wydarzyło się tam wydarzyło w 1995 roku bywa kontrowersyjne. Choć zarówno z historycznego, jak i prawnego punktu widzenia, nie ma wątpliwości co do tego, że było to ludobójstwo, zdarzenie nadal jest przez większość Serbów, część międzynarodowej opinii publicznej oraz niektórych historyków negowane. O tym, że było to ludobójstwo, mówił podający się do honorowej dymisji Tadeusz Mazowiecki, który w latach 90. pełnił funkcję specjalnego sprawozdawcy Komisji Praw Człowieka ONZ. Zdarzenia w Srebrenicy ludobójstwem określił też Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii. Niestety autorytety te są nagminnie podważane, a rodziny ofiar nie dostąpiły ani moralnego, ani materialnego zadośćuczynienia. To, co odróżnia (niestety w złym znaczeniu) tę zbrodnię od innych poczynionych w Bośni i Hercegowinie, to oprócz jej niespotykanej skali, niema i bierna obecność wspólnoty międzynarodowej, która brakiem adekwatnej reakcji w zasadzie pozwoliła na tę rzeź, co czyni ją współwinną za to co się stało. Bezpieczna strefa, w której ludzie mieli się schronić przed nadciągającym nieuchronnym złem, stała się pierwszym krokiem do ich unicestwienia.
Film „Quo vadis, Aida” jest więc próbą pokazania światu tego, co się w Srebrenicy wydarzyło, i jednoczesnym wyrazem niezgody na kłamstwa, manipulacje i obecną w dyskursie politycznym negację ludobójstwa. Oczywiście naiwnym byłoby myśleć, że film przekona nieprzekonanych. Ci pewnie nawet go nie obejrzą, a nawet jeśli, to i tak podważą każdy jego aspekt. Natomiast imponujący festiwalowy sukces Žbanić, na który składają się nominacje do Oscara i prestiżowej nagrody BAFTA oraz nagrody zdobyte na światowych festiwalach między innymi w Wenecji, Goeteborgu, Jerozolimie, Luksemburgu, Mimi, Rotterdamie czy „Independent Spirit Award”, świadczą o tym, że historia Srebrenicy dotrze do bardzo szerokiego odbiorcy i przyczyni się do zmiany światowej świadomości o tym, co się tam wydarzyło. Ten fakt jest zapewne najbardziej dla negatorów Srebrenicy uwierający i niewygodny. Recepcja filmu zarówno w samej Bośni i Hercegowinie, jak i szerzej na Bałkanach, była entuzjastyczna, choć oczywiście w mainstreamowych nacjonalistycznych środowiskach wiesza się na autorce przysłowiowe psy, zarzucając jej przekłamywanie wydarzeń i złe intencje wobec Serbów.
Aida po dwóch stronach barykady
Jednak zamiast oddawać się okołofilmowym dywagacjom, przyjrzyjmy się z bliska tytułowej bohaterce. Konstrukcja tej postaci to majstersztyk, na który składa się scenariusz i doskonała gra aktorska Jasny Djuričić. Aida Selmanagić to postać fikcyjna, choć jej losy bazują na życiorysie Hasana Nuhanovićia, który był tłumaczem w holenderskiej bazie podczas wydarzeń lipcowych i który, również bezskutecznie, próbował ocalić członków swojej najbliższej rodziny. Wybieg Žbanić, choć początkowo krytykowany, również przez samego Nuhanovicia, wydaje się celowy i zasadny – za pomocą jednej bohaterki reżyserka skumulowała losy jednostkowe i zbiorowe, pokazując historyczne wydarzenie. Wybór kobiety na bohaterkę otworzył też możliwość pociągnięcia fabuły dalej – gdyby postać była mężczyzną, ciężko byłoby pokazać los kilku tysięcy kobiet szukających po dziś dzień swoich bliskich.
Zdecydowanym atutem filmu wydaje się być fakt, że Aida jest bohaterką bardzo złożoną, a jej los to metafora oddająca w pełni tragizm sytuacji, w jakiej znaleźli się Boszniacy w czasie wojny. Aida stoi bowiem jednocześnie po dwóch stronach barykady. Jako ONZ-towska tłumaczka ma służbową legitymację, która jest przepustką do świata żywych. Mały kartonik zawieszony na niebieskiej smyczy jest gwarantem tego, że ujdzie z życiem. Dobrze widać to w scenie, w której próbuje wydrukować przepustki dla swojej rodziny, ale nie udaje jej się, bo drukarka jest zepsuta, a obsługujący ją żołnierz po prostu machnął na ten fakt ręką. Życie ludzkie zależy od niepozornego sprzętu oraz oczywiście dobrej woli międzynarodowego żołnierza, której w tym przypadku zabrakło. Drukowanie przepustki jest metaforą postępowania ONZ wobec sytuacji w bazie w Srebrenicy – bierności i braku dobrej woli, których konsekwencje to śmierć ludzi. To zdaje się sugerować autorka filmu i nie można odmówić jej racji. Ponadto wybór kobiety na główną bohaterkę uwypuklił jeszcze jedną ciekawą, bo odwróconą perspektywę. Tak jak w przypadku zbrodni w Srebrenicy strefa bezpieczeństwa okazała się być najbardziej niebezpiecznym miejscem, tak kobieta-cywil, zazwyczaj ofiara skazana na ewentualny ratunek (bądź zgubę) ze strony uzbrojonych mężczyzn-żołnierzy, ma, przynajmniej teoretycznie, większą moc. To ona ratuje synów i męża, a nie jest przez nich ratowana. Taki zabieg można odczytać jako ukłon w stronę bośniackich kobiet, a film, szczególnie w warstwie późniejszych losów Aidy, jest swoistą terapeutyczną próbą zaklęcia powojennej rzeczywistości. Choć w prawdziwym życiu Matki Srebrenicy nie zaznały sprawiedliwości, w filmie symbolicznie i moralnie Aida wygrywa wracając do Srebrenicy, do swojego mieszkania i stając bez strachu oko w oko z oprawcami. Aida posiada moc sprawczą, której kobiety w czasie wojny, również podczas wydarzeń w Srebrenicy, były niestety pozbawione.
Kolejnym ważnym aspektem postaci jest przekonująca kreacja aktorska Jasny Djuričić, która wcieliła się w główną bohaterkę. Skonfrontowana z jednej strony z bezduszną biurokracją holenderskich żołnierzy, z drugiej z okrucieństwem żołnierzy serbskich (często jej znajomych, a nawet byłych uczniów), przyszarzała, zmęczona, zdesperowana kobieta w wieku średnim wykazuje się nadludzką odwagą i nieustępliwością. Jej kobiecość jest szorstka, pozbawiona atutów stereotypowo pojmowanej kobiecości i w zderzeniu z męskim światem władzy nie ma żadnych szans. Oprócz czysto prywatnej walki o własną rodzinę, Aida zmaga się też z brzemieniem politycznej odpowiedzialności, którą odczuwa wobec swojej wspólnoty – narodowej i lokalnej. W bazie schronili się przecież jej znajomi z miasta, sąsiedzi, przyjaciele z pracy. Każdy, kto ją zna, niemo lub bezpośrednio oczekuje od niej pomocy, a ona wiedząc już, że Srebrenica i holenderska baza wkrótce upadną, nie jest w stanie im jej udzielić. Wie, że nie uratuje wszystkich, więc jest skoncentrowana na uratowaniu swojej rodziny. Czy możemy się z tego powodu oburzać? Choć oburzeni tymi próbami jednak są holenderscy żołnierze. Jakże symptomatyczna jest odpowiedź holenderskiego dowódcy Thomasa Karremansa, który tłumaczy się, że nie wpuści do bazy rodziny Aidy, bo co miałby powiedzieć pozostałym ludziom stłoczonym pod bramą. Trzyma się zasad, przecież wpuszczenie wybranych „byłoby niesprawiedliwe”. Dla niego dylemat czy ocalić troje ludzi, czy wysłać na pewną śmierć „8003”, jest jasny. Skoro nie mogę (boję się? nie chcę? nie opłaca mi się?) uratować wszystkich, to nie uratuję nikogo. Aida dramat przeżywa także na poziomie zawodowym. Jest zobowiązana tłumaczyć treści, z którymi się nie zgadza, oczywiste kłamstwa, którymi karmieni są stłoczeni w nieludzkich warunkach ludzie oraz kłamstwa wypowiadane przez serbskich dowódców w oczy zdezorientowanym i zniesmaczonym całą sytuacją Holendrom. Jasna Djuričić aktorsko oddała niemożność przetłumaczenia okrucieństwa i absurdu ówczesnej wojny na język obcy – język zachodniej tchórzliwej i pełnej hipokryzji biurokracji – wyjątkowo trafnie i dojmująco.
Wreszcie dalsze losy Aidy, już powojenne, są dopełnieniem tej kompleksowej postaci. Śledząc je, zastanawiamy się, czy decyzja Aidy o powrocie do Srebrenicy po wojnie, pójściu do własnego mieszkania zajętego przez oprawców odpowiedzialnych za śmierć jej rodziny, wreszcie decyzja o ponownym osiedleniu się w mieście pełnym duchów zamordowanych, ich żyjących spokojnie oprawców i odwracających wzrok świadków ludobójstwa, a ostatecznie podjęcie pracy w lokalnej szkole również symbolizuje los bośniackich kobiet i odzwierciedla ich najczęstsze wybory? Raczej nie. Jest to pewna projekcja możliwej wersji przyszłości, która się nie zrealizowała i raczej nie zrealizuje – sugeruje to też sam styl tych scen. Oczywiście są kobiety, które ostatecznie powróciły do swoich domów, ale czy zajmują w lokalnej społeczności swoje stare miejsca? Niestety nie, ale nie dlatego, że nie chcą czy nie mają siły. Nie jest to im dane, bo ci, którzy popełnili zbrodnie, rządzą i decydują na oczyszczonych etnicznie terenach. To strona współczesnej Bośni, o której Zachód nie lubi myśleć, ale pod wpływem tego filmu może sobie zacząć zadawać niewygodne pytania. Aida powróciła do szkoły jako nauczycielka, którą była przed wojną. Czy w rzeczywistości są takie nauczycielki? Czy ktoś, wiedząc o ich przeszłości i krzywdach im wyrządzonych, wpuści je między swoje dzieci? Tego się nie dowiemy, tak samo jak tego, co czuje Aida patrząca na szkolną akademię, tańczące na scenie dzieci, bijących brawo i ocierających łzy rodziców – ludzi, którzy prowadzili autobusy, ludzi, którzy strzelali, zakopywali albo „jedynie” odwracali wzrok, słysząc strzały nieopodal swoich domów.
Wielowymiarowy portret zbrodniarzy
Choć film koncentruje się na głównej bohaterce, to jego atutem są także role drugoplanowe, które przypadają postaciom, w przeciwieństwie do fikcyjnej Aidy, historycznym. Choć film stroni od politycznie poprawnego relatywizmu i pokazuje jasno, kto był winny i odpowiedzialny za zbrodnię w Srebrenicy, to nawet negatywni bohaterowie są przedstawieni w nim wielowymiarowo. Bardzo ludzki i tragiczny aspekt, mimo ostatecznie negatywnej oceny, jaka wybrzmiewa z całości filmu, można zauważyć w postaci komendanta holenderskiego batalionu Thoma Karremansa. Istniał on w rzeczywistości, a grający go Johan Heldenbergh oprócz fizycznego podobieństwa, zdołał odtworzyć jego gestykulację, mimikę i sposób bycia. W filmie komendanta Karremansa poznajemy już w pierwszej scenie podczas spotkania z burmistrzem Srebrenicy. Ten informuje go, że Wojsko Republiki Serbskiej zaczyna wchodzić już do miasta, a tym samym mieszkający tam Boszniacy są narażeni na śmierć. Karremans zapewnia go, że Srebrenica jest bezpieczną strefą, a Serbowie wiedzą, że jeśli złamią ultimatum, to zostaną zaatakowani przez siły międzynarodowe. Burmistrz próbuje wyjaśnić, że ultimatum zostało właśnie złamane, a Serbowie nie cofną się przed niczym. Karremans przyciśnięty do muru przez burmistrza, nie jest w stanie obiecać, że zagwarantuje im bezpieczeństwo. Komendant stara się zaalarmować dowództwo, wydzwania co prawda do siedziby ONZ i swoich przełożonych, aby powiedzieć im, że nadchodzi niebezpieczeństwo, ale telefon znacząco milczy. Potem jest już tylko gorzej. Z godziny na godzinę Karremans orientuje się, że w bazie ciężko będzie pomieścić napływające masy, więc po wpuszczeniu kilkuset osób zamyka ją bezpowrotnie. Przeczuwa już, że Serbowie szykują rzeź, choć nie do końca chce w to wierzyć. Mimo oczywistych przesłanek oraz bezpośrednich błagań i ostrzeżeń Aidy, odsuwa od siebie tę myśl, nie chce podejmować żadnych konkretnych działań, chce zachować „neutralność”. Choć: „Czy brak reakcji, nie jest rodzajem reakcji?” – stawia sobie pytanie widz obserwując szamotaninę Holendra. Pierwsze sceny ukazują go jako uczciwego człowieka, żołnierza starającego się wypełnić swoje zadanie jak najlepiej. Jednak z biegiem czasu, pod wpływem serbskich nacisków i manipulacji, Karremans staje się coraz bardziej bezwzględnym biurokratą, który nie odważa się zareagować: pozwala na wywiezienie cywili gromadzących się pod bazą oraz ostatecznie otwiera bramę i wydaje tych, którzy schronili się w środku. W pamięć zapada scena, kiedy jeden z młodych holenderskich żołnierzy stojący na wejściu do bazy, ubrany w krótkie spodenki jasnowłosy chłopak, płacze. Nadchodząca katastrofa staje się oczywista, ale Karrermans nadal powtarza, że Serbowie transportują Boszniaków na tereny kontrolowane przez ich Armię, choć sam raczej nie wierzy w powtarzane przez siebie tępo i coraz bardziej automatycznie słowa. Zachód w Srebrenicy zdradził Bośnię, a ona po dziś dzień, również poprzez dzieło Žbanić, próbuje o tym przypominać.
Na drugim biegunie mamy postać serbskiego komendanta Ratka Mladicia. Widzimy go podczas cynicznych „negocjacji” z przedstawicielami cywili Boszniaków chroniących się w bazie oraz podczas triumfalnego przemarszu przez zdobytą Srebrenicę. Widzimy, jak manipuluje Holendrami, próbując zachować pozory profesjonalnej rozmowy. Każdy, kto miał okazję obejrzeć oryginalne nagrania generała Mladicia ze Srebrenicy (wojna w Bośni była jednym najlepiej udokumentowanych filmowo konfliktów zbrojnych XX wieku), doceni grę aktorską Borisa Isakovicia, który, mimo iż nie jest fizycznie podobny do pierwowzoru, z niesłychaną dokładnością oddał dykcję, sposób mówienia i zachowania Mladicia. Choć filmowy Karremans określa go mianem monstrum, to jednak widz nie widzi tego oblicza bezpośrednio. Generał na pierwszy rzut oka jest profesjonalnym żołnierzem, partnerem do rozmowy jak równy z równym, jednak czasem wypada z tej roli, co widać na przykład w seksistowskich i pogardliwych komentarzach skierowanych do jednej z kobiet, która była przedstawicielką cywili. Jego butę widać także w stosunku do własnych żołnierzy. Takich smaczków jest w filmie dużo i choć niezorientowany widz ich nie dostrzeże, to świadczą o tym, że celem Žbanić nie była sztampowa, „edukacyjna” produkcja na potrzeby Zachodu, w której Serb jest uosobieniem wcielonego zła. Zło jest nazwane, ale ma różne oblicza i odcienie. Dokumentalizm głównej osi czasowej filmu jest szczegółowy i nie dotyczy tylko ról drugoplanowych, ale też scenografii i kostiumów. Widać, że reżyserka postawiła na bardzo rzetelny faktograficzny research, przez co do tej pory nie zostały wytknięte żadne rażące odstępstwa od udokumentowanych zdarzeń w Srebrenicy.
Jasmila Žbanić, nie bała się też stworzyć portretu zbiorowego zbrodniarzy, choć w powojennej Bośni panuje dziwna maniera unikania nazywania sprawców w imię politycznej poprawności. Mają oni w filmie różne oblicza: od wspomnianego już generała Ratka Mladicia poprzez zwykłych anonimowych ludzi – żołnierzy gotowych do spełnienia każdego rozkazu bez mrugnięcia okiem (widać to dobrze w szokującej scenie rozstrzelania burmistrza) oraz kierowców autobusów – cywili odwożących ofiary na miejsca kaźni, czy ludzi pijących kawę na balkonie, podczas gdy w budynku obok dochodzi do masowych egzekucji, na agresywnym, podpitym i chamskim watażce Joce kończąc. Jego rola, zagrana po mistrzowsku przez Emira Hadžihafizbegovicia, jest kontynuowana w drugiej części filmu. To on zamieszkuje po wojnie w mieszkaniu Aidy i to on potem roni łzy wzruszenia podczas szkolnej akademii, a koniec końców to jego żona przekazuje Aidzie, w ukryciu przed mężem, pamiątki rodzinne zastane w zajętym mieszkaniu.
Quo vadis, Bośnia?
Ostatnim, ale bardzo ważnym, aspektem, któremu warto się przyjrzeć, jest tło społeczne, jakie Žbanić kreśli przez cały film. Naturalizm i dynamikę ujęć zarezerwowała na wydarzenia dziejące się w holenderskiej bazie, a do opisywania przeszłości i przyszłości używa innych niż dokumentalne środków wyrazu. Poprzez szereg retrospekcji z życia Srebrenicy los jej mieszkańców staje się widzowi jeszcze bliższy i tym bardziej dramatyczny i dojmujący. Burmistrza Srebrenicy (kolejna doskonała rola drugoplanowa Ermina Bravo) poznajemy na spotkaniu z komendantem Karremansem, a potem przyglądamy się jego błyskawicznej śmierci poprzez rozstrzelanie podczas pierwszych chwil zajęcia przez serbskie siły miasta. Ale widzimy go też w najbardziej poetyckiej scenie filmu, wspomnianej już retrospekcji pewnego przedwojennego sylwestra. Stylistyka przypominająca teledysk pokazuje nam po kolei postaci pierwszo i drugoplanowe, ich beztroskę, ale tak naprawdę obrazuje szaleństwo, bo takim w obliczu nadchodzącej apokalipsy jaką było ludobójstwo, wydaje się być zwykłe życie – bal sylwestrowy i symboliczne, transowe kolo (bałkański ludowy taniec), które tańczą patrząc martwo w kamerę i prosto w oczy widza bohaterowie filmu, wydają się dziwne i szalone właśnie. Normalna przeszłość to majak, zatarte wspomnienie, które nawet nie wiadomo, czy się wydarzyło i czy w ogóle wspólne, spokojne życie w przedwojennej Srebrenicy było prawdą.
W podobnej stylistyce Žbanić pokazuje egzekucje – najbardziej znamienna jest scena, w której rodzina pijąca w upalny letni dzień popołudniową kawę na balkonie, nie reaguje na serie strzałów z automatycznych karabinów oraz krzyki stłoczonych w budynku ludzi. Dziejąca się obok tragedia nie wytrąca nikogo z równowagi. Przywodzi to na myśl karuzelę kręcącą się jakby nigdy nic, zaraz obok murów płonącego getta z Campo di fiori Czesława Miłosza. Film Žbanić także jest próbą „buntu, które wznieci słowo poety”. Zarówno zwykłe życie sprzed wojny, jak i brak reakcji świadków – miejscowych jak i międzynarodowych, sugerują zbiorowe szaleństwo, masową hipnozę nakręconą spiralą nienawiści, która ostatecznie doprowadziła do tych zdarzeń.
Ostatnia, finałowa scena otwiera kolejne pole interpretacyjne. Co myśli Aida, już po wojnie, będąc w roli nauczycielki w serbskiej szkole w Srebrenicy, patrząc na beztrosko tańczące dzieci i ich wzruszonych, roześmianych rodziców, którzy tak niedawno cudze dzieci wysłali na niechybną śmierć? Czy tylko czuje żal za swoimi dziećmi i smutek, rozczarowanie, niedowierzanie, że tak potoczyło się jej własne życie oraz życia tysięcy innych kobiet z Bośni, a może jednak w jej oczach migocą pewne niebezpieczne iskierki? W sumie jest to kobieta, która nie ma już nic więcej do stracenia, zdaje się nam pokazywać Žbanić.
Na koniec pochylmy się jeszcze nad samym tytułem filmu – „Quo vadis, Aida”. Przez polskiego dystrybutora łaciński zwrot, nie wiedzieć czemu, został wycięty, a szkoda, bo tym retorycznym pytaniem reżyserka zwraca się nie tylko do tytułowej bohaterki. Skoro Aida uosabia losy zbiorowe, to tak naprawdę film zadaje pytanie – dokąd zmierza świat, w którym taka zbrodnia, jaką była Srebrenica, wydarzyła się naprawdę? Dokąd zmierza dzisiejsza Bośnia? Dokąd zmierzają ofiary i oprawcy, a dokąd niemi świadkowie tej zbrodni?