fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Adriana Porowska: Potrzebujemy systemowych rozwiązań dla uchodźców z Ukrainy!

Na Dworcu Zachodnim mogę komuś doraźnie pomóc i skierować go na krótki pobyt do dużej hali, na przykład w Nadarzynie. Tam powinien być skupiony transport międzynarodowy. Przecież ja z hali Dworca nie jestem w stanie należycie sprawdzić organizacji z Holandii, Finlandii czy Włoch.
Adriana Porowska: Potrzebujemy systemowych rozwiązań dla uchodźców z Ukrainy!
ilustr.: Stanisław Gajewski

Z Adrianą Porowską, prezeską Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, a obecnie koordynatorką wolontariuszy na Dworcu Zachodnim, rozmawia Szymon Rębowski. Wywiad został przeprowadzony 21 marca.

***

Znajdujemy się na Dworcu Zachodnim, na który wciąż masowo przybywają uchodźcy z Ukrainy. Jak powstała i czym zajmuje się grupa wolontariuszy, która tutaj – na Dworcu – zajmuje się pomocą uchodźcom?

Od lat działam w Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, która pomaga osobom doświadczającym bezdomności. Prowadzimy schronisko, mieszkania treningowe, ale też wyjeżdżamy do ludzi, którzy znajdują się w przestrzeni publicznej. Terenem naszego działania jest między innymi Dworzec Zachodni. Przyjechałam tu w pierwszych dniach wojny – w poniedziałek 28 lutego i po prostu tu zostałam. Razem ze spontanicznie przybyłymi wolontariuszami pomagałam ludziom odnaleźć się w przestrzeni, roznosić walizki. W efekcie rozpoznałam potrzeby przyjeżdżających tu osób. Podzieliłam ich na trzy kategorie. Jedni potrzebują tylko i wyłącznie informacji o tym, jak przesiąść się w dalszą podróż i pomocy w przeniesieniu wszystkich toreb. Druga grupa to osoby, które potrzebują zostać na dwa, trzy dni w Warszawie, bo na przykład mają kolejny bilet w późniejszym terminie. Trzecią grupę tworzą ci, którzy potrzebują od nas większej liczby informacji i większego wsparcia. Do każdej z grup uchodźców skierowani są inni wolontariusze, których łatwo rozpoznać po kolorach kamizelek.

Co zaobserwowała Pani w pierwszych dniach konfliktu?

Przebywając na Dworcu, rozpoznałam potrzeby osób, które przybywają tu z Ukrainy. Te potrzeby nie są skomplikowane, ale jeśli nie są spełnione, to jest to duży problem. Uchodźcy potrzebują na przykład  darmowych ubikacji, darmowej żywność, ale podawanej w godny sposób i z szacunkiem. W związku z tym powstał chociażby biały namiot, którym teraz zajmuje się grupa Żywimy na Zachodnim. Obecnie jestem w stałym kontakcie ze służbami, które tutaj pracują i z właścicielem budynku, Polonusem, ze strażą pożarną, z Wojskami Obrony Terytorialnej, a także z miastem i wojewodą, który od zeszłego tygodnia pomaga zarządzić sytuacją na Dworcu w taki sposób, aby zachowywał on swoją komunikacyjną funkcję, a nie przekształcał się w noclegownię, sypialnię, również dla dzieci. To o tyle ważne, że początkowo na Dworzec przybywało mnóstwo ludzi, którzy potem spali na ziemi, na materacach, na kocach.

Czy można powiedzieć, że w tej chwili sytuacja jest opanowana? Że udało się przywrócić podstawowe funkcje Dworca i że potrzeby przyjeżdżających tu osób zostały zaopiekowane, przynajmniej na podstawowym poziomie?

Mogę tylko powiedzieć, że zrobiliśmy wszystko co możliwe, żeby ludzie nie spali na Dworcu. Jeszcze kilka dni temu na Zachodnim było mnóstwo ludzi, którzy kompletnie nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. W tej chwili już nikt nie śpi na hali Dworca. Są trzy punkty dla matek z dziećmi, które potrzebują kilkugodzinnego odpoczynku przed dalszą drogą, są wolontariusze, którzy pomagają przejść z dworca autobusowego do dworca PKP, a trzeba pamiętać o tym, że to jest trudna droga. Mało tego, wolontariusze, którzy ze mną współpracują, mówią po ukraińsku albo po rosyjsku, dzięki czemu są w stanie udzielić więcej informacji zestresowanym ludziom, którzy często podróżują już od bardzo wielu dni.

Schemat Dworca razem z wojewodą i miastem mamy opracowany, doskonale wiemy, kto i czym powinien się zajmować. Cały czas pracujemy nad udoskonaleniem tego systemu i jeśli pojawiają się błędy, to po prostu wprowadzamy zmiany. Sama zajmuję się wolontariuszami informacyjnymi i robię wszystko co możliwe, żeby ci ludzie byli tu 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.

Jak obecnie wygląda współpraca z samorządem i z poziomem rządowym reprezentowanym przez wojewodę? Czy obecnie państwo wspiera wolontariuszy na Dworcu w odpowiedni sposób? Jeszcze dwa tygodnie temu tego wsparcia było chyba za mało?

Jesteśmy na bardzo dobrej drodze. Jestem z nimi w dobrym kontakcie. Rano mamy odprawy, dysponuję bezpośrednimi numerami telefonu, a urzędnicy, zarówno z miasta, jak i ci podlegający wojewodzie, odbierają, kiedy dzwonię.

Wojna na Ukrainie trwa już prawie miesiąc. Jakie emocje towarzyszą uchodźcom, którzy tu przyjeżdżają – zarówno te związane z wojną, ale też z dalszą podróżą albo decyzjom o pozostaniu w Polsce?

Na początku widziałam tu ludzi z bardzo dużą ilością walizek, którzy dokładnie wiedzieli, dokąd mają pojechać. Teraz jest zdecydowanie mniej takich osób, jest więcej osób zagubionych, które kompletnie nie wiedzą, co mają ze sobą zrobić, mają cały dobytek w jednej reklamówce i w związku z tym potrzebują bardzo dużo wsparcia. To są osoby, które doświadczyły bezpośrednio nie tylko alarmu syren, ale bardzo często też po prostu straty bliskich. Ci „nowi” uchodźcy potrzebują od nas nie tylko haseł, że jesteśmy solidarni z Ukrainą, ale bardzo konkretnego wsparcia – podania ręki i bezpiecznego przeprowadzenia z punktu A do punktu B. Koniec spontaniczności, potrzebujemy regularnej, prawdziwej pracy.

W jakim stanie są wolontariusze, część z nich jest tu już od miesiąca, domyślam się, że może być to bardzo trudne przeżycie.

Wolontariusze poświęcili się całkowicie, byli tu po dwadzieścia parę godzin, niektórzy spali tu, na miejscu. Tak nie może być, bo byśmy się wykończyli. Dlatego szybko stworzyliśmy aplikację do zapisywania się na czterogodzinne dyżury, żeby ludzie mogli wymieniać się całą dobę. Ale w związku z tym potrzebujemy dużo więcej osób, które mogą pomagać. W związku z tym staram się nawiązać kontakt ze wszystkimi możliwymi strukturami, które skupiają ludzi. Od kleryków przez osoby doświadczające bezdomności, które są wolontariuszami, po wolontariat pracowniczy. Pomagają nam posłanki, posłowie, ambasadorowie, którzy też udzielają informacji. Dzięki temu, że są z nami na Dworcu, wiedzą, z jakimi problemami się borykamy, są w stanie wprowadzać odpowiednie zmiany. Miałam już kontakt z osobami z ONZ, z Komisji Praw Człowieka czy z RPO. Potrzebujemy zmian systemowych.

Kiedy mówi Pani o tym, że uchodźców wspierają zarówno osoby w kryzysie bezdomności, jak i ambasadorowie czy posłanki, to przychodzi mi do głowy określenie „pospolite ruszenie”, które już w kilku miejscach pojawiało się w związku z pomocą dla uchodźców z Ukrainy. Pierwszym odruchem polskiego społeczeństwa wobec przyjeżdżających była niewątpliwie solidarność, bez której to „pospolite ruszenie” nie byłoby możliwe. Czy ta postawa może utrzymać się dłużej? Jakie są największe zagrożenia które mogą ją zablokować, patrząc szerzej, nie tylko na sam Dworzec.

Jako obywatele zdaliśmy egzamin na szóstkę. To jest niesamowite. Widziałam tu pojedyncze prywatne osoby, starające się zaopiekować uchodźcami, przekazujące pieniądze, kupujące bilety czy taksówki, ale też małe organizacje, które zaczęły po prostu formułować działania. Na Dworcu działa Grupa Zasoby i Dom Ukraiński w Warszawie, które organizują noclegi. Uchodźców wspiera również grupa Żywimy na Zachodnim, tworzą ją prywatne osoby, które szybko postawiły namiot i przekazują w nim ciepłe posiłki. Teraz wspomagają nas taksówki FreeNow, mamy kody do tych taksówek i ludzie, którzy potrzebują przemieścić się po Warszawie, a mają na przykład dużo pakunków, są z małymi dziećmi, mogą do tej taksówki bezpiecznie wsiąść.

Są też jednak rzeczy niezałatwione, które mnie straszliwie martwią. Przykładem jest transport, w tym międzynarodowy. Ja już nie mówię o zagrożeniu handlem ludźmi, co mnie po prostu przeraża. Opowiem o sytuacji z dzisiaj. Kobieta wysiadła z dzieckiem i zostawiła dokumenty w autobusie. Ona nie wie, co to był za autobus, autobus odjechał z paszportem tego dziecka, a ta rodzina miała kupione bilety na samolot do Włoch. Nie jesteśmy w stanie tego sprawdzić, skontaktować się z przewoźnikiem, bo nie wiadomo, kto to był. Takie rzeczy muszą być unormowane. Wielokrotnie powtarzałam, że pierwsza linia powinna być na granicy. Uchodźcy już tam powinni wsiadać z podstawowymi informacjami, żeby mieli czas przez te kilka godzin zastanowić się, co dalej. Ludzie, którzy uciekają przed wojną, znają Warszawę jako stolicę. Nie mają pojęcia, na jaką pomoc mogą liczyć w innych miastach. Warszawa już w tym momencie się zapchała – nie mamy odpowiedniej liczby mieszkań. Te trzy tygodnie, miesiąc pobytu gości w domach ludzi zaraz się skończy. Hale, te duże, przyjmują tylko na kilka dni. Potrzebujemy myślenia systemowego. Na Dworcu Zachodnim mogę ułatwić ludziom odnalezienie się w tej sytuacji i kieruję ich na krótkie pobyty, chociażby w Nadarzynie w bardzo dużych halach. Tam powinien być skupiony transport międzynarodowy. Przecież ja z hali Dworca nie jestem w stanie należycie sprawdzić organizacji z Holandii, Finlandii, Hiszpanii, Portugalii czy Włoch. Mamy tutaj do czynienia z takimi sytuacjami, że ktoś nieletni sam przekracza granicę. Wchodzi na Dworzec i co dalej? Przekonujemy go, żeby skontaktowała się z mamą i że może to nie jest świetny pomysł, żeby dalej podróżował samodzielnie do Niemiec, nie wiadomo do kogo. Przed chwilą rozmawiałam z panem, który ma 80 lat i z Ukrainy przyjechał do Polski po to, żeby dostać się na Białoruś, bo tam jest jego rodzina. On kompletnie nie rozumie, co się dzieje. Zdążył zgubić już torbę i dokumenty. I co chwila wyłapujemy go po to, by zaprowadzić go do hali w Nadarzynie, żeby ktoś przejął nad nim pełną opiekę. Pamiętajmy, że na początku przyjechali ludzie sprawni, którzy wcześniej podróżowali i znali swój cel. Teraz zaczynają przyjeżdżać osoby, które całkowicie nie rozumieją, w jakim są kraju i wymagają 100% obsługi jeden na jeden często przez kilka godzin.

Co należy zrobić, żeby to „pospolite ruszenia” przekuć na kilkumiesięczną czy wieloletnią systemową adaptację Ukrainek i Ukraińców w naszym społeczeństwie?

Ponieważ ja stoję cały czas na hali Dworca i nie potrafię z niej wyjść, to mam nadzieję, że jest ktoś mądry, kto pomyślał o tym, jak wesprzeć tych wszystkich ludzi, którzy przyjeżdżają do Polski – kobiety z malutkimi dziećmi, straumatyzowane, nieznające języka polskiego. Utopią jest myślenie, że te kobiety pójdą szybko do pracy, że łatwo się odnajdą. One myślą, że przyjechały tu na kilka tygodni. Boją się często wyjechać dalej, bo swoich mężów i rodziny mają w Ukrainie. Myślą, że będąc blisko granicy, szybko dostaną się na Ukrainę z powrotem. Musimy pamiętać, że jeśli ktoś pojedzie teraz do Hiszpanii, Portugalii czy Finlandii, to będzie musiał potem jakoś wrócić na Ukrainę, będzie cały czas o tym myślał. To nie są ludzie, którzy dobrowolnie wyjechali z Ukrainy i będą łatwo adaptować się w innych krajach. Często połowa rodziny została tam. Mam nadzieję, że ktoś już dziś myśli o tym, jak chociażby zorganizować system edukacji. Wiem, że małe gminy zapraszają tych ludzi do siebie, ale oni muszą mieć gdzie pracować. Pamiętam czas sprzed wojny w Ukrainie, widziałam mnóstwo osób, które przyjeżdżały z małych miejscowości, bo tam nie było mieszkań, nie było pracy, nie mogli się tam realizować. Utopią jest myślenie, że ludzie, którzy mają wyższe wykształcenie, przyjadą do Polski pielić truskawki. Musimy na to uważać, musimy z szacunkiem podejść do tych ludzi.

Co możemy zrobić, żeby pomoc dla uchodźców na Dworcu Zachodnim ciągle trwała?

Mam nadzieję, że za waszym pośrednictwem trafię do ludzi, którzy przyjdą nas wesprzeć. Na stronie Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej jest aplikacja, proszę, wpisujcie się na dyżury, bo jeśli pytacie mnie, jak odciążyć wolontariuszy, to tylko poprzez napływ nowych osób. Gwarantuję, że przeszkolę każdego i każdy będzie wiedział, co tu robić!

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×