fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Aborcja jest złem. I co dalej?

Wybór, do którego się odnosimy, rozgrywa się w sytuacji tragicznego konfliktu. Zapominanie o tym to źródło patologizacji dyskusji, w której często profanuje się świętość ludzkiego cierpienia.
Aborcja jest złem. I co dalej?
ilustr.: Agnieszka Wiśniewska

W dyskusji na temat aborcji jest co najmniej rozczarowujące, że po obu stronach barykady słychać głównie tych, którzy stracili z pola widzenia najistotniejsze – jak sądzę – fakty.

Prawo a heroizm

Pierwszy jest taki, że to, czy aborcja jest złem, nie stanowi problemu etycznego. Bo jest. Niezależnie od tego, czy uznajemy, że przed narodzinami człowiek ma status osoby, nie mówimy o zabiegu kosmetycznym. Kiedy się jej dokonuje, to jest już efekt zła, które zaistniało wcześniej – gwałtu, odrzucenia przez społeczeństwo, zagrożenia życia, ewentualnie własnej niedojrzałości. Aborcja sama w sobie potrafi powodować traumę i wiąże się ze zniszczeniem istnienia, które przecież– w ten czy inny sposób, potencjalny czy aktualny– jest istnieniem ludzkim. Mówi nam o tym biologia, nie Kościół katolicki. Problemem etycznym jest to, czy i pod jakimi warunkami wolno dokonać tego dramatycznego aktu. Przyjmowanie retoryki „moje ciało, mój wybór”, „nie chcesz aborcji, to jej sobie nie rób” to obelga dla kobiet, które musiały udźwignąć realny ciężar tej decyzji moralnej. To nie jest kwestia wyboru rozumianego jako swobodna decyzja. Mówienie o aborcji w ten sposób na starcie ustawia dyskusję na złych torach. „Wybór”, do którego się odnosimy, rozgrywa się w sytuacji tragicznego konfliktu. Zapominanie o tym jest źródłem patologizacji dyskusji, w której często profanuje się świętość ludzkiego cierpienia.

Można, oczywiście, wskazać przypadki, w których aborcja jest złem dokonanym bez najwyższej konieczności i z premedytacją. Nie jestem przekonany, czy broniących takich postępków libertarian można traktować zupełnie poważnie. Wierzę, że istnieje pewien stopień intensyfikacji niesmacznych i nieistotnych dla prawdziwego dramatu opinii, który sprawia, że ich reprezentanci zasługują na wyłączenie z debaty; jednych one rozjuszają, drugich kompromitują, a wszystkich odwodzą od meritum. Problem w tym, że uczestnicy Czarnego Protestu podnoszą raczej te argumenty, na które zwolennicy bezwzględnego zakazu aborcji nie mogą pozostawać głusi. Choćby na – jaskrawy przecież – problem wyrażony w pytaniu o to, jak prawo może zmuszać kobiety do heroizmu. Wybiegi są dwa: twierdzi się albo, że to nie heroizm, bo tak się po prostu robić powinno (co zrównuje bohaterskie macierzyństwo, przyczynę kanonizacji choćby Gianny Beretty Molli, z „brakiem znamion popełnienia przestępstwa”), albo mówi się „no cóż, trudno, to wielka tragedia, dramatyczny wypadek losowy, musimy się z tym pogodzić”.

Żadne z tych uzasadnień nie może być i nie będzie traktowane poważnie, dopóki argumenty strony przeciwnej nie spotkają się ze zrozumieniem i odpowiedzią, ponieważ – zmierzmy się z tym – wątpliwości są zasadne. Nie wydaje się przekonująca także argumentacja, wedle której należy post factum rozdzielić porządek prawny (realizację prawnego obowiązku) i moralny (heroizm, który rozpatrujemy niejako „obok” przepisów prawnych, istniejących swoją drogą). Nie można stanowić prawa ze względu na nakazy moralne, a potem pozbywać się tej konsekwencji przy ocenie czynów. Jestem przekonany, że obrona zakazu aborcji nie musi być konfesyjna, ale statystycznie w wielkiej mierze jest, bo część przedstawicieli tego stanowiska „nie odrabia pracy domowej” i nie wychodzi poza aksjomat.

Gdzie ci mężczyźni?

Sprawą na tyle delikatną i kontrowersyjną, że niemal pomijaną w debacie, jest miejsce mężczyzn w całym problemie. Nikt rozsądny, oczywiście, nie będzie dyskutował z faktem, że to kobieta znosi trudy ciąży i porodu. Kiedy mężczyzna zawodzi, to ona zostaje sama i musi walczyć o siebie i o swoje dziecko. To także jej zdrowie i życie spoczywa na szali w razie komplikacji. Mam jednak poczucie, że fakt ten został doskonale politycznie zagospodarowany. Abstrahuję teraz od wspomnianych wyżej sytuacji granicznych, odnosząc się do dalszych konsekwencji pewnego typu retoryki, jednak uczynienie z problemu aborcji przedmiotu solidaryzacji kobiet przeciwko opresji mężczyzn jest rozrysowaniem linii granicznej pomiędzy nimi a ojcami dzieci.

Wiem, jak niepopularny jest to pogląd, jednak ośmielę się go wyrazić: ojcowie – i mężczyźni w ogóle – są zarówno oskarżani o brak aktywności, jak i wyśmiewani, gdy zajmują głos „w kobiecej sprawie”. Oczekuje się ich udziału i zarazem knebluje im usta. W liberalnym „my body, my choice” ojciec nie jest brany pod uwagę, chyba że jako figura nieobecna lub uległa. Na pewno jednak nie jako ktoś, kto pozostaje do dziecka w najbliższej z możliwych relacji, relacji rodzicielstwa. Odnoszę wrażenie, że napędza się w ten sposób ruch błędnego koła. Tak zwana wolność wyboru i bezradność wobec braku ratunku są dwiema stronami tej samej monety, którą dowolnie się żongluje. Niestety: bywa, że cynicznie.

***

Efekt całego zamieszania? Stronnictwo „pro-life” widzi w uczestnikach Czarnego Protestu ludzi, którzy traktują aborcję jako środek antykoncepcyjny, a „pro-choice”– w przeciwnikach aborcji fanatycznych katolików, którym Prawo i Sprawiedliwość zrobiło pranie mózgu. Ani jedno, ani drugie – jak mniemam – nie jest prawdą. Racjonalna dyskusja nie jest zagrożeniem ani dla prawdy, ani dla dobra. Niewykluczone, że rozwiązanie prawne może pochodzić tylko od siły politycznej. Jestem jednak przekonany, że nastrój wojny plemiennej nie służy nikomu. Jeśli dyskutujemy o sprawie najważniejszej, jaką jest ludzkie życie, i chcemy zająć stanowisko moralne, celowe zamykanie oczu na ogromne zniuansowanie problemu jest złem. Jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za czyny, ale i poglądy, które głosimy, więc leży w naszym najlepszym interesie, by poddawać je nieustannym próbom. Trudno jednak usłyszeć, co ma do powiedzenia druga strona, kiedy samemu ciągle się krzyczy.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×