fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

64. Berlinale: Kino z każdego zakątka świata


Według „Słownika wyrazów obcych” Władysława Kopalińskiego festiwal to: „okresowa uroczystość, złożona z imprez (często także konkursów) artystycznych oraz spotkań, umożliwiających przybyłym z różnych stron uczestnikom nawiązanie kontaktów kulturalnych”. Berlinale to kwintesencja festiwalu.
 
Rokrocznie zarówno w berlińskich sekcjach konkursowych, jak i pozakonkursowych prezentowane są filmy twórców z całego świata. Nie inaczej było tym razem. Wystarczy sprawdzić, gdzie zostały wyprodukowane dzieła, które wyróżniono. W konkursie głównym najważniejsze nagrody otrzymały filmy z Chin i Hongkongu („Black Coal, Thin Ice”), Wielkiej Brytanii i Niemiec („The Grand Budapest Hotel”) oraz Stanów Zjednoczonych („Boyhood”); za najlepszy debiut uznano zaś pokazywany w Panoramie film meksykański („Güeros”), a prestiżową nagrodę publiczności w tej sekcji zdobyła produkcja etiopska („Difret”). Spośród zaprezentowanych filmów dokumentalnych publiczności najbardziej przypadł do gustu szwajcarski „Der Kreis” („The Circle”), a w sekcji Generation główne wyróżnienia przypadły w udziale indyjskiemu „Killa” („The Fort”) oraz australijskiemu „52 Tuesdays”. W niekonkursowej sekcji Forum jury ekumeniczne wyróżniło natomiast grecko-niemiecki film „Sto spiti” („At Home”), a dziennikarze docenili japońską „Formę”.
 
Za różnorodnością geograficzną idzie zróżnicowanie ekonomiczne, tematyczne i formalne. W ciągu dziesięciu dni w niemieckiej stolicy (także zróżnicowanej – ekonomicznie, etnicznie, społecznie i światopoglądowo) można obejrzeć wysokobudżetowe produkcje w gwiazdorskiej obsadzie („The Monuments Men” czy wspomniany już „The Grand Budapest Hotel”), kino środka (głównie w Panoramie oraz konkursie głównym) oraz filmy niezależne, często eksperymentalne (zwykle w sekcji Forum). Dzieła zaangażowane politycznie („Another World” – dokument na temat serii demonstracji, które przyjęło się określać mianem ruchu Occupy Wall Street), reinterpretujące historię („Concerning Violence” dotykający historii kolonializmu), przełamujące społeczne lub seksualne tabu („Fucking different XXY” – seria krótkich filmów dotyczących nietypowych zwyczajów seksualnych, które wykraczają poza społeczne normy), ale też poważne dramaty („Jack”) czy filmy przewrotnie pytające o sens wiary („Stations of the Cross”). Nie brakuje również sprawnie zrealizowanego kina gatunkowego („’71”) czy rozrywkowego („In Order of Disappearance”) oraz typowego dla festiwali zderzenia uznanych mistrzów ze zdolnymi debiutantami oraz prekursorami. Zróżnicowany jest także poziom filmów prezentowanych podczas Berlinale – i właśnie ten aspekt festiwalu wymaga od widzów oraz krytyków najwięcej cierpliwości oraz wyrozumiałości.
 

Black Coal, Thin Ice - reż. Bai Ri Yan Huo

Konkurs główny: Azja i reszta świata
 
Wydawać by się mogło, że w najbardziej prestiżowym konkursie głównym jednego z trzech największych, obok Cannes i Wenecji, europejskich festiwali powinny być prezentowane przede wszystkim filmy dobre i bardzo dobre. Wizyta w Berlinie pozwala jednak nie tyle zapoznać się z tym, co obecnie najlepsze w filmowym świecie, ile zorientować się w kondycji współczesnego kina. By trafić na dzieło wybitne, zazwyczaj trzeba wcześniej obejrzeć wiele filmów niedopracowanych, z mniejszymi lub większymi brakami, a czasem wręcz dramatycznie złych. Zaletą przedzierania się przez kinową średnicę jest jednak jej różnorodność. Mimo że trudno uznać Berlinale za filmową ucztę (bo w przypadku wielu filmów łatwo o niestrawność), to ogromny zasięg festiwalu pozwala zorientować się w dominujących tendencjach oraz kondycji kinematografii z najróżniejszych zakątków świata – zarówno czołowych rynków, jak i tych średnich, a nawet dopiero wschodzących.
 
Selekcjonerzy konkursu głównego zasugerowali dwa kierunki – najwięcej było produkcji i koprodukcji niemieckich, a drugą w kolejności siłą festiwalu miało się stać kino azjatyckie. Jedną z tych sugestii chwyciło międzynarodowe jury w składzie: Barbara Broccoli (USA), Trine Dyrholm (Dania), Mitra Farahani (Iran), Greta Gerwig (USA), Michel Gondry (Francja), Tony Leung (Chiny), Christoph Waltz (Austria) i przewodniczący – James Schamus (USA). Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście chińsko-hongkoński zdobywca Złotego Niedźwiedzia, „Black Coal, Thin Ice” („Bai Ri Yan Huo”) w reżyserii Diao Yinana, w którym wystąpił również uhonorowany nagrodą dla najlepszego aktora Liao Fan. Jury wyróżniło jednak jeszcze dwa azjatyckie filmy: japoński „The Little House” („Chiisai Ouchi”) oraz chińsko-francuski „Blind Massage” („Tui Na”). Występująca w pierwszym z nich Haru Kuroki wyjechała z Berlina z nagrodą dla najlepszej aktorki, natomiast autor zdjęć do drugiego z wymienionych filmów otrzymał Srebrnego Niedźwiedzia za szczególny wkład artystyczny.
 
Niemiecki honor uratował nagrodzony za scenariusz „Stations of the Cross” („Kreuzweg”), przez krytyków typowany na jednego z faworytów konkursu głównego, obok najbardziej chwalonego amerykańskiego „Boyhood” Richarda Linklatera, który w Berlinie nagrodzono jednie za reżyserię, chociaż należała mu się również nagroda dla filmu otwierającego nowe perspektywy artystyczne. Niespełna trzygodzinna opowieść o dojrzewaniu powstawała 11 lat, dzięki czemu twórca uchwycił zmiany zachodzące w bohaterach (i wcielających się z nich aktorach), co było zabiegiem dalekim od typowości. Ale znając umiłowanie reżysera do eksperymentowania z czasem i realizowania serii, za 11 lat można spodziewać się kolejnej części. Być może wtedy Berlin doceni Amerykanina.
 
Wspomnianą nagrodę dla filmu otwierającego nowe artystyczne perspektywy otrzymał natomiast „Life of Riley” („Aimer, boire et chanter”) zasłużonego dla światowej kinematografii Alaina Resnais, co wzbudziło wiele kontrowersji. Znany choćby z tak wybitnych dzieł jak „Hiroszima, moja miłość” czy „Zeszłego roku w Marienbadzie” twórca nakręcił film pretensjonalny, sztuczny, błahy i teatralny w złym tego słowa znaczeniu. Dziwi zarówno nieporadność doświadczonego reżysera, jak i brak wyczucia jury. Drugą kontrowersyjną – w moim odczuciu – decyzją było przyznanie najważniejszej po Złotym Niedźwiedziu nagrody filmowi Wesa Andersona. Bujna wyobraźnia twórcy, konsekwencja w budowaniu niepowtarzalnych światów i gwiazdorska obsada niewątpliwie przemawiają na korzyść „The Grand Budapest Hotelu”. Nie zmienia to jednak faktu, że za sprawą Srebrnego Niedźwiedzia wyniesiono kino komercyjne ponad ambitniejsze „Boyhood”, „Stations of the Cross” czy zupełnie niedocenione, a również wartościowe „’71”, „Aloft” czy „Jacka”. Szkoda, bo niektóre z tych filmów miały do powiedzenia coś nowego, podczas gdy „The Grand Budapest Hotel” to stary, doskonale znany, aczkolwiek – trzeba przyznać – dobry i solidny (chociaż wciąż bardziej rozrywkowy niż ambitny) Wes Anderson.
 

Difret - reż. Zeresenay Berhane Mehari

Bogactwo Berlinale
 
Wielką zaletą Berlinale jest mnogość sekcji, w których prezentowanych jest wiele filmów, dzięki czemu można przez dziesięć dni omijać prestiżowy konkurs główny szerokim łukiem, a mimo to wyjechać z festiwalu usatysfakcjonowanym, bo – wbrew pozorom – najlepsze filmy często kryją się w innych sekcjach. Co najmniej godny uwagi był zaprezentowany w Panoramie Dokumentu film Johna Maloofa i Charliego Siskela „Finding Vivian Maier”, przybliżający interesującą historię oraz ujmującą twórczość ekscentrycznej i tajemniczej fotograf. Ciekawych i sprawnie zrealizowanych dokumentów można jednak było obejrzeć podczas Berlinale znacznie więcej. „The Dog” w reżyserii Franka Keraudrena oraz Allison Berg przedstawia bohatera, który zainspirował Franka Piersona i Sidneya Lumeta do nakręcenia „Pieskiego popołudnia”. A postać to naprawdę barwna – zabawna, a zarazem tragiczna. Ważne miejsce w berlińskim programie zajmują również dokumenty zaangażowane, jak traktujący o somalijskich piratach „Last Hijack” Tommy’ego Pallotty i Femke Wolting czy dotykający problemu kolonializmu „Concerning Violence” Görana Hugo Olssona. Jednak najciekawszy w Panoramie Dokumentu był moim zdaniem ujmujący atmosferą włoskiej winiarni, pogodnym poczuciem humoru, a zarazem interesujący formalnie oraz podejmujący istotne dla każdego człowieka kwestie żywieniowe film „Natural Resistance” w reżyserii Jonathana Nossitera. Bezsprzecznie najlepszym dokumentem był natomiast zaprezentowany w sekcji Berlinale Specials w technologii 3D „Cathedrals of Culture” – sześcioczęściowe dzieło skupiające się na sześciu budynkach interesujących z punktu widzenia architektury, a zarazem ważnych dla kultury. Film trwa niemal trzy godziny i oglądany za jednym zamachem może okazać się nużący oraz przeładowany informacjami, lecz każda z części to małe dzieło sztuki. A połączone stanowią całość zbudowaną na interesującym koncepcie, mistrzowską formalnie oraz pobudzającą intelektualnie.
 

Blind - reż. Eskil Vogt

Na przyzwoitym poziomie stały również niektóre filmy z Panoramy, jak nieco mroczny i tajemniczy „Blind” Eskila Vogta czy wyróżniony Teddy Award „The Way He Looks” Daniela Ribeiro – ciepła historia niewidomego nastolatka zakochanego w koledze z klasy. Nagrodę publiczności zdobył zaś doceniony wcześniej tym samym laurem w Sundance „Difret” Zeresenaya Berhane Mehariego, opowiadający o rażącej niesprawiedliwości etiopskiego prawa oraz okrutnym zwyczaju porywania i gwałcenia młodych dziewcząt, które pragnie się wziąć za żony. W sekcji Forum zaprezentowano m.in. „Everything That Rises Must Converge” w reżyserii Omera Fasta – dokumentalno-fabularną hybrydę o ludziach trudniących się kręceniem filmów pornograficznych. W rolach głównych wystąpili prawdziwi współtwórcy pornobiznesu, a poza interesującym tematem, film jest również ciekawy formalnie. Próbuje łączyć różne punkty widzenia, by przedstawić typowy dzień aktora porno, o ile w jego przypadku coś w ogóle można uznać za typowe.
 
Bogactwo Berlinale polega właśnie na tym, że mimo wielu kiepskich filmów i powodów do utyskiwań, każdy znajdzie tu coś dla siebie. Dla jednych najważniejszy będzie szczegółowo omawiany przez krytyków konkurs główny, a inni powiedzą, że najbardziej wartościowe filmy można zobaczyć w Panoramie. Młodzież może zainteresować się sekcją Generation, a wielbiciele eksperymentów, kina niezależnego i odkrywania nowych trendów z pewnością odkryją coś ciekawego w Forum. Dla koneserów przygotowano retrospektywy (m. in. niemych filmów z muzyką na żywo) oraz pokazy specjalne (choćby najnowszy, nieukończony jeszcze film Martina Scorsese). A mi najbardziej do gustu przypadły berlińskie dokumenty. Może niewiele było wśród nich filmów wybitnych czy chociaż bardzo dobrych, ale też najmniej było wpadek. Jeżeli Berlinale może służyć za probierz kondycji światowej kinematografii, to z kondycji kina dokumentalnego jestem umiarkowanie zadowolony.
 
Jeśli nie chcą Państwo przegapić kolejnych wydań naszego tygodnika, zachęcamy do zapisania się do naszego newslettera.
 

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×