fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Wyjechać komuś z kuratora

Gdyby w słowniku związków frazeologicznych można było znaleźć zwrot wyjechać z kuratora, jego definicja zapewne brzmiałaby tak: wyjechać z kuratora (komuś) - Zgłosić się do sądu z wnioskiem o przyznanie jakiejś osobie dozoru kuratorskiego w celu dania jej nauczki, skarcenie jej, ewentualnie zemsty.

ilustr. Hanna Owsińska


 
Gdyby w słowniku związków frazeologicznych można było znaleźć zwrot wyjechać z kuratora, jego definicja zapewne brzmiałaby tak: wyjechać z kuratora (komuś) – Zgłosić się do sądu z wnioskiem o przyznanie jakiejś osobie dozoru kuratorskiego w celu dania jej nauczki, skarcenia jej, ewentualnie zemsty.
Warto zastanowić się nad wprowadzeniem takiego lub innego sformułowania opisującego podobne zjawisko. Okazuje się bowiem, że zdarza się ono niezwykle często.
 
Najczęściej ,,wyjeżdżają sobie z kuratora” rozwodzący się rodzice. Jedno donosi na drugie: że bije dziecko, że pod jego opieką dziecko nie rozwija się, tylko gra na komputerze, że padło ofiarą molestowania seksualnego. Ten ostatni zarzut jest oczywiście najgorszy. Sąd, choćby zarzut całkowicie pozbawiony był podstaw, nie może ryzykować – do zakończenia postępowania rozwodowego i ustalenia opieki nad dzieckiem podejrzany będzie się widział z dzieckiem tylko w obecności kuratora.
Zdarza się, że kuratorem wysługują się również rodzice, którzy nie radzą sobie z buntem swoich niepełnoletnich, ale prawie już dorosłych dzieci. Przeglądając akta z warszawskiej kurateli sądowej trafiłem na historię Daniela, z opieką nad którym nie radził sobie ojciec, alkoholik, który zwrócił się do sądu z wnioskiem o przyznanie chłopakowi dozoru kuratorskiego. O mały włos nie skończyło się to dla Daniela półrocznym (tyle brakowało mu do skończenia 18 lat) pobytem w pogotowiu opiekuńczym, ponieważ z Ojcem nie chciał, a bez opiekuna w świetle prawa nie mógł mieszkać. Na szczęście w tej sytuacji ludzką twarz (co nie zdarza się zawsze) pokazał kurator. Przymknął oko i pozwolił Danielowi zamieszkać u rodziców swojej dziewczyny, którzy przyjęli go jak swojego.
 
Często kurator staje się nie tylko narzędziem do walk wewnątrzrodzinnych, ale także do karcenia ludzi o niższym statusie społecznym i majątkowym przez dominującą grupę uprzywilejowanych i bogatych. Wyobraźmy sobie dwie historie. Pierwsza dotyczy Janka – chłopaka z którejś z bogatych dzielnic Warszawy, ucznia społecznego lub prywatnego liceum. Jego rodzice dobrze zarabiają, co jednak przypłacają wieloma godzinami spędzonymi w pracy. Starają się mieć z Jankiem jak najlepszy kontakt, jednak nie pozwala na to ograniczony czas. Druga to opowieść o Piotrku, uczniu technikum na Pradze, którego mama pracuje całymi dniami jako sprzątaczka, a jej konkubent, na zasiłku, nadużywa alkoholu. Obaj spędzają wieczory na hulankach z kolegami. Piotrek do późna siedzi koło bloku i popija piwko z przyjaciółmi z osiedla. Janek pija inaczej. Chodzi do eleganckich klubów w centrum Warszawy. Łatwo wyobrazić sobie, że w najgorszym dla Janka wypadku opuści się w szkole, a nauczyciele zawiadomią rodziców i spotka go od nich potężna bura. Historia Piotrka może skończyć się o wiele gorzej. Nauczyciele, sąsiedzi, czy nawet przypadkowi przechodnie mogą uznać, że jest on ,,zagrożony demoralizacją” i wystąpić o nadzór kuratorski (każdy może złożyć taki wniosek do sądu). To będzie pierwsze, zapewne nieprzyjemne zetknięcie Piotrka z prawem. Warto zwrócić uwagę na to, że ludziom z tzw. ,,dobrych domów” często pozwala się na więcej. Gdyby jego rodzina miała wyższy status społeczny, nadzór kuratorski raczej by mu nie groził…
 
W dużych miastach (a może i większości Polski) dominuje mieszczański system wartości. Należy pracować, płacić podatki i przepuszczać kobiety w drzwiach. Jeśli już nadużywa się alkoholu, należy robić to w drogich klubach lub, będąc sfrustrowanym pracownikiem korporacji, cichcem w swoim wielkim apartamencie. Oczywiście jest to duże uproszczenie. Tak postępują ,,porządni” ludzie. Na straży tego porządku stoi nie tylko policja, straż miejska czy sądy, ale też instytucje, których zadaniem jest wsparcie najuboższych i najsłabszych: m.in. Ośrodki Pomocy Społecznej. Tymczasem wartości wyznawane na blokowiskach Pragi czy Targówka nierzadko nie są zgodne z tym mieszczańskim etosem. Nabiera on zresztą zupełnie innej perspektywy dla ludzi, których jedyną szansą na jakikolwiek zarobek (jeśli w ogóle) jest wielogodzinna niezwykle ciężka praca fizyczna przynosząca głodowe wypłaty, albo zasiłki przyznawane przez państwo jako łaska, za którą należy być wspaniałomyślnym podatnikom dozgonnie wdzięcznym. Również kręcenie się pod blokiem, picie piwa z kolegami koło trzepaka, czy nawet drobne kradzieże w hipermarketach, z którymi kojarzy się ,,zdemoralizowaną” młodzież, wygląda inaczej, gdy uświadomimy sobie, że ci młodzi ludzie, przeważnie nie ze swojej winy, nie radzą sobie w szkole i nie mają możliwości chodzenia po szkole na setki dodatkowych zajęć. A nawet gdyby mieli, nie widzieliby w nich sensu, bo w świecie, w którym muszą się poruszać, umiejętności i wiedza przekazywana w szkole i na zajęciach pozalekcyjnych zazwyczaj są zupełnie bezużyteczne. Co ciekawe, ci młodzi ludzie często w swoim naturalnym środowisku radzą sobie doskonale, znają jego reguły i wykazują się zdolnościami, które lepiej sytuowanej części społeczeństwa ciężko byłoby posiąść.
 

ilustr. Hanna Owsińska


 
Kurator – reprezentant opresyjnej instytucji – trafia do ,,patologicznego” lub ,,zagrożonego patologią” domu i neguje system wartości w nim panujący. Nieufność do niego jest uzasadniona. ,,Chcę wam pomóc, ale musicie się całkowicie zmienić, przestać być podobni do siebie i zacząć przypominać nas” – mówi kurator, oczywiście nie wprost. Rodzi to uzasadniony sprzeciw, tym bardziej, że nikt w tę instytucjonalną pomoc nie wierzy. Urząd reprezentuje Panów, tych, którym się udało, tych, którym jest lepiej, mają większe mieszkania, dobre samochody, choć często wcale nie pracują ciężej. W takim myśleniu jest nie tylko poczucie krzywdy, ale i poczucie niższości. Uprzywilejowani (przynajmniej względnie) mieszkańcy Warszawy dają tym gorzej wykształconym i biednym odczuć to na każdym kroku. W książkach, w prasie i w telewizji wykształcenie, majątek, prestiż społeczny i to, co bogaci uznają za przyzwoitość i uczciwość, jest podawane jako podstawowa miara wartości człowieka. Ludzie z marginesu społecznego tego nie mają i, przeważnie, mieć nie będą. Czują się więc gorsi, a kuratorzy i reprezentanci innych instytucji, choć często po prostu chcą pomóc, to poczucie niższości pielęgnują. W ten sposób przedstawiciele niższych warstw społecznych padają ofiarą przemocy symbolicznej.
Oczywiście, wiele zależy od kuratora. Choć prawie zawsze trafia on do środowiska, w którym na starcie nie zostanie obdarzony zaufaniem, a jego obecność raczej wzbudzi obawy, może na tę ufność zapracować. Znam kuratorów, którym się to udawało, a co za tym idzie, często udawało się też pomóc. Nie jestem przeciwnikiem takiej pomocy i instytucjonalnego wsparcia dla potencjalnych sprawców przestępstw i ich rodzin. Jednak w obrębie działań kuratorów znajduje się zbyt wielu ludzi, dozór kuratorski przyznaje się często i bez wyraźnego uzasadnienia. Co więcej, przyszli kuratorzy są kształceni (czego doświadczam jako student Profilaktyki społecznej i resocjalizacji) właśnie do tego, by dezawuować świat i wartości znane i uznawane przez podopiecznego, w zamian proponując mu ,,jedyną słuszną” moralność mieszczańską, której kurator, jako urzędnik państwowy, powinien być wyznawcą. Niestety prowadzi to donikąd.
 

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×