fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Służyć Autorowi

We współczesnym teatrze widz ma wybór. I bardzo dobrze. Największym zagrożeniem dla sztuki teatru byłby brak różnorodności i brak możliwości wyboru. Dla mnie najbardziej interesujący jest teatr, który, nie odbierając aktorowi wolności artystycznej, poprzez wielowiekowe doświadczenie słowa i ciała, służy Autorowi.

ilustr.: Kuba Mazurkiewicz


 
Jaką społeczną rolę pełni dziś teatr? Czy jest wciąż w stanie zmieniać rzeczywistość społeczną i wpływać na masy? Czy ma szansę być przedmiotem zbiorowej wyobraźni? Czy jest jednak już tylko jedną z możliwych kulturalnych rozrywek? Na te pytania zgodził się odpowiedzieć Artysta, którego przedstawiać nie trzeba, Dyrektor Naczelny Teatru Polskiego – Andrzej Seweryn. W przyszłości opublikujemy refleksje kolejnych zaproszonych na nasze łamy przedstawicieli świata teatru.
 
Jaka jest społeczna rola teatru? Odpowiem przewrotnie – teatr jest rozrywką. Cóż nas bowiem do niego ciągnie jeśli nie potrzeba odczuwania szczególnego rodzaju przyjemności? Teatr jest rozrywką, która jednakowoż nie stoi w sprzeczności z estetyczną prowokacją, intelektualnym wyzwaniem, edukacją i poczuciem odpowiedzialności za widza.
My, Polacy, jesteśmy skłonni widzieć w teatrze sztukę wyższą, a aktorstwo wiązać z rodzajem posłannictwa i zobowiązania niemalże o charakterze narodowym. Symptomatyczne jest, że w Polsce mniej ceni się aktorów komediowych niż tragików. Pamiętamy aktorów w rolach Kordianów, Konradów, Hamletów, Makbetów, a role charakterystyczne czy role amantów, choćby były wyrazem najznakomitszych umiejętności aktorskich, nie zapadają tak silnie w naszą zbiorową pamięć. Nie spotkałem się z takim podejściem nigdzie na Zachodzie. Teatr to widowisko dające widzom przyjemność – czasem pouczające, czasem pobudzające do refleksji, czasem wyśmiewające nasze wady i słabości – ale przede wszystkim właśnie dające przyjemność. Katharsis, osiągana nawet drastycznymi środkami, też jest przecież w efekcie źródłem przyjemności.
 
We współczesnym teatrze widz ma wybór. I bardzo dobrze. Największym zagrożeniem dla sztuki teatru byłby brak różnorodności i brak możliwości wyboru. Dla mnie najbardziej interesujący jest teatr, który, nie odbierając aktorowi wolności artystycznej, poprzez wielowiekowe doświadczenie słowa i ciała, służy Autorowi. Tak rozumiem mój zawód, tak go uprawiam, takim spojrzeniem staram się zarazić kolegów i taką propozycję teatralną składam widzom. Chcę wierzyć, że wizyta w Teatrze Polskim w Warszawie jest dla widzów wartościową rozrywką i że mają poczucie dobrze i miło spędzonego czasu. Przykładam wielką wagę do wyboru repertuaru, sięgam po najznakomitsze teksty polskiej i światowej dramaturgii, gramy w Polskim utwory, których nie znajduję na scenach innych teatrów, każdy spektakl przygotowujemy z największą starannością, wykorzystujemy wszystkie nasze siły i umiejętności. Nie mamy jednak ambicji, by każdym spektaklem zmieniać świat. Byłoby to naiwnością. Choć przyznaję – bywa, że  moment dziejowy, potrzeba chwili czy nastawienie społeczne sprawiają, iż niekiedy wrażliwość artystów spotyka się z wrażliwością i oczekiwaniami widzów, dając takiemu spektaklowi wyjątkową siłę wspierania, a nawet inicjowania, przemian o charakterze społecznym czy nawet politycznym. Nasza historia zna takie przypadki – z Dejmkowskimi „Dziadami” na czele, czy też wielką i piękną tradycją teatru niezależnego lat 70-tych i 80-tych.
Podobnie, jak dawniej u nas, dziś teatr staje się znowu mocnym oparciem dla opozycji w krajach walczących o swoją wolność, niezależność, demokrację i nowoczesną państwowość. Gościliśmy ostatnio w Teatrze Polskim artystów z Białoruskiego Wolnego Teatru, którzy ze względu na charakter swoich działań artystycznych  są prześladowani w ojczyźnie. Z powodów politycznych pracują teraz tylko poza granicami Białorusi, ale liczą, że ich mocny głos sprzeciwu będzie słyszany również w Mińsku. Daliśmy im scenę Teatru Polskiego, stworzyliśmy warunki do pracy, by przygotowali z naszymi aktorami spektakl „Czas kobiet” dedykowany białoruskim opozycjonistom i ich rodzinom. Za każdym razem, gdy grany jest ten spektakl, mamy poczucie, że kontekst polityczny pozwala tej sztuce przekraczać granice sali teatralnej i wychodzić daleko poza kategorie estetyki. Sztuka i życie są wtedy tak blisko, jak tylko jest to możliwe. To zupełny fenomen – nie możemy jednak wymagać, by zdarzał się co wieczór.
 
Moja aktorska dojrzałość wyraża się dziś przede wszystkim w tym, że przestałem udawać, jakobym był mądrzejszy od Autora. Przestałem już też wierzyć w to, że mogę widza jeszcze czymkolwiek zaszokować. Jeśli już decyduję się na pracę z danym tekstem, przestaję go traktować jako pretekst do wyrażania moich, indywidualnych poglądów. Dziś staram się przede wszystkim zrozumieć, po co Autor tak czy inaczej konkretną kwestię napisał i co ona dla nas dziś może znaczyć. Nie chcę głosić, chcę pytać. Dziś w teatrze interesuje mnie dialog, spotkanie z człowiekiem, a nie ze świetnie wyuczonym manekinem, który próbuje grać na emocjach widzów, bo zna kilka chwytów, które działają. Wyrazem tych dążeń jest mój mondram „Szekspir forever”, w którym traktuję Szekspirowskie monologi jako punkt wyjścia do rozmowy z widzami – realnej rozmowy, gdzie słuchamy się wzajemnie i rozmawiamy o różnych problemach, nie tylko natury artystycznej.
Jeśli z takich spotkań, podczas tego czy innego spektaklu w Teatrze Polskim, z tego dialogu, z tego rzemieślniczego trudu – mojego i całego zespołu – urodzi się czasem coś wyjątkowego, coś, co choć kilkoro widzów uzna za przełomowe w swoim życiu, coś, co przejdzie do historii i wpisze się w zbiorową świadomość, to będę dumny. Za nasz wspólny sukces uważam fakt, że mamy w repertuarze „Zwiastowanie” Claudela, „Cyda” Corneille’a… Nie znaczy to jednak, że pełna widownia Teatru Polskiego, która szczerze zaśmiewa się na „Wieczorze Trzech Króli” Szekspira w reżyserii Dana Jemmetta, nie zaspokaja moich artystycznych ambicji. Zaspokaja – bo, wykorzystując wszystkie swoje zawodowe umiejętności, nie schlebiając niczyim gustom, dajemy widzom rozrywkę najwyższej próby. Lubimy, gdy widz w Teatrze Polskim oddaje się nie tylko zadumie, ale również śmieje się pełnym głosem. Szekspir pisał zarówno poezję salonową, jak i utwory dla ludu i nie boję się o tym przypominać. Nawet jeżeli dla niektórych ma to brzmieć jak prowokacja.
 
(Na marginesie, zaprosiłem Dana Jammetta ponownie do pracy w Teatrze Polskim – proszę zatem nie przegapić jesienią premiery „Burzy” Szekspira. A wcześniej „Parad” Jana Potockiego).
 

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×