fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Prostujcie języki dla Niego!

Nie chodzi wcale o używanie popularnego w niektórych środowiskach kościelnych slangu - nie jestem zwolennikiem szturchania łokciem w bok i porozumiewawczego mrugania okiem, natarczywego spoufalania się z młodymi lub sceptycznie wobec Kościoła nastawionymi osobami.

ilustr. Hanna Owsińska


„Umiłowani w Chrystusie Panu, Bracia i Siostry!”
Ten zwrot, choć niesie w sobie nie jeden, ale kilka istotnych sensów, dla, strzelam, większości wiernych zebranych podczas niedzielnej Mszy św. jest wezwaniem do ok. 10-minutowej drzemki. Już wiemy, że Kościół ponownie ofiarował nam tzw. dodatkowe nabożeństwo pokutne, czyli wysłuchanie kolejnego listu pasterskiego. Problem polega na tym, że w 99% przypadków w takim liście kryje się ważna dla nas treść, ale tej, o ile nie wykażemy się benedyktyńską cierpliwością, już nie wydobędziemy spod obfitej watoliny językowych popisów księży biskupów.
Mamy skarb, którego często nie potrafimy przekazać, bo „komunikujemy” światu fundamentalne rzeczy za pomocą języka, którego ten świat nie używa. Tak, to jest ten moment w tekście, w którym, jeśli czyta to ksiądz, przewraca oczami uznając problem za mało istotny. Sparafrazujmy jednak genialną myśl i zjawisko „What would Jesus do?” i zapytajmy: „What Jesus did?”. Otóż, jak wynika z treści Ewangelii, ale też i chociażby „Dzienniczków” św. Faustyny, Chrystus zawsze przemawiał językiem zrozumiałym dla odbiorcy. Niestety, my w Kościele robimy na ogół coś dokładnie przeciwnego. Zjawisko wbrew pozorom nie kończy się jednak na listach Episkopatu czy skrzących się od językowych ozdobników homilii szeregowych księży (często skrywających pustosłowie, ale to temat na osobny wątek).
 
„Ja, proch mizerny, przed Twą możnością, z wojskiem Aniołów klękam z radością” – oprócz faktycznej radości, jaką wywołuje wyobrażenie sobie tych potężnych istot w mundurach i z karabinami na ramieniu, niestety nie „czuję” ciężaru tych słów, choć przecież ukryty w nich przekaz jest potężny! „Ciebie On z łowczych obieży wyzuje i w zaraźliwym powietrzu ratuje / W cieniu Swych skrzydeł zachowa cię wiecznie, pod Jego pióry uleżysz bezpiecznie”. Czy chodzi o to, że np. Gabriel jest świetnym artylerzystą, więc odeprze atak nieprzyjaciela, kiedy ja będę leżał w okopie? Wcale nie robię sobie jaj i oczywiście to perfidne nadużycie z mojej strony, polegające na przeskoczeniu z jednej pieśni kościelnej („Kłaniam się Tobie”) w drugą („Kto się w opiekę”). Ale co to właściwie znaczy „uleżysz”?
To, co śpiewamy podczas Mszy św., jest zazwyczaj spadkiem po naszych przodkach. I tu panuje pełna jasność, zrozumienie dla używanego języka, zresztą tak, jak w przypadku Psalmów. Tyle że jest jeszcze radosna twórczość zupełnie współczesnych nam ośrodków liturgicznych czy wyspecjalizowanych w układaniu pieśni księży. Spójrzmy na inną bliską naszemu kręgowi kulturowemu tradycję, czyli litanie. Tu już sprawa jest grubsza, bo te, przeznaczone do publicznego odmawiania, muszą być zatwierdzone przez kurię diecezjalną lub kongregację watykańską (litanie ogólnoświatowe). „Serce Jezusa, z którego pełni wszyscyśmy otrzymali”, „Serce Jezusa, zelżywością napełnione” – „Zelżywością”? „Wszyscyśmy” mój edytor tekstu podkreślił na czerwono. Czy ktoś takich słów, już nawet nie w mowie codziennej, ale nawet w prywatnej modlitwie, dialogu z żywym Bogiem dzisiaj używa?
 
Wreszcie pozostaje treść samej liturgii. Ta powstawała przez wieki, np. druga modlitwa eucharystyczna sięga czasów pierwszych chrześcijan, jest trudno reformowalna – nad całością czuwa Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, która wydaje „editio typica” (wydania wzorcowe), adaptowane potem na języki narodowe przez komisje liturgiczne poszczególnych państw, na końcu zatwierdzane przez Watykan. Cały proces trwa zwykle latami. Piszę o tym po to, żeby pokazać, iż w przypadku mszałów mamy do czynienia z niezwykle delikatną i skomplikowaną materią. Niestety, także tutaj czają się archaizmy językowe jak np. „Przeto błagam Najświętszą Maryję” z aktu pokuty. Aż chciałoby się, nawiązując do słów z Ewangelii św. Łukasza: „Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego! Wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże”, zawołać do duchownych (i to błagalnym tonem): „Prostujcie języki dla Niego! Wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże, ale przestańcie je zakrywać”.
Nie chodzi wcale o używanie popularnego w niektórych środowiskach kościelnych slangu – nie jestem zwolennikiem szturchania łokciem w bok i porozumiewawczego mrugania okiem, natarczywego spoufalania się z młodymi lub sceptycznie wobec Kościoła nastawionymi osobami. Rozumiem chęć upiększenia liturgii („no bo to dla Pana wszystko”), styl formalny listów pasterskich, kwestie takie jak stres czy pośpiech, ale chyba nie o nie w większości przypadków chodzi. Dlaczego nie używamy języka… którego się używa? Normalnego, codziennego. Dlaczego mówimy „przeto błagam”, zamiast „dlatego proszę Ciebie”? Moglibyśmy usiąść i z kartką w ręku zaproponować potencjalne przełożenia formuł i tekstów kościelnych na słowa używane przez ludzi w mowie dziś – tu i teraz. Czemu jest to ważne? Bo i wiara ma dotykać naszego tu i teraz. W innym wypadku będzie przypominać zwiedzanie skansenu – fajne dla starszych ludzi (którzy dzięki temu przywołają czasy młodości) i pasjonatów tematu, ale reszta w tym czasie pójdzie gdzie indziej. Lub się zdrzemnie.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×